Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość jacek8202

nie potrafie tego pojąć

Polecane posty

Gość jacek8202

cześć Chciałbym sie z Wami podzielić swoją opowieścia i poprosić, byście sie ustosunkowali do tego. To bardzo dziwna historia. Wiem, ze komentarze bedą bardzo negatywne ale ja po prostu nie potrafie albo nie chce te ozrozumieć... W lipcu zeszłego roku poznałem dziewczyne w internecie. Pogadalismy kilka razy na gg , wymienilismy sie fotkami i umowilismy na spotkanie. Randka sie udała, było świetnie, zakonczyła sie namiętnymi pocałunkami. Zaczelismy sie spotykać. Mialem wtedy fizyczną pracę, po której wracalem do domu wykończony. I czasem po pracy nie mialem siły na dokladnie nic. Pod wpływem m.in, tego, powiedziałem swojej partnerce, ze pracuje troche dłuzej i częściej ( takze w sobote ), aby mieć alibi i nie musiec spotykać sie częsciej. Spotykalismy sie raz w tygodniu. I na randkach było świetnie, uśmiechy, spacery, czułe słowa, pocałunki, pieszczoty. Tyle tylko, ze ja nigdy nie zatęskniłem porządnie, nie byłem nigdy podekscytowany. Miedzy randkami dzwonilismy, pisalismy ale ja nigdy tak naprawde nie tęskniłem. Nawet gdy zdarzyło sie, ze nie widzielismy sie ponad tydzien. Nie chciało mi sie brac wolneg0 w pracy, by pójsc z nią na wesele. Raz zdarzyło mi sie napisać , ze sie nie spotkam, bo zle sie czuje. Sam sie sobie dziwiłem ale po prostu chciałem sie spotykać rzadko. Z drugiej strony nie chciałem jej stracić. Dlatego skłamałem mówiąc, ze pracuje więcej, niż w rzeczywistosci. Nie poznala tez moich rodziców, bo akurat mam z nimi kiepskie relacje. Wiedziała o tym i dlatego nie naciskała. Co gorsza, gdy ta praca sie skonczyła, nie chciałem/wstydziłem sie przyznac jej do tego. Siedziałem całymi dniami sam w domu, podobnie jak ona ( wtedy nie miala pracy przez 3 miesiace ) i nie teskniłem. Dalej widywalismy sie raz w tygodniu, bo ona myślała, ze ciezko pracuje. W koncu powiedzialem jej , ze praca konczy sie z końcem lutego. Cieszyła sie i mowiła , ze teraz ( tj. od marca )bedziemy sie często widywać. A ja słysząc to, nie czułem zadnej radosci, ekscytacji. nic. I w walentynki, gdy bylismy umowieni do kina, zamiast tam, wzieła mnie do pubu i powiedziała, ze chce sie rozstać. Mimo , ze do samego konca zachowywała sie jak zwykle. Powiedziała, że była zakochana ale juz nie jest. Ze nie chciałem jej wpuścic do mojego zycia, ze czuła sie w nim obco. Niespodziewanie zrobiło mi strasznie przykro. Nawet sie rozkleiłem. Dała nam drugą szanse, ponownie zrywając, tym razem w dzien kobiet. I tu mam problem ze sobą. Przez pół roku mogłem ją widywać niemal codziennie. mimo to, wymyślilem dłuzsza prace by miec alibi i sie częsciej nie spotykać. Nigdy nie poczułem tęsknoty, chęci spedzania razem kazdej chwili, tak jak powinien to poczuc zakochany facet. Mimo raz na tydzien chciałem sie spotykac. Nie spotykałem sie z nią bron Boze dla sexu. Nie uprawialismy go, bo ona chciała poczekać. Sam siebie nie rozumiem. Mam 28 lat ale to był moja pierwsza dziewczyna, chciałem by cos z teg obyło. ale nie mogłem. Obwiniam sie o rozpad związku ale z drugiej strony, skoro przez pół roku nie poczułem chęci na czeste spotykanie sie, na bycie razem na maxa, to czy naprawde chciałem tego zwiazku ? Przeciez powieniem dazyc do tego, by byc obok niej jak najczęsiej. Miałem czas, kase, dojazd nie był problemem a mimo to czesto siedzialem sam ze sobą. Na spotkaniach byłem wesoły, czuły, nie nudzilismy sie. Boje sie tego, że przez to ze byłem całe zycie sam, przyzwyczaiłem sie do tego i nie bede potrafił nigdy z nikim być. Chce z kims być, poczuć to. Skrzywdziłem ją, choć tego nie chciałem. Nie potrafie zrozumiec swego zachowania ale po prostu tak czułem. Raz na tydzien było ok. nie tęskniłem, nie czułem wielkiej potrzeby czestszych randek. Tłumacze sobie, ze skoro przez poł roku tego nie poczułem, to nie poczułbym nigdy. mimo , ze chciałem. Z drugiej strony to moja pierwsza i jednya dziewczyna i wszystko co damsko-męskie, kojarzy mi się właśnie z nią. Co gorsze, boje sie, ze bede juz miał tak zawsze, ze tak przesiąknąłem tym, ze nigdy nikogo nie miałem... Prosze powiedzcie, co o tym myślicie ? Da sie to jakoś wytumaczyc, czy jestem po prostu beznadziejny...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nieprzenikniona
