dylemat zprzewagą chęci zmian.

To jest jakaś masakra - zakochałem się! jest młodsza, pracuje ze mną, zaprosiła mnie na swoją parapetówę a ja tam muszę iść z żoną (A.). Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz spałem z nią (A.) w jednym łóżku. Już jakiś czas temu zastanawiałem się nad tym, żeby od niej odejść, ale po długich przemyśleniach postanowiłem ratować swoje małżeństwo - oczywiście nic z tego nie wyszło... Teraz żałuję, że wtedy tego nie zrobiłem. Generalizując to wydaje mi się, że moja żona (A.) ma jakiś romans już od dawna. Nic już mnie z nią nie łączy oprócz mieszkania i rachunków. Nie wiem po co ale gramy przed wszystkimi jakby nasze małżeństwo było szczęśliwe. Z (M.) choć nie za dobrze się znamy mam wrażenie, że łączy mnie więcej niż z (A.). Widzę, że jest mną zainteresowana, doskonale się dogadujemy, ale na płaszczyźnie służbowej. Mam wrażenie, że ona nie chce niczego więcej, gdyż ludzie z pracy znają moją żonę (na dodatek jest lubiana)- a to grozi seksaferą. Wiem, że jest singielką od dłuższego czasu. jak sobie pomyślę o rozwodach i tym całym dzieleniu majątkiem to mi się wszystkiego odechciewa. Jak ktoś ciekawego napiszę na ten temat to dobrze jak nie też nic się nie stanie. Chciałem się wygadać - bo chyba nie mam komu...

"jak sobie pomyślę o rozwodach i tym całym dzieleniu majątkiem to mi się wszystkiego odechciewa." dobre, dobre... wszystko chuj, żona, dzieci ale dzielenie majątku to poważna sprawa przecież

1. dzieci brak. 2. o żonie napisałem - nic nas nie łączy już od dawna.

z żoną? łączy Was jedynie.. ślub najpierw się rozwiedź a potem hasaj do woli aż do uwiądu