Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Mruczka28403

Dlaczego nikt mnie nie kocha i nie szanuje? Mam wszystkiego dość! Co mam zrobić?

Polecane posty

Witajcie. Na wstępie zaznaczę, że wiem, że jak się nie ma szacunku do samego siebie, to nie można liczyć na szacunek ze strony innych. I trzeba kochać siebie, żeby zbudować normalny związek. Do rzeczy. Mam wszystkiego dość. 1. MIESZKANIE Nie chcę mieszkać tam, gdzie mieszkam. Nie stać mnie na zakup swojego mieszkania, na wynajem w tej chwili też nie. Mieszkam z dziadkami, którzy nigdy nie powiedzieli, że mnie kochają. Babcia wypomina mi, że gdy miałam 7 lat pogryzłam jej świeczkę i pyta się, czy dalej jestem taka złośliwa. Non stop wypomina mi jakieś zachowania z okresu, którego już nie pamiętam. I czepia się tego, co jest teraz. Mówi "rzuć chłopaka", pięć minut później dopowiada "kto cię będzie taką chciał", a za chwilę "musisz się bardziej starać, żeby chociaż ten chłopak cię chciał". Oczywiście ja nie zaczynam tego tematu i nawet nie chcę o tym z nią rozmawiać (co jej komunikuję, a ona kwituje "jesteś nienormalna jak ojciec"). 2. RODZINA Mieszkam z dziadkami i ojcem, ojciec jest dobrze wykształcony, ale nie pracuje, bo "nie zależy mu na pieniądzach". Mógłby już sto razy zarobić sobie na dom, ale jak widać woli kisić się w tym syfie. Całymi dniami ogląda telewizję, mając jednocześnie pretensje do dziadków, że "oni marnują sobie życie przed TV". Mówi, że zastanawia się, co robić w swoim życiu. Już od 5 lat. Mówi, że życie jest krótkie i trzeba szybciej podejmować decyzje. Jest niekonsekwentny w swoim postępowaniu. Ma jakąś dziewczynę, ona na niego czeka już od jakichś 7 lat(oczywiście jest młodsza, ma trochę ponad 30). To wszystko jest jakaś farsa. Ojciec jest sfrustrowany i niemiły dla mnie. Ciągle się czepia. W nocy nie mogę wstać do łazienki, bo budzi go odgłos spuszczanej wody. Wszystko go denerwuje. Wiejący na zewnątrz wiatr, pies szczekający za oknem. Patrzę na niego i zastanawiam się, czy ja też taka kiedyś będę. Choć na razie jestem ostoją spokoju. 3. MÓJ CHŁOPAK Jestem z nim od 5 lat. Poznaliśmy się w liceum. Bywało różnie. Teraz niby wszystko jest bardziej ustabilizowane, ale on nie rozumie i chyba nie chce zrozumieć moich potrzeb. Nie wyzywa mnie (nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, naświetlam tylko sytuację), czasami bywa złośliwy. Mam wrażenie, że wcale już nie chce ze mną być, że mu nie zależy. On twierdzi inaczej. Choć to dziwne, bo jednego dnia wyznaje mi miłość i jest mu smutno, jak nie odbiorę telefonu, ale następnego już dnia sam przestaje się odzywać i mówi, że nie wie, czy chce ze mną być. I tak ciągle. Jesteśmy razem można powiedzieć "od zawsze" - ja nie byłam wcześniej w związku i on też nie. Mam tej sytuacji dość, bo mimo tego, że odzywa się do mnie, dzwoni codziennie na około 30 sekund i to tylko wtedy, gdy skądś wraca. Tylko idąc ma czas, by ze mną zamienić słowo. Potem mówi "wchodzę do domu", "o, obiad jest zrobiony", "to ja muszę kończyć bo koledzy mnie wołają" - zawsze jest ok. 30sek na rozmowę, potem koniec. Jego koledzy mnie nienawidzą, ja za nimi nie przepadam, ale nie wiem, czemu tak źle o mnie myślą. Codziennie myślę, czy mój chłopak nie odejdzie do innej, gdy tylko pozna 'tą właściwą' i, że pewnie jestem tylko na przeczekanie. 