Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

canac

kolejny facet.. kolejna porażka ...

Polecane posty

cześć wszystkim, jestem tu nowa.. nigdy jeszcze nie pisalam na forum... ale chyba miałam ochotę wylać swoje żale i pretensje albo nie wiem co jeszcze obcym ludziom... jestem w tej chwili przepełniona goryczą, wkurzeniem na cały boży świat... jestem zduźdana psychicznie... jak w tytule widać chodzi o faceta i moją kolejną porażkę z tym związaną... mam 29 lat .. 30-cha za pasem a tu zamiast gotowac obiadki mężusiowi, bawić dziecko (ci), spełniać się zawodowo nie wiem co jeszcze po raz kolejny zostałam kopnięta w d..sko. mam za sobą rozwód.. bo mój były mąż był tak zarobionym człowiekiem ze zapomniał wspomnieć, iż koleżanka z pracy, która właśnie jest w ciąży to jego kochanka... i to dziecko jest jego.. (pracował w innym mieście) delegacje, spanie po pseudo hotelach .. ehhh .... szybka reakcja, szybki rozwód - ja załamka totalna, zostałam z niczym, bez pieniędzy bez perpektyw na lepsze jutro, wziełam się w garść - jako tako, zmieniłam pracę, miasto zamieszkania, spuściam się ze smyczy, zabawy, alkohol, faceci itp... żyłam i tu nagle pojawił się facet... który tak jak ja po przejściach... nie szukał związku, nie szukał uczucia... no po prostu nic ode mnie nie chciał.. ideał.. rozmowy do białego rana... dalesze imprezy... fajny sex, i tak sobie egzystowaliśmy prawie 2 lata... ale oczywiście co się wydarzyło w miedzyczasie? - głupiej babie się zachciało stabilizacji, kluczy do mieszkania, chciałam wejśc chłopakowi z butami na dywan, bo przeciez mi się należało!! tyle czasu ... nie wiem czego oczekwiałam bo chyba nic do niego nie czułam, sama nie wierzyłam ze to się uda, ze wogóle bedzie coś z tego... a on jakby dostał zawału na słowo powazny związek .. heheh więc przestalismy się spotykać.. ja stwierdziłam ze chyba mnie już nic w życiu nie spotka dobrego... nie ma szans wogóle.. i co?? pojawił się on... przystojny, delikatny, kochany, fantastyczny.. i zakochałam się bez pamięci... dbał o mnie.. walczył o mnie... bo latwo mu nie było przebić pancerz, zdobyć moje zaufanie itp itd... zaprosił do swojego życia powoli... zmienił swoje upodobania, swoje życie zmienił co tu dużo mówić... dopieszczał... zamieszkaliśmy razem dość szybko - teraz myślę ze chyba za szybko... ale wtedy nikt sie nie zastanawiał nad tym po prostu w końcu trafiliśmy na siebie... on starszy (9 lat), rozsądny, mielismy plany... chcieliśmy razem coś zbudować.. tak mi sie przynajmniej wydawało po 1,5 roku życia razem, czytaj życia w pełnym tego słowa znaczeniu... z dnia na dzień, rano, wstał i stwierdził, ze to koniec... bez słowa wytłumaczenia, bez jakiejkolwiek rozmowy... po prostu - ja już nie chce z Tobą być - i jakby załozył na siebie szklaną menzurkę - ja mówiłam a on jak grochem o ściane... nic z tego nie rozumiem... nie ma nikogo innego w jego życiu... wiem to na pewno, do dawnego stylu życia - imprezy, co chwila inna kobieta na raz... - też nie wrócił... nie wiem co sie dzieje.. nie wierze ze tak z dnia na dzień po prostu przestal mnie kochać.. przestało mu zależeć, pokłóciliśmy się dzień wcześniej ale nie pierwszy i nie ostatni raz .... i jak zwykle o głupote... od znajomych wiem , że podobno ma jakies problemy... ale ja niczego nie wyczułam, nic nie dal po sobie poznać, nic nie powiedział, nie chciał dac nawet poznać, niczego nam nie brakowało... boze nie wierze ze nie zauważyłam ze cos sie psuje miedzy nami... nie dociera do mnie fakt, że byłam tak zaślepiona w niego, ze nie poczułam że wszystko nam sie sypie.. czuje się jak idiotka i teraz nie mam znowu nic... :( znowu dostałam kłodą po plecach ale tym razem ciezko się podnieźć... nie mam z nim kontaktu, zabrałam swoje rzeczy z dnia na dzień.. prosiłam, błagałam a on jak słup soli.. tylko ze łzami w oczach jak zamykał za mną drzwi... nie jem, nie śpie, do pracy przychodze bo muszę... normalnie jakaś deprecha mnie łapie.. teraz też siedze uryczana jak głupia... chyba poszukam specjalisty .. ehhh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sevilla75
