Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość wypalajaca się 26

Związek powinien ewoluować

Polecane posty

Gość wypalajaca się 26

a jak tak się nie dzieje to umiera. Mój umiera. Po ponad 4 latach razem usłyszałam "no to jesteśmy razem 4 lata ". A wczoraj jak mu powiedziałam, że moja koleżanka dwa lata starsza- 28 lat chce mieć już dziecko to powiedział, że przecież do 38 roku życia może ich rodzić ile chce Chyba już nie chcę ślubu, nie z nim i pewnie na dzień dzisiejszy odmówiłabym. Nie wiem jak się wymiksować ze wspólnego mieszkania, żeby go nie urazić. A z drugiej strony dlaczego mam go nie urazić wyprowadzką skoro on nie myśli o tym że może ja się źle czuję mieszkając z nim na kocią łapę... Macie jakieś błyskotliwe rady?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a długo mieszkacie
długo mieszkacie razem? Napisze może nie z doświadczenia ale mam parę znajomych która właśnie po 4 latach mieszkania razem miała kłopoty i przestali mieszkać razem i ich związek już nie tylko utknął w miejscu ale mam wrażenie że sie cofnął w tył. Chłopak przyjeżdża do dziewczyny kiedy chce a kiedy nie chce to siedzi w domu, dziewczyna przyjeżdża do chłopaka kiedy chce, mieszkać nie chcą, ślubu też deklarują że nie chcą i tak juz 2 rok leci. W zasadzie nie wiem sama do czego takie coś prowadzi. Nie napisze nowości ale nie czujesz sie pewnie z tym facetem, piszesz że denerwują cie jakieś jego stwierdzenia, czyli coś jest na rzeczy. ja na przykład nie widze nic złego w tym że facet ci tak powiedział, powiem więcej, mój mawiał gorsze rzeczy, czy to w formie sarkazmu czy innej i jakoś nie przyszłoby mi do głowy czepiać się pojedynczych stwierdzeń. Jesli źle się czujesz mieszkając z nim na kocią łapę to się wyprowadź, to na pewno, tym bardziej że piszesz że nie chcesz z nim ślubu ani mieszkania. Tylko nie spodziewaj się że to wystarczy do tego żeby związek ewoluował.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krotka chwiila
my jesteśmy razem 10 lat, 6 lat mieszkamy razem. Jak zaczynam temat pt. "ślub, dzieci" to zmienia temat, w końcu powiedziałam wprost, że stoimy w miejscu, że jest tak samo jak 10 lat temu, on to przyjął do wiadomości i nadal nic. Boję się , że tracę przy nim czas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalająca się 26
jesteśmy razem 4 lata a mieszkamy razem 8 miesięcy. Może czas rozejrzeć się za kimś innym a jego potraktować jak przyjaciela? mam ochotę powiedzieć mu, że albo się wyprowadzam i spotykamy się w wolnym czasie jak para ale bez mieszkania bo mnie to boli, albo mieszkamy dalej razem ale już tylko jako przyjaciele...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bo ja nie wiem po cholere
ludzie mieszkaja ze soba przez slubem ludzie sie poznaja i tu powinni ruszyc glowa od samego poczatku starac sie o 2 osobie dowiedziec jak najwiecej uzywac rozumu i zadawac sobie sukcesywnie pytania czy ta osoba ma cechy odpowiednie do wspolnego zycia do bycia mezme ojcem itd czy jest odpowiedzialna pracowita zaradna czy mnie szanuje jakie ma podejscie do dzieci czy moge na nia liczyc czy potrafi zajac sie domem cos ugotowac po okrsie jakies fascynacji nalezy szybko przejsc do normalnego zycia do wpsolnych zakupow gotowania sprzatania a nie randkowanie kino i bary jak sie juz ludzie troche zapoznaja uznaja ze spotykaja sie z odpowiednia osoba i jest przy tym uczucie to wtedy nalezy porozmawiac o przyszlosic zwiazku zareczynach dzieciahc malzenstwie nastepuja zareczyny bo przzeciez ludzie sa juz przekonani o tym ze chca byc razem do konca zycia i odrazu ustalaja date slubu organizuja uroczystosc i jak juz b chca razem mieszkac o zaieszkuja przed slubem ale powtarzam jest juz data slubu wyznaczona a jak sie zaczyna od dupy strony to tak potem jestfacet nie chce slubu bo i po co czesto sie zdarza ze po ilus latach odchodzi poznaje inna i bach po pol roku slub z wielkiej milosci a z wami mieszkal mieszkal i nic

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a długo mieszkacie
No dobra, ale autorko nie bardzo rozumiem co chcesz przez to osiągnąć. Piszesz o dwóch wariantach, albo mieszkacie jako przyjaciele, albo nie mieszkacie i jesteście parą dalej. I gdzie tu jest ewolucja związku. Co dalej? Co za 2, 3 za 10 lat. Poza tym mieszkanie jako przyjaciele? para która była ze sobą 4 lata miałaby mieszkać dalej jako przyjaciele. Jak ty to widzisz? Już nie wspomnę o paradoksalnych sytuacjach że ty przyprowadzasz do domu facetów a on dziewczyny, albo że wychodzicie na randki z innymi, a potem przychodzicie sobie płakać w ramie albo opowiadać jak było wspaniale. Poza tym w takim układzie wątpię żeby któreś z was mogło zacząć jakieś nowe życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalająca się 26
bo ja nie wiem po cholere-> nie popieram mieszkania z chłopakiem. Zamieszkałam z nim bo musiałam się przeprowadzić do innego miasta ze względu na pracę, on też i głupie byłoby szukanie współlokatorów, obcych ludzi jak już miałam dość współlokatorów na studiach.Wówczas po studiach nie byłam gotowa na decyzje o ślubie, nawet mu mówiłam wtedy, że ok zamieszkam z nim bo jest taka a taka sytuacja ale nie popieram mieszkania długo na kocią łapę bo w końcu zacznie mi to przeszkadzać.No i zaczęło. a długo mieszkacie-> nie wiem co chcę osiągnąć, chyba to żeby powoli zacząć się od niego odzwyczajać?:o masz inne rozwiązanie, w tej sytuacji się duszę nie widzę innego wyjścia, nie chcę tak dalej bo mam dość, ciągle ryczę, nie będę z nim wałkowała tematu ślubu bo raz to zrobiłam. Jakbym to wyprosiła to i tak nie chciałabym takiego ślubu. Facet nie powinien brac na przytrzymanie dziewczyny ile się da bez ślubu... Powiem mu to jak będę odchodzić :o teraz czuję się poniżana, a nawet jakby się ogarnął to miałabym żal że tak długo czekałam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a długo mieszkacie
Nie da się odzwyczajać powoli, nie da się zakończyć związku powoli. Albo decydujesz że to koniec i kończycie albo próbujecie coś naprawiać w tym wypadku już na innych warunkach. Jeśli będziecie tak jak mówisz tkwić w jednym mieszkaniu "kończąc związek" to przypuszczam że żadne z was nie zrobi kroku na przód, zastanawiając się co by było gdyby, albo myśląc a może coś się odwidzi. Ludzie właśnie często zamieszkując razem popełniają taki błąd że przyzwyczajają się do siebie, zamykają się na nowe znajomości, albo nie dopuszczają myśli że może ten związek już dawno powinien przestać istnieć. Jedno co na pewno powinnaś zrobić moim zdaniem to wyprowadzić się jeśli masz taką możliwość. Nie czujesz się dobrze w tym układzie, więc zień to. Facetowi nawet jak powiesz że nie czujesz się dobrze w tym układzie to i tak za jakiś czas może o tym zapomni, może pomysli że ci przeszło skoro dalej w tym tkwisz i nie mówisz o tym, a ty będziesz kolejny miesiąc płakac w poduszkę. Trzeba mu pokazac że nie czujesz się dobrze i że tego nie akceptujesz. Będziecie miec szanse na przemyślenie paru spraw. Pisze to też dlatego że nie powinno się tłumić takich uczuć, zwłaszcza tych negatywnych, bo one za jakiś czas powrócą ze zdwojoną siłą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a długo mieszkacie