4. MOJA SYTUACJA Rzuciłam studia, bo miałam dość. Potem pracowałam. Teraz nie robię nic. Jestem załamana. Chcę znaleźć pracę od października, ale nie wiem, czy wytrzymam tu z dziadkami. Mój chłopak mieszka w tej chwili w innym mieście, tam, gdzie mieszkaliśmy od urodzenia. Teraz musiałam się przeprowadzić, bo nie mam już pieniędzy na mieszkanie. Czuję się głupia. Niekochana. Chciałabym coś zmienić. Muszę poprawić maturę, żeby dostać się na studia. Już nie wierzę, że to może mi się udać. Doświadczenie mnie nauczyło. Wszyscy zadają ciągle te same pytania "i co z Twoją nauką? Musisz to a tamto". Już nie mogę wytrzymać. Odcięłam się od znajomych, bo mówią mi tylko, co powinnam robić. Zresztą oni w ogóle nie akceptują, że ktoś może nie studiować. Mi też się to nie podoba, ale nie potrafię się uczyć. Nawet jakoś mi to idzie, ale w pewnym momencie się załamuję i potem jest koniec. Czuję, że nie jestem w stanie zarabiać miesięcznie więcej niż 1000zł. Że tak ma być, że mi się nic nie uda. Moja matka mówiła, że wszystko co złe jest przeze mnie. Ojciec się ze mnie śmieje. Gdy jest mi na prawdę źle śni mi się moja matka, jest moim koszmarem. Nie potrafię wyrzucić ze swojej głowy tego, co mi do niej wpajała. Mówiła, że chłopak mnie rzuci, że nic mi się nie uda, że nie dostanę się na studia, że nikt mnie nie kocha, że ojciec ma mnie gdzieś. Chodziłam już do psychologa przez dwa lata, nic to nie dało. Dwa razy byłam u jednego z najlepszych psychologów w Polsce. Byłam u psychiatry, nie mam depresji. Nie wiem, co mam zrobić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzięki. A macie może jakieś rady, doświadczenia, w jaki sposób mogę szybciej uwierzyć w siebie? Próbuję systematycznie pracować, nagradzać się za sukcesy, ale poprawa jest znikoma. Chciałabym otrzymać w tym momencie wsparcie bliskich mi ludzi, ale wiem, że czekając na to kopię przed sobą wielki dół. Takie czekanie tylko pogorszy sytuację. Można liczyć tylko na siebie. A co z moim chłopakiem? Nie wiem, czy nie jest za późno, by zauważył, że potrzebuję więcej jego zainteresowania. W takim wypadku nie wyobrażam sobie dalej naszego związku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bylam na imprezie
no mnie tez nikt nie lubi :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mialam to samo w zyciu
Jakbym czytala o sobie , tylko , że ja zaczęłam wszystko zmieniać , jak byłam już na dnie. Nie bedę za dużo pisać o dziciństwie. Zaraz napiszę ci dluższą odpowiedz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mialam to samo w zyciu
1.uswiaadom sobie , że twoja rodzina jest toksyczna i oni na ciebie tak działają. 2.spróbuj oddzielić siebie od nich w sensie emocjonalnym 3.afirmuj sobie życie , jakie chcialabyś mieć.np wieczorem przed snem wyobrażaj sobie , ze wszystko dobrze , masz czulego , kochającego faceta , masz fajną pracę , mieszkanie , kluczzyki od samochodu leżą na stole ,w portfelu masz duzo pieniedzy itp.Tylko nie wmawiaj sobie , ze nie mozesz tego miec.... 4.uwierz mi studia nie są nikomu potrzebne , aby odnieść sukces.jak nie masz glowy do tego , kasy czy znajomości , odpuśc sobie. Znam wiele przypadków po zawodowce odniesli sukces , ci z wyższym kwiczą. 