Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

66zawiedziona99

stracona miłość

Polecane posty

Witam serdecznie. Nie jestem w stanie pewnych sytuacji, które zaistniały w moim życiu, pojąć sama. Chciałabym zobaczyć to wszystko w innym świetle, lecz nie spostrzeżonych przez moich bliskich. Bardzo byłabym wdzięczna za opinie na temat mojej historii. Cztery lata temu poznałam faceta 5 lat starszego spotykaliśmy się pół roku i już wtedy zdawaliśmy sobie sprawę, że chcemy być ze sobą nie długo potem były zaręczyny choć nie wspominaliśmy o ślubie. Oboje studia, praca, życie codzienne. Byliśmy nierozłączni "idealna para" - tak mówili, choć były i burze szybkie rozstania i jeszcze szybsze i bardziej gorące powroty. po 2 latach wyjechaliśmy za granicę, by nauczyć się języka, zarobić na wesele, by być ze sobą. Przez pierwsze pół roku stawały przed nami problemy życia codziennego, byliśmy zdani tylko na siebie, problemy z pracą, mieszkaniem, blokady językowe. Docieraliśmy się boleśnie, kłóciliśmy on chodził pić z qmplami ja czekałam do 3-4 nad ranem trzeciej nocy nie wytrzymałam wyprowadziłam się do koleżanki postanowiłam wrócić do domu, lecz tęsknota przeważyła spotkaliśmy się i zostałam z nim. Sielanka nie trwała długo, wkrótce po tym on zaczął się wyprowadzać błagałam żeby tego nie robił nie słuchał wyprowadzał się 3 razy choć później wracał jak zbity pies. Generalnie pomimo braku zgody bardzo się kochaliśmy i nie wiedzieliśmy jak żyć bez siebie... wszystko wróciło do normy, choć czasem wypominaliśmy sobie niektóre sytuacje, uczyliśmy się żyć na nowo ciesząc się sobą. Wyznaczyliśmy pierwszą datę ślubu... zaklepaliśmy salę. zaszłam w ciążę. poroniłam. po raz pierwszy widziałam go ze łzami w oczach. nie był to dobry okres, ja nie byłam święta, bardzo go obciążałam nie mogłam się pogodzić z zaistniałą sytuacją stałam się okropnie zazdrosna. On nie wytrzymał odwołał ślub. kilka tygodni później znowu byliśmy razem i uporaliśmy się ze wszystkim (choć w sercu pozostało). Niedługo po tym zarezerwowaliśmy ponownie salę i wszystko co łączyło się ze ślubem i weselem. Tym razem miało być to dopięte na ostatni guzik. Po czterech latach myślałam, że nic nas nie złamie, kłótnie sprzeczki i nieporozumienia przyćmiewały dobre chwile, znajomi, wspólna rekreacja. Zaczęło się od zmiany mieszkania, ponieważ zakupy, sprzątanie, gotowanie, płacenie rachunków, robienie zakupów, pranie i wszystko co było związane z życiem było na moich barkach, postanowiliśmy, że on zajmie się szukaniem mieszkania. Załamana i wściekła robiłam mu wyrzuty kiedy zobaczyłam obskurne mieszkanie z robalami... szukaliśmy czegoś nowego. Zmarła moja babcia, musiałam zostawić go samego i przyjechać na pogrzeb. Jego mama była zawiedziona "jak mogę go zostawić samego"!!! choć on mnie namawiał bo wiedział jak bardzo mi na tym wszystkim zależy. pojechałam. Podczas pobytu postanowiłam wrócić na stałe (oczywiście razem z nim), zadecydowałam, że mam dość wegetacji i pora powrotu do domu i na studia się zbliżyła (rzuciłam studia, żeby wyjechać z nim). W między czasie spotkałam swojego bylego faceta (choć dla mnie to tylko przyjaciel, wiedziałam jakie on żywi uczucia dla mnie). Nie wiem co zadecydowało o tym, że zaczęłam tym razem ja się zastanawiać nad istotą ślubu, muszę powiedzieć, że ja do życia podchodzę serio on "jakoś to będzie". po powrocie opowiedziałam mu o swoich obawach oraz o tym, że chcę wrócić do Polski na stałe. Nie był zachwycony (nawet na zmywaku płacą lepiej niż w polsce na stanowisku kierownika), choć się zgodził po dwu tygodniowym urabianiu w tzw między czasie przeprowadziliśmy się do w końcu normalnego miejsca. Po przemyśleniu wszystkiego zadecydowaliśmy o tym, że ja wrócę wcześniej, znajdę sobie pracę, zajmę się ślubem, szukaniem mieszkania oraz egzaminami na studia, a on zostanie 1,5mc i jeszcze zarobi. Na samym początku gadaliśmy dzień w dzień przez skype, lecz im dalej w las tym więcej drzew spotykałam się ze znajomymi on chodził na imprezy pożegnalne, byłam zestresowana ślubem ponieważ byłam na miejscu i załatwiałam wszystko sama (pewnie jemu to było na rękę nigdy nie był wyrywny do pomocy mi w tym "kochanie zdaję się na Ciebie") sama byłam zła ponieważ moja rodzina była przeciwko- mówili, że nic nie wnosimy na razie do tego związku- , zaczęły się kłótnie przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Zaczął się mną interesować pewien facet, do tego były nachodził mnie cały czas... choć byłam lojalna spotkałam się z nimi parę razy (raczej pod wpływem wątpliwości). W końcu nadeszła chwila jego powrotu. Nie byłam w stanie go opuścić nawet na krok, byłam przeszczęśliwa!! Znowu wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Jego mama nagle go non stop potrzebowała on nie miał dla mnie czasu nasze wyjścia ograniczały się do wyjść z qmplami, mieszkaliśmy osobno. Ja zachorowałam przestałam do niego jeździć, zaczęły się awantury (min o to że wszystko to ja wybieram!!! choćwcześniej dawał mi o wszytskim decydować). Terminy nas nagliły on mówił jakoś to przecież będzie nic go nie interesowało a czasu na to wszystko nie miał. W końcu przyszły dwa tygodnie codziennych kłótni (nie tylko ze mną) zmieniałam taktykę mówiłam cicho i spokojnie nic nie dawało rezultatów, chyba sama moja osoba zaczęła go denerwować. W końcu parę razy usłyszałam ślubu nie będzie choć później przepraszał. Miesiąc przed ślubem po % znowu powiedział ślubu nie będzie ponieważ powiedziałam, że było mi przykro kiedy nie przyjechał do moich znajomych dzień wcześniej a teraz wracamy od jego. Znowu kłótnia doszło do tego, że mu przytakiwałam. Zasypialiśmy wtuleni w siebie. rano nie omieszkałam na trzeźwo oznajmić mu, co zrobił i że było mi niezmiernie przykro. oczywiście, mogłam się tego spodziewać, następna awantura... Zeszłam do niego by porozmawiać nic nie dało, wróciłam do pokoju ubrałam się on wrócił powiedziałam, że kiedyś byłam najszczęśliwszą z kobiet, że nie wiem co się stało, że się staram ale nic nie wychodzi, że nie daję rady i muszę odetchnąć, że jeśli się to nie zmieni to będzie to koniec. Starał się mnie przytulać, ale ja musiałam odetchnąć odeszłam on wyszedł za mną wołał, ale ja musiałam pomyśleć pojechałam do domu. Po godzinie do niego zadzwoniłam.... Awantura, że mu nie daję pomyśleć. No więc odpuściłam. Na drugi dzień zadzwoniłam by się z nim spotkać on powiedział, że nie ma ochoty, ale na drugi dizeń czemu nie. Nie wiem co się stało, ale na spotkaniu żadne moje łzy, błagania lamenty, zapewnienia o miłości nie pomogły. Powiedział, że kocha lecz nie może ze mną być. Minęły dwa tygodnie a ja nie potrafię sobie z tym wsyztskim poradzić nie odwoływałam swojej części, żyłam złudzeniem, lecz się nie odezwał. Wydaje mi się, że poczuł wiatr we włosach z kolegami hulanki (pomimo 28lat) oraz przyczyniła się do tego mama która wszystko mu podaje na srebrnej tacy (muszę powiedzieć, że we wszystko się wtrącała mnie w podejmowaniu decyzji ignorowała choć ją lubiłam mieliśmy o nią kilka sprzeczek on wtedy mówił , że jej i jego kolegów nienawidzę -koledzy... % i coś więcej to dla nich codzienność). Nie wiem co robić chciałabym zapomnieć lecz ból rozrywa mi serduszko. Dziś dowiedziałam się, od znajomego, że ślubu nigdy nie będzie i że nie miał racji bytu. Zabolało. Jego głównym powodem zerwania były awantury oraz kontakt z byłym, nie wierzę by to tylko to.... Nie odzywamy się 2 tyg a dla mnie to jak wieczność... co mam robić czuję, że sobie z tym nie poradzę... w końcu był również moim przyjacielem w kiepskich momentach mam ochotę do niego zadzwonić choć wiem , że nie mogę... boli. Jak by tego było mało nie wiem czy nie jestem w ciąży. Przepraszam z góry za potok słów lecz starałam się to jakoś naświetlić, może jednak ktoś to zrozumie bo ja nie mogę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bogdannnnn
Mogłabyś bardziej rozwinąć problem i bliżej opisać tą sytuację ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a co tu rozumiec. Facet dal ci jasno do zrozumienia ze cie nie chce i nie bedzie chcial. Olal cie a ty jeszcze sie plaszczylas. Daruj go sobie bo to kretyn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszystko b. jasne
Jesteś masochistką i rozpaczasz, bo odeszdł i nie ma kto Cię poniżać o dręczyć. Och, to straszne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co byś chciał więcej wiedzieć? wydaje mi się, że przybliżyłam wszystko. Konkretnych sytuacji chyba nie muszę opisywać... Z jednej strony widzę wszystkie mankamenty mojego i jego zachowania aczkolwiek po 4 latach jest mi ciężko się z tym pogodzić. To co teraz czytam jednak otwiera mi oczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×