Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zagubiona1212

Mąż mnie nie pociąga, nie kocham męża

Polecane posty

Gość Totalna
Glodnego;) Glosnego pewnie tez nie haha;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pprowokatorr
Wiecie miłe panie co myślę o tym wszystkim ? Nieistotne jest co kto sobie tu wypisuje na wasz temat. le ostatni wpis Totalnej uzmysłowił mi że tak naprawdę szukasz rozwiązania jak w komedii romantycznej, Takiej ze szczęśliwym zakończeniem. Ja mogę stwierdzić tylko na podstawie swojego życia i małżeństwa. To co się szczęściem nazywa sami sobie stwarzamy. Zagubiona dostała kopniaka od życia. Raczej od zbyt wrażliwej teściowej. Teraz po przejściach stara się nie popełniać błędu. Chce żyć tak jak sama chce. Bez śledzących oczu. Bez "dobrych rad". Tak po prostu, na własny rachunek. Życzę ci tego z całego serca. Masz prawo. Nikt i nic nie może ci w tym przeszkodzić. Jeżeli popełnisz jakiś błąd postaraj się wyciągnąć zaraz wniosek. Masz rację. Zamiatałaś pod dywan. Czy gdyby przyjechał to nastąpiłby powrót ? Moze i tak. Ale za rok, albo wcześniej mogłabyś nawet targnąć się na własne życie. Więc krytyka twojego postępowania nie ma racji bytu. Tylko że ten osąd powstał u mnie dopiero po dzisiejszym twoim wpisie. Sama widzisz jak czasem niedomówienia stwarzają obraz wypaczony. Totalna. No i znowu jak kobieta. Czytasz wybiórczo wyrwane słowa z kontekstu. Ja też nie jestem wszystkiego napisać i przelać tu na ekran. Są słowa które umykają. Przypomną się za chwilę. Gość z uśmiechem poruszał pewne sprawy. To że facet myśli inaczej niż kobieta, to oczywiste. Kobieta jest tak skonstruowana że jej się wydaje, że facet się domyśla, że ona wie, że on też wie, że ona................. Taki młynek gdybania. To nawet nie intuicja. To tylko bujna wyobraźnia podszeptuje wam pewne obrazy. Kobieta wtedy rozwija tę fikcje i dopisuje ewentualne możliwości. Po chwili gubi się w natłoku tych wymysłów i wpada na Zauroczenie. Nie walę jak w tarczę. Mając na myśli rozmowę mam na myśli mówienie o konkretach. Jak prostemu chłopu na miedzy. Mućka ma iść do obory, a nie żreć trawy u sąsiada. Chłop wtedy wie, że Mućkę trzeba uwiązać krótko. Sama wiesz że w tych rozmowach z mężem dochodzi często do wylewania żalów, wymówek i pretensji. Facet ucieka od takiego gadania. On zatyka uszy i myśli: Znowu ta zdarta płyta.:) Wiem. Kobieta to taka istota którą trudno jest zrozumieć. Ona sama często nie rozumie samej siebie. Więc postaraj się inaczej. Nie będę się powtarzał. Już tyle napisano w tym topiku, że za chwilę będzie gotowy scenariusz na film. Nie szukaj opowieści o szczęśliwym zakończeniu. Zrób sama to co uważasz za najlepsze. Rozważ za i przeciw. Ja, gdy mam dylemat, siadam z kartką i piszę. Po lewej plusy, po prawej minusy. Gdy bilans ukazuje się że minusów jest więcej skreślam temat na straty. Gdy plusy przeważają mam gotową odpowiedź. Masz siłę i dobry charakter. Chcesz być uczciwą. Bądź taka do samego końca. Zrób to. A z tym szczęśliwym zakończeniem........... Sami sobie piszemy nasz scenariusz życia. Każdy nasz uczynek, gest i słowo. To wszystko składa się na nasz życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pprowokatorr
Jeszcze ostatnie zdanie. Po dzisiejszym wpisie Zagubionej. Topik powinien mieć tytuł: TEŚCIOWA ROZPIEPRZYŁA MI ŻYCIE I MOJE MAŁŻEŃSTWO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam! rozumiem Cię ...brak ;pożądania od początku to porażka prędziej czy później...teraz to wiem..... Obecnie mam 33 lata, córkę i jestem w drugim małżeństwie. Mając 24 lata popełniłam błąd wychodząc pierwszy raz za mąż. Błąd mój polegał na pochopnej decyzji zamąż pójścia spowodowanej moimi kompleksami, całkowitym braku wiary w siebie...Po szkole wyjechałam do miasta, tam dostałam pracę i poznałam 9 lat starszego meżczyznę. Nie był w moim typie, ale po jakimś czasie zaczęłam dostrzegać w nim zalety: kawaler jeszcze, nie pali, chodzi do kościoła, nie śpieszy się z "łóżkiem" chociaż ja chciałam ..Potem, gdy poznałam jego rodzinę doznałam wstrząsu - tacy zdewociali...ale cóż....pomyślałam,że pragnę mieć już rodzinę, a że tacy wszyscy "inni "to jakoś się ułoży,rodziny się nie wybiera, przecież ja jestem taka ugodowa....poza tym nie wyobrażałam sobie wracać na wieś..... FINAŁ.