nie raz nie wiem jakbyś się starała nic to nie - nie piśnie słówka,nie wyjaśni.Uważa ten rozdział w swoim życiu za zamknięty. Byłam kiedyś w podobnej sytuacji.obudziłam sie z ręką w nocniku:( ale mimo to uwazam ze życie jest piękne.Głowa do góry.Nie dziś ,nie za miesiac ale kiedyś usmiechnie sie do nas słońce:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no właśnie.. jest tak głupio uparty.... czuję potrzebę choćby zadzwonić.. usłyszeć go... ale się boje..najnormalniej w swiecie sie boje... że po prostu nie odbierze :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Emmett Fitz-Hume
Wyluzuj. Jestem starszy od Ciebie i w podobnej sytuacji ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sevilla75
Ja tam się pocieszam,że życie zaczyna sie po 40-tce:):)Czyli już niedługo. Więcej wiary w siebie a napewno bedzie dobrze. Tego kwiatu to pół światu.Gdzieś przeczytałam ,ze zycie w pojedynke nie jest takie złe i powoli zaczynam w to wierzyć:)Owszem są takie momenty zec zegoś brakuje (partnera) ale wystarczy,że przypomne sobie jakie miałam czesniej piekło i od razu wracam na ziemie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiem, ze zycie w pojedynkę może okazać się super wyjściem... tylko jak żyć w pojedynkę.. bez pieniędzy, bez możliwości wynajęcia czegokolwiek.. na razie jestem u koleżanki na walizkach.. nie mam gdzie wrócić.. mam tu pracę, która we dwoje pozwalała nam żyć dobrze, on dość dobrze zarabia, mieszkanie nie moje, samochód nie mój, nie mam nic.. i najbliższą rodzinę ponad 200 km stąd... po raz kolejny uzależniłam się od faceta... bo myślałam znowu ze to ten jedyny.. :( jak byłam paskudna i żyłam z gosciem bo nam tak pasowało bez żadnych uczuć niczego.. to fajne ale na krótką metę.. kobieta szuka stabilizacji bezpieczeństwa .. jak jest ponizana, niedoceniana, a przede wszystkim nie kochana to więdnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sevilla75
Masz rację,potrzeba kochania i bycia docenianym przez drugą osobę jest bardza ważna ale nie wolno się poddawac.Dawno temu bylam w podobnej sytuacji a moze i gorszej bo zostałam sama z dwójka dzieci.Nie wiedziałam jak sobie poradze.I nie chodziło tu o mnie jako kobietę ale maluchy. Jak przestałam sie nad sobą użalać od razu sie poprawiło.Mam mieszkanie prace i dzieci.Jest cięzko ale staram sie dostrzegac pozytywne aspekty w życiu. Trzeba byc bardziej optymistycznie nastawionym do życia. Kiedy zostałam sama myślałam ze nic dobrego mnie juz nie spotka ze nie ten wiek na szukanie szczescia.Nadal Go szukam i sie nie poddaję mimo że my(kobiety)z dziecmi mamy mniejsze szanse prawie znikome zeby kogoś poznac.Myślę ze ułozysz sobie jeszze żyie z kims wartościowym.Bede trzymac kciuki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziękuję Sevilla75.. na razie jestem przepełniona żalem i tęsknotą .. ale moze kiedyś wejde na ten post, odszukam go i powiem Wam wszystkim , ze jednak słonko sie uśmiechneło w jedną bądź drugą stronę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×