Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

nogogłaszczka

jak dotrzeć do faceta?

Polecane posty

Witam. Problem mam taki. Od grudnia jestem z facetem. Z innego miasta, więc widujemy się tylko w weekendy. Jest dla mnie wszystkim, wiem też, że i on mnie kocha. kiedy jesteśmy razem, jest bosko. No ale niestety nigdy nie ma tak, żeby było całkiem dobrze... Problem polega na tym, że w związku z ciągłym czekaniem na kolejne spotkanie jest mi po prostu smutno. Brakuje mi go, a wtedy niewiele mi trzeba, żeby poczuć się koszmarnie-po prostu robi mi się smutno. Czasami z konkretnego powodu, czasami tak po prostu, bo jest daleko, a chciałabym się przytulić. Piszę mu o tym, że jest mi źle, smutno, że go potrzebuję, że potrzebuję, żeby mi pomógl, bo sobie z tym nie radzę. No i coż... dostaję opierdol, że znowu coś sobie wymyśliłam, że to moje emocje i problemy i że sama mam sobie z nimi radzić. I czego ja w ogóle od niego oczekuję?! Że za mnie te problemy rozwiąże?! Nie rozumie tłumaczenia, że skoro proszę go o pomoc, to tej pomocy potrzebuję, że sama sobie nie radzę. On mojej pomocy nie chce. Uważa, że każdy ma sobie radzić sam. Tylko po jakś cholerę w takim razie się z kimś wiązać? Co z tym "na dobre i na złe"? Co z dzieleniem się radościami i smutkami?! Awantury o to są coraz częstsze. On uważa, że pomoże mi, keidy uzna, że powód jest wystarczająco poważny. I nie dociera do niego, że to, co dla niego jest błachostką, dla mnie jest dramatem. Nie umiem mu tego wyjaśnić. A wielokrotnie próbowałam. On nie rozumie, że nie ma prawa oceniać co faktycznie może mnie zranić, a co nie, bo nie jestem nim i inaczej reaguję na niektóre rzeczy. Często jest też tak, że czymś niechcący sprawi mi przykrość, jakimś zdaniem albo zachowaniem. Wiem, że nie zrobił tego specjalnie, więc nie robię mu awantury, staram się na spokojnie wytłumaczyć mu co i dlaczego sprawiło mi przykrość. I ZNOWU SOBIE WYMYŚLAM! Znowu-awantura o to, że chcę go zmieniać(że co? to że nie chcę dać się ranić, to się nazywa, że podła jestem i chcęgo zmieniać?!) schemat zawsze jest taki sam:mówię mu na spokojnie "Kochanie, tym i tym sprawileś mi przykrość". Dalej jest jego olewanie tematu i moje dalsze próby wytłumaczenia-to chyba normalne, bo wiem, że jesli nie zrozumie, to dalej będzie mnie ranił. Jak nie odpuszczam zaczyna się coraz bardziej wściekać, ostatecznie dochodzimy do tego, że ja zachowuję się dziecinnie i mam jakieś chore oczekiwania, włażę mu na głowę i że on nie ma już ochoty o tym rozmawiać. Ani o niczym innym. Często też dochodzi to, że nie doceniam tego co mamy. Że zamiast się cieszyć, to wymyślam problemy. Tylko po jaką cholerę miałabym wymyślać problemy? Żeby móc sobie poryczeń przez pół nocy?! A czasem zdarzało się, że i parę dni... No ale wróćmy do schemtu... dalej ja zaczynam mieć wyrzuty sumienia, no bo znowu"przeze mnie" się pokłóciliśmy, próbuję uspakajać sytuację, nawet przepraszać (choć w sumie nawet nie wiem za co :/ ). Nigdy mi się nie udało. Zawsze musi sobie sam ochłonąć i niby wszystko jest ok. Do nastęnej sytuacji, kiedy poczuję się źle. Zazwyczaj DOKŁADNIE z tego samego powodu, co poprzednio. Nie mogę go przekonać, że jeśli rozwiążemy ten jeden, durny w gruncie rzeczy, problem-oboje oszczędzimy sobie sporo nerwów. I tu mam prośbę(jeśli ktoś w ogóle cokolwiek z tego zrozumiał ;) )-macie jakąś koncepcję jak do neigo dotrzeć? Tłumaczę mu, że nie jestem jego wrogiem i że przecież nie wymagam od niego, żeby za mnie problemy rozwiązywałm-chcę tylko, żeby mnie przytulił i powiedział, że poradzimy sobie z tym wszystkim. Czy może faktycznie ja jestem dziwna i kiedy jest mi źle powinnam, nie wiem co.... Ale czy to naprawdę takie straszne, że od człowieka, z którym planujemy spędzić resztę życia, oczekuję wsparcia?!