urlop na żądanie - jak to z nim jest?

w weekend byliśmy na weselu, wczoraj poprawiny bardzo się przedłużyły, a że były 200 km od nas, to postanowiłam, że nie będziemy nocą pędzić na łeb na szyję, że nie pójdę dzisiaj do pracy i rano spokojnie wrócimy do domu. kilka minut po 7 zadzwoniłam do kadrowej, że biorę dzisiaj urlop na żądanie. kadrowa powiedziała OKEJ, a za kilka minut dzwoni do mnie szefowa i MÓWI, że mam natychmiast pojawić się w pracy, że nie ma żadnego urlopu na żądanie.... powiedziałam, że nie dam rady. a ta do mnie: "NO TO NIE MA PANI PO CO JUŻ PRZYCHODZIĆ DO PRACY"

Każdemu pracownikowi przysługuja 4 dni urlopu na żadanie w roku. Prawo to zapisane jest w kodeksie pracy.

ale chyba jest jakiś przepis o tym, że pracodawca ma prawo odmówić i wezwać pracownika do stawienia się w miejscu pracy :O

no właśnie... czyli nie mam co się bać? wkurwiła mnie tym niemiłosiernie... w tym roku byłam tylko 5 dni na urlopie. a jak sobie raz na żądanie wzięłam, to wielka tragedia...

a jednak nie :) Poczytaj sobie: http://www.prawo.egospodarka.pl/14138,Urlop-na-zadanie-czy-pracodawca-moze-go-odmowic,1,34,3.html

jest brany z puli urlopu wypoczynkowego, wiec jesli wykorzystalas juz caly urlop wypoczynkowy, lub wzielas juz 4 dni na zadanie to pracodawca mial racje ze nie przysluguje juz ci

Ci odmówić. Odwołanie zwykłego, planowanego urlopu też chyba musi być związane z jakimś powodem a nie z widzimisię szefowej ://

napisałam już wcześniej - w tym miałam tylko 5 dni urlopu. czyli do wykorzystania pozostało mi 21.

a dzisiaj to jest mój szósty dzień urlopu, a pierwszy na żądanie...

poczytałam na necie, szefowa może mnie w dupę pocałować.