Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość oj boli mnie głowa od tego...

czy mam prawo sie tak czuć - długie

Polecane posty

Gość oj boli mnie głowa od tego...

Będzie trochę przydługo... Od roku mieszkam z przyszłymi teściami, na samym początku teście ustalili, że nie chcą brać od nas pieniędzy za mieszkanie - "byśmy mogli odłożyć trochę pieniędzy na naszą wspólną przyszłość"... z początku protestowaliśmy, bo wiadomo życie kosztuje, tym bardziej, że oprócz nas w ich domu mieszka jeszcze ich syn (pracuje i studiuje zaocznie - 23 lata), więc chcieliśmy sprawiedliwie dokładać się do wydatków... niestety po zapłaceniu przez nas rachunku za gaz teściowie się obrazili i zaczęli chować rachunki przed nami, o przyjęciu kasy nawet nie było mowy. Więc wiadomo, pomagamy w inny sposób - sprzątamy dwie ubikacje, kibel, nasz pokój, dwa przedpokoje, czasem cały dół u teściów, kuchnię, kupujemy prawie całą chemię do domu, czasem coś z produktów spożywczych, do tego jakieś słodycze typu ciastka, ciasto... mój narzeczony naprawia ojcu auto, a że ma do tego dryg więc teść praktycznie nie odwiedza mechanika (a jest taksówkarzem)... ostatnio narzeczony urządził rodzicom kuchnię - zapłacił za meble pod wymiar, położył ściany z karton-gipsu, na nich glazurę i terakotę, zafugował wszystko, ja dołożyłam się do wydatków, choć to były marne gorszę, ale jak na moje możliwości (marne stypendium - bo studiuję dziennie) to i tak było dużo, szwagier dał 100zł... popsuła się pralka - narzeczony kupił w pracy (teściowie mieli mu w ratach oddać), popsuła się terma- dołożyliśmy się finansowo do wydatku, załatwiliśmy opał, kupiliśmy trochę węgla i koksu... szwagier nie dorzucił do niczego nawet gorsza... na sugestię, że może by się dorzucił do termy, odpowiedział, że to go nie interesuje... nigdy go nie ma, gdy rodzicom trzeba w czymś pomóc, o jakimkolwiek wkładzie finansowym z jego strony nie ma mowy, nie poczuwa się w obowiązku nawet pomóc w czymkolwiek, jak teściowa wróci z pracy to od progu woła, że jest głodny i czeka aż teściowa mu coś poda, mimo, ze on od godziny jest w domu... teść zmienił auto, stare dał szwagrowi... ale wiadomo jak to stare auto, trzeba coś w nim naprawić... chodziło o centralny zamek za 50zł i jeszcze jakąś cześć ok. 200zł, szwagier kupił ten zamek i zaplanował, że mój narzeczony mu go wstawi w sobotę (nie pytając go o plany na ten dzień)... jakaż była obraza, gdy okazało się, że na sobotę mamy plany... no ale po wielkich trudach wstawił ten zamek sam... drugiej części już nie kupił - stwierdził, że skoro teść oddał mu popsute auto to niech je sam naprawia... stanęło na tym, że auto teść sprzedał a te 50zł oddał szwagrowi... mojemu narzeczonemu obiecał wtedy, że da mu pewną sumę pieniędzy ze sprzedaży auta... a do dziś wszystkich rat za pralkę nie oddali, temat obiecanej kwoty ucichł... i nie chodzi mi tutaj o pieniądze, ale o to, że znacznie większe kwoty niż to głupie 50zł zobowiązali się oddać narzeczonemu, a teraz cisza... widzę ogromną dysproporcję w traktowaniu synów... szwagier nic w domu nie robi, nie sprząta, nie gotuje, nie dokłada się do niczego, nigdy w ciągu tego roku mieszkania nie zostałam przez niego niczym poczęstowana, ale pal licho ja, w końcu obca jestem dla niego, ale nawet rodzicom nic nie kupił (nie liczę tu czekolady pod choinkę)... ogólnie, nie cierpię szwagra, gdy on jest w domu zamykam się w naszym pokoju, bo nie mogę go znieść... potrafi krzyknąć na swoją matkę "zamknij jadaczkę, nie drzyj się etc"... Strasznie mnie to drażni i narzeczonego również... Nie raz były kłótnie pomiędzy braćmi, o to, że szwagier nic nie robi i najogólniej mówiąc - "wszystko ma w dupie"... pomagały, ale na trochę (bo łaskawie odkurzył raz przedpokój). Staram się to sobie wytłumaczyć, że mieszkam u teściów i oni ustalają reguły, więc skoro im to pasuje to nie mam prawa się odezwać. Bo jak by nie patrzeć, my się dokładamy, a oni pokrywają koszty za szwagra. boli mnie, że mój przyszły mąż jest niedoceniany w domu... nie mogę powiedzieć, że rodzice go wykorzystują, bo rodzicom trzeba pomagać... ale dlaczego ma tym się zajmować jeden syn, skoro ich jest dwóch? Jest mi smutno z tego powodu i wiem, że narzeczonemu również - ale teściowie jakoś nie widzą tych dysproporcji. Co mogę zrobić w takiej sytuacji??? Czy da się w ogóle coś zrobić? Opcja wyprowadzki odpada, bo nie mamy gdzie... moja rodzina mieszka 400 km od miasta, gdzie studiuję... wynajęcie mieszkania, to koszt jednej pensji, a moje stypendium nie wystarczy na opłaty i jedzenie... poza tym teściowe, nie są złymi ludźmi, nie wtrącają się, są raczej przyjaźni... więc gdyby nie ich postawa, byłoby naprawdę super...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mj bmn
o kurrwa , cała rozprawka :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj boli mnie głowa od tego...
raczej rozprawa :P wiem długie, ale cóż streść rok życia w kilku zdaniach to sam zobaczysz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość trzymają w domu synalka i jego
utrzymankę i to jeszcze źle? w dupach wam się przewraca jeśli pomagacie im to pomagajcie i nie oglądajcie się , że drugi syn nie pomaga nikt was do pomagania nie zmusza wy też nie zmuszajcie nikogo dziwna jesteś kobieto