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i rozwala mnie tym stwierdzeniem, że jestem dziecinna i żebym zaczęła zachowywać się jak dojrzała dorosła osoba. Bo chcę rozwiązywać problemy, a nie zamiatać je pod dywan :/ On jest trochę starszy, po wieloletnim związku, mieszkał z byłą wiele lat. I uważa, że przez to jest "lepszy", bo ja mieszkam z rodzicami i mój poprzedni związek trwał "tylko" 2 lata. Dlatego nie znam się i jestem dziecinna. A on jest, cholera jasna, taki dorosły! Tak dojrzałe jest tupnięcie nóżką i stwierdzenie "nie mam ochoty o tym rozmawiać! Radź sobie sama!". Uważa, że skoro poznal byłą i "tyle już w życiu przeszedł', to i mnie zna na wylot. Nawet nie bierze pod uwagę, że ludzie są inni i że nie może do mnie stosować tych samych metod, co do byłych :/ I że mogę jednak mieć trochę racji, a on nie jest taki święty, jak mysli...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piszę mu o tym, że jest mi źle, smutno, że go potrzebuję, że potrzebuję, żeby mi pomógl, bo sobie z tym nie radzę. Facet w takich sytuacjach bardzo czesto odczytuje taki komunikat jako pretensje - w stylu - to twoja wina, ze jest mi smutno i zle No i coż... dostaję opie**ol, że znowu coś sobie wymyśliłam, że to moje emocje i problemy i że sama mam sobie z nimi radzić. I czego ja w ogóle od niego oczekuję?! to wlasnie reakcja alergiczna na zarzuty, ktore zdaniem faceta sa nieuzasadnione Że za mnie te problemy rozwiąże?! Nie rozumie tłumaczenia, że skoro proszę go o pomoc, to tej pomocy potrzebuję, że sama sobie nie radzę. Nie musi tego rozumiec, to ty zrozum, ze facet mysli a ty czujesz - na tym polega problem On mojej pomocy nie chce. Uważa, że każdy ma sobie radzić sam. cokolwiek o facetach wiesz, czy odkrywasz dopiero roznice w plciach mozgu? Tylko po jakś cholerę w takim razie się z kimś wiązać? Co z tym "na dobre i na złe"? hola hola, nie dosc, ze nawet roku nie jestescie razem to na dodatek weekendowo a ty juz widzisz slubny kobierzec? Co z dzieleniem się radościami i smutkami?! Awantury o to są coraz częstsze. jesli nie zmienisz podejscia beda coraz czestsze On uważa, że pomoże mi, keidy uzna, że powód jest wystarczająco poważny. I nie dociera do niego, że to, co dla niego jest błachostką, dla mnie jest dramatem. o wlasnie, do mnie tez nie dociera ten DRAMAT - poszujak albo faceta na miejscu, najlepiej przytulanki, albo zwiaz sie z kobieta, ktora tez bedzie wylacznie CZULA Nie umiem mu tego wyjaśnić. A wielokrotnie próbowałam. On nie rozumie, że nie ma prawa oceniać co faktycznie może mnie zranić, a co nie, bo nie jestem nim i inaczej reaguję na niektóre rzeczy. j.w.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i rozwala mnie tym stwierdzeniem, że jestem dziecinna i żebym zaczęła zachowywać się jak dojrzała dorosła osoba. niestety tak to wyglada rowniez z punktu widzenia czytelnika twoich postow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Facet w takich sytuacjach bardzo czesto odczytuje taki komunikat jako pretensje - w stylu - to twoja wina, ze jest mi smutno i zle" Wiem. Ale staram się ten komunikat formułować tak, żeby nie bylo w tym pretensji. Ja go naprawdę kocham, uwielbiam i ubóstwiam. Mówię mu otym-też w trakcie tłumaczenia czym mnie zranił. "przecież wiem, że nie robisz tego specjalnie, ale kiedy zrzuciłeś mi młotek na stopę, to mnie to zabolało" "to wlasnie reakcja alergiczna na zarzuty, ktore zdaniem faceta sa nieuzasadnione" Tak, tylko ja mu te zarzuty próbuję uzasadniać. Ale jak mam mu wytłumaczyć, że mi jest zimno, skoro jemu jest gorąco? Staram się. Na spokojnie-a to akurat wymaga