Ślub potem ciąża i życie....., które na własne życzenie okazało się piekłem.Stary kawaler nie potrafił żyć bez mamusi oraz zupełnie odmiennie światopoglądy między mną a mężem.....Do dzisiaj zastanawiam się nad swoją głupotą....Rozwiedlismy się bardzo szybko. Zostałam z córeczką. Życie płynęło dalej....było ciężko.....brak pracy, matury zawężały mi możliwości....Wróciłam do rodziców...Chciałam, żeby córka miała pełną, szczęśliwą rodzinę....pomyślałam wtedy: najważniejsze, by meżczyzna z którym miałabym być akceptował i pokochał dziecko.....Po kilku latach stało się tak...poznałam odpowiedzialnego i troskliwego mężczyznę, który był i dla mnie i córki bardzo dobry....nie było miedzy mną a nim "chemii", pożądania ale....czy ktoś po przejściach może coś takiego oczekiwać? chyba raczej powinien w pokoże cieszyć się,że znalazł się ktoś kto chciał kobietę z dzieckiem....Tak po krótce......Obecnie jestem w związku od 7 lat z owym mężczyzną, 4 lata po ślubie z nim...od początku seks miedzy nami był porażką polegającą na 1-2 minutowym stosunku, penis mały, szybko wiotczejący...Od początku tak było....ale nie myślałam ...że nie można mieć wszystkiego: skoro "pokochał" mnie i dziecko, utrzymuje nas to takie sprawy wypadałoby przemilczeć...przecież łóżko to nie wszystko..Staje się sfustrowaną kobietą, coraz częściej myslę o zdradzie...źle mi z tym.....Jedynie z czego się cieszę to to, że udało mi się zdać maturę w tak późnym wieku i w tym roku będę się już broniła - mój sukces - studia, dziecko......Reszte życia frustracja na własne życzenie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Totalna, nie chcę się tłumaczyć, ale wiesz czasem boli to, że ludzie oceniają Cię tak pochopnie. Topik był o braku pociągu fizycznego, więc nie chciałam wywlekać wszystkiego ale z drugiej strony to co napisałam miało największy wpływ na odejście plus brak wsparcia u męża a seks był tylko jednym z kolejnych niedziałających elementów. Może ten typ tak ma. Ciesze się, że napisałam o tych innych sprawach. Bo ktoś może faktycznie pomyśleć - nie układa Ci sie w łóżku - rzuć męża. Nie, tak to nie działa. Jeśli między ludźmi jest bliskość można naprawić te relacja a bynajmniej warto próbować. O ile druga strona też chce walczyć. Do ostatniego gościa, zadaj sobie jedno pytanie. Czy wolisz spędzić życie z człowiekiem którego pokochałaś, daje Tobie i dziecku oparcie czy z kimś z kim seks będzie nieziemski a będzie Ciebie traktował źle? Wasz problem wydaje mi się jest natury czysto-fizycznej nie psychicznej. Problem małego penisa podobno da się jakoś załatwić są jakieś tabletki po których nie wiotczeje ale myslę że na forum erotycznym Ci doradzą. Łóżko to faktycznie nie wszystko. Ale jeśli między dwojgiem ludzi jest zaufanie i brak oporów to można o wszystkim porozmawiać i razem ten problem rozwiązać. Chyba, że problem braku pożądania siedzi w głowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A wiecie że temat staje się naprawdę zabawny. Opowiem wam swoją historię. Trochę wszystkiego po trochu. Męża znałam od 16 roku życia. Ślub wzięłam w wieku 20 lat. Po roku dziecko. Mąż postanowił że mam skończyć studia. No i skończyłam. Właściwe dzięki niemu. On pracował i też studiował tylko wieczorowo. Dzieckiem opiekowały się obie babcie po równo i bez fochów. Po studiach ja dostałam nieźle płatną pracę. Mąż założył swoją własną firmę. Ja po pracy zakupy, dziecko pod pachą,dom, obiad, sprzątanie i pranie. Mąż wracał ok 22 do "noclegowni". Obiado - kolacja, prysznic i do sypialni. Seks był wspaniały. Gra wstępna jak marzenie. Potem jazda windą do nieba. Zero słów. Tylko nieziemski seks. Był zawsze czuły i delikatny. Jakby odgadywał moje pragnienia. O moich orgazmach też wspomnę, boskie.:P Był moim pierwszym i jedynym mężczyzną z jakim się kochałam. Z rozmów z koleżankami zorientowałam się że mam w łóżku skarb. Ale po 6 latach po skończeniu studiów, zaczęło mi czegoś brakować. Brak było rozmów, dotyków w trakcie dnia. Jego bliskości gdy wracałam do domu. Bywałam na spotkaniach