Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość WASKIJESTEM

Jak sobie radzić po rozstaniu.. skoro człowiek cierpi

Polecane posty

Gość WASKIJESTEM

Rzuciła mnie kobieta, strasznie to przeżyłem... ciągle o niej myślę ból zajebisty.. jak sobie z tym radzić skoro: - nie mam znajomych z którymi mógłbym na tyle fajnie czas spędzać, że przestawał bym o niej myśleć - moja szkoła (studia) to padaka.. same placki w grupie i generalnie prawie zero dziewczyn (nie ma to jak kierunek informatyka..) - nie mam żadnego hobby które bym uprawiał - na dotychczasowe zajęcia, które praktykowałem straciłem ochotę: czyli siłownia, imprezy, gry online... na nic nie mam ochoty jak sobie kurwa radzić.... czemu to aż tak kurewsko musi boleć, rany....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość delerum
no, tez sama siebie o to pytam. bylam z facetem 2,5 roku, wow moj najdluzszy zwiazek :) facet byl z niebios zeslany, dokladnie taki na jakiego zawsze czekalam... mial swoje wady ale nie byly one nie do zaakceptowania. generalnie byl to moj pierwszy zwiazek ktory mnie nie niszczyl. bylam kosmicznie szczesliwa ale bez klapek na oczach. chcielismy sie chajtnac po roku czasu. niestety musialam wyjechac (on jest Anglikiem) na dosc dlugi okres czasu. Czekal on, czekalam ja. ale kiedy wrocilam zastalam innego czlowieka, zaczely sie bezsensowne problemy. az dziw ze po 6mcach od powrotu ja wciaz chce nas odbudowac. on nie, stracil cierpliwosc. seks byl przecudny, my mielismy swietne relacje, bylismy partnerami i uzupelnialismy sie ladnie. ja wciaz chce probowac. on wciaz mowi ze bardzo mnie kocha ale to nie ma sensu. czy ktos moze mi wytlumaczyc fakt kochania kogos do absolutnego zacmienia umyslu ale niecheci bycia z ta osoba? zaznacze ze nie mielismy problemow typu zdrada, klamstwa, oszustwa i inne zle rzeczy. problemem byl brak porozumienia. kiedy czlowiek jest odurzony na poczatku to nie potrzebuje slow, kiedy odurzenie mija pojawiaja sie klotnie bo okazuje sie ze nie nauczylismy sie ze soba rozmawiac. my umielismy od zawsze, tak mysle. jezu, jak mi zle. kazdy dzien to walka o przetrwanie i uskutecznianie alkoholizmu :/ i tak jak przedmowca - ja nie mam znajomych ktorych obchodzilby fakt, ze nie daje rady. nie mam hobby bo wszystko robilismy razem. nie moge nie isc w te same miejsca bo wszedzie bywalismy razem. nie moge tez znalezc sobie celu bo nawet fakt wyjscia z lozka by umyc zeby to dla mnie wyzwanie. codziennie rano zmuszam sie do wyjscia z domu ale wtedy boje sie ze zobacze czerwony samochod (niestety, popularny kolor)i znow bede myslala ze zmienil zdanie... i nie chce miec innego faceta. najgorsze w tym wszystkim jest to ze czlowiek jest z tym sam, sam musi sie ogarnac, sam musi przez to przejsc, sam musi przezyc efekt fali (wiecie o czym mowie: jednego dnia wstajesz rano myslisz ze jest super, nie myslisz o nim, masz go gdzies. za chwile lub kilka dni otwierasz oczy i myslisz tylko o tym by sie napic, nieistotne ze wlasnie wstalo sie rano do pracy). idziesz do klubu, puszczaja utwor ktory ci go przypomina i chcesz stamtad uciec. kupujesz pizze, otwierasz pudelko i zaczynasz wyc bo zwykle ta pizze jedliscie razem. demon w twojej glowie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×