Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość smutna104

strach przed bliskościa

Polecane posty

Gość maliboo
mi ie wydaje, ze to w duzej czesci strach przed kompromitacja i odrzuceniem lepiej byc chlodnym i sie nie wychylac niz sie sparzyc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ten topik to marne prowo poniewaz atrakcyjna dziewczyna nie moze byc niesmiała i czuc strach przed bliskoscią 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zimna jak lód..
Nie do końca chyba warto bo przez to wszystko nabawię się nerwicy żołądka :P :D O uczuciach już się trochę nauczyłam mówić jednak to nie pokrywa się z moim zachowaniem... Już wspominałam o mojej ostatniej randce, a więc to wyglądało tak, że chciałam ją jak najbardziej przedłużyć aby tylko nie nastąpiła chwila tego pocałunku. Odwlekałam to do granic możliwości a kiedy zbliżał się ten moment to nieustannie to analizowałam. Teraz na samą myśl, że to się powtórzy to przewraca mi się w brzuchu :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Będę teoretyzował, w myśl stwierdzenia, że "zawsze znajda sie Eskimosi, którzy wypracują dla mieszkańców Konga Belgijskiego wskazówki zachowania się w czas olbrzymich upalow." Choć w sumie mam sporo podobnie. Z tym okazywaniem bliskości, nawet może trochę jej odczuwaniem, a już szczególnie mówieniem o uczuciach, jakby to był jakiś wstyd. Choć dwie próby związków miałem, to w obu przypadkach byliśmy (nie)dobrze pod tym względem dobrani. Ale o ile pierwszy to była rzeczywiście katastrofa, myślę że to właśnie był taki mur, który nas dzielił, a za mało było odwagi, żeby go rozwalić, to w drugim już było znacznie lepiej. Ale też myślę, że daleko do ideału. Potrafiliśmy godzinami rozmawiać na trudne tematy. Ale o uczuciach, szczególnie o trudniejszych aspektach, już było bardzo ciężko. Nie wiem, czy oboje tak mieliśmy (bo w końcu o tym nie gadaliśmy przecież), ale u mnie to jakoś tak działało, że bałem się o czymś mówić, żeby Jej nie zranić. W efekcie nie mówiliśmy, a i tak chyba odczuwaliśmy oboje, już może nie mur, ale tak pewną barierę w tym względzie. Wszyscy mają tu rację, że to przede wszystkim kwestia braku okazywania uczuć przez rodziców. Ja mam dokładnie tak samo, do takich samych wniosków doszedłem. Dokładnie między mną a rodzicami jest taka sama bariera w temacie uczuć, spraw uczuciowych, czy nawet własnych jakichś takich bolesnych słabości (rzeczywistych czy urojonych). Nigdy o czymś takim nie gadaliśmy. I nie potrafimy. Jestem tego świadomy, że jest z tym coś nie tak, ale jakoś nie umiem tej bariery skruszyć. Dlatego nawet ten mój drugi związek, relacja z E. był jakimś milowym krokiem w przód. Taka nowa znajomość, w której jednak dużo więcej trudniejszych, osobistych tematów łatwiej było poruszać. Zdecydowanie w tych kategoriach E. była najbliższą mi osobą. Wiesz autorko, to że słyszysz, iż jesteś do niczego jeszcze na pewno pogarsza sytuację - bo strasznie trudno jest zwalczyć coś, co jest nam jakby wpajane (nawet gdy ktoś jest przekonany, że robi to z troski i chociaż troska jest pewnie autentyczna, to metoda fatalna). W ten sposób nasiąka się tym, jak marynata. I cholernie trudno się przeciwstawić. Jak to pokonać? No właśnie. Psycholog to jak sądzę najlepsza rada. Ja jednak nigdy się nie wybrałem. To pewnie pomieszanie lenistwa z tchórzostwem, tłumaczone samemu sobie, że jakoś z tym poradzę. Inny sposób, który widzę po tych wspominanych dwóch związkach. Próbować, robić postępy małymi kroczkami. Możliwe nawet, że z odpowiednią osobą w tym samym związku to ma szanse powodzenia. Mi też łatwiej się otworzyć, przyznać do różnych słabości, w formie trochę anonimowej, a co ważniejsze - pisanej. (I to nawet z osobami, które znam osobiście). Zresztą po tym, że poruszasz to na forum, wnioskuję, że Tobie też tak łatwiej. I pomyśleć, że właśnie wlazłem na forum, żeby założyć dyskusyjny topik o sensie. Ale czy nasz, ludzki, sens życia nie jest tak mocno związany z innymi ludźmi i właśnie bliskością?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"mi ie wydaje, ze to w duzej czesci strach przed kompromitacja i odrzuceniem lepiej byc chlodnym i sie nie wychylac niz sie sparzyc" Dokładnie, też tak myślę, że w tym tkwi problem. Dużo łatwiej jest, gdy się przekroczy magiczną barierę swobodnego rozmawiania o czymś. Ale nie jest to łatwo zrobić (a właściwie jest, ale taka fatamorgana sprawia, że nie jest). I nie działa to tak, że jest to jedna granica, chyba bardziej to wielość sfer.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"ten topik to marne prowo poniewaz atrakcyjna dziewczyna nie moze byc niesmiała i czuc strach przed bliskoscią" Ten post to marne prowo :P Bo atrakcyjność, to nie jest system 0-1. Ludzie różnie ją postrzegają. W dodatku dziewczyna może być ogólnie postrzegana przez innych jako atrakcyjna, a sama się taką nie czuć. (To też chyba przerabiałem z E. bo była atrakcyjna, a jednocześnie odbierałem to tak, że pełna kompleksów i przekonana o swojej nieatrakcyjności. Ale ten temat też bałem się poruszyć, żeby nie zranić. I myślę, że to znów błąd.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmm.. Idz do psychologa. Ja akurat nie mam problemu z okazywaniem uczuć, ale przez to, że zawsze byłam krytykowana przez rodziców i zawsze stawiana na ostatnim miejscu (mam jeszcze rodzeństwo) mam bardzo mało pewności siebie, zawsze boję się, ze cokolwiek zrobię będzie źle ... :O Było tego więcej, ale pracuję nad sobą i widac rezultaty.. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zimna jak lód..
ecrivain, z tego co piszesz to można wywnioskować, że bardzo prawdopodobne, że Twoja druga partnerka borykała się z takim problemem jak nasz. Swoją drogą to dla mnie byłby to idealny związek. Nie musiałabym rozmawiać o uczuciach itd :P :D "Psycholog to jak sądzę najlepsza rada. Ja jednak nigdy się nie wybrałem. To pewnie pomieszanie lenistwa z tchórzostwem, tłumaczone samemu sobie, że jakoś z tym poradzę." U mnie jest identycznie. Co do obwiniania rodziców to również przyznam, że coś w tym jest. Mi również nikt nie okazywał uczuć. Nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek mi ktoś powiedział, że mnie kocha. Wprawdzie to ja nawet nie pamiętam, żeby ktoś mnie chociaż przytulał. Jednak swojego dzieciństwa wolę za bardzo nie analizować gdyż mogę tam znaleźć dużo gorszych rzeczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zimna jak lód..
