Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Tikitikitaki

Sześć lat razem, wszystkim przeszkadza, że "nie rozwijamy związku"...

Polecane posty

Gość 30latka na krawędzi
ktoś jak naprawdę mocno kocha to chce byc z ta druga osoba non stop, miec z nia dzieci, wspolne mieszkanie, wspólne rachunki i nie czeka z tym przez 7-8-9-11 lat:-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 30latka na krawędzi
czesto dlugoletnie zwiazki sie rozpadaja a wtedy facet poznając nową dziewczynę oświadcza się po pół roku a po roku bierze ślub. Nie slyszałeyście o takich rpzypadkach???? CZy to nie jest dowód na to że taki facet zrozumiał ze dlugoletnie związki to porażka????i że nie chce drugi raz popełnic tego samego błedu??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tikitikitaki
No tak, my ze sobą non stop nie jesteśmy, bo to by było chore trochę nie uważasz? :D mieszkamy razem i ślub do tego niepotrzebny, rachunki też mamy wspólne :D dzieci narazie nie chcemy bo po pierwsze jest na to za wcześnie a po drugie bałabym się w tych niepewnych czasach decydować na dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
acha, bo jak nie wzięliśmy ślubu to nie jesteśmy ze sobą non stop LOL Widzę, że reprezentujesz typ naszo-klasowej laski dla której sens życia to wyjść za mąż i machnąć sobie dzieciaki. Jeżeli ma Cię to uszczęśliwić to OK, mi nic do tego. Tylko dlaczego osoby Twojego pokroju usiłują wmówić wszystkim, że tylko takie życie jest dobre dla wszystkich tego nie pojmuję i nie akceptuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolezanki maja racje a ty za k
dzis wiem, że u normalnych zdrowych ludzi zareczyny czy slub to taki kolejny "level" bycia razem. Jak ktos nie dizie do przodu to sie cofa. chodzenie ze sobą jest odpowiednie dla mlodziezy. Wiecie jak mi bylo glupio mowic o moim facecie? W sytuacjach, gdy nie mozna bylo uzyc kolokwialnego slowa "facet", na chlopaka byl za stary (po 30stce) no nie wiadomo bylo jak o nim mowic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 30latka na krawędzi
śmierc, żle mnie oceniasz bo tak jak pisałam też miałam takie podjescie do życia jak wy. Jeszcze 3 lata temu napisalabym taki temet jak autorka ale dziś po 9 latach czuję że zawaliłam z moim facetem sprawę. Ze zwlekaliśmy tak długo że uczucie się całkiem wypaliło, że zaczelismy sie oddalać, ze seks nam juz obrzydł.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tikitikitaki
Ok 30 latko, niech Ci będzie jestem w przechodzonym związku, moje życie to porażka, czeka mnie tylko depresja po rozstaniu i najlepiej pójdę już na cmentarz i się sama zakopię. Nie dogadamy się bo niektóre kobiety mają tu właśnie to dziwne parcie na cele i etapy. Nie rozumiem tego i mam nadzieję, że nie zrozumiem bo dla mnie to co najmniej dziwne, dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Ja odpadam, bo mi zaraz łeb eksploduje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
30latka odpowiem Ci tak: Często długoletnie małżeństwa się rozpadają i faceci nie biorą potem ślubu. Nie słyszałaś o takich przypadkach? CZy to nie jest dowód na to że taki facet zrozumiał ze małżeństwa to porażka????i że nie chce drugi raz popełnic tego samego błedu?? Wstawiłam tylko do Twojej wypowiedzi małżeństwa zamiast związków. I obaliłam Twoją tezę Twoim własnym argumentem. O czym to świadczy??? Ano o tym, że ludzie są różni i to co dobre dla jednych niekoniecznie musi być takie dla inncyh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Srilanka
Mogłaś mówić mój mężczyzna, mój M. K. czy jak mu tam na imię. to do koleżanki maj racje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolezanki maja racje a ty za k
nie chodzi o parcie. Ale wyobraz sobie sytuacje: masz pracę która b. lubisz. Zaczynasz od wynagrodzenia 1000zł/m-c. Jestes młoda więc C i to wystarcza - mieszkasz w pokoju studenckim, masz mało wydatków, bo dojezdzasz mpk itp. Mijaja 3 lata. Nadal masz 1000zł, w tym czasie ceny zywnosci poszly w gore, Ty juz wynajmujesz wlasna kawalerke, bo masz dajmy na to 28 lat i musialas zmienic dojazdy - teraz jezdzisz samochodem, zyjesz b. skromnie. Mijaja kolejne 3 lata, ceny poszly w gore, zywnosc drozeje i paliwo. Ty nadal zarabiasz 1000zl. Przez to praca, ktora dawala zawsze satysfakcje zaczyna byc mniej miła.... Nie stac Cie juz prawie na nic. Jesz tylko makaron z tesco i wieczorami nie palisz swiatla. itak dalej, wyobrazcie to sobie. A jednak jestes z jakiegos wzgledu przywiazana do tej pracy. znajomi pytaja, jak tam - a Ty sciemniasz, ze przeciez to poczatki, ze nie myslisz o przyszlosci, to jest jak jest itp itd....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 30latka na krawędzi