ode mnie spooooro wysiłku. A żeby było zabawniej-raz rozmowa poskutkowała-jak po długich próbach spokojnego tlumaczenia pożarliśmy się tak, że chyba całe miasto słyszało :] Tylko że ja chcę zalatwiać wszystko na spokojnie, a nie krzykiem. "Nie musi tego rozumiec, to ty zrozum, ze facet mysli a ty czujesz - na tym polega problem" Rozumiem. Ale on też musi zrozumieć, że on mysli, a ja czuję, nieprawdaż? Jeśli proszę, żeby mnie przytulił, to po co ma się zastanawiać czy aby na pewno mam powód, żeby go potrzebować? kiedyś w rozmowie wyszło jasno. Jeśli umrą mi rodzice, to będziemy przy mnie, ale jeśli umrze mój kot(wie, że dla mnie moje koty są jak członkowie rodziny praktycznie), to mam sobie radzić sama. Zapytałam czy w związku z tym pozwoli mi leżeć tygodniami w łóżku i ryczeć i nic nie zrobi. Potwierdził. Bo według niego to nei jest powód do rozpaczy. Masz dziewczynę? Wyobrażasz sobie psokojnie przechodzić obok, kiedy płacze? On tak potrafi zrobić. "cokolwiek o facetach wiesz, czy odkrywasz dopiero roznice w plciach mozgu?" Cokolwiek wiem. Ale każdy jest inny. Nie wiem czy wiesz, ale Wy też nie jesteście wszyscy identyczni ;) I dzięki Bogu, bo po co byłyby kolejne związki, gdyby wszystkie wyglądały tak samo? "hola hola, nie dosc, ze nawet roku nie jestescie razem to na dodatek weekendowo a ty juz widzisz slubny kobierzec?" slubnego kobierzca nie, ale wspólne mieszkanie, owszem. I nie ja widzę, tylko MY widzimy. Dosyć szybko to u nas wszystko poszło :) "jesli nie zmienisz podejscia beda coraz czestsze" No nie do końca. Jeśli MY nie zmienimy podejścia, to będą coraz częstsze. Próbuję dojść do kompromisu. Są sytuacje, w których mogę odpuścić i zmienić się dla niego. Ale niestety ta taka nie jest, tutaj musimy znaleźć kompromis. Tylko dla niego tym kompromisem jest "radź sobie sama" "o wlasnie, do mnie tez nie dociera ten DRAMAT - poszujak albo faceta na miejscu, najlepiej przytulanki, albo zwiaz sie z kobieta, ktora tez bedzie wylacznie CZULA" Yhym. a skoro jemu przeszkadza, że ja "czuję" to powinien sobie znaleźć faceta, który będzie tylko "myslał". No i ludzkość wymrze, bo zostaną sami geje i lesbijki ;) kurczę no. Przecież to się da wszystko połączyć. Wiem o tym i chcę! Musimy znaleźć kompromis, obgadać to na spokojnie. Tylko jak? Kompromis jednostronny nie jest przecież kompromisem. "niestety tak to wyglada rowniez z punktu widzenia czytelnika twoich postow" Tak tak. Wiem. Tylko problem polega na tym, że za moja dziecinność uważa chęć rozwiązywania problemów, a za swoją dojrzałość-zamiatanie ich pod dywan. No i pretensje, że z nikim nie mieszkałam też są dosyć zabawne-a pojawiają się. Co Ty możesz wiedzieć, jesli mieszkasz z rodzicami? Mamy razem zamieszkać. Oboje chcemy. Tylko też nie do końca mi wierzy. Znaczy wierzy, ale uważa, że nie wiem na co się piszę, że to wydatki, kasa, że teraz nie płacę za mieszkanie i nie zdaję sobie sprawy jak to jest... Tylko co z tego, skoro na bilety do niego wydaję tyle, co na połowę wynajęcia małego mieszkanka? Dzięki za męski odzew :) Daje do myslenia. Zwłaszcza to, że Ty w sumie tez uważasz, że to tylko ja powinnam się zmienić, a nie MY ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zwłaszcza to, że Ty w sumie tez uważasz, że to tylko ja powinnam się zmienić, a nie MY bierze sie to z prostej przyczyny, jak na dloni widze, co robisz w mojej ocenie nie tak, natomiast trudno zebym podyskutowal z twoim facetem, prawda? a jesli chcesz mnie przekonywac do tego, ze zwiazek jest sztuka kompromisow, ze nalezy w nim uzywac komunikacji itd, to prozny trud - doskonale sobie zdaje z tego sprawe niemniej gratuluje bardzo dobrego stylu wypowiedzi :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem o co chodzi bo nie czytałem tego bo mnie sie nie chce, za długie. Mimo wszytko rzuciłem okiem na kilka zdan i uwazam ze autorka tematu jest emocjonalnie wrakiem człowieka. Wymaga od chlopaka rzeczy nieracjonalnych, sprzecznych z inteigentnym myśleniem. To tak sie nie da. Próbujesz go zminic na siłe. Przewiduje ze miesia to jeszcze potrwa, a pozniej sie rozpadnie. pzdr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
