Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość xmagdaxx

moja matka - ja - mój chłopak

Polecane posty

Gość xmagdaxx

Kochani doradźcie co robię źle? Mam 23 lata. Wychowywałam się w rodzinie z problemem alkoholowym, ojciec pije na umór do dziś. Gdy byłam młodsza byłyśmy z mamą dla siebie najważniejsze (w sumie do nadal tak jest), wakacje spędzane razem, wyjazdy razem - nie przeszkadzało mi to. Do czasu. Nie miałam wtedy przyjaciół, z którymi mogłabym tak spędzać czas jak z nią. W większości spędzałam swój wolny czas w domu. Jednak od pewnego, dłuższego już czasu mam grupę przekochanych i prawdziwych przyjaciół. Zaczęłam "dorastać", usamodzielniać się. Dwa lata temu przedstawiłam jej swojego pierwszego chłopaka. Początkowo była do niego przyjaźnie nastawiona, później zaczęło jej przeszkadzać wiele rzeczy. Moje częstsze wychodzenie, nie tylko z nim, ale i znajomymi. To, że miałam kawałek własnego, prywatnego życia. Po kilkunastu tygodniach stwierdziła, że go nie lubi (fakt, miał swoje wady, ale ma je każdy). Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że musiałam wysłuchiwać niewybrednych komentarzy na jego temat (stwierdziła nawet, gdy kiedyś do niego szłam, że "du*czenie samo przychodzi do domu" - czym mnie kompletnie zszokowała: ona - kobieta na poziomie, wykształcona). Zaznaczam, że jemu osobiście nic nigdy nie powiedziała. Związek z pierwszym chłopakiem nie przetrwał. Z perspektywy czasu wiem, że okazał sie dla mnie wielką lekcją od losu. Zaczęły jej przeszkadzać moje wyjścia z domu. Dłuższe czy krótsze - nieważne. Jej foch, mina i komentarz - bezcenne. Zarzuca mi, że z nią nie spędzam czasu. Ok, poświęcam jej mniej czasu, ale zawsze staram się z nią porozmawiać w trakcie dnia, czy na wieczór. Z drugiej jednak strony mam nieciekawą sytuację mieszkaniową i choć pieniądze na remont znalazłyby się - ona woli pogłębiać się w marazmie. Mam odmienny pogląd. Chciałabym mieć odnowione mieszkanie, w którym z przyjemnością można napić się w kuchni kawy i porozmawiać. Nie mam przyjemności w piciu kawy wśród niepoukładanych papierów z pracy, bibelotów, których nie ma gdzie postawić i tylko zagracają mieszkanie. Automatycznie więc nie znajduję przyjemności w siedzeniu z nią wśród tego burdelu. Zamykam się w swoim pokoju. Źle się czuję w moim domu. Od 5 miesięcy spotykam się z moim obecnym chłopakiem. Najpierw komentarze, jak to często nie ma mnie w domu. Później, że on znowu tu jest i we własnym domu nie może poczuć się swobodnie. Od około 2 miesięcy spotykamy się u niego. "On się z nikim nie liczy, zabiera Cie do siebie nikt inny go nie interesuje". 3 razy u niego nocowałam z okazji moich wolnych od szkoły weekendów i ostatnimi czasy nieczęstej możliwości spotykania się. "Obrzydzasz mi się takim włażeniem do łóżka, gdzie Twoja moralność, jak Ci nie wstyd?". Ona ma w głowie same orgie, seks i złe zachowanie. "Wypożycza Cię jak dziwkę na jedną noc". Ok. Może się boi. Ma tylko mnie, nie chce żebym cierpiała tak jak po ostatnim związku. Ale czy wszędzie musi doszukiwać się drugiego dna? najchętniej sama znalazłaby mi chłopaka? Boli mnie, że jest do niego negatywnie nastawiona, bo nie jest taki jakiego ona by chciała. On ma 28 lat, swoje w życiu przeżył, ma swoje przekonania. Ja nie jestem zaślepioną i zapatrzoną w niego nastolatką. Mając takiego ojca jakiego mam ja, nie pozwolę sobie na traktowanie mnie bez szacunku. Wiem, jakie ma wady, akceptuję je. Chcę innego życia, nie takiego jakie mam w swoim domu. Wiem, że on może uczynić mnie szczęśliwą. Moja mama myśli chyba, że dam sobą pomiatać. Gdy już spotka się z nim, widzę tę grę w jej zachowaniu, niby wymienia poglądy, niby coś powie do śmiechu lub mniej, a tak naprawdę testuje go, żeby móc go ocenić według własnej miary i skomentować nie przebierając w słowach. Z kolei on nie ma chęci "wchodzić jej w tyłek", podlizywać się, byleby go polubiła. Nie powiem, chciałabym żeby miał z nią dobry kontakt i do tego trzeba chęci. Ale chęci obustronnej. Nie potrafię i nie chcę jej zostawić samej, jednak coraz częściej myślę, że nasze relacje byłyby lepsze gdybym się wyprowadziła. Jednak gdybym wyprowadziła się z nim - mam zapowiedzianą świętą obrazę i focha. Mam wrażenie, ze nawet gdybyśmy się zaręczyli i wzięli ślub ona nie zmieniłaby do niego podejścia.I najlepiej gdybyśmy zamieszkali razem z nią - wtedy może zrobiłaby remont. Chcemy zamieszkać osobno, tylko my dwoje. Oczywiście nie zakładam, że na całe życie. Mam duży dom. Wróciłabym, w momencie gdy nie byłoby w nim ojca. Sumienie nie pozwoliłoby mi zostawić jej samej w wielkiej chacie. Chciałabym zjeś wspólnie w trójkę kolacje przy stole w kuchni. W tych warunkach nie ma ani mozliwości, ani przyjemności. Jednak, co powinnam robić teraz żeby było dobrze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fgfdgd
