Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nie mam pomyslu na nick_

Jak sie uwolnic od toksycznych rodzicow

Polecane posty

Gość gość
1) Wyprowadzić się (wynająć pokój 1m2 z koleżanką - to i tak będzie lepsze niż mieszkać z toksycznymi rodzicami) - ale na tyle daleko, żeby nie mogli zaskoczyć niezapowiedzianą wizytą, bądź żeby nie znali adresu; 2) Zerwać kontakt - jak się nie da całkowicie to skłamać przez telefon, że się pracuje całe dnie i nie ma czasu na odwiedziny ani na rozmowy tel. Przerywać zawsze rozmowę tel. w momencie gdy zaczynają narzekać na samotność, niewdzięczne dzieci, sąsiadkę itp. 3) Nigdy nie wierzyć w poprawę - taka nigdy nie nastąpi - będzie tylko ukryta. 4) nie odwiedzać nawet w święta - lepiej iść do pracy a po pracy cieszyć się ciszą i spokojem na swoim 1m2. 5) Iść do psychologa. 6) Wypłakać się w poduche. 7) Oglądać dużo komedii i czytać dużo miłych książek. Nie oglądać dramatów i negatywnych wiadomości. 8) - Zadbać o siebie, o swój wygląd, makijaż, zadbać o włosy itd. - to wbrew pozorom, najważniejsze. 9) Cieszyć się, dużo cieszyć się - ze spaceru w deszczu czy śniegu, z drzew i lasu, cieszyć się do słońca, cieszyć się z wiatru - odbierać przyrodę jako najlepszego przyjaciela, który towarzyszył w niedoli a teraz cieszy się razem z Wami. 10) Myśleć pozytywnie, kochać siebie, cieszyć się z tego, że wszyscy umierają a w ziemi każdy jest równy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja jestem dzieckiem toksycznych rodzicow. toksycznych w najlepszym tego slowa znaczeniu. ojciec chory na nerwice natrectw i dystymie a matka borderline. oboje rzecz jasna nie chca i nigdy nie chcieli sie leczyc. oboje potrafia oddac serce na tacy a potem wbic zatruty noz miedzy zebra tak zeby czlowiek wylizywal rany miesiacami. cale moje i mojego brata dziecinstwo to ciagle awantury, rzucanie talerzami, garami, mordobicie miedzy rodzicami a nastepnie kochana rodzinka. balam sie kazdego dnia co nastapi. moj brat tez jest dobry ale podejrzewam ze to przez stres jakiego sie nazarl wychowujac przy nich(jest 14lat ode mnie starszy). obecnie mojej matce i ojcu sie pogarsza. matka jest na przedemerytalnym i cale dnie jedyne co robi to slucha chorych psychicznie schizofrenikow wyglaszajacych teorie na internecie i zaczyna wszystkich tym zadreczac a kiedy ktos nie chce sluchac lub nazywa to po imieniu to zaczyna ryczec, wpadac w furie, wyzywac, rzucac sie do bicia, obrazac. ojciec z kolei zaczyna miec chyba demencje bo spiewa tj nuci nawet przy ludziach jakies jeki, klnie pod nosem, gada sam do siebie, wyklina bez powodu. oczywiscie na codzien sa kochani, dobrzy, zapraszaja na obiadki, troszcza sie a potem zaczyna sie akcja. matka potrafi pierdzielic te schizofreniczne, sekciarskie brednie nawet przy 10letniej bratanicy a kiedy ktos ja upomni to placze, wyzywa itd. brednie o ktorych mowi moja matka to m.in. o nowych szwabiach, kosmitach, o jakis archeologiach wykreowanych w chorych umyslach wariatow ktorzy potem ludziom wypieraja mozgi i wiele innych. ja mam o tyle lepiej ze nie mieszkam z nimi, mam wlasne lokum i meza ktory mnie wspiera. gorzej ze jestem od nich uzalezniona psychicznie, martwie sie. po ostatniej awanturze w ktorej o malo oboje mnie nie pobili bo musialam ich rozdzielac jak skakali sobie do gardel(a matka przy okazji i mi) nie mam z nimi kontaktu i nie zamierzam takowego nawiazywac a wciaz mam w glowie czy ojciec zyje(bo ciezko choruje na serce) itd. musze sie odciac chcac stworzyc normalna i kochajaca sie rodzine. mnie zbili psychicznie tak ze choruje na nerwice lekowa. moj maz ma ojca pijaka i wspoluzalezniona matke ktorej nie da sie wyperswadowac niektorych kwestii. oboje chcemy miec normalna i kochajaca sie rodzine gdzie ani chore awantury, scysje, mordobicia czy pijanstwa nie wchodza w gre. gdzie kazdy dzien jest szczesliwy, radosny. gdzie codziennoscia sa spacery, wspolne spedzanie czasu, milosc plynaca z serca. chce zeby moje przyszle dzieci nie musialy ogladac tego co ja i na co moj maz musielismy patrzec. chce o tym zapomniec i o nich. probowalam im pomoc, walczylam, wyrzucalam z siebie swoje uczucia, mowilam wiele razy jak ich kocham ale to nic nie daje. matka ma wyprany mozg a ojciec ten mozg chyba traci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sympatyczny typ