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj głowa mnie boli od tego...
może i macie rację... kurcze ale u mnie był zupełnie inny model rodziny, rodzice wymagali jednakowo ode mnie i brata... każde musiało po sobie posprzątać i do głowy by nam nie przyszło by nie pomóc rodzicom... a tu taka odmiana... oczywiście, że siedzę z tym cicho, nie mój dom, nie moje reguły, więc nie mam prawa się w to wtrącać... ale nie zmieni to faktu, że jest mi smutno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj boli mnie głowa od tego...
szwagier to ich najmłodszy syn ma 23 lata ( w zasadzie niedługo 24), mój narzeczony ma 28 lat no i jest jeszcze najstarszy, nami niemieszkający - 32 lata...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ojeju jeju
'A ty masz rodzenstwo? Prawie w kazdym domu tak jest ze dzieci sie roznie traktuje a nie jednakowo. U mnie tak jesjt u sasiadki na dole, u brata, u szfagierki. No wszedzie kazde4 edziecko inac zej sie traktuje. A najmlodsze dziecko jest zawsze wychuhane. Pewnie juz dawno mial powiedziane "ty sie synku tylko ucz i o nic sie nie martw" Takie sa te baby po 50!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anooooo
U mnie w domu też jeden brat zawsze się migał od zrobienia czegokolwiek w domu, dostaje prezenty na gwiazdkę, a sam nigdy nic nikomu nie kupi, rodzice jakoś nigdy na to zbytnio nie zwracali uwagi i wyrósł taki, co szklanki po sobie nie zmyje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anoooo
Teraz mieszka z rodzicami i nawet palcem nie tchnie żeby chociaż odkurzyć, czy pozmywać naczynia, jeszcze niedawno to nawet trzeba mu było sprzątać w pokoju, a uwaga ma 33 lata!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj głowa boli od tego...
no fajnie się uczył skoro matury nie zdał, jej poprawek również... teraz chodzi zaocznie do szkoły ochroniarskiej i pracuje... wiem, że lekko mu nie jest - bo czasem się trudno godzi coś takiego... wiem z doświadczenia, bo sama dorabiam jak tylko mam czas... narzeczony pracuje praktycznie od 16 roku życia i zaocznie się kształcił, ich najstarszy syn również w tym wieku zaczynał pracę i również chodził do szkoły, gdy pracował... wiem, że dzieci się różnie traktuje, ale żeby aż tak duże dysproporcje? Jeden jest od wszelakiej roboty - naprawa auta, instalacji elektrycznej w domu, kładzenie papy na dach, płytek, a drugi nawet dziurki na gwóźdź nie może wywiercić wiertarką, lub umyć po sobie nóż czy talerz? dla mnie to jest niepojęte... nie muszę się z tym zgadzać, ale na pewno nie będę tego zmieniać, bo jak pisałam - nie mój dom - nie moje reguły... choć nawet najstarszy syn jasno mówi teściom, że źle robią, że najmłodszemu na tyle pozwalają...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anooooooo
e już nie przesadzać w szkole ochroniarskiej, to on się nie przemęczy, to taka lipa nie szkoła ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anooooooo