u znajomych w ciągu tygodnia ale sama. Z mężem miałam tylko "widzenia" w soboty i niedziele. Śmiałam się że mam męża tylko od święta. No i kiedyś na jakimś spotkaniu przykleił się do mnie facet. Rozmowa o wszystkim i o niczym. Takie bzdety. Umówił się ze mna za kilka dni gdzieś na kawę. No bo fajnie nam się rozmawia, mamy wspólne zainteresowania. Ta znajomość trwała ze 2 miesiące. Tak 2, 3 razy w tygodniu. Pewnego razu odezwał się u mnie alarmujący dzwonek. Za bardzo zaczęło mi zależeć na nowym znajomym. Zastanowiło mnie jedno. Nic właściwie o nim nie wiem. Poza prawieniem mi komplementów i mówieniu mi jaka to ja jestem och i ach. Nagle wystrzelił z tekstem,że on chce ze mną na stałe. Że zamieszkać razem, spać i no wiadomo. Wieczorem jak mąż wrócił z pracy usiadłam przy nim i zaczęłam rozmowę. Powiedział mu co i jak. Nic nie oszukiwałam, nie owijałam w bawełnę. Powiedziałam że mam dosyć samotności w domu. Chcę, żądam i wymagam od niego żeby był w moim życiu a nie tylko w łóżku. Mąż nic nie powiedział. Następnego dnia wrócił ok 16. Powiedział że ma dwie opcje. Albo zlikwiduje swój biznes, albo ja włączę się w ten nasz interes. Powiedział też o trzeciej opcji. Że mogę wziąć rozwód jeżeli tamte rozwiązania mi nie odpowiadają. Kocham go za to jaki jest. Że jest. I że nie odwrócił się ode mnie. Ja wybrałam wspólny podział obowiązków. W ciągu dnia pracujemy razem, ok 14 wyjeżdżam, robię po drodze zakupy. W domu z dzieckiem do powrotu męża. Mąż zjawia się ok 18 i mamy możliwość porozmawiać, iść do kina, powłóczyć sie po mieście. Można wszystko zrealizować gdy się chce i gdy się kocha. Nie było u mnie dramatyzmu. Wszystko jakoś tak prosto i zwyczajnie. Może to pomoże komuś dokonać wyboru i podjąć słuszną decyzję. Bo w tym wszystkim przebijała moja nudna egzystencja. Od tego się zaczęło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Prowokatorze musze się zgodzić z tym co tu napisałeś, mądre słowa: "Nie szukaj opowieści o szczęśliwym zakończeniu. Zrób sama to co uważasz za najlepsze. Rozważ za i przeciw. Ja, gdy mam dylemat, siadam z kartką i piszę. Po lewej plusy, po prawej minusy. Gdy bilans ukazuje się że minusów jest więcej skreślam temat na straty. Gdy plusy przeważają mam gotową odpowiedź. Masz siłę i dobry charakter. Chcesz być uczciwą. Bądź taka do samego końca. Zrób to." Tylko kalkulacje na zimno gdy w grę wchodzi dziecko i małżeństwo nie zawsze są najlepszym wyjściem. Ale analiza za i przeciw daje jasny obraz sytuacji i pozwala spojrzeć na to z boku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
20:42:16 gość Naprawdę gratuluję męża i jego podejścia. Zawsze znajdzie się jakiś pocieszacz, ktoś kto wykorzysta lukę którą mamy w związku ale trzeba być na tyle mądrym by się nie dać i w porę to zauważyć. Rozmowa to podstawa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Weź pod uwagę, że ja sama zapomniałam o pewnej sprawie. Mąż pracował do późna nie dla przyjemności. Nie pomyślałam, że on też może mieć dosyć takiego trybu życia. Właściwie to sam jeden ciągnął kierat. Moje zarobki nawet niezłe, powyżej średniej krajowej i tak nie wystarczały na swobodne życie. Dzięki pracy męża mamy swój wymarzony domek. Własny ogródek, psa i mruczka. Ja myślałam o sobie. Zapomniałam o nim. O tym że też bywa skonany, że ma czasem dosyć. Papierki, rozliczenia. Pracownicy. Jeszcze żona mająca do niego pretensje. Teraz mam możliwość złapać czasem w pracy za jego czuprynę i wytargać go za to że jest ponurakiem. Ale już nie mam nudy. Teraz wiem ile wyrzeczeń jego to kosztowało. Wiec zanim zaczniemy swoje żale i pretensję dobrze jest postawić się na miejscu naszego partnera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Stało się, żona oświadczyła mi trzy tygodnie temu, że mnie już nie kocha - wypaliła się całkowicie i nie będzie ciągu dalszego wspólnego życia. Ja ją kocham ponad życie i nie mogę bez niej żyć. Walczyłem przez tydzień, przekonywałem, żeby dała nam szansę na uratowanie małżeństwa, ale nic to nie dało. W końcu się wyprowadziłem chociaż powiedziała, że nie muszę tylko jak miałbym funkcjonować nie mogąc jej dotknąć, czy przytulić. Wszystkie marzenia