5.zastanów się , co byś chciała zrobić , co kochasz, np.cos aby pomogło ci wyjsc z tych klopotów 6.uwierz , ze to tylko przejściowa syytuacja 7.pokaz w domu i chlopakowi , kto rządzi i nie pokazuj , ze jesteś zachukana(przepraszam za wyrażenie)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć. Popieram, że żyjesz w toksycznej rodzinie i "dusisz" się tam. Jeśli chodzi o to, że ludzie za Tobą nie przepadają. Ludzie lubią się spotykać z ludźmi zadowolonymi, szczęśliwymi, którzy przekazują pozytywne wibracje. Jeśli Ty sama nie jesteś zadowolona ze swojego życia, nie zmieniasz go, nie działasz - to ludzie to wyczuwają (lub mówisz o tych problemach). Jeśli zmienisz swoje życie, wtedy będziesz zadowolona i bardziej radosna - znajomi sami się pojawią. Jeśli chodzi o studia - zawsze po studiach jest więcej możliwości pracy i trochę większe szanse na wynagrodzenie. Oczywiście nie są niezbędne robotnikowi budowlanemu czy komuś kto będzie prowadził swój biznes. Ale generalnie pomagają w życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Madddy
Kurcze dziewczyno, wymarz te wszystkie negatywy se swojej glowy i idz naprzod, Tylko do Ciebie zalezy twoje zycie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z tym, że nikt mnie nie lubi, to trochę przesada ;). Są ludzie, którzy mnie lubią, mam jedną przyjaciółkę. Z dużą częścią znajomych przestałam rozmawiać, bo dla nich liczą się tylko studia i alkohol (są na 2-3 kierunkach, ostro zakuwają, a w weekendy piją na umór, żeby się "zresetować"). Przestało mnie ciekawić słuchanie o ich alkoholowych wyczynach albo wiązki z pretensjami pod moim adresem, że nic nie robię ze swoim życiem. Ja bardzo lubię ludzi. Ludzi którzy mają jakieś zasady, pomocnych, uczciwych. Ostatnio poznałam jedną cudowną starszą panią. Nie spodziewałam się nawet, że osoba w jej wieku może na mnie zrobić takie wrażenie swoją postawą wobec świata. Wiem, że moja rodzina jest toksyczna. Ta jej część z którą w tej chwili mieszkam i tak jest lepsza od tej drugiej. Tam było naprawdę ŹLE. Parę lat temu przeczytałam książkę "Toksyczni rodzice" - wtedy codziennie miałam ochotę zabić swoją matkę, oczywiście do niczego nie doszło ;). Praktycznie w każdym rozdziale z tej książki mogłam znaleźć fragment, który dotyczył mnie i mojej rodziny. Mam obrzydzenie do słowa "rodzina". Na to miejsce od razu nasuwa mi się słowo "patologia". Najlepiej by było, gdybym nie mieszkała w tym domu. Ojciec co jakiś czas gdzieś ucieka, ale podkreślam, że jest to ucieczka, bo cały czas i tak siedzą mu w głowie zachowania i odruchy które wyniósł z domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ej sorry
hej, strasznie dolujacy ten Twoj watek. wierzyc sie nie chce, ze najblzszi sa tacy dla Ciebie ite ich gadanie ze nic Ci sie nie uda-szok!! ile masz lat? studiami sie nie przejmuj, jesli nie czujesz, ze nie jest to miejsce dla Ciebie zrob sobie jakis zawod, przeciez nie wszyscy musza byc inteligencikami po studiach, ktore to w tych czasach nie swiadcza o inteligencji jak to bylo kiedys. w czym jestes dobra? gdzie mieszkasz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tyle, że ja chciałabym iść na te studia, osiąganie sukcesów naukowych w sumie daje mi największą radość i satysfakcję. Wtedy czuję, że robię coś dla siebie, jest to dla mnie też pewnego rodzaju odskocznia. Poza tym wiem, że przyswajanie wiedzy wpływa pozytywnie na moją psychikę - cały czas się rozwijam i podnosi mi się poczucie własnej wartości. Problem z tymi studiami jest taki, że chcę się dostać na jeden konkretny kierunek, biorę jeszcze pod uwagę drugi, reszta mnie nie satysfakcjonuje. Może to jest błąd, ale jestem przekonana co do swoich preferencji w tym temacie. Mam 22 lata, jestem z centralnej Polski. W czym jestem dobra? Lubię ugotować coś nietypowego i całkiem dobrze mi to wychodzi ;). Podobno robię świetne zdjęcia, chciałam nawet zająć się fotografią na poważnie, ale nie potrafię zadbać o rozkręcenie interesu. Potrafię śpiewać, ogólnie mam duże zdolności muzyczne. No i jestem dobra w matematyce, o ile zaczynam cokolwiek w tym kierunku robić. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ej sorry
no to jesli chcesz isc na studia, to idz!myslalam, ze niezbyt Cie to kreci;) ale jelsi tak, to super;) o jakims kierunku myslisz, jesli moge spytac? mam podobnie, jesli sie rozwijam, czytam to moja samoocena rosnie... idz na te studia i nie marudz. opisalas to tak, jakby znajom studiowali i Cie wykluczyli z kregu, bo Ty mnie chcesz studiowac. A Ty masz ambicje, tylko nie wiem d;laczego w wieku 22 lat nie jestes w w polowie studiow?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ej sorry
musze spdac, powodzeniA, BADZ SILNA:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bo nie potrafię zmusić się do poprawienia matury! To dla mnie trauma. Nauczyciele w moim liceum traktowali mnie tragicznie, mieli mnie za nic. Już 3 razy podchodziłam do matury (raz gdy musiałam ją napisać i ją wtedy zdałam), a potem jeszcze dwa razy chciałam poprawić. Poszłam, nie udało się, bo praktycznie nic nie napisałam. Zaczynam się uczyć, idzie mi świetnie. Potem nagle się załamuję, że za dużo się nauczyłam, że mi nie wyjdzie i jest koniec - zaczynam płakać, materiał przestaje mi wchodzić do głowy. Pogrążam się wtedy coraz bardziej z każdą chwilą. Wszystkiego uczę się sama od podstaw, bo w liceum chciałam tylko "przetrwać" (oby zdać, nie musieć tam dłużej siedzieć). Niby to proste, znajomi też mówili - to usiądź i się naucz. Ale ja nie potrafię. W pewnym momencie bezsensowna opinia innej osoby na mój temat (która nie powinna mnie w ogóle interesować) niszczy całą moją pracę. Albo sama doprowadzam się na skraj załamania. Zawsze byłam we wszystkim najlepsza, a jak nie byłam, to czułam się tragicznie. Teraz uczę się być zwyczajną osobą. Ale brzemię dźwigam i ciężko mi się go pozbyć. Chciałabym iść na jeden z kierunków ścisłych na polibudzie albo uniwerku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do mialam to samo w zyciu: 1. O tym już od dawna wiem. 2. Staram się, ale ciężko jest to zrobić, bo mieszkam z nimi pod jednym dachem. Każda sytuacja wywołuje napięcie na linii babcia - dziadek, babcia- ojciec, a emocje często przelewają na mnie. Babcia jest ogniskiem zapalnym większości sytuacji. 3. Codziennie staram się myśleć, jak chcę, by wyglądało moje życie, a nie, jak nie chcę by wyglądało. Myślenie na jakiś temat przywołuje ten właśnie scenariusz, więc skupiam się przede wszystkim na pozytywach. 5. Wiem, co chcę robić, ale ciężko mi do tego dojść. Inne rzeczy, które lubię robić wymagają pieniędzy, a ich nie mam, dlatego będę teraz szukać pracy. 7. Mówienie w spokojny sposób swojego zdania kończy się wyzwiskami od nienormalnych (rodzina), więc ciężko tu cokolwiek pokazywać. Moim zdaniem udowadnianie komuś czegokolwiek jest zbyteczne. Według dziadków i ojca jest tak, jak oni chcą (dlatego cały czas żyją w konflikcie), albo następuje eskalacja negatywów z ich strony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasienkaabc...
jak sie mentlanie od nich odetniesz to bedzie Ci lzej. Wspolczuje. Okropna ta rodzinak, dolujaca :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z tym szacunkiem to nie
do końca tak... musisz czasami stanąć w swojej obronie:D jak Ci babcia powie, że kto Cię taką zechce, to jej odpowiedz, że skoro ją ktoś zechciał chociaż jeden (Twój dziadek), to Ciebie na pewno będą uwielbiać milioiny, bo nie jesteś z jej łona, tylko matki:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja matka jest sto razy gorsza, więc taka wypowiedź nie miałaby sensu. Poza tym to wdawanie się w pyskówkę. Dziadek stosuje tą metodę. Gdy babcia czegoś nie chce zrobić, mówi "ja zarabiam pieniądze na dom, a beze mnie byś sobie nie poradziła" (szantaż). Wystarczy, że powiem "nie mam ochoty teraz na ciasto" i słyszę "ale ty jesteś egoistką" (zdanie wyssane z palca, ciasto było kupione w sklepie, a nie pieczone). Mogę być dla nich chamska, ale to nic mi nie da, będą tylko mnie traktować jak śmiecia, choć teraz i tak to robią, ale przynajmniej mają mniej "powodów".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zresztą każdy powód jest dobry, żeby się do mnie przyczepić: 1. Biorę sobie do jedzenia kaszę, a nie ziemniaka - "ale jesteś popaprana, lepiej weź ziemniaki" 2. Stawiam kubek z wodą na stole - "no i zobacz co robisz, zaraz cały stół będzie upaprany" 3. Mówię, że nie mam ochoty na herbatę - "o boże, boże, zmiłuj się..." 4. Jem chleb bez sera - "no patrz, nienormalna jest taka jak jej ojciec" Ile można w ciągu dnia tego słuchać? Przytaczam takie przykłady, bo staram się ograniczać kontakty do minimum, schodzę tylko na jedzenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sama się pogrążasz ale jak
tam sobie chcesz. skoro jestes uwiazana, bo z nimi mieszkasz, to trudno. znos sobie takie traktowanie, a my ci tutaj w niczym i tak nie pomozemy. postaraj sie o lepsza prace, miej ich w dupie i tyle. ale jak dajesz sie tresowac i mowisz, ze twoja mama jest jeszcze gorsza...... no coz, wspolczuje. zycie. pozniej jak ci ktos obcy bedziesz dowala, to tez spuscisz glowe? co z tego ze rodzina? co z tego ze pyskowka? nie daj soba pomiatac jak jakas szmata....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmm, to może mi powiesz, jak się nie pogrążać? Wcześniej nie byłam z nimi uwiązana, mieszkałam sama i też nie było super. Nie miałam rodziny, do której mogłabym się zwrócić w trudnych chwilach, ojciec mówił tylko, że nie obchodzą go moje problemy. Ciężko mi było żyć za taką ilość pieniędzy, jaką miałam. Codziennie jadłam na obiad ziemniaki albo kaszę, na kolację i śniadanie nie było mnie stać. Czy daję się tresować? No cóż, jeśli już, to raczej jestem wytresowana i mogę co najwyżej to zmieniać. Jak ktoś inny źle mnie traktuje, to albo walczę o swoje, albo się załamuję. Zależy od osoby. Pyskówka nigdy nie jest dobra. Ojciec co jakiś czas rzuca w dziadków przedmiotami, codziennie chodzi na nich wkurzony, oni się wyzywają i co, mam się zniżać do ich poziomu, być bombą gotową do eksplozji w każdej chwili?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o matko!
ty opisujesz tutaj prawdę czy to jakaś prowokacja???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o matko!