dluzszego topicu nie moglas zalozyc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mama czuje się samotna, ale popełnia błąd, który często popełniają rodzice, którzy samotnie wychowują dzieci (nawet kiedy jest drugi rodzic, ale np. pije, jak w Twoim wypadku) - zmienia swoją postawę względem Ciebie. Traktuje Cię nie tylko jak córkę, dziecko, ale też jako równorzędnego partnera. Takie rozdarcie i ambiwalencja uczuć powoduje to, że ciężko jest jej bez Ciebie funkcjonować - przyzwyczaiła się, że zawsze byłaś gdzieś obok, mogła liczyć na Twoje towarzystwo. W tej sytuacji dobrym wyjściem byłoby znalezienie jej przyjaciół - w przeciwnym wypadku, kiedy wyprowadzisz się z domu, to zostanie sama z mężem alkoholikiem. A nie wiem, czy to nie gorsze niż pusty, wielki dom. Ona stara się obrzydzić Tobie facetów, bo boi się, że któryś Cię zabierze, a ona zostanie sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xmagdaxx
To, co ona robi wiem doskonale. Boi się, że mnie straci, ale czy nie widzi, że swoim zachowaniem właśnie teraz odsuwa mnie od siebie? Ja chcę uciec z tego domu! Chcę mieć swój kawałek normalności. To, że jestem DDA nie czyni mnie do końca "prosto i normalnie" spoglądającą na życie, ale chcę spróbować, a nie tkwić w tym marazmie przez całe życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ***Narzeczona ***
Podobnie a jednak inaczej:( Ja mam oboje rodzicow mama troche pije i zachowuje sie podobnie do Twojej. Na poczatku marudzenie ze chlopak tak czesto przchodzi ze ona nie chce obdcych w domu nie moze czuc sie swobodnie. Potem stekanie ze nie mam dla rodizny czasu. Jak sie okazalo ze to powazny zwiwazek ktoreog ukoronowaniem bedzie slub mama zaczela wiecznie krytykowac Narzeczonego. A to ze ma niladna kurtke za dlugie wlosy albo jest zbyt zmeczony po codziennej 12 godzinnej pracy wiec lepiej niech spi u siebie a nie odpoczywa w moim pokoju ze jest nieszczery i mnie balamuci a pierscionka zareczynoweg nigdy nie zobacze. Po zarezynach mama twierdzi ze on jest dobry dla pozoru ale po slubie sie zmieni. Powiedzialam ze nie zycze sobie aby go krytykowala i wtracala sie do naszego zwiazku to sie dowiedzialam ze jak bede tak stac za nim murem to strace rodzine. I wiesz smutno mi i przykro ze moja rodzina nie cieszy sie z naszego szczescia i nie docenia ze Moj Narzeczony to skarb ale w dupie to mam. Ja i on bedziemy tworzyc nowa rodzine i to on jest teraz dla mnie najwazniejszy a mama kiedys bedzie stara i BARDZO SAMOTNA dlatego ze zachowuje sie jak wredna zlosliwa baba. P.S. Wyprowadzka to dobra mysl. Jak ja nie mialam z mama przez miesiac kontaktu tylko tel to bylo naprawde dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odtrącona synowa
A ja jestem tą drugą stroną, moj chłopak jest tak samo traktowany przez swoją matkę.... Jest najmłodszym dzieckiem i tylko On zostal mamie w domu, ma dużo starsze rodzeństwo, ojciec nie żyje. Ma 25 lat, a jego mama nie może pogodzić się z myślą, że dorósł i chce zalozyc wlasna rodzinę. Strasznie nim manipuluje, a mnie traktuje jak najgroszego wroga. Oczernia mnie przed swoja rodzina , chociaz sie staram , jak moge :( Nalegała na mojego chlopaka, zeby przesunal zaręczyny nasze... Często stara sie uniemozliwic nam widywanie się, symuluje chorobę np. żeby moj chlopak się przejął i z nią został. Moj chlopak ją szanuje , jest do niej przywiazany, na dodatek to osoba juz na emeryturze....Ale dlaczego nie potrafi się cieszyć szczęsciem syna ? My się bardzo kochamy, jestesmy pewni tego. Ja staram się być miła i nie reagować na docinki, a ostatnio spotykamy sie glownie u mnie, żeby uniknac nieprzyjemnych spotkań... Ale czy tak sie da zyc ? Mam wrażenie, że przyszla tesiowa chce mnie zniszczyć i wyeliminowac. Na dodatek dom jest zapisany na mojego chlopaka, wiec mielismy tam zamieszkać, ale ja bym chciala żebysmy poszli na swoje, w tym roku bierzemy ślub... Juz nie wiem, co mam robic

