KREDKA 0 Napisano Grudzień 23, 2009 Felieton by KREDKA Świąteczne zakupy w markecie...... Wolnym krokiem zbliżam się do ogromnych drzwi....które kryją nieznane.....to znaczy nie wiem co tam kupię, nie wiem czy w ogóle coś kupię, nie wiem za ile to kupię i nie wiem czy ktoś inny nie kupił tego czegoś tuż przede mną.......same niewiadome. Więc kroczę niepewnie, aczkolwiek z zaciekawieniem i podnieceniem....lubię ryzyko, a nic tak nie podnosi mojej adrenaliny jak wizyta w markecie. Drzwi otwierają się same.....a ciepło zaprasza mnie ochoczo do środka......wchodzę gotowa na wszystko. Opary produktów "made in china" unoszą się nad głowami biegających tam i z powrotem ludzi.....których twarze mówią : "matko jeszcze koniecznie muszę kupić chabrowy łańcuch na choinkę", albo "trzeba kupić 20 kilo cukru.....na święta", lub też "gdzie ten zasrany kibel" (to już jakby paradok....kibel zasrany jest przecie). Wkraczam prężnym krokiem.....gotowa na wszystko. Opary produktów "żółtego" pochodzenia pochłaniają mnie bez reszty......jak wszystkich. Przy wejściu powinno się rozdawać maski tlenowe, bowiem moja pojemność płuc pozwala na trzy "sztachnięcia" się "chińsko-wietnamiskim" zapachem. Ale......ale....chwileczkę....organizm wykazuje niesamowite właściwości przystosowawcze....pochłaniając takie ilości tego smrodu już powinnam zamienić się w chińskiego robotnika....ale nie....ciało zaczyna poruszać się w dziwaczny sposób.....jakby w rytm "pada śnieg.....pada śnieg, dzwonią dzwonki sań...."....oddycham normalnie....ale czuję, że muszę posiadać chabrowy łańcuch na choinkę.....w mordę po cholerę mi chabrowy łańcuch ...????? umysł mówi, że nie potrzeba.....ręka sięga.... To jakieś szaleństwo.... Oddalam się z działu świątecznego.....idę na pieczywo. Tam nie jest lepiej..... Zapach świeżych bułeczek i chlebusia wydostający się z nieistniejącej piekarni umieszczonej w małym flakoniku w kontakcie powoduje, że sięgam po bułę.....i nie chcę jednej.....chcę 10 i ze 3 chleby.....idą święta....muszę mieć chleb.....Ludzie kupują po 4....może to jest to COŚ, co powinnam kupić i żeby nikt mi tego wcześniej nie wykupił.....????.... nie wiem, czuję, że muszę mieć chleb....chleb i dużo bułek....O żesz w mordę.....ja nie jadam przecie bułek !!!! Uciekam z "pieczywa".....biegnę na mięso.....tam dopiero jest rzeźnia......karkówki i schaby, kiełbasy i szynki, kurczaki.....prawie słyszę ich skrzek "weź mnie, upiecz mnie, zjedz mnie". Ludzie jak w obłędzie wyrywają sobie tacki z udkami w przyprawie grillowej bądź pikantnej, jakby chcieli zaostrzyć idące święta o rewolucje żołądkowe i biegunkę. Odurzona zapachem kleju mknę przez stoisko z obuwiem.....tam też pełno bezbarwnych postaci mieszających dłońmi w pojemnikach z kapciami, klapkami i kozakami z tworzywa dermo-podobnego. Idę do kas. Tam dopiero poznaję na własnej skórze, co to wojna. Metaliczny dźwięk obijających się o siebie koszyków powoduje, że znów pragnę tego cholernego chabrowego łańcucha na choinkę. Odpycham tą myśl w najdalszą część umysłu, nie skażoną jeszcze trującymi oparami. Pragnienie powoli odchodzi...., ale na jego miejsce pojawia się zaraz następne......bułki i 4 chleby....to jakieś szaleństwo. Czym prędzej staję do kasy ekspresowej - czyli do 10 produktów. Przede mną stoją ludzie, którzy raczej mają poważne problemy z matematyką, bo produktów w koszyku mają razy 10, a nawet razy 20 i 30. Stoję milcząca, starając się nie rzucać w oczy....ale to trudne, bo mój plastikowy koszyczek zawiera tylko zgrzewkę piwa i whisky - nie wiem kiedy to włożyłam.....czy po mięsie czy przed. Czekam. Wokół panuje iście świąteczna atmosfera....Pan w kolejce obok wrzeszczy do Pani przed "gdzie się kurwa pchasz" ona....nakryciem głowy zdradza przynależność do moherowej sekty grzmi "Bój się Boga".... Kupuję. Prędko wychodzę. Pierwszy wdech mroźnego powietrza sprawia, że krew znów zaczyna krążyć normalnie. Biegnę przed siebie....jak najdalej stąd.....jak najdalej od tego piekła. Czuję, że chabrowy łańcuch nie jest mi już potrzebny.....teraz pokusą jest otworzenie butelki whisky.....ale uznaję to za normalny objaw. W głowie brzęczą mi wciąż świąteczne pozdrowienia "gdzie się kurwa pchasz"...."cham" i dziwnie głośno "Bój się Boga"..... W tym momencie poczułam, że ................................ IDĄ ŚWIĘTA !!!!!! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach