Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

jerzyczaj

jak to jest z kobietami - najpierw świetnie, potem praca i wszystko się sypie...

Polecane posty

Witam, Jako, że nie bardzo mam komu - pozwolę się "wygadać" na łamach forum. Ostatnie 2 lata nie były dla mnie zbyt udane. W końcu w połowie tego roku jakoś zaczęło mi się znowu układać. w połowie września spotkałem się z pewną dziewczyną, na pierwszym spotkaniu jakoś mnie nie oczarowała, ale już przy drugim zacząłem coś czuć. Jak się później okazało ja spodobałem się jej od pierwszego spotkania. RACH-CIACH i zostaliśmy parą, było świetnie. Ja już po studiach, ona pod koniec. Mówiła, że strasznie szkoda, że nie wpadliśmy na siebie wcześniej - wyjątkowo w te wakacje wynudziła się jak mops, już ją meczyło nie pracowanie. Ja też miałem nieco więcej luzu w trakcie wakacji. Niedługo po tym, gdy się w sobie zadurzyliśmy rozpoczęła się jej szkoła, niedługo później dostała pracę, z której się cieszyła a ja razem z nią. Niestety efekt tego był tragiczny - totalne zalatanie. Praktycznie cały tydzień roboczy szkoła za dnia a wieczorami i nocami nauka (miała na głowie jeszcze kilka zaległych rzeczy z poprzedniego semestru, na którym sobie pofolgowała). Praca w restauracji na weekendy - start pracy w piątki o ~17, powrót w sobotę o 4 w nocy, odsypianie tygodnia do popołudnia, w pracy znowu o 15, powrót znowu o 4, znowu odsypianie, znowu praca na 15, powrót o 1-2 w nocy w poniedziałek, a o 8 rano pierwsze zajęcia. Przez ten tryb życia, przeplatany chorobami (wiadomo, jesień + zmęczenie) i kobiecymi dolegliwościami, po pierwszych 5 tygodniach razem, kiedy było świetnie, doszło do tego, że kolejny miesiąc do grudnia praktyczne się nie widzieliśmy. Ja, rozumiejąc sytuację mówiłem, że spokojnie - jakoś to wytrzymam i że rozumiem, że ma teraz ciężki okres. Strasznie się cieszyła, że to rozumiem i jestem taki cierpliwy, bo ona wątpi, czy by na moim miejscu tak wytrzymała. To czego w tym trudnym czasie brakowało, to częstego kontaktu przez telefon czy Internet. Ja jakoś za tym nie przepadałem - wolę spotkanie na żywo, ona nie miała tego w zwyczaju z facetami. Gdy w międzyczasie raz się spotkaliśmy, miałem ochotę porozmawiać, że się trochę o nas boję, martwi mnie taki brak kontaktu itd., ale gdy zobaczyłem jak była wymęczona i zmasakrowana, nie chny miesiąc do grudnia praktyczne się nie widzieliśmy. Ja, rozumiejąc sytuację mówiłem, że spokojnie - jakoś to wytrzymam i że rozumiem, że ma teraz ciężki okres. Strasznie się cieszyła, że to rozumiem i jestem taki cierpliwy, bo ona wątpi, czy by na moim miejscu tak wytrzymała. To czego w tym trudnym czasie brakowało, to częstego kontaktu przez telefon czy Internet. Ja jakoś za tym nie przepadałem - wolę spotkanie na żywo, ona nie miała tego w zwyczaju z facetami. Gdy w międzyczasie raz się spotkaliśmy, miałem ochotę porozmawiać, że się trochę o nas boję, martwi mnie taki brak kontaktu itciałem jej dodatkowo męczyć taką rozmową (co zapewne było błędem). W końcu w połowie grudnia do rozmowy poważnej doszło. Powiedziała szczerze, że słabo to widzi - czuła się winna, że doprowadziła do czegoś takiego, że przez to całe zalatanie to o do mnie czuje jest znacznie słabsze niż na początku, że wie, że się wkurzam zawsze gdy mówi nie na moją propozycję spotkania bo nie bardzo ma czas albo siłę, że jej jest głupio z tego powodu i zaczyna ją to męczyć psychicznie, że nie widzi jakiegoś rozwiązania tej sytuacji, że nie chce nas męczyć w takiej karykaturze związku. Rozkleiła się kompletnie w pewnym momencie, zaczęła mówić, że kurcze w końcu poznała normalnego fajnego faceta, nie jakiegoś pajaca z jakimi zadawała się wcześniej, liczyła na normalny