może jeszcze dodam. Piszesz że chcesz żebyście zostali przyjaciółmi i takie tam. Na moje oko nie chcesz się z nim rozstawać tylko chcesz żeby o ciebie zawalczył albo coś, chcesz wiedzieć czy on na prawdę wiąże z tobą jakieś poważne plany i chcesz czynów a nie słów. Kochasz go tylko że ostatnio masz do niego więcej tych negatywnych uczuć niż tych pozytywnych. I właśnie zawsze trzeba czynów a nie słów i to z obydwu stron.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalająca się 26
wiesz, że masz rację. Ale ja się boję, że wkrótce przestanę go szanować dlatego, że kazał mi tyle czekać. Z jednej strony jeszcze parę miesięcy temu nie byłam gotowa na kolejne kroki a z drugiej mam jakiś żal że jego koledzy zamieszkując z dziewczynami pomyśleli o zaręczynach :o Mam masę rzeczy teraz na głowie, ważne egzaminy, praca , i chyba najpierw spróbuję tym się zająć a potem będą kroki jakieś stanowcze... Nie chcę go zostawiać ale sytuacja mi nie leży.Najgorsze jest to, że jestem jego pierwszą dziewczyną więc może dlatego się nie rwie do takich kroków, ale ja wszystkiego nie chcę go uczyć.A czasem myślę, że jak dostanie kopa w tyłek ode mnie i na koniec mu wszystko wypomnę to przynajmniej jego następna dziewczyna nie będzie miała takich problemów bo będzie miał uraz i szybko jej się oświadczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czego ty chcesz, teraz wszyscy tak robią. Za moich czasów trzeci rok studiów był najodpowiedniejszy, żeby brać ślub. Jeśli później pojawiło się dziecko, to też było fajnie. Kilkadziesiąt cioć i wujków w akademiku, a więc czasem przez kilka dni (szczególnie w okolicach sesji) nie było wiadomo, co się z dzieciakiem dzieje. W końcu maluch się znajdował, przecież jeden drugiemu musiał pomagać. A w wakacje namiot, ładowany na dach malucha czy trabanta i można było nawet do Bułgarii jechać. Jakoś dziwnie, wówczas małżeństwo zamiast ograniczać pomagało, singli traktowało się z pewnym dystansem. Widać to na starych filmach, naprawdę nikt nie cierpiał z tego powodu, że wstąpił w związek małżeński, czy że urodziło mu się dziecko. Czasem bywało bardzo ciężko, ale satysfakcja, że jest coraz lepiej pomagała przezwyciężyć kolejne problemy. Życie było jakieś prostsze. I ludzie, choć ubrani w mniej kolorowe ciuchy, jacyś bardziej zadowoleni, bardziej życzliwi dla siebie. Niewielu było naprawdę bogatych, wszyscy wiązali ledwie koniec z końcem, ale chciało się żyć i nikt ani nie pomyślał, że KOCHANA OSOBA go ogranicza, że MIŁOŚĆ krępuje, że związek może unieszczęśliwiać. Skoro unieszczęśliwia, to do du_y z takim związkiem. Oj nie zazdroszczę wam dzisiaj, nie zazdroszczę. Niby mam samochód, o jakim nawet nie marzyłem w czasach matury czy studiów, niby zwiedziłem kawał świata, stać mnie na urlop wszędzie tam, gdzie mi się zamarzy, ale przecież, jeśli wspomnę Bieszczady i tamte namioty, to muszę przyznać, że nie byłem wówczas nieszczęśliwy. Wręcz