Albo to nie byla ta nie poczules do niej nic albo nie dorosles w ogole do zwiazku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość meetmehalfway
boli cię że to ona pierwsza cię rzuciła?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pix l
urażona męska duma, nic więcej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fgfgfssrfssf Gosia
No a po zerwaniu zacząłeś za nią tęsknić? Jeśli nie to wszystko ok, a jeśli tak to spróbuj znowu, może jesteś nieprzyzwyczajony do bliskości. A jak kobieta zrywa w dzień kobiet i to osobiście na spotkaniu z tobą to na bank oznacza że chce ci coś zademonstrowac i bardzo jej zależy żebyś jednak postarał się o nią bardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anooo
Jeśli nie byłeś wcześniej w związku, to twoje reakacje wcale nie są jakieś dziwne...Po prostu potrzebujesz więcej czasu, nie od razu spędzanie ze sobą całych dni, robienie wszystkiego razem, tylko etapami, ja tak miałam, a jestem kobietą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zastanów się nad sobą i swoim postępowaniem, bo jeśli masz zamiar zranić kolejną kobietę - odpuść i żyj sam ze sobą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam kolegę, który ma podobny problem. Chce a nie może. Sam nie wie dlaczego. I nikt też nie wie. Jest sam. Już mówimy, że zostanie kawalerem. Szuka kogoś kto nie istnieje. Bo żadna nie jest wystarczająco dobra, interesująca, warta zachodu, intrygująca..... Tutaj nikt Ci nie pomoże. Jak będziesz miał szczęście to trafisz na taką, na punkcie której zwariujesz. A jak nie, to nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znowu kupom pisane
musisz sie wreszcie ujawnic swiatu jestes pedziem cwelku ale nie placz to nie boli:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja mam to samo- taka jestem
Mnie się wydaje, że bardzo chciałeś być w związku, poczuć jak to jest. Tymbardziej, że to Twój pierwszy związek chciałeś się nim nasycić. A z tego co piszesz wynika, że nie kochasz tej dziewczyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja mam to samo- taka jestem
Możliwe, że dziewczyna wyczuła że jej nie kochasz i dlatego z Tobą zerwała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jacek8202
boje sie tego, ze tak "wrosła" w mnie ta blokada przed poweidzeniem prawdy o pracy, że stała sie silniejza ode mnie. dodatkowo, tłumaczyłem sobie to tak, ze jak sie bede rzadko widywał, to mniejsza szansa, ze ktoś z rodziny nas spotka razem. a nie chcialem, zeby rodzina wiedziała, bo mam z nią kiepskie kontakty. no ale przeciez tak naprawde to nie było problemem, bo spotykalismy sie na miescie albo u niej ( ok. 50km ode mnie ) a rodzina o nic mnie wypytywała gdzie wychodze. ale przeciez powinienem poczuć "cholera, zalezy mi, chce sie z nia widywac jak najczęściej, powiem jej prawde o pracy". a nic takieo nie poczułem. a przeciez jak ludziom zalezy, to robią wszystko (zwłaszcza na początku ), by widywać sie jak najczęściej. a u mnie było wręcz odwrotnie. najdziwniejsze jest dla mnie to, że wogole nie czułem tesknoty w trakcie związku, takze tuz przed roztaniem. i wszystko byloby ok, gdyby nie to, ze o tym ciagle myśle. może takze dlateo, ze nie mam obecnie pracy, więc siedze w domu i rozmyślam. no i to była pierwsza i jedyna dziewczyna, wszytko co miłe mi sie z nią kojarzy... teraz obwiniam sie, ze nie spróbowałem powiedziec prawdy widywać sie częściej. tylko z drugiej trony ciezko obwiniać sie za coś, czego ie nie chciało w przeszłosci... no i skolowany tym jestem strasznie, moze dlateo, bo to moj pierwszy zwiazek. moze dybym miał doswiadczenia, to skonczyłbym to wczesniej, bo lepiej znał siebie ???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jacek8202
czy ktoś moze mi pomoc , wypoweidziec sie w tej kwestii ? naprawde mi żle z tym wszytskim...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pfff!