związek, że chciała by mieć w końcu 'normalnie', że zawsze była taka słowna, obiecała mi, że ten kibel potrwa tylko max parę tygodni a wygląda na to, że będzie się ciągnął aż w 2010. Powiedziała również szczerze, że ma priorytety - dokończyć uczelnię, nie zawalić kolejnego semestru i utrzymać pracę, która może męczy ją fizycznie, ale daje jej dużo przyjemności i relaksuje. No cóż, ja zrozumiałem, że taka sytuacja z brakiem czasu przy tak intensywnej pracy weekendowej, która w sumie zabiera prawie pół tygodnia + szkoła, potrwa na pewno do końca obecnego semestru i sesji, czyli ~połowy lutego. Kolejny semestr to pisanie pracy - zupełnie inna bajka i po prostu większy luz. Ona podczas tej rozmowy chciała się rozstać, ja chciałem tego uniknąć, przypomniałem jej co do niej nadal czuję, rozumiem sytuację i no trudno - do Świąt się raczej nie zobaczymy, ja postaram się nie naciskać na spotkania, żeby poczuła chociaż pod tym względem nieco ulgi. Stanęło na tym, że spróbujemy 'po mojemu'. Z drugiej strony wiedziałem, że gdyby jej zależało tak bardzo i czuła tak mocno jak na początku, to jakos by się czas znalazł - niestety dopuścilem do sytuacji, gdy się po prostu 'odzwyczaiła' i rzuciła w wir zajęć. No cóż - czasami sama z siebie się po tym odezwała, było nie tak źle. Ja nie ukrywam, że żyłem jak na gwoździach. W połowie grudnia doszło do kolejnej rozmowy - tym razem telefonicznej (brakowało mi jej, chciałem jej pomóc w porządkach wynajmowanego mieszkania przed 'kontrolą', a ona nie bardzo). Powiedziała, że no nie bardzo to wychodzi, ciagle czuje cieżar psychiczny braku spotkań, robi się z tego jakaś karykatura i wyszło na to, że się 'rozchodzimy'. Ja zawziąłem się w sobie, postanowiłem naprawdę dać jej trochę spokoju i oddechu - nie chciałem 'zmęczyć materiału', bo to chyba najgorsze do czego w tej sytuacji mogłem doprowadzić. Dzięki temu, rzadko bo rzadko, ale coś tam sama z siebie czasami napisała. Miło zrobilo mi się przed świętami, gdy na komunikatorze wieczorem znalazłem wiadomość z pytaniem jak tam pianino, że ona już u rodziców, jest fajnie, mama zrobiła jej pyszną kolację, pośmiała się z tatą. Odpisałem, odpowiedź już była raczej lakoniczna i niewylewna. Ale pomyślałem sobie, że kurczę - skoro dziewczyna napisała mi o takich 'pierdołach' to chyba dobrze, byle komu o takich rzeczach chyba się nie pisze. Kolejną miłą niespodzianką był 1. dzień świąt, gdy niespodziewanie sama zadzwonila zapytać jak się czuje, bo widziała jakis urywek opisu, że jestem chory. Na kwestię, że miło że dzwoni odparła, że się martwiła po tym opisie, kilka razy w trakcie rozmowy zwróciła się do mnie jak kiedyś "Miś" ;) no zrobiło mi się strasznie miło. Postanowiłem nie czekać z prezentem gwiazdkowym do jakiegoś tam być może spotkania w przerwie świąteczno-noworocznej, tylko pojechać do restauracji gdzie pracuje, po prostu sobie posiedzieć, poczytać książkę i nie przeszkadzać jej w pracy. Na miejscu podeszła chociaż na chwile zagaić, przyjąć buziaka w policzek. Ja sobie siedziałem i czytałem i zerkałem czasami w jej stronę (śliczna kobieta, damn!). Patrząc na nią w pracy widziałem, że rzeczywiście pomimo zmęczenia to jest to co lubi i serio przez kilka najbliższych miesięcy tutaj popracuje, zanim z dyplomem będzie mogła szukac pracy "w zawodzie". Koniec końców prezent przekazałem, ucieszyła się i słodko onieśmieliła, że jest jej trochę głupio, bo przez tę całą sytuację myślała, że prezentów jednak nie będzie, ona nic nie ma itd. Jako, że zamykanie restauracji strasznie się wydłużało, czekała ich inwentaryzacja przed nowym rokiem, miała wracać samochodem z menagerem i nie wiedziała jak tam zareaguje, gdybym też miał się zabrać, to stwierdziłęm, że