przeciwnie, szkoda mi, że tamte lata się już nie wrócą. I to nie jest tęsknota za młodością, ale za tym, jak wówczas człowiek traktował innego człowieka, za miłością, za przyjaźnią, za koleżeństwem. Związek nie powinien ewoluować, ale powinien się rozwijać. Nie można dla związku stawiać ograniczeń, murów, tworzyć zasad i regulaminów. Związek powinien być, o ile nie nieskrępowany, to przynajmniej spontaniczny. No ale dzisiaj kogo na to stać, by nie przejmując się opinią innych realizował to, na co ma naprawdę ochotę. Kogo stać na to, by bezgranicznie (dobre słowo) kochać? Jednostki, niestety. Szkoda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalajaca się 26
ale jasiek błysnąłeś :o jak masz synów to im o powtarzaj bo to akurat facetom brakuje takich mądrości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam syna, jednego. Ma dziewczynę, związek dość zżyty trwa już kilka lat (jeszcze w szkole średniej zaczęli chodzić na poważnie). Niestety, mimo że staram się przekazać swoje spostrzeżenia, on woli własną drogą. Pierścionek, a po co? Jemu nie potrzeba. Jemu jest dobrze. Jest w tym sporo winy jego dziewczyny, bo do dobrego człowiek się szybko przyzwyczaja, a skoro ona daje mu wszystko, czego dziś potrzebuje, to po co to zmieniać? Nie chcę użyć stwierdzenia, że jego partnerka go po prostu rozwydrzyła, ale jej wina w tym, że nie ma pierścionka też jest. Za to córka niedługo bierze ślub. Jest młoda, niektórzy twierdzą, że nawet za młoda na małżeństwo. Ona w takich wypadkach prosi, by tak twierdzący spróbowali ukonkretnić, w czym małżeństwo człowieka ogranicza, a wtedy ona powie, co małżeństwo jej da. Nie wstydzi się głośno i publicznie mówić o tym, że chłopaka kocha, że chce mu dać wszystko już teraz, oczywiście biorąc wszystko o niego w zamian. Może będzie im łatwiej, skoro zamieszkają nad Renem. Tu nawet jedna osoba pracując swobodnie zarobi na mieszkanie, samochód i jeszcze zostanie na życie na nienajgorszym poziomie. To też ważne, ale nie najważniejsze. Młodzi wiedzą, że gdyby była taka potrzeba, rodzice pomogą, że rodzice też się cieszą z ich związku (teściowe akceptują partnerów swoich dzieci). Ale chyba najważniejsze jest to, że zaczynają na serio budować rodzinę. Na razie jeszcze bez dzieci (muszą pozałatwiać parę spraw, choćby córka chce skończyć studia), ale już będą pracować na swoją pozycję w społeczeństwie. Razem i powiem, że mnie to cieszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalająca się 26
fajnie Jasiek, naprawdę fajnie jak rodzic jest zadowolony z dzieci. Ale nie o tym jest temat. Nie każdej dziewczyny ambicją jest ślub, moim priorytetem były studia, dostanie się na doktorat i znalezienie dobrej pracy a dopiero potem poważne myślenie o mężczyźnie i ewentualnym ślubie. Co ja niby mogłabym wcześniej komuś zaoferować? pasożytowanie na facecie czy na rodzicach skoro nawet nie pracowałam tylko się uczyłam? ni każdy myśli kategoriami byle się ożenić a potem ktoś tam już pomoże a mieszkać można u taty :o to porażka dla mnie. Jak patrzę na schorowanych i umęczonych życiem i pracą rodziców to serce mi pęka bo widzę, że rodzina to nie zabawa i nie ma myślenia "jakoś to będzie".najpierw trzeba być z siebie zadowolonym żeby móc coś zaoferować drugiej osobie, a nie pakować się w dzieci w wieku 20 lat a potem frustracje do końca życia i wypominanie przez kogo tak