inna sprawa jest taka, ze po odpowiedzi na moje slowa mozna odniesc wrazenie, ze to prowokacja :-) no chyba, ze klasyczna sytuacja z kafe - zglaszam problem, choc mam swoje zdanie na ten temat i nie zamierzam zmienic, a zadawanie pytania to tylko podpucha, i usmiechne sie do tych co poklepia a bede walczyc do krwi z tymi, ktorzy mysla odmiennie :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moj maz mieszkal
200 km ode mnie. Weekendowo spotykalismy sie 1,5 roku i wlasnie wygladalo to czesto tak jak u Ciebie. Ja teskniłam przeokropnie, a on uwazal, ze to wszystko moje urojenia. Byly momenty ze nie dawalam mu rady tlumaczyc... Ale w koncu postawilam wszystko na jedna karte. Powiedzialam co czuje, powiedzialam, ze do poki nie zacznie w tym rowniez dostrzegac choc malego problemu i nie pomoze mi to sama sobie nie poradze (chodzilo tez o zazdrosc. Ja bylam zazdrosna a on zamiast przytulic i powiedziec "mala nie martw sie jest dobrze" ;) trzaskał drzwiami :O ) i nie mam juz sily sama walczyc z wiatrakami, wiec albo on postara sie byc przy mnie wtedy kiedy jest mi zle i wspierac mnie, albo to koniec. W koncu dotarlo. Kiedy mi bylo mi zle on staral sie byc cieplejszy dla mnie i w koncu uporalam sie z ta moja tesknata, zazdroscia, itd ;) A do tego, który napisał, że rok na odległość i ślub to coś nienormalnego - ślub wzieliśmy 31 stycznia, a 2 lutego minely 2 lata jak się poznaliśmy (pol roku ze sobą już mieszkaliśmy, 1,5 było spotkań weekendowych) i jesteśmy cholernie szczesliwi ;) Moja rada to tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. A później postawić wszystko na jedną karte...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bierze sie to z prostej przyczyny, jak na dloni widze, co robisz w mojej ocenie nie tak, natomiast trudno zebym podyskutowal z twoim facetem, prawda? a jesli chcesz mnie przekonywac do tego, ze zwiazek jest sztuka kompromisow, ze nalezy w nim uzywac komunikacji itd, to prozny trud - doskonale sobie zdaje z tego sprawe niemniej gratuluje bardzo dobrego stylu wypowiedzi Kurde no, ja wiem, że niektóre rzeczy robię nie tak, ale on też. I chciałabym, żebysmy oboje coś z tym zroblili. Z prostej przyczyny-jeśli będę postępować wbrew sobie w sprawie tak dla mnie ważnej, to boję się, że w końcu nie wytrzymam. A stracić go nie chcę, bo jest naprawdę cudownym człowiekiem(tak poza tym co powyżej... :] ) Do tego, że związek jest sztuka kompromisów chcę przekonać mojego faceta, Tobie się oberwało przy okazji ;) Ale przynajmniej okazało się, że mam rację :] Co w stylu wypowiedzi jest dobrego, to nie wiem, bo jestem w dołku i skrajnie niewyspana, ale dzięki :) Ach, no i prowokacją nie jestem. Domyślam się, że wszystkie prowokacje tak mówią, ale to chyba nie oznacza, że żeby udowodnić, że się nią nie jest należy się do tego przyznać ;) Nie jestem też wrakiem człowieka, ani emocjonalnie, ani w żadne inny sposób. Co jest nieracjonalnego w przytuleniu osoby, którą się kocha, kiedy ta płacze? No ja nie wiem... Zresztą nie tylko o same uczucia tu chodzi. Pod koniec zeszłgo roku chodziłam na treningi, na których nabawiłam się "paznokcia pourazowego". Nie umiera się o d tego i też nei jest to jakiś strasznie straszny przypadek. Tylko że jesli nie przejdzie samo, to leczy się to zerwaniem paznokcia i wyłyżeczkowaniem macierzy O.O Wiem, że to nic przyjemniego, bo w dzieciństwie 3 razy miałam zwężaną macierz paznokci-za drugim razem na żywca, bo 4 znieczulenia nie dały właściwie nic. Nietrudno się chyba domyslić, że teraz cholernie się tego boję. Napisałam mu o tym. I co? "oj daj spokój, wymyślasz". i że przecież nogi mi obcinać nie będą. Ech... Chociaż to jakoś później udało się załagodzić. Nawet zgodził się, że jeśli faktycznie będą musieli mnie ciąć (brrr... na samą myśl przechodzą mnie ciarki :/ ), to pojedzie ze mną. Kurczaczki, wygadanie się jednak faktycznie pomaga :) I dzięki wielkie Zawsze Szczery. Mam nadzieję, że nie uciekniesz z mojego tematu, bo jesteś jakims takim głosem rozsądku :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mn-anam
coś ci powiem są to znane sprawy jeśli chodzi o zmienianie ....to możesz zmienić wyłącznie siebie, na drugiego człowieka nie masz wpływu...nie możesz go zmienić w najmniejszym stopniu...musisz to zaakceptować ale możesz poprzez zmienianie siebie...wywołać ECHO zmian również w nim...bo on zacznie inaczej działać jeśli TY się zmienisz i tylko na to masz wpływ ty teraz próbujesz go zmieniać...poprzez rozmawianie...sygnalizowanie swoich problemów i uczuć....chcesz nauczyć go empatii...naprawdę uważasz że to możliwe? Gdzieś tam kiedyś uwierzyłas że poprzez rozmowy rozwiążesz każdy problem...a to nie tak...owszem rozmowy ...komunikacja...są niezbędne...ale nie uda ci się spowodować aby on odczuwał tak bliźniaczo jak ty masz dodam tylko że najbardziej trudne jest zrozumienie co to znaczy "zmieniaj siebie" i że nie oznacza to zmieniania siebie w ideał Ogólnie...to co opisałaś....jawi mi się trochę jak dziecinne gaworzenie....wiem że dla ciebie to ważne....ale też myślę że jeszcze niczego trudnego w życiu nie przeżyłaś jesli koncentrujesz się na takich problemikach i o takie toczysz boje....jakos to brzmi trochę neurotycznie...to jakieś "że mi smutno, płacz po nocach bo smutno, przytul bo smutno, bądź blisko chosby duchowo bo smutno..." o żeeesz od razu ma się ochotę na związek z nową pogodną dziewczyną przy której doznaje się relaksu odpoczynku i pogody ducha niekoniecznie musisz upierać się na tym "aby dotrzeć do faceta"...ty z nim razem bądź, akceptuj wszystkie jego nieidealne cechy osobowości (nie ma ludzi idealnych), i kochaj go takim jaki jest. Po prostu żyj...radosnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kurde no, ja wiem, że niektóre rzeczy robię nie tak, ale on też. moje 3 rady: 1. na pytanie kto ma w zwiazku racje - odpowiedz brzmi - a jakie to ma znaczenie? 2. nie probuj zmieniac swojego partnera - rozmawiaj o tym argumentujac zmianami jakie dokonujesz w sobie 3. w przypadku zwiazku na odleglosc - nie przeprowadzajcie powaznych rozmow przez telefon czy skype, poczekajcie z tym az sie zobaczycie, w tobie buzuje tesknota, byc moze w nim tez (nie kazdy facet sie do tego przyzna), na podwalinach silnych emocji rozmowy o kompromisach sa srednio skuteczne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moj maz mieszkal
zawsze szczery w tym momencie masz 100% racje ;) Fajny facet z Ciebie, mowil juz Ci to ktos? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moj maz mieszkal ->tłumaczyć, tłumaczę. Tylko u niego to wywołuje agresję O.O Nie chcę stawiać ultimatum. Niestety oboje jesteśmy "pop rzejściach", nie tylko związanych z byciem z kimś i on niestety najprawdopodobniej by odpuścił. Uważa(powiedzial mi wprost), że jeśli zdecyduję się kiedyś odejść, to nie będzie walczył, ani próbował ratować tego związku, bo widać taką podjęłam decyzję i on nie ma prawa tego zmieniać. Powiedziałam mu już parę tygodni temu, że mogę sobie radzić sama-jeśli będę sama! A nie chcę. Znaczy... Nie tyle nie chcę być sama(rany.... jakie to było fajne i proste życie!), co nie chcę być bez niego. Te nasze "przejścia" z resztą też są problemem, bo wnioski wyciągnęlismy skrajnie różne. Ja po moich 25 latach na tym świecie potrzebuję mieć wreszcie kogoś, na kim będę mogła polegać. A on przejechał się na byciu potrzebnym. Kurde, najgorsze, że wiem, że jak już razm zamieszkamy będzie łatwiej. Jasne, dojdą inne problemy, nie będzie pralki z funkcją składania ubrań ;), ale nie będę tak tęsknić. Tylko że to raczej dopiero po nowym roku. Oby jak najszybciej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uważa(powiedzial mi wprost), że jeśli zdecyduję się kiedyś odejść, to nie będzie walczył, ani próbował ratować tego związku, bo widać taką podjęłam decyzję i on nie ma prawa tego zmieniać. a tak zapytam z grubej rury: myslisz, ze cie kocha?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Uważa, że każdy ma sobie radzić sam. Tylko po jakś cholerę w takim razie się z kimś wiązać?" - w zasadzie tu masz odpowiedź na swoje pytanie:) Gdzies przeczytałem (nie było to bravo girl), że o poważnym związku mozna mówić gdy para spotyka się co najmniej 4 razy w tygodniu. Wy spotykacie się tylko w weekendy. Być może codziennie ze soba rozmawiacie, mailujecie, smsujecie - nie doczytałem:) Ale tak naprawde wcae sie nie znacie. Juz widać, że Ty oczekujesz czego innego niż Twój facet. Ty czułości on miejsca relaksu. Ty rozmów on piwa przed telewizorem. To czego on oczekuje piszę na chybił trafił, w sumie niewiele o nim napisałaś:) Szczery dobrze Ci poradził, te 3 punkty jak najbardziej do zastosowania. Tylko pomyśl, czy chcesz się angażować w zwiąek, który nie daje Ci satysfakcji. Jeśli teraz Cię nie przytula, nie ma cierpliwości do wysłuchiwania Twoich problemów to raczej się nie zmieni. A co Ty w nim widzisz? Dlaczego go tak uwielbiasz? Napisz coś o jego zaletach. Moim zdaniem jesteś nim zauroczona, ale do miłosci to jeszcze daleko... I tak przy okazji - nie powinno używać się słów "zawsze" i "nigdy" - zwłaszcza w związku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie powinno używać się słów "zawsze" i "nigdy" - zwłaszcza w związku... w rzeczy samej, zwlaszcza majac swiadomosc znanego frazesu - od milosci do nienawisci :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Ach, no i prowokacją nie jestem. Domyślam się, że wszystkie prowokacje tak mówią, ale to chyba nie oznacza, że żeby udowodnić, że się nią nie jest należy się do tego przyznać" - już wiem ZS dlaczego "zaprosiłeś" mnie na konsultacje:) Mamy podobny gust :) Autorko - żeby nie było wątpliwości - to był komplement:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"w rzeczy samej, zwlaszcza majac swiadomosc znanego frazesu - od milosci do nienawisci" - określenie frazes może sugerować, że w jakimś stopniu jest to bujda wyssana z palca a wcale tak nie jest...:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozbieżne wnioski
jak bywa po przejściach ona - teraz w nowym związku już nie popełnię poprzedniego błędu...i będę z nim chętnie chodzić na wszystkie te przebrzydłe mecze on- nowy związek...jak cudownie..wreszcie będę mógł SAM chodzić na moje ukochane mecze Tak bywa, że uczycie się czegoś innego i przeciwstawnego na błędach popełnianych w poprzednich związkach...tak bywa po przejściach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
określenie frazes może sugerować, że w jakimś stopniu jest to bujda wyssana z palca a wcale tak nie jest... raczej sugeruje powszechnosc i banalnosc :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×