Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Tym razem to znowu ja/

Postanowiłem napisać książkę . kilka fragmentów

Polecane posty

Lato, wyjątkowo upalne nawet jak na południowe prowincje królestwa, dawało się we znaki wszystkim. Chłopi pracujący w polu na przemian przeklinali pogodę i modlili się o deszcz. Pracowali wszyscy, starzy, kobiety a najmłodsze dzieci co chwila biegały do studni po wodę. Wieśniacy długo nie zwracali uwagi na zmierzający w ich stronę powóz eskortowany przez grupę zbrojnych. Gdy powóz zatrzymał się przerwali pracę, wyprostowali obolałe plecy i w wyczekiwaniu obserwowali nieznajomych. Nie wszyscy. Jeden z chłopów znalazł najwidoczniej dość energii by okładać pięściami jakąś obietę, wykrzykując przy tym wszystkie przekleństwa jakie znał. Po chwili zauważył, że pozostali przerwali pracę. Zdziwiony podążył za ich wzrokiem. Nerwowo przełknął ślinę. Z powozu z trudem wytoczył się otyły mężczyzna. Wskazał na chłopa wciąż pochylonego nad łkającą kobietą i ochrypłym głosem rozkazał: - Podejdz no tu człowieku. Wieśniacy zamarli. Nieznany im grubas wyglądał na kogoś bogatego i ważnego. Zwykle oznaczało to kłopoty. Zbrojna eskorta, która zdążyła już zejść z koni nie wyglądała ani trochę przyjaźnie. Przywołany wieśniak ociągając się zdjął czapkę podszedł do powozu i ściskając nerwowo okrycie głowy niepewnie rzekł: -Tak, panie? - Czemu bijecie tę niewiastę? - zapytał zmęczonym głosem otyły mężczyzna. - Przez ciebie wyszedłem z cienia na ten skwar, więc byłoby dla ciebie lepiej żebyś miał poważny powód. Więc? Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - Ależ oczywiście, panie! - krzyknął chłop. - To moja żona! Przybysz przetarł chustką czoło, zmarszczył brwi. - Eee no tego bo ona źle pracuje. - zaczął nerwowo chłop - Musze czasem dać jej nauczkę, wiadomo. Ot takie niewinne razy by przywołać ją do porządku, wiadomo. Z kobietami tak trzeba bo to grzeszne i leniwe istoty, wiadomo. - Czyżby? Nie wydaje mi się by mężczyźni w tym względzie czymś się różnili. - Ależ panie! - obruszył się chłop. - Toż to bluźnierstwo! Kapłan ostatnio mówił, że... - Och zamilcz. - przerwał mu wyraźnie już zniecierpliwiony grubasek i ruchem ręki przywołał jednego z żołnierzy. Ten bez słów podszedł do chłopa i wymierzył mu silny cios w brzuch. Kolejny w twarz. Po czym chwycił go za kołnierz, uniósł z ziemi na kolana i przez zaciśnięte zęby syknął. - Rozmawiasz z Kapłanem Rady Głosicieli Prawdy! Na kolana! - po czym wskazał na pozostałych na polu. - Wszyscy! Kapłan spojrzał na chłopów. Cóż za beznadziejne życie, myślał. Dzień w dzień to samo, harują od rana do wieczora by później upić się w miejscowej karczmie. A gdy w końcu uda im się zebrać jakieś pieniądze, które pozwoliłyby zakupić jakieś lepsze narzędzia czy konia to przyjdzie wojsko czy miejscowy władyga i wszystko im zabierze. Co za beznadziejni, marni ludzie. Po przedłużającej się chwili milczenia, przerwanej dyskretnym chrząknięciem żołnierza, kapłan odezwał się do klęczącego i ocierającego krew z nosa mężczyzny. - Teraz moi ludzie przywołają cie do porządku, bo z wieśniakami tak trzeba, wiadomo. -uśmiechnął się złośliwie i skinął na żołnierzy. Posypały się kopniaki i ciosy. Gdy pobity mężczyzna miał już wyraźnie dość kapłan rozkazał. - Wystarczy. Na konie. A ty kmiocie jeśli jeszcze raz uderzysz żonę lub dzieci to umrzesz szybko a twa marna dusza spadnie w otchłań, rozumiesz? No. Dość czasu straciliśmy. Ruszamy. Po czym wsiadł do powozu i po chwili zniknął z oczu zszokowanych chłopów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Kapitan Stamos służył w armii niemal całe życie. Miał wszelkie predyspozycje by dojść na sam szczyt. Brakowało mu tylko jednego znajomości polityki. Tak twierdzili inni. W rzeczywistości chodziło o cierpliwość. Cierpliwość do polityki i polityków wysyłających żołnierzy na pole bitwy. Sam z resztą nie zabiegał o awanse. Miał pod sobą pięćset ludzi. Twardych, doświadczonych żołnierzy. Proponowano mu kiedyś awans na tysięcznika. Odmówił. Tysięcznik to już polityka. Tak zawsze powtarzał. A polityka to największy wróg żołnierza. Czterdzieści pięć lat w armii, szacunek, posłuszeństwo, zaufanie. Nic mu więcej do szczęścia nie potrzeba. Myślał, że