Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość fooria80

Jego eks zatruwa mi życie

Polecane posty

Gość fooria80

Witam wszystkich, siedzę, siedzę, kota dostaję, usiłuję myśleć i coś wymyślić ale nie za bardzo mi wychodzi. Może po prostu potrzeba mi opinii kogoś z zewnątrz... Jestem blisko z jednym mężczyzną. Kocham go i on kocha mnie. To typowy związek pt. " Facet po przejściach, kobieta z przeszłością". Ja rozwiodłam się w ub. roku, on ma wyznaczony termin rozprawy za 3 tyg. Między nami jest dobrze, a jedyne niesnaski powstają w związku z jego prawie byłą żoną. On ma z nią dziecko, co mi absolutnie nie przeszkadza. I ja sama mam syna z ekszwiązku, byłemu mężowi nigdy nie ograniczałam kontaktów z naszym dzieckiem, mieszkamy niedaleko, więc gdy tylko tata ma wolną chwilę to zabiera syna do siebie, często na noc, czasem po prostu wpada na kawę i rozmawiamy o ważnych kwestiach związanych z dzieciaczkiem czy po prostu o wychowywaniu, no wiecie. Z kolei u mojego partnera jest tak, że babsko samo go wyrzuciło z domu ( w zasadzie wyrzucała go za każdym razem, gdy tylko odważył się mieć inne zdanie na jakiś temat), babsko było bardzo pewne siebie, na tyle pewne, że po kolejnym "locie" mój obecny już nie miał chęci wracać dla niej (ostatnie powroty były wyłącznie ze względu na dobro ich dziecka, jednak co to za dobro, gdy maluch patrzy na to jak mama tatę gnoi?). Po tym fakcie babsko wpadło w furię. Złożyło pozew o rozwód, w którym zmieszała mojego z błotem w samej sobie winy nie widząc. Sędzia pozew odrzuciła we wszystkich punktach bo 2 miesiące to za krótko na trwały rozpad, inne punkty także nie znajdowały uzasadnienia. 5 minut przed rozprawą, na korytarzu KAZAŁA mu wracać, podczas gdy na sali sądowej znów robiła z niego śmiecia. Skoro więc był podobno takim chamem i nic nie wartym typem to powinna być szczęśliwa w momencie, gdy on poznał mnie. Pozwu złożyć od razu nie mógł, gdyż sędzia kazała im odczekać ileś miesięcy. Ja mu powiedziałam, że z żonatym nie zamieszkam i dopóki nie będzie formalnie wolny to spotykamy się nieoficjalnie. O sobie wiemy niemal wszystko, wspieramy się, radzimy siebie nawzajem ( a niestety nie mamy różowo w życiu) - i to mnie cieszy, że trwamy przy sobie nie tylko wtedy, gdy jest dobrze ale też wtedy, kiedy wszystko wali się na głowę. Możemy po prostu na siebie liczyć. I teraz powiedzcie mi, co się stało, czy to ze mną coś nie ta, czy jednak mam trochę racji. Otóż jesienią ub. roku jego eks skontaktowała się ze mną mailowo. Pisała, że nie ma nic przeciwko naszemu spotykaniu ale chce, bym wiedziała... i tu masę przekłamań (mamy wspólnych znajomych, którzy to zweryfikowali), no obsmarowała mojego faceta, że ho ho. Dziś żałuję, ze wtedy nie zbagatelizowałam tamtego maila, a wtedy po prostu zbyt krótko go znałam, nie wiedziałam, komu wierzyć, nie chciałam kolejny raz zostać oszukana przez faceta. Anyway, skończyło się na tym, że została moim wrogiem "numero uno". W sensie: napisałam jej, że jeżeli jeszcze raz spróbuje mącić między nami to się spotkamy w sądzie (doszło do tego, ze babsko wszystkim wokół zaczęło rozpowiadać niestworzone historie o tym, jak to rozbiłam jej małżeństwo, a gdy miała miejsce ich pierwsza rozprawa to ja go jeszcze wtedy nie znałam! Potem zaś ani nie mieszkali ze sobą, ani też nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Babsko za to jak mogło ograniczało mojemu facetowi spotkania z dzieckiem, raz nie widział młodego przez 1,5 miesiąca :( ). W całej tej sytuacji mój były przyjął stanowisko tego typu: wściekł się, zrypał ją ale nic więcej nie robi ponieważ ona jako piłeczki przetargowej używa dziecka. Rozprawa za 3 tygodnie, pozew złożył mój facet, a w pozwie