w sumie to bardzo dziwne, że nie tęskniłeś nic a nic. Ja wystarczy, że kogoś bardzo lubię i ta osoba nie odzywa się do mnie parę dni to się wkurzam, brakuje mi jej itd. Jeśli nie tęskniłeś to co robiłeś całymi dniami? (bo przypuszczalnie musiałeś coś robić, co pochłaniało całą twoją uwagę) Aby nie tęsknić to hmm to trzeba po prostu kogoś nie lubić moim zdaniem. Ta osoba nie może mieć w sobie nic fajnego, być może nawet odpycha. Tak jak jakiś nic nie znaczący kolega. Może Ty nie chcesz mieć nikogo bliskiego i przez to nikogo jako takiego nie traktujesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość masz taką osobowość
nie każdy jest stworzony do związku, to chyba istota Twojego problemu jesteś samotnikiem z natury, nie potrzebujesz towarzystwa z dziewczyną byłeś bo wydawało Ci sie że w Twoim wieku, no cóż powinieneś mieć kogoś, no to się spotykałeś mimo że nie czułeś sie szczególnei związany chciałeś by ten związek nie ingerował zbytnio w twoje zycie, przyzwyczajenia, dlatego ograniczałeś kontakty do weekendów nie chciałeś by znała Twoją rodzinę bo sam masz na tym tle jakieś kompleksy, słowem robiłeś wszystko by wasz związek istniał zawieszony w próżni, niezdolny do tego by dalej ewoluował, sam go jakoś tłamsiłeś a teraz czujesz sie zagubiony bo nie rozumiesz czemu to się stało być moze zbyt długo byłeś sam, być może nalezysz do osób które boją się bliskości, myślę że sam nie do końca rozumiesz to co tobą kieruje masz prawo czuć to co czujesz nie wiń się za to porozmawiaj może z psychologiem, on w lepszy sposób wyjaśni Ci schematy Twojego postępowania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jacek8202
najorsze jest to, ze nic szczegolnego nie robiłem calymi dniami, zwłaszcza odkąd stracilem prace, czyli od listopada. mogłem sie z nia wtedy widywac codziennie, bo ona tez wtedy nie pracowała. zamiast tego siedziałem całymi dniam w domu albo włoczyłem sie po miescie, jej mowiąc, ze pracuje. widzielismy sie raz w tygodniu, oprocz tego kilka razy dzwoniliśmy do siebie, gadajac krotko i o pierdołach... moze i wstydzilem sie przyznac, ze straciłem prace, no ale przeciez do cholery poczułbym tesknote, chęc widywania sie i zamiast włóczyć sie po mieście, siedziałbym całymi dnaimi u niej. może gdybym był doświadczony, miał za sobązwiązki, to widząc, ze mnie do niej nie ciągnie, zakończyłbym to sam. a tak to tkwiłem w tym, bo balem sie zostać sam. tak dluo byłem sinlglem, ze jak w końcu ktoś sie pojawił, to ciąnąłem to, mimo, ze nie czułem wielkiej tęsknoty ? najorsze jest to, ze skoro nie tęskniłem , nie czułem potrzeby czestych kontaków, to rozstanie powinno po mnie spłynać. a nie wiedzieć czemu, rozmyślam o tym wszytkim. moze to spowodowane jest tylko i wyłacznie tym, ze to ona mnie rzuciła, zraniłą tym akurat w takie świeta ? sam już nie wiem... ja naprawde nie chce byc sam... tłumacze sobie, ze tak naprawde to nie było to. ze poznam kogoś, za kim będe szalał i chciał spędzac kazda chwile. ale jeśli to sie powtorzy w nastepnych zwiazkach, to nie wiem, co zrobie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×