Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość LillyLu

jak zapomniec? jak życ?

Polecane posty

Gość LillyLu

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Mam pytanie, które dotyczy ostatnich wydarzeń w moim życiu... Kilka miesiecy temu rozstałam się z kimś, kto był i nadal jest dla mnie całym światem. Bylismy razem ponad 3 lata. Zdradził... Nigdy wczesniej nie czułam sie taka upokorzona. Chociaz nadal mnie to boli, myśle, ze w duzym stopniu wybaczyłam. Jak zapytalam w chwili rozstania (jeszcze nie bylam pewna jego zdrady w 100%) czy mnie kocha, powiedzial: "nie wiem", jednak jak wiadomo czesto podczas kłótni wypowiadamy w nerwach rzeczy których nigdy wczesniej bysmy nie powiedzieli. Cierpiałam, płąkałam, a on dosc szybko znajdywał pocieszenie w innych. Nie pisałam, nie dzwoniłam, dowiedziałam się ze bardzo zle o mnie mowi. Zadzwonił kilka razy, ale nie odbierałam. Po ok.dwoch miesiacach napisał, ze bardzo Mu mnie brakuje. Zaczelismy rozmawiac. Spotkalismy sie nawet kilka razy. Kiedy przyszedl czas rozstania (wylatywał do innego kraju), oboje płakalismy żalujac, ze stracilismy juz nie pierwszy raz swoją szanse (rok temu juz raz sie rozstalismy, jednak po miesiacu znow bylismy razem). Oboje strasznie tesknilismy, chociaz On pisał, ze nie chce utrzymywac ze mna kontaktu, ze lepiej bedzie jak kazde z nas pojdzie w swoja strone i zacznie nowe zycie. Nie trudno sie domyslic, ze niewiele z tego wyszło. Dzielily nas tysiace km, ale nie moglismy zyc bez siebie, bez rozmow. Zaczelismy snuc plany, ze moge wyjechac do Niego. Zamieszkamy razem, podejmiemy wspolna prace. Jednak co chwile zmieniał zdanie. Nadal jednak nie bylismy para (powrot do siebie na odleglosc w ogole nie wchodzil w gre). Nagle z dnia na dzien stwierdzil, ze nie chce abym sie do Niego odzywała, ze to koniec naszej znajomosci. Nie moglam tego zniesc, robilam wszystko aby sie z nim kontaktowac. Znow zaczelismy normalnie rozmawiac. Stwierdzil, ze wpsolne mieszkanie nam nie wyjdzie, ze czas isc swoja drogą w innym kierunku. Nie chcialam sie z tym pogodzic, znowilam kazde upokorzenie, płąkalam po nocach, ale powiedzialam sobie, ze bede silna i udowodnię jak mocno Go kocham i ze potrafie zapewnic Mu szczescie. Ku mojemu zdziwieniu przylecial do Polski. Poprosil abysmy spotkali sie od razu w pierwszy dzien. Tak tez bylo. Bylam taka szczesliwa. Zachowywal sie tak, jak by pokochal mnie od nowa- bylam tego pewna! (tak tez mowił). Niestety, na nastepny dzien pod wplywem alkoholu, wykrzyczal ze mnie nie kocha. Za kilka dni, probowalam wsyzstko "wyjasnic", to zachowywal sie tak jak wczesniej- byl taki kochany. Koszmar znow sie powtorzyl. W dzien powrotu za granice, powiedzialm, ze juz nic do mnie nie czuje i ze juz nigdy nie bedziemy razem. Mowil, ze przyjechał aby upewnić się ze mnie nie kocha. Paradoksalnie poplakal sie jak sie zegnalismy. Pozniej dzwoni Czułam sie jak stara zabawka wyrzucona na śmietnik. Zostałam wykorzystana i okłamana... Napisal mi , ze dziekuje mi za wszystko co dla Niego zrobilam i za chwile, ktorych nigdy nie zapomni. Nie utrzymujemy teraz kontaktu w ogole. Zdaje sobie sprawe, ze postapilam wrecz idiotycznie zabiegajac o czlowieka ktroy (z tego co mowi) juz mnie nie kocha, jednak nie potrafie inaczej. Darze Go wielkim uczuciem. Póżniej wszystko sie ulozylo, On sie zmienil- a bynajmniej tak mi sie wydawalo. Jeszcze tydzien temu snulismy plany odnosnie wspolnej przyszlosci...mówił: "kocham", "zalezy mi"...obiecywal, ze juz nigdy mnei nie opusci, z ejuz zawsze bedzie przy mnie... okazalo sie inaczej...pisze przez łzy, nie potrafie sie z tego otrzasnac...w niedziele poroniłam... nie wiedzialam nawet ze ejstem w ciazy, okazalo sie ze to 5-6 tydzien...w dzien jak pojechalam do szpiala, nie wiedzialam, co czeka mnie pozniej, co sie dzieje. Napisałam do Niego smsa z informacja ze jestem w szpitalu i aby zadzwonil. Juz dzien wczesniej zachowywal sie dosc dziwnie ale nie spodziewalam sie, ze odpisze: "nie ebde nigdzie dzwonil, to Twoje zycie, teraz potrzebny ebdzie Ci ktos inny"-odwrocil sie...bez slowa, bez wyjasnien...probowalam znalesc przycyzne w swoim zachowaniu, ale miedzy nami bylo dobrze ;( gdy lekarze uswiadomili mi co sie stalo, poczulam jak by caly swiat runal mi na glowe...przeciez za 8 miesiecy moglam trzymac tego malego, kochanego aniołka w objeciach... ;( Powiedzialam Mu o wsyzstkim co sie stalo...reakcja? Nie odzywa sie do mnie, zakazal mi dzownic, pisac. Prowalam sie skonaktowac jakos z Jego najblizszą rodzina- rownie bezskutecznie... ;( mowilam Mu, ze potrzebuje wsparcia, zeby mi pomogł... ;( i nic... ;( mieszkam dalego od miasta rodinnego, nie mam tu nikogo, zostalam z tym sama... Nie widzę juz powodow dla ktorych warto wstawac z łóżka kazdego ranka... ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przydługawe to... Nie użalaj się nad sobą. Albo się użalaj... Idź kup skrzynkę taniego wina i zamknij się z nim w domu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×