Nie wierzę tez ze związek bez dzieci przetrwa. Niestety prawda jest bolesna ze miłośc to krótkotrwały stan. Nie ma dzieci, nie ma celu , ludzie sie rozchodzą czy to po 9 czy po 15 latach ale jednak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja bym chyba sie zrzygała
jakbym miała ślub brać.... Jestem 6 lat w zwiazku, mieszkamy razem, nie czuje potrzeby nowego "etapu" bo imho już nic nie powinno się zmieniać, ale przede wszystkim - nie znoszę swojej rodziny i nie chcę brać ślubu, żeby zapraszać tych wszystkich ludzi. Mój facet rozmawiał ze mną o tym i rozumie, ewentualnie myślimy, żeby wziąć kiedyś szybki ślub cywilny np. "z okazji" kredytu na mieszkanie czy samochód i mieć to z głowy, rodzicom ściemnić, że to tylko formalność i że będzie kościelny z weselem, a takiego nie brać nigdy... Jeśli ktoś nie lubi dzieci i nie jest osobą wierzącą, to moim zdaniem zamieszkanie razem na swoim jest już ostatecznym etapem związku, i do tego powoli zmierzamy (kupno mieszkania). Bo co jeszcze ma się zmienić jak mi Rzeczposoplita małżeństwo pobłogosławi? No bez jaj...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta z postu wyżej
A co do nazwenictwa - ja twardo mówię zawsze partner albo konkubent :] Wstydzenie się statusu związku ze względu na nazewnictwo które ma negatywną konotację uważam za szczyt bezrefleksyjnego konformizmu z którym należy walczyć przez "odczarowywanie" słów. Mam konkubenta i to jest si :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a być może jest tak
że naprawdę jesteście tak szczęśliwą parą że to widać na zewnątrz i co niektórych to kłuje w oczy. Bo np. "przyjaciółki" mogą wcale nie mieć tak udanych małżeństw jak to próbują wmówić innym. I takie durne wścibskie cipy zrobią wszystko żeby trochę popsuć ci to twoje dobre samopoczucie i zasiać w tobie niepewność. Z zawiści. Naprawdę ludzie potrafią być kurwami jak widzą czyjeś szczęście - przemyśl to. To TY wiesz jaki jest twój związek a nie ktokolwiek z zewnątrz. Radzę powiedzieć koleżankom kulturalne "spierdalaj" i niech się zajmą rozwojem ale swoich rogów, bo zapewne je już mają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie rozumiem co macie na mysli mowiac"przechodzony zwiazek"? Jezeli dwie osoby sa ze soba to jezeli ogien gasnie po 9 latach, to czy nie zgaslby gdyby byli malzenstwem? Nie rozumiem kompletnie (to do wypowiedzi tikitaki, chyba drugiej w temacie). Malzenstwo to tylko formalnosc, dla niektorych potwierdzenie przed rodzina, bogiem i przed soba tak bedziemy juz na zawsze razem. a zy bedziemy razem to czas pokaze;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a być może jest tak
"Nie wierzę tez ze związek bez dzieci przetrwa. Niestety prawda jest bolesna ze miłośc to krótkotrwały stan. Nie ma dzieci, nie ma celu " to jest chore być w ziąku z kimś kogo się nie kocha tylko ze względu na dzieci (albo dom, kredyt czy psa). Biedne te dzieci na których barkach spoczywa ciężar utrzymania związku rodziców. To skurwysyństwo robić im coś takiego. Myślisz że tego nie czują? to właśnie tacy ludzie jak ty (bez miłości, w paskudnym związku) są takimi zawistnymi gnidami wobec tych którzy są szczęśliwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tikitaki cos pokrecilam, zle przeczytalam, i w sumie to ja chcialam napisac ze ciebie popieram;) my jestesmy 9 lat razem, jest nadal swietnie, mamy o czym rozmawiac, tesknimy za soba i cieszymy sie swoa obecnoscia.zareczylismy sie po 4 latach, ale niebylismy jeszcze dojrzali wtedy do slubu. Troche takie zareczyn a slub nie wiadomo kiedy. Nie przeszkadzal nam to, dojrzelismy stwierdzilismy ze chcemy sformalizowac zwiazek, ale absolutnie nie zmienilo to niczego. Jak para sie zna, dociera przez pare lat, to naprawde zareczyny czy slub niczego nie zienia. JEst tysiace problemow w naszym codziennym zyciu z ktorymi musimy sobie radzic wspolnie, i to jest najlepsza "proba zwiazku"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 30latka na krawędzi
a kto mowi o beznadziejnym czy paskudnym zwiazku?? Nas zwiazek jest stabilny, nie kłocimy sie, szanujemy ale po tylu latach to normalne ze uczucia sie wypaliły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a być może jest tak
