Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

stokrotka8819

czy miłośc jest za silna, czy co innego jest problemem....?

Polecane posty

Nawet sama nie wiem od czego zacząć, bo nawet określenie od początku nie da tu dokładnego obrazu sytuacji. Przez wiele lat stroniłam od związków- nie szukałam przelotnych znajomości, zawsze marzyłam i czekałam na prawdziwe uczucie i pewność, że mogę czuć się przy kimś bezpiecznie. Studia, praca, zajęci i zero czasu na przyjemności i pewnego dnia poznałam fajnego faceta - jak w bajce - od razu wiedziałam, że to ten i choć jest bardzo przystojny, to nie to sprawiło, że tak bardzo zawrócił mi w głowie - miał w oczach takie dziwne światełko, które zapalało się w momentach gdy ja czułam się bardzo szczęśliwa. Mimo rożnych perypetii, po jakimś czasie byliśmy razem, spędzaliśmy każdą możliwą chwilę razem, mogłam na niego liczyć w każdej sytuacji, dawał mi poczucie bezpieczeństwa, rozumieliśmy się bez słów i udało mi sie zdobyć jego zaufanie, a nie jest człowiekiem, który potrafi szczerze mówić o swoich uczuciach. Ale w pewnym momencie zaczęło się wszystko psuć, nagle wszystko jakby przestało istnieć w jednym momencie, aż pewnego dnia po prostu mnie zostawił twierdząc, że nie może być z dziewczyną, która wtedy ku mojemu wilekimu zdziwieniu po tym wszystkim co przeszliśmy jak to określił nie pociąga go. Bolało, tym bardziej, że na prawdę go pokochałam i pierwszy raz czułam, że serce na prawdę potrafi boleć, a ból był tak wielki, że nawet nie byłam w stanie nic mu powiedzieć, a wychodząc jeszcze mnie przytulił. Od tamtej pory dzwonił i pisał codziennie z pytaniami jak się czuję, czy wszystko w porządku, nie pozwalał mi sie z nimi spotykać, stawał sie zazdrosny i zaborczy kiedy dochodziło do niego, że spotykam się z kimś innym nawet na czysto koleżeńskiej stopie - mamy wspólnych znajomych więc na wspólnych imprezach nie spuszczał ze mnie wzroku, nie pozwała rozmawiać wręcz z obcymi twierdząc, że musi się mną opiekować, ale kiedy pytałam, czemu sie tak zachowuje twierdził, że musi mi się tylko wydawać, choć to jego zachowanie widziało wielu innych naszych znajomych i ich zdziwienie nie było mniejsze niz moje. W tym samym czasie moj wtedy były związał się ze swoja przyjaciółka, o czym przez dlugi czas nie chciał mi powiedzieć, a mnie coraz częściej traktował nie jak byłą, nie jak przyjaciółkę, ale jak partnerkę, a ja ... cóż nadal go kochałam. byłyśmy więc dwie, tylko, że od tego momentu, to ona z nim była oficjalnie, a ja była byłą, która w jej oczach i zgodnie z jego słowami była dla niego kimś niezwykle ważnym w życiu.Przyszedł sylwester, zadzwonił dwa dni wcześniej i kiedy okazało ie, że będziemy bawić się w tym samym miejscu okazał bardzo wielką radość, żę się spotkamy. Na miejscu kiedy weszłam na salę gdzie wszyscy tańczyli, pomiędzy tańczącymi zobaczyłam go z ta nową dziewczyną - nogi się pode mną ugięły, bo nie wierzyłam, że nic mi nie powiedział, że taką sytuację zastanę. W toku jednak dalszej zabawy on zostawił ją i przyszedł bawić się ze mną, na nią po prostu nie zwracał uwagi .Tańczyliśmy niemal bez przerwy do białego rana, spędziliśmy razem upojne dwa dni,a on mówił mi ciągle czułe słowa, zapewnił, że jestem dla niego kimś bardzo ważnym, mówił, że mnie potrzebuje, że nie potrafi z nikim tak rozmawiać jak ze mną i nikt go tak nie rozumie. A ja nadal go kochałam, wiec choć wiedziałam, że jest teoretycznie z inna dziewczyna takie słowa, i zachowanie przy sile mojego uczucia pozwoliły mi wierzyć, że może na prawdę wszystko się ułoży. Ale mijały kolejne dni, a on milczał, nie odzywał się, po czym zadzwonił i powiedział, że to nie powinno sie wydarzyć i że podjął decyzje, żeby być z inna i nawet jeśli to nie jest słuszna decyzja to powinien być konsekwentny. Świat mi sie wtedy zawalił i próbowałam sie po wszystkim pozbierać, przyszedł okres zimowych wypadow na narty i ja również na taki zorganizowany wyjazd pojechała - co ciekawe na miejscu okazało się, że i on tam jest i to bez swojej dziewczyny. cały wyjazd spędziliśmy razem -razem 24h na dobę, i choc dlugo opierałam się, bo bałam sie tego ze znow mnie zrani to jego słowa, że chce byc ze mna do końca życia, ze chce się mna opiekować, że jestem dla niego najwspanialsza kobieta i że jesteśmy do siebie podobni tak, że nikt nas nie rozumie lepiej, przetańczone noce - jak na miesiącu miodowym - i choć w ciągu 8 dni wspomniał raz o tym, że ta znajomość może mieć postać przyjaźni to tak na prawdę żaden jego gest, zachowanie, ciągły strach ze moje uczucia mogły wygasnąć albo zazdrość o zwykły taniec z innym pozwalały mi wierzyć ze tym razem będzie już inaczej. Mało tego nawet on sam nie zaprzeczał, że jesteśmy razem, gdy ktoś go o to pytał, po powrocie odwiózł mnie o domu - został na noc i kolejny dzień mimo, że dziewczyna czekała na niego, a on obiecał mi, że wszystko się zmieni, bo po tym wszystkim nie miałby serca gdyby uciekł od mnie. Ale uciekł, mało tego boi się ze mną spotkać, żeby do czegoś miedzy nami nie doszło, bo nie chce mnie ranić - ale czy nie rani sam siebie tez skoro sam się tego boi? Kiedy w końcu ostatnio postawiłam sprawę tak, że chce ostatecznie urwać kontakt, bo skoro on nie potrafi się ze mną tylko przyjaźnić, to nie ma sensu, dalej cierpieć, to on próbuje mi na każdym kroku udowadniać, że jednak potrafi. Jak nadarza się okazja to się do mnie zbliża i zachowuje się tak jakby chciał wrócić, kiedy jest za dobrze "ucieka", ale kiedy widzi, że na prawdę może zniknąć z mojego życia znów zaczyna zabiegać. Mówi co innego, co innego robi, zrobi coś, a potem wypiera się tego słowami. A najgorsze, że ciężko mi cokolwiek robić, bo nadal go kocham i to pozwala wierzy mi, że jest w głębi dobry, ale sama już nie wiem co robić...... Może to moja wina faktycznie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AD.ak
szczerze nie chce mi sie tego czytam i tego ie zrobie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×