musialam to gdzies napisac, wybaczcie.

w piątek bylismy razem w kinie w piątek napisał, że w niedziele się spotkamy. jest koniec niedzieli, nie napisał nawet esemesa. głupiego esemesa, ze pamięta. to w piatek to nie było pierwsze spotkanie. dziś wracając z korpetycji do matury nienawidziłam wszystkich ludzi. automat z biletami był oczywiście zepsuty więc nie mialam jak kupić biletu na autobos w skutek czego szłam przez 40 min na piechote do domu. Waszym zdaniem pewnie powinnam wsiąć w ten autobus, w niedziele na pewno nie ma kontroli. Otóż z moich wczesniejszych doświadczen wynika,że jest.;) no ale kontynuując. jak wracałam było zimno wiatr wiał mi w twarz, nienawidziłam wszystkich ludzi, śniegu ani lodu. Nienawidziłam przejeżdżającego samochodu ani mijanego sklepu. Nienawidziłam swojego telefonu, miałam ochote nim rzucic o chodnik, o ściane o cokolwiek. Spojrzec jak sie rozpiepcza i upada na zimne płyty, a potem jeszcze po nim skakać puki nie rozwali się całkowicie. Pierwszy raz chciało mi się płakac na ulicy. Do tego na przystanku autobusowym siedział bezdomny piesek. Poprzytulałam go troche i poszłam- na pewno gdybym miała sama miekszkanie, to bym go zabrała. Nie mniej jednak zostawiłam go na śmierć. A najgorsze jest to,że ja cały czas czekałam( i czekam jak ta idiotka) do tej pory, aż on sie odezwie. Wczoraj był na studniowce, dziś był wstanie dodać z niej zdjęcia na nk- ale głupiego esema nie mógł mi napisać. Żałosna ze mnie idiotka. Ach..ale już nawet nie mam pretensji o to, że był na tej studniowce z jakąś brzydką, że świetnie bawił się tam beze mnie! a niech sie bawi! Tylko mógł napisać tego jednego esemesaa. Że o mnie pamięta. :(