nie to nie jest normalne. to przykre.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no wlasnie uczucia powinny sie zmienic, a nie wypalic;) my prxez pierwsze dwa lata bylismy szalenczo zakochani, zazdrosni, czesto sie klocilismy. Potem mieszkalismy przez troche w innych miastach, przyszla okropna tesknota, i czekanie az znowu bedziemy razem, potem wspolne mieszkanie i chyba najtrudniejszy etap bo musielismy sie uczc jak razem wspolpracowac, a teraz jest po prostu dobrze. I zarownow"tych" sprawach jak i normalnie w zyciu. Czuje na nowo pozadanie do mojego faceta i mam nadzieje ze nigdy se to nie skonczy. Ale caly czas pracujemy nad zwiazkiem, nigdy nie bylo cichych dni, co najwyzej ciche godziny, jak obrazamy sie i po godzinie przeraszamy i wracamy do siebie. Nie jest normalne w szczesliwym zwazku ze uczcie sie wypala..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zgubny wpływ ideału miłości
romantycznej przebija tutaj w niektóych wpisach. W sumie nic dziwnego, popkultura karmi nas wizją długotrwałej miłości monogamicznej jako porywu serca, wybuchu namiętności itp, czegoś danego z góry, na co nie ma się wpływu i nad czym nie można pracować. W takim ujęciu nic dziwnego, że związek się "wypala" i że trzeba na siłę kleić go innymi spoiwami. Ja jestem w takim "wypalonym" związku (wg kryteriów większości z was) praktycznie od początku, bo nigdy nie byłam skora do tracenia głowy dla kogokolwiek. Owszem, najpierw jest bardzo intensywny pociąg seksualny, ale to przecież nie powód, żeby razem budować przyszłość :D Mój mężczyzna jest dla mnie przede wszystkim przyjacielem i osobą godną zaufania - i po prostu, zwyczajnie go bardzo lubię - mamy jak spędzać razem czas, lubimy rozmawiać, czuję się bezpiecznie gdy się o mnie troszczy. Jestem już daleko poza czasem motylków w brzuchu, i nie sądzę, żeby związek był gorszy przez to, że nie mdleję na jego widok. Jeśli chodzi o seks - o ile zna się swoje ciała, nie "zapuszcza" się oraz wkłada w niego trochę pracy - może być bardzo ok, przecież potrzeby seksualne ciagle mamy :) Argumentu znudzenia nie kupuję - co to za dziwaczny świat - przyjaciółmi też się nudzicie? Rodziną? Przecież miłość nie polega na tym, że się godzinami do siebie wzdycha. Jakieś takie infantyle mi się to wydaje. Ludzie dążą teraz w większości przypadków tylko do coraz mocniejszych wrażeń i są wielce rozczarowani, gdy przez chwilę jest spokojnie. I nieszczęśliwi, bo takich pragnień nie da się zaspokoić :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
odnośnie tego "rozwijania" to myślę sobie tak: para jest młoda, zakochana, na początku samo przebywanie razem jest bardzo ekscytujące. potem, gdy trochę ta euforia mija, są zaręczyny, wspólne planowanie ślubu, wesela, rozmowy o przyszłości, zapraszanie gości, wybieranie tortu... i znowu jest ekscytująco. jest ślub, zaczynamy urządzać mieszkanie, kupować meble... zaczynamy razem mieszkać, odkrywać siebie na nowe - wszystko jest takie świeże: wspólne obiady, kolacje przy winie, nieprzewidziane sytuacje... ale to też mija, przychodzi codzienność, podejmujemy decyzję o dziecku, zaczynamy się starać... ciąża, rodzicielstwo - znowu się coś dzieje. a jak już są dzieci to już ciągle jest coś nowego: pierwszy krok, pierwszy dzień w przedszkolu, szkole, randki... i się kręci :) oczywiście to jeden ze scenariuszy, taki typowy. "scalacze" związku mogą być zupełnie inne: planowanie wspólnych kolejnych podróży, hodowla psów, budowa domu, wyjazd do innego kraju, rozwijanie kariery zawodowej, itp, itd... ważne, żeby coś się działo, żeby ciągle jeszcze czymś się zaskakiwać, odnajdywać w nowych rolach, wtedy nudno nie będzie. autorka napisała, że przez koleżanki ma teraz masę wątpliwości i głupich myśli - mnie by to dało do myślenia. bo albo jest pewna, że jej jest dobrze, albo nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
takie już są koleżanki... może Ci czegoś zazdroszczą, może są na tyle ograniczone, że myślą, że każdy musi się wbić w ten model - kilka lat razem, zaręczyny, ślub, dzieci jak Ciebie to nie kręci, to nie przejmuj się ważne, że kochasz swojego faceta a on Ciebie i jessteście szczęśliwi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiecie co mnie najbardziej wk... urwia? że właśnie takie osoby jak koleżanki autorki - myślą, że wszyscy muszą myśleć jak one, żyć jak one uważają za normalne - bo inaczej COŚ JEST NIE TAK strasznie mnie takie coś irytuje to coś a'la zachowanie mojej koleżanki, która co chwile narzeka, że nie ma ochoty na seks, po czym dodaje "zobaczysz jak to jest jak urodzisz dziecko, też nie będziesz miała ochoty" choćby wszyscy musieli być tacy sami, żyć tak samo wkurza mnie takie coś niemiłosiernie :D :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×