Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość megallomania82

rozczarowana małżeństwem

Polecane posty

no dobrze, piszecie panie roznie.Lepiej tak, lepiej tak.Skoro jest tak zle, skoro tak jest sie nieszczesliwym, nierozumianym to po jasny gwint jeszcze autorka jest z mezem.Zastanawiam sie, przemyslam i podejmuje kroki ku rozwodowi.Ponosze konsekwencje wszekie.I to , ze sytuacja moja sie pogorszy, ze bede miala tylko alimenty, ze byc moze i tego mieszkania w centrum nie dam rady sama utrzymac.Wszystko musze przemyslec.Jesli siedze jednak , korzystajac z pieniedzy meza , jego zaangazowania by budowac dalej komfort rodzinny to dla mnie jest obluda.Nie ma tak drogie panie-mam zjesc cukierek i miec cukierek.Skoro doszlo do malzenstwa to chyba do diaba byly jakies wartosci dla ktorych chociazby jest ten zwiazek.Najlepiej marzyc o zludzie, o czyms co moze nie istnieje.A nie lepiej sie skupic na tym co jest i probowac odnalezc to co wartosciowe, popracowac nad tym zwiazkiem,a nie budowac zamki z piasku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miód na uszy
Miłość to odpowiedzialność. Nie ma miłości bez odpowiedzialności. Kto nie potrafi ponieść pełnej odpowiedzialności za swoje decyzje, jest nieuczciwy zarówno wobec siebie jak i wobec drugiego człowieka. Reszta jest wygodnictwem, lenistwem, pychą, jest grzechem. My ludzie, kobiety i męższczyźni, dwa przeciwstawne światy a komplemenarne zarazem, stworzeni jesteśmy do stanowienia całości. Całości w miłości. Zgodzicie się Państwo, że piękną definicją miłości jest ta zapisana w Pieśni nad pieśniami. Bo tak naprawdę, aby prawdziwie kochać, należało by z siebie zrezygnować. Co wcale nie znaczy, aby rezygnować ze swoich marzeń, dążeń, poglądów, ze swojego jedynego i niepowtwrzalnego życia. O nie. Należało by natomiast zrezygnować z zakorzenionego w nas, a tak bardzo przenikacjącego naszą kulturę, egoizmu. Zwróćcie Państwo uwagę, że egoizm jest nieodłącznym towarzyszem hedonizmu, tzn. to co ja myślę i czuję jest prawdziwe. To jest wygodne, bo daje nam podświadomie niewątpliwą przyjemność po prostu nie myślenia o dręczących nas problemach. Zamiast rozwiązywać je, przechodzimy do ich personalizacji. Problemem staje się myśl, że ta druga osoa nie myśli tak jak my. Czyli problemem staje się nasz życiowy partner. Zapominamy, że w naszej naturalnej różnorodności powinniśmy się uzupełniać, aby życie było ciekawszym, pełniejszym, lepszym. Myślimy natomiast, że to my mamy rację. Kreujemy w naszych głowach obraz własnego ja - czyli miejsca, które na miłość nie jest jeszcze gotowe, albo które jeszcze jej nie rozumie, ponieważ w prawdziwej miłości tworzy się obraz jednego bytu, ale mianowany wyrażeniem "my"/czyli kobieta, mężczyzna i ewentualne potomstwo/. Wydaje nam się, że problemy dotykające nasze związki nas dręczą. Ale tak naprawdę, dręczy nas świadomość tego, że będziemy musieli rezygnować z części samych siebie. Czyli dręczy nas to, że będziemy musieli coś dać tej drugiej osobie, którą rzekomo tak bardzo kiedyś kochaliśmy, albo kochamy. Czyli wpisany w naszą kulturę hedonizm popędzany naszym wewnętrznym egoizmem znów bierze górę. Szerzący się w naszej kulturze relatywizm moralny natomiast, pozwala usprawiedliwiać się przed samym sobą, wykorzeniać się z prawdziwych cnót - które stają się dla nas kulą u nogi. Ciągle więc mamy dylematy sercowej natury. Czy ten /ta/, to ten jedyny/a/. Ten drodzy Państwo je ma, kto nigdy nie kochał, kto nie rozumie miłości, kto nie chce brać odpowiedzialności za własne decyzje, za życie drugiego człowieka. Piszę te może górnolotne słowa jako człowiek, który doświadcza w swoim związku odrzucenia. Ta właśnie zastana przeze mnie rzeczywistość skłoniła mnie do myślania, dlaczego tak się dzieje. Boli mnie niewątpliwie brak odwzajemnionej miłości w moim związku. Boli mnie fakt, że codziennie wracjąc po pracy do domu czuję ten chłód, a nie tak bardzo upragnione przeze mnie ciepło o które całe wspólne życie walczyłem/am/. Boli mnie, że jestem odrzucany/a/, niechciany/a/. Boli mnie kiedy próbuję się przytulić, a jestem odpychany/a/. Codziennie doświadczam tego ogromnogo cierpienia jakim jest brak miłości z drugiej strony. A pomimo psychicznej zdrady, upokorzenia i nietorelancji jakich doświadczam w swoim codziennym życiu kocham. Ktoś mógłby pomyśleć - idiota. Któż z was drodzy Państwo niechciałby doświadczyć w soim życiu tak bezinteresownej i szalonej miłości? Przecież tak najczęściej nazywa się jej atrybuty, o które tak bardzo zabiegamy, które często stają się przyczynkiem do rozpadu rodzin. I piszą ludzie o wypaleniu o braku tego dreszczyka emocji, o braku tej gęsiej skórki. Piszą bo myślą wyłącznie w kategoriach "ja". Zapobiegają jedynie o własny potrzeby, nie myśląc zupełnie kategoriami człowieka, który potrafi kochać. Dlatego też droga koleżanko zadaj sobie ytanie czy potrafisz kochać, czy rozumiesz co to znaczy kochać, czy jesteś na prawdziwą miłość gotowa. Uwierz mi, że szczęśliwszym będzie ten człowiek wobec którego podejmiesz tak ważną decyzję, niezależnie od tego jaką ona dla niego będzie, jeżeli będzie ona w twym sercu właściwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×