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przyszła młoda pani
upupu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pierwsze do odtrąconej
synowej - jeśli teraz nie ustalicie z chłopakiem że po ślubie będziecie mieszkali sami to ja na twoim miejscu o ślubie bym nie myslała , nie zakładaj że po ślubie to "jakoś będzie " , jakoś się ułoży bo gwarantuję ci że się nie ułoży, będzie co najwyżej tylko gorzej , teściowa zrobi wszystko żeby stanąc pomiędzy tobą a twoim mężem , jemu będzie zapewne głupio opowiadac się po jednej ze stron i konflikt gotowy , zastanów się czy chcesz takiego życia skoro przedsmak już znasz Do autorki tematu - jeśli jak ktoś juz radził udałoby się znalezc mamie jakiś znajomych , wyciągnąc do ludzi a mama mimo wszystko byłaby na "nie" to innego wyjścia jak wyprowadzka ja nie widzę , twoja mama nigdy nie odetnie pępowiny i będzie na tobie wisiec powodując u ciebie tylko wyrzuty sumiena że ją opuszczasz , zostawiasz , że byle męskie portki są dla ciebie ważniejsze niż własna rodzona matka , przykre to że dorosła kobieta której w życiu nie wyszło obarcza tak ogromną odpowiedzialnościa własne dziecko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xmagdaxx
Tak myslę, że wyprowadzka moze po czasie ociepliłaby nam stosunki. Mama ma "jakichś" znajomych jednak od pewnego dłuższego już czasu zamknęła się na spotkania takie "po prostu". Twierdzi, że ma tyle na głowie i nie chce jej się, ale jak co do czego przyjdzie i tak nie zrobi niczego konstruktywnego. Łapię się na tym, że od kilkunastu miesięcy myślę, że robi się starą, zgorzkniałą i wiecznie niezadowoloną kobietą. Oczywiście inaczej jest wśród znajomych, jest "fajna", świetnie się bawi, żartuje. Jednak wiedzę zgoła zo innego w domu. Najpierw musiałaby podjać decyzję, że chce rozpocząć nowe życie bez ojca, ale czego tu wymagać jesli ona nawet nie potrafi remontu zrobić! Mam 23 lata. Przeżywam tę sytuację od 20 lat. O 20 lat za długo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×