się stalo.ja wcześniej nie myślałam o ślubie, dopiero teraz kiedy staję na nogi zawodowo mogę sobie na to pozwolić i się zastanawiam jak dalej ukształtować swoje życie. głupie jest myślenie na zasadzie 'ona mu nic nie daje to szybko dostanie pierścionek".. no może niektórzy faceci się jeszcze na to łapią al na dłuższą metę to jeszcze szybciej się rozleci skoro wcześniej nie mieli okazji poznać z każdej strony i na wielu płaszczyznach.Kobiety teraz częściej myślą o sobie i nie chcą wisieć na czyimś utrzymaniu bo wiedzą że jak uzależnią się od faceta to źle się to skończy, a faceci też już nie tacy głupi bo co z tego że dziewczyna nie da mu seksu jak teraz sex można mieć bez problemu z każdym, a trzeba być głupim żeby tak myśleć bo to oznaczałoby że najważniejszy jest sex.nie te czasu Jasiek, czasy malucha i kocyka minęły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Już kiedyś wypowiadałam się w podobnym temacie, ale co tam, mogę jeszcze raz. Otóż ja również byłam w związku kilka lat. Nie dostałam pierścionka, nie dostałam zapewnień, że jestem tą jedyną, a o ślubie już nie wspomnę. Odeszłam. Minął już jakiś czas i czuję, że odżyłam. Jestem teraz na takim etapie życia, że niedługo nadejdzie czas na poważne decyzje. I chyba po raz pierwszy podejmę te decyzje tylko i wyłącznie ze względu na samą siebie, a nie osoby trzecie (np. faceta). I to daj mi szczęście. Jak już znajdę swoje miejsce, zacznę zastanawiać się nad zapoznaniem jakiegoś partnera. Ale teraz jest mi dobrze w pojedynkę :) co więcej, każdy mi mówi, że teraz szybko kogoś poznam i będzie ślub, bo tak zawsze jest ;) ale nie o sam ślub mi chodzi, tu najważniejsza jest chęć spędzenia życia z drugą osobą, a w poprzednim związku żyłam jak na bombie. Bo nie wiedziałam tak naprawdę, co będzie dalej. A od wspólnych znajomych moich i exa dowiedziałam się, że on nas nie przekreślił jeszcze. Szkoda, że dotarło to do niego dopiero wówczas, gdy zdałam sobie sprawę, że nie chcę takiego życia, nie chcę życia z nim i tylko i wyłącznie na jego zasadach. Bo tak niestety wcześniej było. Dodam, że nie mieszkaliśmy razem i nie dostawał ode mnie na zawołanie wszystkiego i od razu. Choć uważam też, że w tym co mówi Jasiek jest mnóstwo prawdy. Ja zaś propozycję wspólnego mieszkania dla sprawdzenia się (dosłownie tak powiedział) skwitowałam słowami "nie jestem samochodem, żeby mnie brać na jazdę próbną".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalająca się 26
Spinstar -> ale może Ty byłaś gotowa na ślub a on nie reagował? U mnie ja nie byłam do niedawna, u mnie najgorsze jest to, że jakbym mu powiedziała o co chodzi to on by się oświadczył! ale ja nie chce tak, chcę żeby to od niego wyszło. Jakiś czas temu, jakieś 2 miesiące temu mu mówiłam nawet, że nie chcę się już teraz żenić bo spytał jaka sukienka mi się podoba z wystawy, ale że potrzebuję chociaż o tym pogadać :o Chciałabym nie tyle niespodziankę bo to głupie ale jego inicjatywy, rozmowy z jego strony na ten temat, to by mnie uspokoiło, wystarczyło nawet...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalająca się 26