nie wiele może go już w życiu zaskoczyć. Jednak zadanie jakie mu powierzono wywołało u niego złość - Mój oddział nie jest od takich rzeczy! To weterani, po co ich w ten sposób narażać? To zadanie porządkowe, wyślijcie jakiś rekrutów albo milicje. Słyszałem o tej zarazie. Zabiera każdego. Nie wyślę tam swoich ludzi, zapomnij. Kto to wymyślił? Te tłuste bufony bawiące się w politykę tak? Pułkownik znał Stamosa od wielu lat toteż jego reakcja ani troche go nie zdziwiła. - Mnie również się to nie podoba i dobrze o tym wiesz Jon. Ty znowu o tej polityce, ale posłuchaj. Trzy sprawy zaważyły na tym, że wybrano twój oddział. Po pierwsze jesteście akurat najbliżej Klathu a tu chodzi o czas. Po drugie w tym mieście stacjonuje tysiąc żołnierzy. Co prawda większość dostała przepustki o od jakiegoś czasu przebywa poza miastem u rodzin ale i tak jest sporo.. - Kto nimi dowodzi? - Przerwał mu Stamos. - Brygiel. To akurat duży plus w tej sytuacji bo na starym Brykierze można polegać. Wiem , że jego ludzie właśnie wracają z przepustek. Musicie ich przechwycić i włączyć do odzdziału, oczywiście chwilowo, i mocno pilnować No i w końcu trzeci powód. Nie wykluczone, że ludzie będą chcieli opuścić miasto. To mogą być kobiety, dzieci. Rozumiesz czemu rekruci i milicja z pobliskich miast odpada? Stamoc potwierdził kiwnięciem. Perspektywa strzelania do kobiet i dzieci, niezbyt mu pasowała. Nie tylko ze względów moralnych. Łatka mordercy dzieci pozostanie na długo, poza tym wiedział,że jakby co, jemu się pierwszemu za to oberwie. Skrzywił się i rzekł - Domyślam się, że ten trzeci powód jest najważniejszy prawda? Wszystko zrzuci się na starego głupiego Stamosa, on będzie winien przelanej krwi..wsadź sobie w dupę tę swoją politykę! Obaj milczeli przez chwilę. - No cóż przyjacielu, tak to właśnie wygląda - Pułkownik podał Stamosowi skórzaną teczkę Tu masz wszelkie informacje i dokładną mapę miasta. I pamiętaj, nikt nie może wejść do miasta a szczególnie wyjść. Nie zbliżajcie się do murów. Tylko broń dystansowa. Jeśli pojawi się zagrożenie walki wręcz, po prostu się wycofajcie. Dostaniecie do pomocy milicję i straż obywatelską sąsiednich miast a także okolicznych chłopów. Ale to za dwa, trzy dni dni. Nikt z tutejszych o tej operacji jeszcze nie wie. Nie chcemy paniki. Dziś w nocy otoczycie miasto, rozpalicie ogniska. Przy pomocy gołębi przekażecie rozkazy Brykielowi. Nie martw się, to bezpieczne. Tak będziesz się komunikował z miastem. Jakieś pytania, kapitanie? Stamos wstał i zgasił papierosa na biurku. - Owszem mam jedno. Właściwie dwa. Pierwsze: czy to prawda, że namiestnik jakieś dwa tygodnie temu odkopał w końcu w podziemiach miasta ten legendarny skarb i z tego powodu ściągnął Brykiera i jego ludzi do Klathu? I drugie:czy gdy będzie po wszystkim podasz mi nazwisko tego, który stoi za tą cała polityką bym mógł osobiście nakopać mu w dupsko? A teraz żegnam. Muszę przygotować ludzi do tego kurewskiego zadania. - odwrócił się na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami. Pułkownik długo jeszcze wpatrywał się w zgaszonego na biurku papierosa. Cały Stamos. Napytasz sobie kiedyś biedy, Jon. Jak zwykle wiesz więcej niż ktoś mógłby pomyśleć. Oj nie doceniają cie tam na górze. Nie pierwszy raz z resztą."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fffffasdfasfasf
Tym razem to znowu ja/ Przeczytałem ten pierwszy fragment i powiem że mnie nawet w ciągną,a to przecież najważniejsze.A drugiego już mi się nie chcę bo nie lubię tak ogólnie czytać :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość de moon
Kości już mu zbielały, lecz w czarnych oczodołach cień dawnych spojrzeń, zhardział. Postukiwał piszczelami, wlokąc nogę za nogą, gdy szedł uparcie ku czarnej zasłonie. Pustkowie. W dali majaczyły kształty, strzeliste i niespokojnie falujące pod żarem brudnego słońca, które skąpane w pyle, wciąż unoszonym podmuchami wiatru, było żółciejącą okrągłą plamą. Pochylał czaszkę i próżnym już nawykiem unosił rękę by otrzeć pot z czoła. Tępo zamyślony wybijał się z rytmicznego snu kroków, gdy suchym stukiem, dotknął czaszki. Pot osypywał się prochem kruszejących kości. Przystanął i zadarł głowę ku niebu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×