I jeszcze co do atrakcyjności to sama czuję, że taka jestem. Raczej jestem tego pewna, gdyż żeby tak nie było to nikt nie zabiegałby o moje względy i nie miałabym powodzenia u płci przeciwnej. Jednak myślę, że atrakcyjność a obecny stan to w ogóle odmienne sprawy. Nawet sama nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć skąd się bierze moja blokada i czego się tak naprawdę obawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
psycholog nic nie pomoze bo to jest kumpel który za kase da ci jakies tam rady nie koniecznie dobre🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cream - wybacz, ale uważam, że pieprzysz jak potłuczony/potłuczona. W myśl Twych teorii to nikt nikomu w żaden sposób nie pomoże i w ogóle po co się starać. Takie mam wrażenie. Oczywiście, że nasze życie zawsze jest związane z elementem koniecznym - śmiercią. Ale zadam pytanie (jak Viktor Frankl swoim pacjentom) - dlaczego nie popełnisz samobójstwa. (Frankl to twórca logoterapii - czyli w dużym uproszczeniu - terapii przez poczucie sensu. I kto jak kto, ale ten człowiek dużo o tym wiedział, bo właśnie poczucie życiowego sensu pozwoliło mu przeżyć lata w obozach koncentracyjnych - o czym zresztą sporo pisał, tak jak i o innych, którzy fizycznie silniejsi, teoretycznie mając większą szansę na przetrwanie tego piekła, poddawali się). Zimna jak lód - "Swoją drogą to dla mnie byłby to idealny związek. Nie musiałabym rozmawiać o uczuciach itd " Bardzo teoretycznie dla mnie też. Ale wtedy wytwarza się taka bariera. Coś czujesz przez skórę. I dokładnie nie wiesz co. Szczera rozmowa być może błyskawicznie wszystko by rozwiała. A bez niej coś się psuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co do tego czy można sobie z tym poradzić samemu to nie wiem, w najbliższych miesiącach się przekonam, na razie jakoś idzie i wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze. Nie chce jednak nikogo zachęcać do radzenia sobie z tym samemu (tak jak ja to robię) bo to może prowadzić do przepaści Mój, ekhm powiedzmy wybranek (w końcu kimś się zainteresowałam), ma prawdopodobnie podobny problem, z jednej strony to buduje między nami właśnie ten mur o którym pisał ecrivain, obie strony chcą, ale boją się okazać to (przez to na pewien moment właściwie wszystko uległo zaprzepaszczeniu), taka pozorna obojętność jest najgorsza gdy wszystko w środku krzyczy Ale z drugiej strony to mi dało kopniaka do zmiany, nie wiem czy przy okazji czy dzięki rodzącemu się uczuciu, ale faktem jest to, że zmieniam się. Zobaczyłam, że przez swoją oziębłość mogę stracić coś naprawdę cennego, ale jest to cholernie trudny proces. Próbowałam zmienić stosunki w domu i nie wiem czy mi się to udało, ale wiele wyjaśniłam sobie z matką I ta siedząca we mnie nieufność, węsząca wszędzie podstępy tez jest straszna, ale powolutku zmieniam to Ja o psychologu myślałam, nie tylko z tego powodu. Ale od małego jestem uczona samodzielności i od kiedy pamiętam z problemami radzę sobie raczej w pojedynkę, i nie mogę się pozbyć wrażenia (wiem, że błędnego), iż pójście do terapeuty będzie oznaką słabości, klęski To wszystko mocno skomplikowane jest, ale drobnymi kroczkami jakoś staram się iśc ku lepszemu Z tym, że ja zawsze byłam świadoma swojej podejrzliwości, oziębłości i pozornej obojętności, ale coś co boję się nawet głośno nazwać popchnęło mnie do zmian. Ale myślę, że jeśli terapia da się to przyspieszyć to powinno sie spróbować :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj autorko. zaczelam czytam Twoj post i jakby to bylo o mnie, choc potem stwierdzilam, ze jednak sie roznimy. tez mam 19 lat i do teraz nikogo nie mialam. mam niska samoocene (nie wyobrazam sobie bym mogla sie komus podobac lub-o zgrozo- rozebrac sie przed jakims chlopakiem!) i tu pardoks- jednoczesnie mialam kika okazji by byc z kims i po prostu ci chlopacy mi nie odpowiadali, bo chcialam czegos lepszego. Ten za glupi, ten za brzydki, itp itd i caly czas przebieram. chociaz tak jak powiedzial Leviatan (chyba?) po co byc z kims na sile? poza tym mam tez problm bo od 2 lat jestem nieszczesliwie zakochana w M., a M. na 200 % ze mna nie bedzie. nie wiem czy sie domysla, jak wiele dla mnie znaczy wiem, ze to troche pokrecone, trudno tak sie strescic w kilku zdaniach... nie wiem czy moj problem polega na byciu zakompleksiona, czy tez chlodną (w moim domu nigdy nie bylo jakichs goracych uczuc,a le mysle ze nie mialabym problemu by komus powiedziec ze go kocham...) zy moze poswiadomie nie chce z kim byc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"i nie mogę się pozbyć wrażenia (wiem, że błędnego), iż pójście do terapeuty będzie oznaką słabości, klęski" Otóż to, to taki lęk przed okazaniem słabości, jakby wstyd przed otworzeniem się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"czy moze podswiadomie nie chce z kims byc? " A może wręcz przeciwnie, podświadomie bardzo chcesz z kimś być (i to właśnie nie "z kimś", co by sugerowało przypadkowość, ale z jakimś Nim) ale obawiasz się, że to się nie uda, nie powiedzie"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zpewnoscia
zmien rodziców

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leniwamalpa
ja mam dokładnie ten sam problem. nie potrafię się z nikim związac, boję się zacząc cokolwiek, jak widzę że jest ktoś zainteresowany odtrącam go, uciekam, chociaż bardzo chciałabym byc z kims. jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiac co ze mną jest nie tak, bo ewidentnie normalne to nie jest. no i doszłam do wniosku, że nigdy nie miałam wzorca w domu jak należy uczucia okazac drugiej osobie. nigdy nikt mnie nie przytulał, nie usłyszałam nigdy kocham. o uczuciach nigdy się w domu nie mówiło. rodzice nigdy sobie nie okazywali uczuc. na swój sposób zależy im na sobie jednak nie pokazują tego. chyba boję się też mężczyzn, nie znam ich. ojciec był zawsze jakoś daleko obok, zdominowany przez matkę. wszystkich poznanych mężczyzn od razu sprowadzam do poziomu kolegi. przez to jestem odbierana jako osoba zimna... nikt nie wie jak bardzo pragnę byc z kimś, brakuje mi drugiej osoby, dotyku, miłosci, seksu, tylko czy kiedykolwiek będę w stanie się przełamac? :( :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
chcialabym byc z M. on to jest juz wybitnie oziebły i zamkniety w sobie, ale tyle o ile go poznalam (znamy sie 6 lat...) to wiem e nie bedziemy ze soba. niby chcialabym miec kogos, ale z dugiej strony sie boje i nawet jak mam okazje to sie wykrecam, bo chce czegos innego. a moze to inne to ideal ktory sobie wymyslilam? albo moze to "inne" to M. !!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zpewnoscia
**cream**juz cie kocham jedyny sens zycia to smierc bo kazdego ona czeka bo i tak umrzesz to nie trzeva bedzie sie wysilac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
leniwmalpa- jestesmy w podobnej sytuacji, u mnie w domu tez zawsze bylo chlodno, ale ja nie mam tego problemu, ze nie umialabym komus powidziec, ze go kocham...po prostu tak jakos chce a jednoczesnie nie chce byc z kims

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"bo i tak umrzesz to nie trzeva bedzie sie wysilac" Jakie to proste :P Ale skoro i tak umrzemy, więc co zaszkodzi trochę się powysilać i zmienić sytuację obecną, czyli póki jeszcze tu jesteśmy. leniwamalpa, beattraax - niestety trzeba się przełamywać, jeśli chce się coś zmienić. Ja mam podobnie. Ale wychodzę z założenia, że skoro nie jestem obecnie z kimś i czegoś ważnego jakby mi brak, to jednak trzeba sprawdzić, czy to nie jest to bycie z kimś. I tego nie sprawdzi się też ot tak, po 3 dniach związku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie to raczej jest lęk przed tym, że może jednak się pomyliłam, że wydawało mi się, że powiem co czuję a tu.....no, nie będzie ciekawie. ktoś pisał właśnie, że nie wychylając się nie poniesiemy porażki. Ale zwycięstwa także nie odniesiemy Bo gdy doznałam mało czułości to oprócz tego, że jej mocno łaknę to na dodatek gdy ktoś mi okaże, że jestem dla niego ważna to ja to bagatelizuję i uznaję, że źle to interpretuje, że to normalne nic nie znaczące zachowanie beattraax, czasami będąc "zapatrzonymi" na jedną osobę nie zwracamy uwagi na to co dzieje się wokół nas, masz pewność ze nic do Ciebie nie czuje? Właściwie moze ja nie jestem sama, gdy byłam w bardzo głebokim dołku poznałam kogoś w necie i przed tą osobą się otworzyłam jak przed nikim innym, może było mi to potrzebne i pomocne, mimo iż to znajomość tylko wirtualna Wiem, że u mnie w rodzinie tak było, że nie okazywało się uczyć, od kilku pokoleń. Ciekawe czy ja w przyszłości będę potrafiła sie z tego wyłamać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leniwamalpa
ecrivain - ja wiem czego mi brakuje, wiem, że jestem nieszczęśliwa sama. co z tego, że mam wykształcenie, dobrą pracę, sprawdzonych przyjaciół skoro nie potrafię byc z nikim. nie potrafię podrywac, a jak ktos się zainteresuje to mam duże wątpliwości czy się ze mnie nie naigrywa. tak wiem, beznadziejny przypadek, dochodzi jeszcze niska samoocena :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez mam niska samoocene. to chyba nas tu wszytskich łączy. przez to ja np czasami jestem chamska, no cos w stylu chamska- przybieram otoczke, zeby nie pokazac, jaka jestem miekka. ale czasami np jak jakis chlopak sie mna zainteresuje, to ja sama z siebie nie moge, cay casz sie usmiecham jak jakas debilka, bo sobie mysle czego on moze chciec od kogos takiego jak ja :) casami tez wydaje mi sie, ze ja po prostu boje si czegos nowego- nie wiem co to zwiazek. boje sie poznac nowa osobe. a M. znam 6 lat wie jaki jest i mimo to chcialabym z nim byc i tego bym sie nie bala. boje sie kogos nowego!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moim zdaniem za dużo myślicie. Też tak miałam, ale postanowiłam wyluzować. Nie ma co za dużo analizować bo człowiek i tak znajdzie dziurę w całym. Problem w tym, że często traktujemy życie zbyt poważnie, brakuje w Nim spontaniczności. Relacji międzyludzkich można nauczyć się tylko poprzez kontakt z innymi ludźmi, a nie przez siedzenie w czterech ścianach. Przede wszystkim trzeba dostrzec problem i chcieć go z całych sił zmienić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kultura mam na drugie- nie wiem, piszemy ze soba, czasami tez sie sprzeczamy, ale M. ogolnie trzyma sie z dziewczynami. poza tym niedawno sam mi powiedzial, ze narazie nie che zwiazku. mysle ze on sie boi 10 razy bardziej niz ja, jak juz wspominalam on jest bardzo zamkniety w sobie...i troche niesmialy, choc tez przybiera maske szydercy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Właśnie kolejny problem przybieramy maski: obojętności, nieczułości. Zamiast być po prostu sobą. Patrzcie ile przez to ucieka na prawdę fajnych sytuacji:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To nie wiem, ale biorąc po uwagę moje ostatnie doświadczenia, wiem że warto zaryzykować i choć w małej części uchylić pancerz A i z tym, że zbyt dużo analizuje to się zgadzam, dlatego teraz często staram się zając czymś, żeby nie myśleć tak dużo. Bo właściwie nic więcej juz nie wymyślę i nadszedł czas na czyny :) Na pewno rozmowa z kimś przed kim się całkowicie można otworzyć (w wielu kwestiach nie tylko tej o której tu piszemy), dużo pomaga, obojetnie czy to psycholog czy nie. Ja gdy zbyt mocno się otworzyłam zwykle uciekałam, ale teraz jestem twarda i tego nie zrobiłam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×