nie chce mi sie wierzyć że babcia sie tak do ciebie zwraca ojciec się nie interesuje wogóle twoim losem a matka to zło wcielone. czy cos sie strasznego wydarzyło w waszej rodzinie ż wszyscy sa tak "skrzywieni psychicznie"? któreś z rodziców jest alkoholikiem czay o co tu chodzi? co takiego zrobiła ci matka? naprawdę ciężko mi uwierzyć w to co tu opisujesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o matko!
jedyna moja rada to uciekaj od tych ludzi!!! skup się na szukaniu pracy a nie poprawianiu matury wynajmij mieszkanie chociażby z kimś żeby było taniej na studia będzie jeszcze czas. to jest moje zdanie zrobisz jak uważasz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To nie jest prowokacja. Zrobiło mi się strasznie smutno i stwierdziłam, że chcę tutaj opisać swoją historię, żeby nie być z tym wszystkim sama. Teraz jest mi trochę lżej/lepiej. Ojciec gdy jeszcze mieszkałam ze znajomymi dzwonił i pytał się, co u mnie, po czym gdy zaczynałam mu mówić zaczynał krzyczeć, że mogę mu mówić tylko o pozytywach. Z kolei jak mówię jakieś pozytywy, to mnie ucisza, że za dużo mówię i to go męczy. Ciągle mu coś przeszkadza (nie tylko ja). Dziadkowie całe życie obserwują tylko, co mówią o nich sąsiedzi. Babcia jest sfrustrowana, że żyje z człowiekiem, z którym nie chce żyć (dziadek). Dziadek po sobie nie sprząta, zbiera tylko jakieś graty, ale w sumie na co dzień mi nie przeszkadza. Dla obcych są obleśnie mili, mówią "ach dzień dobry pani Bożenko, jak pani pięknie dzisiaj wygląda, jak zdrowie", po czym przychodzą do domu i babcia komentuje "ale ta baba znowu przytyła, że ona się nie wstydzi tak z domu wychodzić". Co do matki i tamtej "rodziny" pomyśl, jakie najgorsze rzeczy ludzie mogą robić innym. Ja nie chcę (a na pewno na razie nie chcę) opisywać co dokładnie działo się, gdy mieszkałam z matką. Co do nałogów w rodzinie, to żadnych nie ma. Babcia była wychowywana na księżniczkę z dobrymi manierami, która musi zajmować się domem, natomiast dziadek został porzucony w dzieciństwie przez swojego ojca i całe życie zabiegał o czyjąś uwagę. Przez to uważa teraz, że niczego nie da się załatwić i cały czas angażuje się w różne akcje, żeby tylko udowodnić ludziom jaki jest wspaniały. Jak przeprowadzę się znowu i będę na siebie zarabiać, to będzie mi starczało tylko na jedzenie i przez resztę życia będę mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu. Nigdy się niczego nie dorobię. Dlatego chcę przetrzymać ten rok tutaj, chodząc do pracy, by uzbierać pieniądze na późniejszy wynajem i by nie widzieć tej swojej rodziny całymi dniami. Tutaj nie muszę przynajmniej płacić za utrzymanie. Chce mi się wymiotować jak myślę o tym, że tu zostanę, ale chyba włożę sobie stopery do uszu i będę robić swoje. Choć będzie ciężko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o matko!
przykro mi to naprawdę nieciekawa sytuacja, współczuję ci, ale tak jak mówisz póki co to chyba faktycznie musisz to przeczekać. TRZYMAJ SIĘ I NIGDY NIKOMU NIE DAJ SOBIE WMÓWIĆ ŻE JESTEŚ NIKIM! po tym co i w jaki sposób tutaj opisujesz widać że jesteś mądra i wartościową osobą a tymi nieszczęsnymi frustratami wokół siebie sie nie przejmuj, nie wyszło im w życiu i wyżywają się na tobie bo widzą że masz więcej siły od nich(to głownie dotyczy babci a co do ojca to myślę że ma jakąś nerwicę lub depresję) życzę ci powodzenia nie załamuj się a będzie dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ojciec chce slyszec pozytywy
dslatego, ze nie ma pracy i widzi, ze w calej rodzinie nikt sobie nie daje rady. swoje frustracje przelewa na ciebie i na innych. chce uciec od siebie sklyszac, ze tobie sie powodzi. serio, to kazdy ci powie. nie umie inaczej sobie z tym poradzic. tu naprawde nie trzeba psychologa, to widac golym okiem. jedni na drugich sie wyzywaja za swoje wlasne niepowodzenia, to zwykle projekcje w ujeciu psychiatrycznym. wierz mi, uciekaj stamtad. nie wyrobisz i nie zalozysz sobie swojej wlasnej rodziny, bo juz jestes zniszczona:( a jak zalozysz, to bedzie ci ciezko. nie chodzi o wdawanie sie w pyskowke, ale jak widzisz, i tak i tak sie nie da. no co masz zrobic? pociac sie? UCIEKAJ! zwiewaj i walcz o swoje zycie. wiem, latwo sie mowi, ale dasz rade. naprawde do diabla nie masz nikogo? :( nie daj sie, dziewczyno!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślę, że nie chce słuchać negatywów, bo całe życie był tylko krytykowany przez swoich rodziców, a poza tym nie ma komu się wygadać. To nieprawda, że dziadkowie sobie nie radzą. Są psychicznie spaczeni, ale z kasą i zapewnieniem sobie rozrywek (według nich ciekawych) nie mieli problemów (dziadek bardzo dobrze zarabiał, teraz ma wysoką emeryturę). Nigdy nie szanowali pieniędzy, wydawali setki złotych na głupoty. Teraz mają kilka samochodów, ostatnio kupili nowy sprzęt AGD. Oczywiście nie widzą ile wydają, co mnie strasznie mierzi (bo o ciepłe kaloryfery zimą jest trudno - oszczędzanie na zasadzie podgrzewania kuchni palnikami gazowymi, haha :/). Ojciec mógłby mieć pracę, ale nie chce jej mieć. Dostawał propozycje pracy między innymi z Niemiec, ale je odrzucił, bo "to marnowanie życia". Tak, sądzę, że on ma i depresję, i nerwicę, ale nie chce nic z tym robić, a poruszanie tego tematu skutkuje wyzwiskami, jego zamykaniem się w pokoju i innymi tego typu zachowaniami. Zresztą nie dziwię się jego reakcjom po tym, co przeszedł, bo babcia już od dawna nazywała go (tak jak i wszystkich innych ludzi) chorym psychicznie. Oczywiście nie chcę się ciąć ani robić sobie innych złych rzeczy ;). Kocham życie, ale jest mi ciężko. Niestety nie mam nikogo, jestem jedynaczką. Babcia cały czas powtarza, że ojciec "mógłby mieć wreszcie normalną rodzinę" - ja jestem jej jedyną wnuczką, ale dla niej wyrzutkiem, którego pewnie lepiej, żeby nie było. Choć pewnie się cieszy, że ma wnuczkę, ale chyba na takiej zasadzie, że wiąże ze mną jakieś nadzieje (liczy, że kiedyś się nią zajmę - sama tak powiedziała). Mój chłopak mówił, że mogłabym przecież zamieszkać u niego, ale ja sobie tego nie wyobrażam. Choć jesteśmy ze sobą parę lat, dla mnie jego rodzice to wciąż jednak obcy ludzie. Wiele razy mi pomogli, choć nie są 'w moim typie' wykazali duże zainteresowanie pewnymi sprawami, gdy mój ojciec nie chciał mi pomóc ("to Twoje problemy, radź sobie sama"). Poza tym 'uwiązanie się' do kogoś nie jest dobrą sprawą. Nie chcę skończyć tak jak babcia uzależniona finansowo (plus psychicznie) od swojego pana i władcy, męża. Dlatego mieszkanie z rodzicami chłopaka i z nim nie wchodzi w grę. Gdybyśmy z jakichś powodów mieli się rozstać ląduję na ulicy, a to nie jest fajne. Nie chcę w przyszłości być z kimś tylko dlatego, by uciec od gorszego syfu. Dzięki za słowa wsparcia! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×