Gość gulgula123 Napisano Sierpień 11, 2011 wiem nie nowy temat i trochę takich już poczytałam ale rozwiązania nie widze nadal. jestem z moim chłopakiem niespełna 2 lata. pierwszy rok był cudowny. czułam się dla niego najważniejsza, widzieliśmy się tyle razy ile tylko to było możliwe. kiedy przyszły wakacje widzieliśmy się codziennie. a teraz ja skończyłam studia i szukam pracy, on pracuje w tej samej firmie już prawie 3 lata. jakimś dziwnym trafem choć nie wydarzyło się nic nowego, on nagle jest zmęczony ma wiele zajęć domowych albo z kolegą dawno się nie widział, i tym cudownym sposobem jak widzimy się sobota, niedziela to jest dobrze. próbowałam z nim pogadac dało mi to tyle ze dzwoni codziennie żebym znowu nie zrzędziła, mówi że jest padniety pyta co u mnie, a jak ja skoncze sie produkowac to :"wiesz kochanie ide spac". a zeby zadzwonił wczesniej to nie bo on woli jak "idzie spac". ok rozumiem zmęczony jest wiec już się nawet ponizyłam i poprosiłam o to zeby chociaz jakos okazał mi to ze mnie kocha, nie wiem cokolwiek chociaz zebysmy gdzies wyszli tylko we dwoje (bo zawsze siedzimy albo u niego albo u mnie i praktycznie nie wychodzimy- bo jemu się nie chce), a on mi na to ze to ze do mnie przyjeżdża powinno mi wystarczyc bo to swiadczy o tym ze mu zalezy. rozmowa nic mi nie dała dla niego wszytko jest ok i ja wymyslam. wiec próbowałam sposobem, przestałam za nim biegac, wydzwaniac, zaczełam wychodzic ze znajomymi. kiedy sie pokłucilismy, poraz pierwszy nie odpusciłam jak to zawsze robiłam. on nigdy nie dzwonił wtedy bo wiedział ze mnie przetrzyma bo zawsze to ja pierwsza potem dzwonilam. ale nie tym razem uparłam sie, w koncu sie odezwał i podczas rozmowy wygarna mi ze jak ja moge sie tak zachowywac ze go olewam i mi nie zalezy wiec nie bedzie sie przedemna płaszczył bo juz nie wie czy go kocham. w skrocie ja go olewam zeby zacza sie starac a on sie na mine obraza i stara sie jeszcze mniej. zgupiałam. na dodatek wygarna mi to co powiedziałam na samym poczatku ze moze do mnie przyjezdzac kiedy tylko chce, a ja ostatnio kilka razy mu powiedziałam ze nie mam czasu (no cholera broniłam magisterki!). ja mu na to ze wtedy widzielismy sie kiedy tylko mógł a teraz sie mu nie chce to i mi nie musi sie chciec. co on na to... prawdziwy normalnie epicki FOCH. stwierdzilam ze moze za bardzo chce go uwiazac, moze problem jest we mnie i on potrzebuje wiecej wolnosci, zakonczyłam rozmowy typu: za kilka lat slub i dzieci, powiedziałam zeby dzwonil do mnie kiedy ma ochote i nie musi mi sie meldowac bo idzie z kolegami na piwo. no to on juz 3 tydzien cieszy sie wolnoscią a ja tu wiedne z samotnosci. nie wiem co mam robic bo i tak zle i tak nie dobrze już nie mam pomysłu więc prosze o pomoc Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach