Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość Jakaśktoś

Nasz "troskliwy" ojciec

Polecane posty

Gość Jakaśktoś

Jeżeli mamy mieć takiego troskliwego ojca to wolimy być sierotami. Na naszej ulicy mieszka rodzina Malinowskich. Trzeba przyznać, że rodzina ta potrafiła skupić na sobie uwagę, wszystkich okolicznych mieszkańców. Patrzą oni na ich życie z rosnącym przerażeniem. Można powiedzieć, iż Malinowscy żyją niezwykle luksusowo. Malinowski pracuje jako kierowca u producenta odzieży. Rozwozi ją do sieci firmowych sklepów. Malinowska nie pracuje w ogóle. Ma dużo wolnego czasu i może się zająć domem. Jednakże domem się nie zajmuje, bo kwestie z nim związane Malinowscy rozwiązali w inny sposób. To właśnie ten sposób uczynił ich rodzinę obiektem zainteresowania sąsiadów z ulicy. Obiady jadają regularnie w restauracjach. Do sprzątania, zakupów, wynajmują innych ludzi, chociaż nie bardzo są zadowoleni z ich pracy. Kiedyś zatrudniony Pan Marek zamiast bezrobotnej Malinowskiej chodził za nią do sklepu i systematycznie kantował na koszyczkowym. Przyjęty przez Malinowskich, na miejsce Pana Marka, Zygmunt, chyba nie kradnie, ale nie wiadomo, z jakich przyczyn jeździ po chleb i wszystko, co do chleba jest potrzebne, na drugi koniec miasta i to w dodatku do „Piotra i Pawła. Wiemy, że jest to bardzo drogi sklep, a i dojazdy na drugi koniec miasta do najtańszych nie należą. Malinowscy mają duże problemy finansowe. Pensja Malinowskiego wystarcza do 15, a wiemy, że miesiąc ma więcej dni. Nawet taki luty, który w tym roku jest bardzo krótki ma ich 28. Żeby od 15 przeżyć do końca miesiąca zadłużali się u sąsiadów. Teraz już sąsiedzi coraz niechętnie pożyczają im pieniądze, bo nie wiadomo z czego mogliby te długi spłacić. Aby wystarczyło na pensję Zygmunta i pani do sprzątania mieszkania Malinowska sprzedaje biżuterie, którą odziedziczyła po swoich rodzicach. Jednakże to źródełko powoli wysycha. Do spieniężenia został im, już tylko domek z niewielkim ogródkiem, który odziedziczyli po dziadkach. Do finansowego dna dzieli ich już niewielki dystans. Ile to razy Zygmunt biegnie do lombardu i zastawia biżuterię Malinowskiej gdy brakuje na zakupy i na jego pensję i zapłatę dla sprzątaczki. Sąsiedzi zastanawiali się, dlaczego nie sprzedadzą tego domku. Mogliby za pieniądze uzyskane z tej sprzedaży kupić maleńkie mieszkanie i samochód dostawczy. Mógłby on stać się warsztatem pracy, nie tylko dla Malinowskiego, ale również dla jego żony i dorastającego syna. Mogliby też zrezygnować z usług sprzątaczki i Zygmunta. Zakasując rękawy, wkrótce odbiliby się od finansowego dna. Niestety, wszelkie gwiazdy na niebie wskazują na to, że Malinowscy domek po dziadkach sprzedadzą, a pieniądze pójdą na sprzątaczkę i Zygmunta. Swoim dzieciom, zamiast biżuterii i domku po dziadkach, zostawią gigantyczne długi i coraz mniej zadowolonych ze swoich zarobków Zygmunta i sprzątaczkę. Oczywiście rodzina Malinowskich to fikcyjna rodzina. Gdyby ona istniała na prawdę nie zachowywałaby się w sposób tak lekkomyślny. Majątkiem zgromadzonym przez swoich przodków jak i bieżącymi zarobkami, gospodarowałaby racjonalnie żeby nie zrobić krzywdy sobie ani własnym dzieciom. Państwo ta tak jakby rodzina, wszystkich polskich rodzin. Jednakże patrząc na sytuację w kraju trudno powiedzieć, iż rząd zachowuje się jak troskliwy ojciec, tej mega rodziny. Majątek odziedziczony po poprzednich pokoleniach; huty, stocznie, kopalnie, PGRy został sprzedany i przejedzony. Oczywiście naszemu rządowi to nie starczyło, musiał jeszcze dużo pieniędzy pożyczyć, żeby połączyć koniec z końcem, swojego zawsze pustego budżetu. Działanie tego „troskliwego ojca doprowadziło do tego, że nasza wielka Rodzina jest zadłużona o ponad połowę swoich rocznych zarobków. Jego „troska o rozwój tej Rodziny jest wręcz zadziwiająca. Pragnie żeby w mega Rodzinie rodziło się dużo dzieci. Nic dziwnego. Dzieci podrosną i zaczną pracować, a już dziś ich przyszłą pracą, można będzie poręczyć wierzycielom dalsze pożyczki. Jest to, więc, wspaniała, perspektywiczna, inwestycja. Na taką inwestycję warto jeszcze trochę dopożyczyć. Za kolejne pożyczone pieniądze można będzie finansować, zachęty do rodzenia dzieci. Przykładowo, dawać becikowe. A jak te dzieci podrosną to, oprócz wielu innych długów, spłacą i dług, który zostanie zaciągnięty na ich becikowe, oczywiście z należnymi za kilkanaście lat procentami. Genialne finansowe perpetuum mobile. „Licznik długów Balcerowicza, na dzień 25 stycznia 2011 roku wykazywał zadłużenie Polaka w wysokości ponad 20 000 złotych. Doliczane na bieżąco oprocentowanie tego długu miga przed oczyma prawie z szybkością światła, wzrastając do gigantycznych rozmiarów. Pomimo tej „troski ojca, naszej mega Rodziny dzieci nie przybywa w zadawalającym tempie. Rząd się dziwi, że młodzi nie dają się skusić becikowym. My, się nie dziwimy. Któż z nas chciałby mieć dziecko, które już w dniu urodzin wpadłoby w szpony zachłannych wierzycieli. Któż z nas chciałby swojemu dziecku zafundować taki ciężki los. W dawnych czasach takie dziecko zadłużonych rodziców, już w dniu urodzin stałoby się niewolnikiem. Dzisiaj jest właściwie tak samo. Takie dziecko będzie niewolnikiem tylko, że niewolnictwo się przeobraziło. Nazewnictwo ulega zmianie- sens nie. Dawny dozorca to dziś gospodarz domu. Dawna służąca to dziś pani domu. Dawny niewolnik to dziś -podatnik. Zakłamane państwo funduje nam leczenie, naukę, zasiłki pogrzebowe, dopłaca do przedszkoli. Już prawie nie ma obszaru życia obywatela naszego kraju, w którym państwo nie wykazywało by się opieką nad nami. Ucz się bezpłatnie mówi państwo na głos a po cichu dodaje tylko później, oddaj pożyczkę wraz z narosłymi odsetkami, którą na sfinansowanie twojej nauki , zaciągnęliśmy. Dodatkowo pokryj wszelkie koszty z tym związane, bo my jesteśmy dla was tak jak Zygmunt dla Malinowskich. Z innymi prezencikami od państwa jest identycznie. Nie chcemy czekać, aż państwo sprzeda ostatki majątku naszych przodków, tak jak zapewne Malinowscy sprzedadzą swój domek z ogródkiem po dziadkach. Jeżeli mamy mieć takiego troskliwego ojca to wolimy być sierotami. Wczoraj, 25 stycznia, na wezwanie Pana Janusza Korwin Mikke, przybyło pod budynek sejmu wiele osób. Nie zraziła ich fatalna pogoda. Owacyjnie przyjęte zostało wystąpienie Pana Janusza Korwin-Mikke. Równie owacyjnie przyjęte zostało wystąpienie Pana Stanisława Michalkiewicza. Mówiąc o dramatycznej sytuacji finansów państwa Pan Stanisław Michalkiewicz posłużył się tezą Stefana Kisielewskiego, „że to nie kryzys, to rezultat. Teza ta obrazowała słuszność żalu do obecnego i poprzednich rządów, iż do takiego rezultatu doprowadził nasze finanse. Wśród zebranych przeważała młodzież. Wielu z nich mogłoby być wkrótce rodzicami dzieci. Wstrzymują się z tą ważną, życiową, decyzją. Nie chcą zachęty w postaci becikowego sfinansowanego długiem, nowonarodzonych dzieci. Chcą normalnego państwa, w którym będą sami mogli troszczyć się o siebie i o swoje dzieci. Nie chcą sprzątaczek i Zygmuntów, których im funduje państwo wzorujące się na rodzinie Malinowskich. Dotychczasowy system opieki, jaką, bez naszej woli, nas państwo otoczyło widać w sposób wyraźnie na „liczniku długów Balcerowicza. Polityce państwa polegającej na ciągłym zadłużaniu nas i przyszłych pokoleń mówimy kategorycznie NIE!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×