m. in. wnioskował o ustalenie kontaktów z dzieckiem. Ta mu pozwala widzieć małego "jak jej zawieje". Raz go wyrzuca po 5 minutach, innym razem mu herbatki proponuje. No i mój problem dotyczył ostatniej takiej sytuacji. Otóż wczoraj, w piękne niedzielne popołudnie mój facet wybrał się tradycyjnie do dziecka. Babsztyl zaproponował herbatę. Nic nie ma przeciwko temu, żeby on się tam napił herbaty, tym bardziej, że jak się z dzieckiem wyszaleje to wiadomo, że spragniony. Chodzi mi jednak o coś innego. O wypowiadanie przez niego jej imienia. Przez x miesięcy mówił o niej "pani M". I tak ładnie w porównaniu z faktem, ze ja dla niej byłam k*ą, a on sk*synem. Prosiłam go, żeby w mojej obecności nie wymawiał jej imienia bo sobie nie życzę. Zrozumcie, jak babsko rozpowiada po ludziach, że ja się dziecka pozbywam na weekendy, żeby się poruszać z moim facetem. A prawda jest taka, że w weekendy mój były mąż ma więcej czasu i także chciałby zostawić dziecko u siebie na noc, więc w każdy weekend jedną noc mały spędza u niego i to jest jedyny powód. I skoro babsko tyle przykrych rzeczy na nasz temat wygadywało to chyba nic dziwnego, że nie chcę nawet słyszeć jej imienia. No więc wczoraj sobie rozmawiam z moim facetem, a on mi mówi, że na dzień dobry Monika zaproponowała mu herbatę! Kto? - pytam. - Monika. -Kto? - pytam znowu. -Monika. Myślałam, że mnie trafi. A tydzień wcześniej go po 5 minutach z domu wywaliła za mnie! Bardzo mnie to zabolało. Nie mam nic przeciwko kulturze bo mają wspólne dziecko i jednak dobrze byłoby, aby się dogadywali. Jednakże skoro tyle zła ona nam wyrządziła to uważam, że mój facet powinien uszanować moją prośbę. A teraz ja się czuję dosłownie tak, jakby zawarł sojusz z wrogiem, a ja wychodzę na kretynkę. Malo tego: jeszcze jak byli razem - nie wiem jak ona to robiła - to skądś miała billingi jego smsów, tzn. wysyłanych przez niego. On głuptas na to się godził, bo "przecież nie miał nic na sumieniu". Ja też nie mam nic na sumieniu ale nie wyobrażam sobie, żeby ktoś świdrował np. moją pocztę! I 2 tyg. temu ona mu coś dowaliła w smsach, że wie o przepisie mieszkania i o ubraniach ode mnie. A ja po prostu kupiłam mu sweter w prezencie, NIKT o tym nie wiedział, z nikim nie rozmawialiśmy o tym (podobnie jak o przepisie mieszkania), jedynie w smsach. Więc sądzę, że babsko dalej go kontroluje (podobno jakiś jej koleś pracuje w salonie tej sieci, w której mój ma telefon). No i rozmawialiśmy ostatnio, ja mu, że nie wyobrażam sobie, aby ona znała treść naszej korespondencji, a on jak zwykle macha na to ręką. "Niech sobie czyta, niech sobie szuka, i tak nic nie znajdzie". Nie wytrzymałam i mu dowaliłam, że dopóki się nie odetnie od tej pępowiny to nasz związek będzie stał pod znakiem zapytania. I powyłączałam telefony. Czy ja rzeczywiście wymyślam nieistniejące problemy, jak mi mój zasugerował? Ja sądzę, ze jest inaczej. Każdy ma prawo do swojej prywatności. I co, będziemy małżeństwem, a babsztyl będzie mu zdalnie sprawdzał telefon? Poradźcie coś, napiszcie, co sądzicie. Proszę :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość borderka
niech sie najpierw rozwiedzie i odetniej od zony emocjonalnie. potem mozecie cos budowac- za szybko i za powaznie to poszlo u Was, stad takie sytuacje- Ty nie czujesz sie pewnie w tym zwiazku, a on tez mocno zamotany ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fooria80
borderko, może za szybko i za poważnie ale już się stało :( Kocham tego mojego łobuza ale czasem odnoszę wrażenie, że on jest dla wszystkich za dobry. No sorry ale ja swojej winy tutaj nie widzę. Nie wiem tylko jak pozbyć się tej "pani M." z naszego życia. Ech...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×