legły w gruzach, świat się zawalił, mieszkam u siostry, przyjaciele się wykruszyli - wszyscy pożenieni i mają własne problemy. Powiedziała, że strasznie mnie kochała, jak nikogo wcześniej i że straciłem cudowną żonę. Przyznała, że niewystarczająco pielęgnowaliśmy nasz związek i to też jej wina, bo w pewnym momencie przestała się starać. Wiem, że też nie jestem bez winy - były ciche dni, czasami zamieniliśmy dwa słowa, nie chciałem z nią chodzić na wszystkie imprezy i chodziła sama. Ale było też cudownie, tylko widocznie za rzadko. Mówi, że zostało tylko przywiązanie, czuje się przy mnie bezpiecznie i nie chce żebyśmy stali się dla siebie obcy. Przeprasza mnie bardzo i okropnie czuje się z tym, że ja cierpię. Mam jej nie brać na litość i nie straszyć, że coś sobie zrobię, że jestem dorosły i dam sobie radę, a ona potrzebuje trochę spokoju i samotności. Nie mam dzieci - ona 32 lata, ja 36. Czy kobieta w takiej sytuacji jest zdolna do podjęcia życia w samotności i czekania na kogoś, kto da je szczęście jakiego oczekuje? No i co ja mam robić? Skoczyć z mostu, strzelić sobie w łeb? Czy jest możliwe ułożenie sobie jeszcze z kimś życia w moim wieku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) To nie prawda że miłość przemija. Przemija tylko zauroczenie. Miłość zawsze trwa. Jeżeli stwierdzacie ze wasza miłość przeszła, że już jej nie ma to wcale nie kochaliście. To było tylko zauroczenie przez chwilę. Moja żona odeszła ode mnie 12 lat temu. A ja jak idiota kocham ją nadal. Zostawiła mi na pocieszenie 5 letnią córkę i 4 letniego syna. Mówiła że nie chce odchodzić, ale musi tak być. Ja naprawdę walczyłem o nią. Ale to była walka z wiatrakami. Nie miałem na to wpływu. Byłem bezsilny. Zastanawiam się do dzisiaj czy popełniliśmy jakiś błąd. A jednak stało się. Usnęła wieczorem, a rano już było po wszystkim. Pozostał mi tylko ten jej uśmiech na twarzy. Ostatni jaki nam ofiarowała. Wiem tylko jedno. Każdy dzień zaczyna sie na nowo. Może warto w ten sposób to wszystko zaczynać. Pamiętać o błędach, ale co dzień wszystko zaczynamy od nowa. Nowe dzień dobry. Nowe śniadanie. Nowe słońce. I wieczorem nowy sen. Dlatego namawiam na rozwagę i nie przekreślanie wspólnie spędzonych chwil. Jeżeli to była miłość, niech trwa. Jeżeli było to tylko zauroczenie, niech przeminie. Ale jeżeli kochamy to nawet po jej śmierci miłość trwa nadal. I jest piękna. Dziwne są koleje życia. Moja córka jest wierną kopią mojej żony. Ta sama twarz, oczy usta. Ten sam uśmiech i tembr głosu. Nawet figura. Pomimo upływu czasu myślę że los spłatał mi figla. Pozostawił mi jej kopię tylko dlatego żeby nie czuć bólu. A życie toczy się dalej. Jeżeli kochasz czasem możesz zwątpić. Możesz się pogubić. Lecz gdy uczucie jest silne to za chwilę wszystko będzie dobrze. No chyba że sami na własne życzenie............. gość :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Odnoszę wrażenie że niektóre panie nie wiedzą nic o miłości. Ale zawsze tak było że zauroczenie myliły z miłością, a potem płacz i zgrzytanie zębami. Autorka to musiała mieć kiepskie dzieciństwo i załapała się na okazję. Wydawało się jej że jak wyjdzie za mąż to cud, miód i ultramaryna. Nabrałaś wody w uszy i wiesz jak smakuje taki biznes. Bo to był kontrakt, a nie ślub z miłości. Następna też szuka dziury w całym i teraz czeka na trzęsienie ziemi. Żeby to było rok albo dwa po ślubie. Ale tyle latek minęło. Sama zmarnowałaś życie mężowi Teraz skusiło cię ględzenie amatora łatwej panienki. Dałaś do zrozumienia ze jesteś chętna, to facet cię wydłubał. Ile to kosztuje pogadać. A potem he he he. Jak na bazarze. Skorzysta i pójdzie szukać nowej darmochy. Teraz też czekasz aż znowu się zakochasz. Jaja sobie robisz. Nigdy nie kochałaś tego faceta. Chciałaś mieć męża i sobie wzięłaś. Teraz za stary piernik i łysieje.:P Popatrz w lusterko. tobie też już się poprawiło. Coraz młodsza i głupsza. Mówią że baba na starość idiocieje. Oj życie, życie. Baba jak się nudzi to se i szpilką w oku podłubie. A pies jak się nudzi to sobie jaja liże. Też możecie sobie polizać. A męża to już zostaw w spokoju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hahaha ktoś ma gorszy wieczór:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na prosty rozum to prawda. Albo się kocha, albo tylko się zauroczyłyście. Miłość nie przemija. Zauroczenie tak. Jak sie zauroczycie stracicie miłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tahti