ok uciekam - po prostu miałem ochotę się z nią przejść i chociaż ten kawałeczek do domu odprowadzić. Zagaiłem, czy może da radę coś w tygodniu, tak za dnia, bo strasznie dawno nie byliśmy razem na dworzu gdy było jasno, powiedziałą, że chyba da radę. NA pożegnanie znowu całus w policzek i - nie wiem, może robi to nie świadomie i to nic nie znaczy, ale powiedziała 'pa serduszko'. Nie ukrywam, że strasznie ciężko mi w tej sytuacji, bardzo mi zależy, pomimo swoich wad tę dziewczynę postrzegam jako 'tę', jest niesamowita i kropka. Niestety w sylwestra oczywiście pracuje :/ Mam straszną ochotę zjawić się rano pod koniec pracy z butelką, złożyć sobie życzenia i po prostu pobyć - gdzie tam będzie chciała, czy na "aftera', czy do domu, czy spać. 1. stycznia to taki fajny leniwy dzień, chciałbym go spędzić razem ;) Drogie panie - co mam myśleć w tej sytuacji. Sygnały otrzymuję chyba sprzeczne, raz nic, raz nagle coś miłego. Czy ona coś jeszcze czuje? Czy to już tylko taka troska 'o przyjaciela'? Czy powinieniem się kompletnie usunąć, czy włąśnie tak czasami się zjawiać, odezwać. Nie wiem - mam mętlik w głowie :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to zawsze jest próba aleeeee
ludzie wyjeżdżają na misję, dp pracy i jakoś wytrzymują. każdy by chciał opd razu razem mieszkac i miec siebie na codzien..... tak top bywa, trzeba ulozyc sobie zycie, ale malo kto wytrzymuje. to jest dopiero sprawdzian doroslosci. jesli wam na sobie zalezy - bedziecie razem i nic was nie powstrzyma. zawsze Ty mogles zapierdalac na III zmiany i tez byc zmeczonym, nie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to zawsze jest proba: wiem, że to ja mogłem być tym zalatanym. No cóż, jestem zły na siebie, że byłem zbyt wyrozumiały i cierpliwy i za wczasu nic tam nie robiłem. smooth: fakt, trochę się rozpisałem, ale czułem taką potrzebę, trochę mi to pomogło. Ciekawe co panie na tę całą sytację...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ola boga 4 razy musiałam przewinąć. czytałam kilkadziesiąt pierwszych akapitów ale wysiadam :o chłopie - ględzisz gorzej niż baba - założę , się że jakby chciała i jej zalezało to by wykoczyła nawet na godzinkę z Tobą!!! ja będąc zalatana miałam czas dla mojego chloptasia . ale mialam podobną sytuacje jak ty :D był koleś którego musiałam spławiać i tak dwa miechy się nie widzieliśmy a on myślał że wciąż jesteśmy razem :D :D :D :O daj se siana bo jej nie zależy i nie oszukuj się ;) jak powiesz jej że to koniec, ona nawet się nie przejmie 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem kobieta i powiem Ci ze
ona traktuje Cie jak dobrego kumpla, przyjaciela i raczej nic z tego nie bedzie. Na Twoim miejscu przestalabym zyc zludzeniami. Gdyby kochala to na uszach by stanela zeby z Toba spedzic wiecej czasu. Poza tym przepraszam ale...na prawde grzedzisz jak baba tak jak ktos napisal...jednym slowem jestes nudny i marudny...moze w tyym tkwi problem....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziękuję za odpowiedzi. No cóż, pozostaje być złym na samego siebie, że przeoczyło się ten momenty gdy 'to się stało' w jej głowie i zostałem 'przyjacielem'. Wspomniałem jej, że żadnym przyjacielem nie chcę zostawać, bo nie o to chodzi, zatem jeśli przez najbliższe kilka dni nic się nie wydarzy, pozostaje mi z bólem ale przynajmniej na jakiś czas porzucić temat. Co do ględzenia - rzeczywiście dużo tekstu wyszło, czułem potrzebę wylania tego w jakieś miejsce, nie mam żadnej przyjaciólki czy kumpla, z którym czułbym się na siłach o tym tam opowiadać. sorry, że nie jestem jak większość facetów i wystarczą mi 3 słowa na wylanie smutku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×