Też i swoja historię opiszę. Toksyczni rodzice. Matka i ojciec. Bez ślubu. I oczywiście ja za wszystko winny, bo istnieję. Ojciec uciekł za granicę w takie rewiry aby rząd go nie miał jak scignąć i zrobił sobie dodatkowo 2 dzieci. Matka dziwna. Od 18 lat jest kociarą a więc w mieszkaniu śmierdzi i jest od 7 do 15 kotów a ja w osobnym pokoju. Niby prosta rzecz "wyprowadź się". Gdyby ludzie chcięli, to zarabiałbym to średnie wynagrodzenie miesięczne, czyli 4280zł burtto na miesiąc i byłbym w stanie mieszkać osobno. Ale jedyne co oferują, to owszem, pracę ale za maksymalnie 2000 zł brutto na miesiąc. A więc nawet gdybym na siłę się wyprowadził, to zostałoby mi zbyt mało na kształtowanie sobie czegokolwiek w życiu. Nie warto próbować. Mieszkałem za granicą ze 3 razy i mało co nie zostałem bezdomny. Byłem przez krótki okres czasu na bezdomności, bo pracy nie było dla mnie pomimo iż znałem wówczas angielski biegle. Wykształcenie "technik ekonomista". Dorobiłem sobie jeszcze 2 lata logistyki. I co? I nie ma dla mnie ani pracy ani pieniędzy. Może dlatego, że za przystojny jestem. Nie wiem. Kobiety ode mnie stronią, bo w pierwszej kolejności otrzymują informację z kim warto a z kim nie. Nie bez powodu tyle przy telefonach swoich siedzą. Informatorki. Widzą, że z rozwalonej rodziny pochodzę. Widzą, że ojciec nigdy się nie interesował. Widzą, że matka przeklina mnie i robi obciach trzymając pełno kotów w mieszkaniu abym z osamotnienia i wstydu za nią zginął marnie. Młode kobiety patrzą na to wszystko z pogardą. Odsuwają się. Wstydzą się mnie czy mam robotę czy nie. Nie ma znaczenia. Teściowa byłaby śmierdząca i obciachowa oraz biedna. Patrzą się na to z jakiej rodziny się pochodzi. Tak więc szczęścia nie mam. Mieszkam z matką mając niebawem 35 lat. Wszyscy wszystko o mnie wiedzą. To, ze kłócę się z matką. To, że ona nie daje za wygraną i szczuje mnie kotami. Robi mi wstyd abym umarł z osamotnienia i obciachu. Za to, ze ojciec mnie nie zabrał i nie pomógł. Za to się mści. Oraz za to, ze jej samej się zbytnio nie powodzi. Ja zaś nie mam powodzenia do ludzi. Matka wiesza na mnie tak zwane "psy". Robi ze mnie wariata, bo nie mam powodzenia w życiu. A powodzenie mają generalnie ci, co mają wsparcie. Ja nie miałem nigdy prawdziwego wsparcia z żadnej strony. Wujek, ciotka czy kuzynka = zero zainteresowania. Wręcz odsuwają się, bo widzą słabsze ogniwo. Ot rodzina. Gdybym miał jeszcze koleżanki jakieś lub prawdziwych, dobrych znajomych. Może wtedy miałbym normalne, dojrzałe życie. A tak, to zginę marnie, bo nikomu na mnie nie zależy. To wszystko. Uczyniono mnie żałosnym. I nic nie mogłem an to poradzić. Dałem z siebie wszystko. Ale po 10 latach męki, "nic".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pracuje, mam 50 lat, dzieki rodzicom jestem na etapie 15

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kiedy myślę o swoim życiu, widzę jak wiele złego wyrzadzili mi wlasni rodzice. Wcześniej tego chyba w ogóle nie zauważalam. Do teraz. Zauważyłam, że mój brat jest alkoholikiem, agresorem uzależnionym od różnych specyfików, ojciec praktycznie nie istnieje, jest tylko ciałem a matka? Wróciła do ulubionego zajęcia, do picia alkoholu. Od dziecka byłam bita za wszystko, ponizana za wszystko. Teraz w wieku 30 lat widzę, że mimo upływu lat nic się nie zmieniło. A ja popadam w ruinę przez ich "wychowanie". Niedawno jeszcze myślałam jak im pomóc, co zrobić. I wiecie co? Mam ich w d***e. Mam ich gdzieś, niech się wszyscy zapija na śmierć. Każdy ma swój rozum, są dorośli, dobrze wiedzą co robią. Zniszczyli mi dzieciństwo, zrujnowali mnie o moje życie. Wiem, że nie można żyć przeszłością bo stracę to co jest tu i teraz i tak na prawdę nigdy nie przeżyje swojego własnego życia tak jakbym chciała ale to przez nich nam problemy. Nienawidzę ich. Nienawidzę matki, która mnie nigdy nie broniła i uwielbiała mojego brata, mój