A kiedy bierzecie ślub? Nie radzę Ci się wtrącać. Powiem Ci, że jak on ma 24 lata, no to już rodzicie nie maja wpływu na niego, no ale dziwne że on się do niczego nie poczuwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj głowa boli od tego...
ślub bierzemy w maju, przygotowania idą pełną parą, teściowie są bardzo przychylni i naprawdę nie mam im nic do zarzucenia, nie wtrącają się do nas... więc i ja się do nich nie wtrącam. W końcu swoje lata mają i rozum również. Tylko widzę, ile żalu ma narzeczony i jest mi smutno. I właśnie tak mu to tłumaczę, że rodzice widzą, że on jest samodzielny i zaradny i że można na nim polegać i dlatego wiedzą, że gdy zwrócą się o pomoc to my im pomożemy. No ale jakoś to do niego nie przemawia i w sumie mu się nie dziwię, bo do mnie też by takie tłumaczenie nie przemawiało. Na razie muszę uciekać, za 2 h wpadnę. Dziękuję za wysłuchanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalalolaoal
wiesz autorko rozumiem cię ale widzę to trochę inaczej - źle jest kiedy młodzi mieszkają z teściami - widzisz to tak jakbyś ty miała np 2 dzieci i starszy syn by się ożenił i nagle synowa w sumie obca osoba u was mieszka i się wtrąca - bo tak to jest - niby się nie wtrącasz ale jednak już coś zgrzyta- już ci nie pasuje jak matka traktuje synów, jak wyglądają tam relacje - najrozsądniej będzie jak sobie coś wynajmiecie- nie masz tak naprawdę prawa wymagać od swojego szwagra czegokolwiek bo to jego dom a nie twój i nawet jak z niego kawał chooja to tylko jego rodzice moga to jakoś zmienić a tobie nic do tego - to ty się wprowadziłaś do jego domu bo on tam mieszka od urodzenia i jak zaczniesz w jakikolwiek sposób ingerować to zrobi się piekło - wiem z doświadczenia - niestety póki nie macie własnego kąta to musicie jakoś zacisnąć zęby i siedzieć cicho

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj głowa od tego boli...
no i tak staramy się robić, tylko czasem się nie da wytrzymać... i nie piszę tu już o sobie, bo ja do jego spraw rodzinnych się nie wtrącam (mogę myśleć wiele rzeczy, ale nigdy przy nim tego nie komentowałam)... po prostu narzeczony się buntuje i już kilka razy jasno zapytał rodziców, gdzie znajdą sobie drugiego robola, gdy on się wyprowadzi, już wtedy, ze swoją żoną? Jasno mówi, że w momencie, gdy pójdziemy na swoje nie będą go interesowały problemy rodziców, bo on już swoje odrobił i dług wdzięczności spłacił... i z jednej strony go rozumiem - odmalował całą górę, położył panele, glazurę i terakotę, zrobił garderobę, zafundował rodzicom kuchnie, kupił pralkę, pomalował okna, dorzucił się do termy, kupuje opał, części do auta ojca, naprawia to auto... no po prostu dużo tego jest... a w porównaniu z młodszym, który wywiercił dziury na szafkę i może ze dwa razy odkurzył przedpokój - no co tu porównywać... śmiech na sali po prostu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×