Spinster* przepraszam za literówkę w nicku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja mojemu ex najpierw dawałam do zrozumienia, że chcę wyjść za niego za mąż przy okazji wesel najbliższych znajomych. Ale nic to nie dało. Zawsze tylko nie i nie. Nie chcę przytaczać jego argumentów, bo są durne i nieraz bardzo przykre. Potem nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że za kilka lat chcę wyjść za mąż. Dalej nic i twardo mówił "nie". Potem powiedział, że najpierw musimy zamieszkać razem, żeby się sprawdzić. To co usłyszał, napisałam w poście wyżej :) wiedziałam, jak to się skończy, o ślubie będę mogła zapomnieć. Powiedziałam, że bez zaręczyn nie ma mowy, nie będzie żył ze mną jak z żoną, miła, co chce, ale od siebie to już nic. Jakiś kompromis musi być. I ostatecznie tym kompromisem stało się rozstanie. Powiedziałam mu wówczas "ja tylko chciałam spędzić z tobą życie". Teraz widzę, że on chyba żałuje, ale ja się już wypaliłam tą ciągłą walką, tymi kłótniami i tym, że on taki uparty i liczy się tylko to, czego on chce. W końcu zadałam sobie pytanie "dlaczego żyjesz wg jego zasad? może pora znaleźć kogoś, kto chce tego samego, co ty?" i tak też zrobiłam. Przechodziłam taki sam etap jak Ty. Zobojętnienia. Nawet mu kiedyś powiedziałam, że nie chcę ślubu ani zaręczyn. On uważał, że się droczę, ale upewniłam go w tym. Trochę się zdziwił. A potem zadałam sobie pytanie czy niechęć do ślubu to jest rzeczywiście to, co ja myślę naprawdę, czy on po prostu zniszczył moje marzenia. I wyszło to drugie. Teraz się cieszę, że jest, jak jest. I na pewno nie wrócę do człowieka, który nie chciał ze mną rozmawiać, nie chciał wypracować kompromisu. Bo jego zdanie musiało być na wierzchu. Tylko on się liczył. Bo on nie chce. Ale to, że ja chcę już nie. Za literówki się nie gniewam ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a długo mieszkacie
wypalająca się 26 każdy ma takie podejście do życia jakie ma. Też mnie wkurza jak ktoś żeruje na rodzicach i tak dalej ale niezbadane sa ścieżki, czasami nie ma innego wyjścia jak skorzystać z pomocy rodziców. Nie da się wszystkiego dokładnie zaplanować. Podałaś nik "wypalająca się 26", wiesz ile jest takich związków które po prostu przeczekały swoją chwilę i sie wypalają. A dlaczego przeczekali? bo czekali na lepsze czasy, na lepsze jutro i coś po drodze umknęło coś ważniejszego. Nie jesteś osobą pewną siebie i swojej wartości, piszesz że nie miałaś nic do zaoferowania, najpierw chciałaś się ustawić jakoś życiowo a dopiero potem myśleć jakichś poważniejszych krokach. Kiedyś myślałam podobnymi kategoriami, tyle że miałam coś do zaoferowania, byłam zawsze oszczędna, miałam oszczędności dosyć spore jak na dzisiejsze czasy, miałam pracę, myśleliśmy że damy sobie radę. Potem nastały te gorsze czasy jeśli chodzi o sprawy finansowe, już po ślubie, z pracą mi się nie ułożyło. To właśnie wtedy zrozumiałam że nie to jest najważniejsze i że mąż mnie kocha nawet bez tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wersalka
26 lat - dziewczyno, powiedz czego Ty chcesz? Raz piszesz, że stabilizacji, dziecka, deklaracji - raz, że doktoratu, skończonych studiów i pewnego startu w życie... No, chyba że to drugie już masz i po prostu czas konkretyzowac pierwsze. Związek powinien rozwijac się, i z tym się zgadzam! Powinien rozwijac się przede wszystkim we wzroscie odpowiedzialnosci dwóch stron. Dla niektórych to ślub, macierzyństwo, dla innych wspólny kredyt, dla jeszcze innych na jakimśtam etapie wspólne mieszkanie. Mieszkacie razem 8 miesięcy - więc już czujesz, czy chcesz, żeby ten człowiek był przy Tobie