Zagubiona1212, dziekuje, ze opisalas cala swoja historie.Nie naleze do osob siedzacych na forach, trafilam tu przez przyjaciolke, ktora wiedziala, ze przeczytanie tego watku dobrze mi zrobi... Jestem obecnie w podobnej sytuacji, choc u mnie nie chodzi tylko o seks. Mam 25 lat i wyszlam za maz w zeszlym roku, za ideala, za czlowieka, ktorego chcialaby kazda kobieta. I wiem, ze zaraz sie odezwa wszystkowiedzacy, ktorzy zmieszaja mnie z blotem. Trudno. Jestesmy ze soba od prawie 6ciu lat. Jest czuly, opiekunczy, swiata poza mna nie widzi, ale jest jeden problem - nie umiem przy nim byc soba. Nie wiem jak to wyjasnic slowami, ale w jego towarzystwie zawsze sie krepowalam, nie moglam byc soba, bo jemu sie nie podobal nigdy moj sposob bycia. Niby mnie akceptowal, niby zawsze mowi, ze kocha mnie taka jaka jestem, ale przy nim nigdy nie moglam sie otworzyc, rozluznic, przy nim jestem taka, jak ode mnie oczekuje on i rodzina. Przez te 6 lat dwa razy probowalam od niego odejsc, ale bez skutku. Zawsze uginalam sie pod emocjonalnym szantazem jego i moich rodzicow. Moim problemem jest to, ze zawsze chcialam zadowolic moich rodzicow i nie umiem zyc bez ich akceptacji. Kiedy 3 lata temu odeszlam od niego, moi rodzice totalnie sie ode mnie odcieli. Nie wsparli mnie. A ja wtedy bylam jeszcze na studiach, nie moglam znalezc pracy, nie mialam dokad pojsc. Wytrzymalam 3 miesiace. Tak mnie psychicznie wykanczali, ze sie poddalam, wrocilam. Uwierzylam rodzicom, ze wazne jest zeby partner byl przyjacielem i dobrym ojcem, nic poza tym. I popelnilam ten blad, ze stwierdzilam tak jak Ty, ze po slubie sie ulozy, ze wyjedziemy, zaczniemy nowe zycie i jakos to bedzie. I uwierzylam, ze nigdy nikogo juz nie pokocham, bo juz od tylu lat bylam emocjonalnym wrakiem, myslalam, ze jestem z tych; ktorzy po prostu nie moga kochac, czulam, ze cos ze mna nie tak, no bo jak tu nie kochac ideala? Probowalam sie zmusic do tej milosci. Bez skutku. Jestem klebkiem nerwow, zle sypiam, latwo sie denerwuje, czuje, ze dluzej juz tak nie moge. Nic nas nie laczy, ani znajomi, ani zainteresowania, jest mi bliski, ale nie czuje do niego nic poza przywiazaniem. Do seksu tez sie zmuszam. Najlepsze ejst to, ze moj maz wie, ze nigdy go nie kochalam, mimo to jest ze mna, chociaz sam jest przez to nieszczesliwy. Bardzo zaluje decyzji o slubie, ale wiem, ze jesli odejde, wszyscy sie ode mnie odwroca, przeklna, nie zrozumieja. Bo mialam wszystko i tym wzgardzilam. A ja naprawde tyle lat sie staralam wykrzesic z siebie cokolwiek... Tyle lat zyje z poczuciem winy, ze jestem nic nie warta, ze jestem zla, zabija mnie to. Wiem, ze dluzej tak nie wytrzymam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tahti.... Masz podobną sytuację do moje, ja też uważałam że mój mąż to ideał, ale... miałam ten plus że rodzina mnie poparła po odejściu. Widzieli co się dzieje choć myślałam że mnie skrytykują. Jak wjechałam z domu z jedną walizką z paroma ciuchami zimowymi, jedną parą butów i wrzuconym byle czym i 500 zł w kieszeni nawet nie wiedziałam gdzie pojechać. Bałam się, że jak zadzwonię do rodziców każą mi wracać do męża. Bo tam moje miejsce, byłam przygotowana na ewentualność nocowania w samochodzie (na szczęście moim własnym nie męża) a potem jeździe do kogokolwiek. Na szczęście mama powiedziała że mam jechać do nich i jak dojechałam przepłakałam kilka dni. Mama i siostra próbowały mnie trzymać na duc*****ak mąż nie przyjechał dawały mi siłę bym nie wróciła do niego. Gdyby nie wsparcie nie wiem jak bym dała radę. Powiedz mi czy Ty pracujesz? Masz przyjaciół? Kogoś na kim możesz polegać? Jeśli podejmiesz taką decyzję musisz być w niej konsekwentna tym bardziej że nic do niego nie czujesz a bez wsparcie możesz polec. Wiem w jakim ja byłam stanie po odejściu, nie miałam siły żyć. Jakoś rano wstawałam, wkładałam byle co, byle co jadłam, myłam zęby i szłam do pracy. A tam pracowałam jak maszyna nie zamieniając żadnych słów. Nawet przestałam się malować, dbać o wizerunek, na nic nie miałam siły. Droga jest ciężka. Ja ją przeszłam, ale były to trudne miesiące.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kaśka RS