brat dostawał laptopy i skutery, mój brat miał naprawione wszystkie zęby prywatnie a mnie nie chciano leczyć nawet gdy miałam angine i leżałam z 42 stopniami gorączki, jedyne co wtedy usłyszałam to to że jestem problemem. Znowu. Nienawidzę ojca, który mnie katowal, nienawidzę ich za to, że nigdy nie usłyszałam "kocham cię". To ja 3 lata temu powiedziałam im to na własnym ślubie i wiecie co? ŻAŁUJĘ JAK NIGDY NICZEGO INNEGO. Nie mieszkam z nimi ale też nie chce już dłużej utrzymywać kontakt. Czuję się rozdarta kiedy matka wydzwania zmartwiona i niemal placzacym głosem prosi o kontakt ale mam tego dość. Nie chcę ich, niech to czują, niech to wiedza, jak ja się czułam przez duża część mojego życia. Dlaczego o tym piszę teraz? Bo jest piękny dzień, nikt nie choruje, nic złego się nie dzieje a ja siedzę przybita i zastanawiam się co ze sobą zrobić... Jak odebrać sobie życie. Bo czuje się jak g****o, bo jestem wiecznie winna, zła, wiecznie niewystarczająca, zawsze nie tak jak być powinno. Mam dość wiecznego poczucia winy i odtracenia, mam dość lęków, nerwicy i usilnego izolowania się od innych ludzi, od uczuć i emocji. Winie ich za wszystko. Jedyne czego mogę od nich oczekiwać to pretensje. Chciałam to z siebie tylko wyrzucić. Wiem, że takich osób jak ja jest mnóstwo... Zastanawiam się tylko, jak uratować siebie i swoje życie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
MOja matka jest emerytowaną nauczycielka, która całe zycie zachwalała swoich nawet trójkowych uczniów i wybaczała im różne potknięcia. A mnie szótkową uczennicę zawsze krytykowała, całe dzieciństwo czułam się jak zero. zarówno z wyglądu jak i inteligencji. Skończyłam prawo i filologię angielską. mam dobrze prosperującą firmę, podobno zawsze byłam bardzo ładna. A ja? Nigdy nie czułam , że jestem coś warta. Zato co raz popadałam w stany lękowodepresyjne. Tak jest do teraz. Matka ma o wzystko pretensje w zawoluowany sposób, ojciec jest hipohondrykiem, a ja zamiast zyć swoim zyciem i swojej cudownej rodziny, jestm nieszczęsliwa matwiąc się o nich, bo całą s*******inę zrzucają teraz na mnie. Ciągle słyszę o ich wyimaginowanych chorobach, chorobach innych, problemach innych, z pretensją w głosie "a ty to masz dobrze, powodzi ci się." Nikt się nie przejmował tym, ze wywalono mnie z pracy, że sama stanęłam na nogi, że jakoś muszę dawać radę. NIe. jeszcze słyszę pretensję, że za dużo pracuję, bo ich nie odwiedzam. CZuję się w potrzasku. Bo wiem, ze i tak nic się nie zmieni. Dużo by jeszcze pisac.... Help !!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powyższa odpowiedź od osoby, której mama jest emerytowana nauczycielką jest podobna do mojej sytuacji. Również nauczycielka na emeryturze. Inni zawsze lepsi od Ciebie, inaczej się ubierają , mają klasę której Ty nigdy nie miałeś.Przeczytawszy wszystkie komentarze od ludzi stwierdzam, że nasi rodzice nas nie doceniają. jakby mieli syna, lub córkę ćpunkę, lub alkoholika , lub takiego co by nigdzie nie pracował wtedy by się zastanowili nad swoim debilnym zachowaniem. Kto jest jedynakiem, lub jedynaczką i ma życie usłane różami to mity i legendy. W niektórych rodzinach tak jest. Ja rodzeństwa nie mam i wiecznie wszystko sam. Tak by pogadać co słychać, pomóc jak np mam problem w czymś to nigdy. Ale jak świat kręci się w okół mej matki coś chce, lub znajomi od niech chcą uzyskać odpowiedź, pomoc ode mnie to od razu przychodzi.A jak nie pomogę ty taki owaki. A jak pytam czemu Ty np nie pomożesz jak ja coś potrzebuje, nawet durnej pogawędki to odpowiedź zawsze taka sama jest. Albo udaje, że nie słyszy, albo idź już. Czemu rodzice pomagają innym , nawet sąsiadom swoją radą, czy konkretną pomocą? Chcą zdobyć ich zaufanie, czy pokazać jacy to są najlepsi. A własne dzieci maja za nic. Dobrze rozumiem tych co odbierają sobie życia-czasami ich psychika już nie wytrzymuje.Jednakże ma się życie jedno i wiem, że muszę żyć bo za jakiś czas może odmieni się moja sytuacja. Trzeba wierzyć w to.I sprawi, że wreszcie złapie stu procentowy tlen. Pozdrawiam wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×