zawsze. Wcześniej, przed wspólnym adresem, wyobrażałaś sobie, że wspólne mieszkanie jest tym "lepszym etapem" - wspólne życie, pobudki, śniadania, sprawy, spędzanie wszystkich wolnych chwil. Teraz myślisz, że po ślubie coś ma się zmienic. Co się zmieni? Czy może jednak nie warto angażowac się dalej, skoro nawet wspólne mieszkanie nie wypala? Ja z moim K. jesteśmy po ślubie 9 miesięcy. Ani ślub, ani wspólne mieszkanie, ani nawet ostatnio zaplanowana ciąża nie stanowi dla nas kolejnych "etapów". Nam było ze sobą cudownie po pół, roku, czy 5 latach razem bez ślubu. Nie mieszkaliśmy razem - bo tak wyszło. Deklaracje zdarzały się zawsze, było dla nas pewne, że nie odejdziemy od siebie, bo większego szczęścia nie zaznamy przy innych :) że tak poetycko powiem. Zaręczyny były dla mnie wielką niespodzianką. I przyjęłam je bez wahania, że to może "nie ten". Może słowem - kluczem jest rozmowa? Wspólne wartości?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a długo mieszkacie
jeszcze napisze że czasem o inicjatywę u faceta trudno i jeśli się spodziewasz że wyskoczy z inicjatywą to możesz się bardzo zdziwić. Sama miewam sytuacje z mężem że po prostu wiem że jak go nie nacisnę to sam nic nie zrobi z siebie, ale wiem też że jak już zrobi to daje z siebie 200 %. Wystarczy go kopnąć do pierwszego kroku. O czekaniu że facet sie czegoś domyśli zawsze mówię jedno "czekajcie dalej może kiedyś mu się uda". "Jakiś czas temu, jakieś 2 miesiące temu mu mówiłam nawet, że nie chcę się już teraz żenić bo spytał jaka sukienka mi się podoba z wystawy, ale że potrzebuję chociaż o tym pogadać" Może on chciał cię wybadać i spytał jaka ci się sukienka podoba, a ty powiedziałaś że nie chcesz się żenić. Ucięłaś temat. Żądasz od faceta inicjatywy a jak on porusza temat sukni ślubnych ty mu dajesz odpowiedź że nie chcesz się żenić. Myślę że dałaś jasny komunikat. Cholera wie jak facet sobie to zinterpretował ale na pewno nie pomyślał tego że może oczekujesz zaręczyn czy jakichś konkretnych deklaracji. ja bym na twoim miejscu postarała się wyjaśnić tą sytuację. Nie wiem jak, może powiedzieć kiedy uważasz że byłby odpowiedni czas na ślub, co trzeba przed tym zrobić. Prawdę mówiąc to nie wiem za bardzo co ci doradzić bo chyba do konca sama nie wiesz czego chcesz. To chyba to poczucie zobojętnienia jak napisała koleżanka wyżej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dołączam się do koleżanek proponujących szczerą rozmowę. Bez tego ani rusz. Ja gdybym nie zaczęła tego tematu, do dziś żyłabym marzeniami. A teraz wiem, na czym stoję. I naprawdę zaskoczyłam samą siebie, bo w miesiąc po rozstaniu stwierdziłam, że potrafię dalej żyć. Żyję normalnie i choć sama, to szczęśliwa. A na miłość przyjdzie czas. I będzie o prawdziwa miłość od kogoś, kto przynajmniej zechce mnie zrozumieć. Mnie i moje pragnienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja sie zgadzam
kiedys inaczej traktowano małzenstwo..jakos cos co pomaga ludziom budowac nową rodzinę dzis sa jakies chore układy, jakies bzdety ze trzeba cos miec do zaoferowania...a gdzie tu ta chyba juz zapomniana miłosc? szacunek? teraz tylko kasa sie liczy,osobne konta a nie daj boze 3 konta, zycie na kocia łapę, kazdy sobie gdybym spotkała faceta, który chciałby takiego pseudozwiązku kopnęłabym go w durny zad!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×