tahti jesteś pustakiem, który postanowił, że spróbuje żyć z ideałem - a kiedy nie dałaś rady, to próbujesz znaleźć poparcie innych nieudaczniczek. Dlaczego z nim jesteś? Chciałaś by to był facet na przeczekanie, bo nikt inny się tobą nie interesował...? Pozwoliłaś, by facet się zakochał ("jest czuly, opiekunczy, swiata poza mna nie widzi") a ty jesteś nieszczęśliwa, bo on chce mieć rodzinę...? Jesteś chora, pusta, bezuczuciowa. Zmarnowałaś facetowi klika lat życia przez swoją głupotę. I teraz odejdziesz, bo chcesz znaleźć szczęście u innego faceta? Małżeństwo i w ogóle związek dwojga ludzi to.... Zresztą nie wiem po co chciałam pisać dalej jak nie ma do kogo... Twojej rodzinie wstyd jest za ciebie i twoje próżne podejście do życia. Tyle w temacie. O Zagubiona1212 to w ogóle szkoda pisać. Świat się obrócił o 180 stopni. Ja znalazłam sobie mądrego, inteligentnego, średnioprzystojnego faceta i jest moim ideałem. Życie jest za krótkie by je niszczyć komuś. Jeśli ktoś nie ma powołania do życia w związku lub w rodzinie, to niech nie próbuje na siłę. Seks można sobie zorganizować w bardziej cywilizowany sposób niż angażowanie uczciwych facetów. Pustaki poszukajcie sobie jakiegoś macho na wiejskiej disco.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bo te małżeństwa były zawarte z "wielkiej miłości" potem okazało się że to ucieczka od rzeczywistosci byle gdzie i z byle kim. W sumie facet okazał się porządnym człowiekiem tylko był deską ratunkową na tamtą chwilę. A po krótkim pożyciu razem wyszło szydło z worka czyli głupia i beznadziejna kobieta. Kto wam naopowiadał bzdur że życie to jedno pasmo bajek i tylko miód. Men jest człowiekiem na którym chcecie polegać, żeby was utrzymywał i był głową rodziny A w pewnym momencie wam się przytrafia "zauroczenie" I powstaje pytanie, Jak odejść od męża żeby go nie zranić. Już sam fakt tego "zauroczenia" Jest zranieniem do żywego. Zagubiona miałą ok 2 lat stanu depresyjnego. Piszesz że gdyby mąż wrócił po ciebie to byś zostałą przy nim. Ale nie wrócił, bo może sam był w stanie głębokiej depresji. I pod naciskiem jego mamusi wyszło jak wyszło. To ty nie potrafiłaś stanąć na wysokości zadania i pokazać że to ty jesteś jego żoną i masz swoje prawa. Byłaś jak lalka która przyzwyczajona jest że to inni decydują za ciebie. Ta druga też nie pomyślała o rodzinie tylko poszukała na gorąco produktu zastępczego. W innych przypadkach też nikt nie wykazał sie zdrowym rozsądkiem, tylko ich partnerzy. Więc jak widać GŁUPOTA KRÓLUJE i nie ma na nią lekarstwa. Niech żyje debilizm,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gościu z 08:58 jersteś frustatem. Dziewczynom chodzi o szczęście w życiu a nie podporządkowanie się facetowi bez względu na wszystko. Dlaczego inni moga byc w szczęśliwych związkach z super seksem a inni muszą udawac to szczęście? Gratuluję że znalazły tę siłę której mi zabrakło i teraz płaczę przez cale życie będąc z facetem którego nie kocham i który mnie nigdy nie pociagał. Płacę za błędy młodości. Dziewczyny trzymajcie się, trzymam za was kciuki i jestem pod wrażeniem waszej odwagi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Zawsze znajdzie się jakiś pocieszacz, ktoś kto wykorzysta lukę którą mamy w związku ale trzeba być na tyle mądrym by się nie dać i w porę to zauważyć." To prawda... Niestety w moim przypadku chłopak wybrał pocieszacza. A raczej sam starał się pocieszyć swoją koleżankę z pracy, która tkwiła w nieudanym związku. Rezultat- ona dalej jest ze swoim facetem, który zaczął się starać. Ja zostawiłam mojego. Mówił, że kocha nas obie i nie potrafi wybrać, ale ja już wtedy wiedziałam, że nie mógł mnie kochać, jeśli widział co się święci a i tak brnął w nową znajomość. Szukał ucieczki od nas. Teraz jestem z mężczyzną, który sprawia, że zaczynam wierzyć, że mogę być jeszcze szczęśliwa. Nie wiem czy to będzie związek do końca życia, ale staram się nie popełniać tych samych błędów i dawać z siebie ile mogę na ten moment.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do gościa z 9 z minutami. To nie ja jestem frustratem tylko osoby takie jak ty. Masz rodzinę i nie walczysz o nią tylko szukasz pocieszenia u obcych ludzi. Nic nie stoi na przeszkodzie żeby porozmawiać z mężem o pewnych problemach. Jeżeli godzisz się na jego wybory i nie przedstawiasz swoich potrzeb więc nie dziw się że ktoś zaczyna sterować twoim życiem. Ustanowienie układu partnerskiego pozwala na rozwinięcie uczucia. Daje gwarancję na szczęście cokolwiek to słowo znaczy. Wszystkie piszecie o poszukiwaniu szczęścia. A to jest bzdura. Szczęście to same sobie albo stwarzacie, albo tracicie. To tylko wasza głupota doprowadza do tego że czujecie sie nieszczęśliwe. Jeden człowiek ulepi z gliny piękny wazon, a drugiemu wychodzą same gnioty. Jedna kobieta potrafi ubrać sie skromnie i szykownie za razem. Druga coby na siebie nie włożyła zawsze pozostanie strachem na wróble. Każda z tych pań co się tu produkowała ze swoimi żalami dostała od życia to co sama sobie ułożyła. Jeżeli jesteście takie sfrustrowane moim osądem to znaczy że nie potraficie docenić tego co macie. Zawsze wam czegoś będzie brakować. Obojętne z kim. Jesteście godne pożało0wania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
WYSZŁAM ZA MĄŻ ZARAZ WRACAM Czyli w ten sposób można określić te panie. W małzeństwie im nie wyszło, więc po odejściu MUSZĄ być szczęśliwe z innym. Bo z mężem to była pomyłka. One wyszły za mąż pod presją. Facet nimi manipulował. One sie dusiły w tym związku. Teraz wiedzą co to jest szczęście. Ale za rok, może dwa znowu pokażą sie na kafeterii z wielkim płaczem jakie to one są nieszczęśliwe. One nie kochają swojego partnera. No a inne przeszczęśliwe frustratki zaraz im napiszą żeby szukały szczęścia, bo mają do tego prawo. Małgośka głupia ty, oj głupia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no i co tam u Totalnej ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zapadła się pod ziemię ze wstydu :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Stała się Totalnie Zadowoloną. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalna
Totalna nadal walczy. moze na dziwny sposob ale jednak. Sa rozmowy a jednoczesnie toczy sie normalne zycie. Poniewaz dosc czesto wracalam myslami do tego jak to bylo miedzy name na poczatku, od czego to sie zaczelo, dlatego przerobilismy nasze relacje z malzenskich na przyjacielskie. W koncu maz byl moim najlepszym przyjacielem. Ta zmiana paradoksalnie poprawila nasze relacje I moje nastawienie. Nie wisi nade mna widmo przymusu. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Przestalam rozpamietywac zle rzeczy z przeszlosci. Mysle tylko o pozytywnych. Ogladam zdjecia, Staram sie jak umiem. Nie bede sie zmuszac na sile bo to daje odwrotny efekt. To ma byc naturalne bo tylko wtedy bedzie trwale, a przeciez o to chodzi;) A odzywac sie bede jak od czasu do czasu bo jesli nam sie uda to moze te moje male kroczki pomoga komus innemu w walce z kryzysem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) Dawno temu, pewien mędrzec powiedział: Nie sztuką jest wziąć ślub i rozwieść się po kilku latach. Sztuką jest wytrwać w tym co zwie się małżeństwem. To są jego słowa. Ja dodam od siebie. Sztuką jest zatrzymać nie tyle miłosć ile przyjaźń małżonka. Bo to przekłada się na szacunek i traktowanie partnera jak sibie samego. Gdy zabraknie nam miłości, nie szukajmy wrażeń gdzieś indziej poza domem. Piszesz że walczysz i starasz się coś zrobić. Znowu zaczynasz coś na siłę. Chcesz przekonać samą siebie że świat jest piękny. Świat jest brzydki i okrutny. Ale nasze życie będzie piękne gdy o nie zadbamy. Kiedyś kobieta była nazywana Westalką domowego ogniska. Dzisiaj kobieta na siłę chce być wyzwolona i rządzić światem. To kobieta stworzona jest przez naturę do rodzenia i macierzyństwa. Facet jako ten prymityw stworzony jest do pracy, walki i do "bycia reproduktorem." Gdy kobieta zamiast podsycać ogień tego ogniska zalewa je wodą to nigdy ten dom nie będzie szczęśliwy. Czasem zamiast walczyć o coś, wystarczy zrobić grubą krechę i iść dalej na przód. Nie staraj się walić głową w mur. Postaraj się odsłonić okno i wpuścić trochę świeżego powietrza. Nie zmuszaj siebie ani męża do porywów miłosnych. Ta miłość już przeminęła. Ta stabilność i powtarzalność ruchów jest tym co nazywa się stabilizacją. Przyjaźń, ciepło, uśmiech. To jest na tapecie po kilkunastu latach małżeństwa. To tylko inny wymiar tej miłości. Bo kto zaopiekuje się tobą gdy będziesz chora, zasmarkana. Kto poda ci kubek mleka z miodem. Kto zrobi ci kanapkę. Zauroczenie czy mąż przyjaciel ? Jeżeli te prawdy oczywiste dotrą do twojego umysłu, mam wrażenie że skończysz dywagacje wyższości motylków w brzuchu nad spokojną ciepłą przyjaźnią. gość : )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalna
hahaha, no brzydki ten swiat co nie?;) A mi tam dobrze w mojej drodze do ratowania jak juz pisalam nie malzenstwa a relacji I przyjazni. Nic na sile-tu sie zgadzamy. Stan w jakim jestem teraz jest super. Normalnie moge pogadac z mezem, posmiac sie. Przestalam robic cos na sile, ale na sile wedle tego co ja nazywam sila a nie co inni;) Nie przytlaczam sie wizja przymusu pozostania w zwiazku. Milosc to przyjazn, szacunek, bliskosc I bezinteresownosc. Proces w jakim jestem trwa I teraz mam w nosie czy ktos uwaza to za dobre, zle, I takie tam. Mi jest dobrze, jemu jest dobrze. Dla mnie swiat w koncu zaczal miec barwy. I nie bede sie spinac. Milosc albo jest albo jej nie ma. Jak jej nie ma to po co walczyc o zwiazek. To zwykla sciema wtedy I tyle. Ale jak pisalam, u nas milosc moze miec inny wymiar. Ja moze go jeszcze ie odkrylam, nie docenilam, ale czuje sie lepiej niz gdy zaczynalam pisanine. Pamietaj o jednym, Twoja wizja zwiazku nie musi ownac sie mojej.conie oznacza ze ktoras jej lepsza. No I zastanow sie co Ty czasami piszesz haha. Nie moglbys byc terapeuta bo bys nie mial pacjentow hahah, No I bez przesady. Zycie jest takie jakim je czynimy;)Pozdrawiam slonecznie bo za oknem mam piekne slonce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam pytanie do gościa, który reklamuje stabilną przyjaźń. Jeżeli FACET PORZUCA RODZINĘ w imię motylków w brzuchu i wzwodu w portkach to wtedy rozumiem, że JAK NAJBARDZIEJ ALEŻ MA PRAWO DO TEGO :P Cierpienie żony jak starszej i brzydszej samicy oraz łzy dzieci się nie liczą zapewne, w końcu to tylko samica i szczenięta :P kto by się tam przejmował :P Podobno punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :) Poza tym nie za bardzo rozumiem PO CO KONKRETNIE próbujesz moralizować na siłę? Jednym pasuje spokojna i nudna miłość, innym nie :P Czy to UCZCIWE ZMUSZAĆ innych ludzi szantażem emocjonalnym do stylu życia jaki im nie pasuje? Co więcej... Czy to jest moralne? I co ma bycie kapłanką ogniska domowego wspólnego z tym, że TFU SAMICA :P ośmiela się chcieć być w związku jaki JEJ pasuje a nie w takim jaki samiec UWAŻA że ona powinna być????? Czy to moralne i uczciwe rościć sobie prawo do rozporządzania ludzkimi uczuciami i zmuszania żywej istoty do bycia z kimś z kim nie chce?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Totalna
Poniewaz gosci bylo tu sporo to czasami nie wiadomo ktory gosc to pisal;) Ale musisz nowy gosciu zauwazyc, ze tendencja przygnebiania tutaj jest norma;) Jakbym napisala ze szczesliwie zakonczyl sie kryzys, jestem przeszczesliwa, zakochana, wniebowzieta wrecz, to znajdzie sie ktos, kto zacznie doszukiwac sie kolejnego dna, ze pewnie sobie zmyslam, ze zle odczytuje swoje uczucia, ze sie oszuuje I wszystko inny by tylko znalesc dziure w calym;) Na to trzeba przymknac oko I sie usmiechnac I tyle;) Nie dac sie zwariowac. Teraz to wiem ale czasem gdy pojawial sie jakis promyczek a ktos staral sie usilnie go zgasic, to latwo nie bylo. Teraz to po mnie splywa. Mysle ze takie fora moga wzmocnic psychicznie. Czlowiek przestaje sie wszystkim przejmowac, uodparnia sie a to przeklada sie potem na zycie;) I oczywiscie, jak mamy byc z kims dla swietego spokoju czy z litosci to nie ma najmniejszego sensu. Jesli natomiast jest odrobina uczucia, to mysle ze warto sie postarac;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×