Gość aga361 Napisano Styczeń 26, 2010 Pani Malgosiu Przypadkiem natrafilam na strone internetowa na ktorej udziela Pani madrych rad, a ja wlasnie takiej potrzebuje.Jestem bardzo mloda osoba, mam 23 lata i kompletnie nie jestem zadowolona z mojego dotychczasowego zycia.Od roku sie ono zmienilo, od momentu kiedy pojawil sie w nim mezczyzna.Mam za soba juz jeden powazny zwiazek,z mezczyzna o 10 lat starszym ode mnie.Zwiazek,ktory sama zakonczylam bo ow mezczyzna zadal ode mnie stabilizacji,deklaracji ze bede z nim juz zawsze,zadal po prostu slubu.A ja nie bylam na niego gotowa.Nic dziwnego mialam zaledwie 20 lat.Teraz po 3 latach pojawil sie kolejny mezczyzna,starszy jedynie o rok,bardzo we mnie zakochany,gotowy rowniez sie ozenic.Na poczatku naszego zwiazku bylam wdzieczna losowi,ze mi go zeslal,szybko zareczylismy sie i planujemy slub.To znaczy on planuje,a ja mam coraz wieksze watpliwosci.Chodzi o to ze bedac w zwiazku mam wrazenie ze sie nie rozwijam,brakuje mi wolnosci i niezaleznosci.Gdybym byla sama moglabym zrobic wiele ciekawych rzeczy,kocham podrozowac,bedac singileka jak tylko mialam jakies pieniadze od razu wybieralam sie gdzies w podroz,dzieki czemu wiele zwiedzilam,poznalam mase ciekawych ludzi,zdobylam doswiadczenia,przezylam niezapomniane chwile.Teraz kiedy jestem w zwiazku nigdzie nie wyjezdzam,bo moj ukochany duzo pracuje i oszczedza i nie bawia go podroze w nieznane.On woli zafundowac sobie cos materialnego anizeli wydawac pieniadze na cokolwiek innego.Dla niego porzucilam swoja pasje,bo niestety o samotnych wyjazdach nie mowy,bo on w zyciu nie zgodzilby sie na moja wyprawe na przyklad do Indii.Mam poczucie ze dla niego musialam zrezygnowac z czegos co daje mi sile i energie,dla czegos co mnie kreci i pasjonuje.I nie czuje sie z tym dobrze.Mam kogos kto mnie kocha,kogos kto o mnie dba,kogos komu na mnie zalezy i nie jestm szczesliwa.Bije sie z myslami,bo nie wiem co mam zrobic.Nie chce porzucic siebie dla milosci,bo nie wiem czy warto.Czy warto porzucac swoje pasje,zmieniac swoje zycie i podporzadkowywac sie komus w imie milosci?Czy samospelnienie moze byc od niej wazniejsze?Media trabia ciagle ze to wlasnie milosc jest najwazniejsza w zyciu, a ja chyba nie do konca w to wierze.Buntuje sie przeciwko niej,bo musze zapomniec o realizacji swoich celow i marzen.Nie potrafie odejsc i tkwie w tym zwiazku marzac o zyciu w pojedynke kiedy to moglam wszystko i nie bylo dla mnie rzeczy niemozliwych.Tesknie do samotnoci do stanowieniu o samej sobie,ale nie wiem czy slusznie byloby zranic kogos tak bardzo wylacznie z powodu swoich egoistycznych pobudek?Chcialabym przezyc swoje zycie po swojemu,zwiazek mnie w tym ogranicza.Nie potrzebuje czuc sie kochana,by byc szczesliwa.Odejsc?Czy to wlasnie milosc jest najwazniejsza?Warto dla niej zrezygnowac z siebie,bedac tak mlodym?Prosze o rade! Zagubiona Agnieszka Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach