Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pan od Historii Prawdziwej

nacjonalizm polski a rzeź wołyńska

Polecane posty

Gość Pan od Historii Prawdziwej

prof. R. Torzeckiego w książce "Polacy i Ukraińcy. Sprawa ukraińska w czasie II wojny światowej na terenie II Rzeczypospolitej" pisze: "Znaczenie sprawy ukraińskiej uwidoczniło się już wyraźnie na początku lat 90-tych XIX wieku, kiedy to pod naciskiem zainteresowanych stron, w tym głównie Austro-Węgier ze względu na niebezpieczeństwo ataku Rosji, skłoniło Juliana Romanczuka, przedstawiciela ukraińskich narodowych demokratów do ugody polsko-ukraińskiej (1890). Jak się okazało już około 1894 r. Polacy nie zamierzali jednak pójść w stosunku do Ukraińców na ustępstwa ani w dziedzinie politycznego równouprawnienia, ani rozszerzenia narodowego szkolnictwa w Galicji. Wówczas to doszło do załamania polityki nazywanej "nową erą". Od tego czasu (1894-1895) rozwiązywanie kwestii ukraińskiej ze względu na wzajemny brak zaufania i zawiedzione nadzieje stało się rozwiązywaniem przysłowiowej kwadratury koła. W toczonych dyskusjach najciekawszym i najbardziej proroczym było wystąpienie Wilhelma Feldmana. Ostrzegał on społeczeństwo galicyjskie przed katastrofą, jeśli nie zmieni się stosunek do kwestii ukraińskiej. Na początku XX wieku stosunki polsko-ukraińskie zaostrzyły się pod wpływem endecji, która wsparła miejscowych nacjonalistów polskich, wywodzących się najczęściej ze środowiska tzw. podolaków. (...) Polscy nacjonaliści usiłowali od lat negować istnienie tych słowiańskich narodów [Ukraińcy, Białorusini], traktując je jako grupy etniczne, powstałe wskutek intryg niemieckich i austriackich. Przyczyną krańcowego nasilenia się wrogości Ukraińców była jednak przede wszystkim polityka narodowościowa rządów polskich po śmierci Piłsudskiego, niezgodna z linią polityki Marszałka. (...) Główną odpowiedzialność za tzw. politykę wzmacniania polszczyzny na Wschodzie ponoszą marszałek E. Rydz-Śmigły i gen. T. Kasprzycki, minister spraw wojskowych. Awanturnictwo polityczne na kresach budziło protesty społeczeństwa. Protestowali znani piłsudczycy, b. premier prof. Kazimierz Bartel, posłanka Wanda Pełczyńska (żona szefa II Oddziału SG), gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz, a także wojewoda Henryk Józewski, po wymuszonym odejściu z Wołynia. Protestował lwowski metropolita grekokatolicki Andrij Szeptycki, a Kościół rzymsko-katolicki musiał się odciąć od tych poczynań, choć wielu duchownych brało udział w tych akcjach [m.in [m.in]. lwowski metropolita ormiańsko-katolicki, abp Józef Teofil Teodorowicz]. Przyczyn krwawych wystąpień, jakie miały miejsce w czasie II wojny światowej szukać należy nie tylko w błędach polskiej polityki narodowościowej. Przykład polityki [sowieckiej] NKWD wobec ludności oraz przykład i inspiracja hitlerowców przyczyniły się do zastosowania krwawego terroru, jako środka walki z przeciwnikami. Działały tu też czynniki emocjonalne wynikające z porachunków, także sąsiedzkich. Na podstawie dokumentów polskich, ukraińskich i przekazów ustnych można, jak sądzę, sformułować tezę, że wprawdzie kierownictwo [ukraińskie] OUN chciało pozbyć się ludności polskiej, nie planowano jednak jej fizycznego wyniszczenia. Akty tego rodzaju były raczej żywiołowym odruchem mas, nad którymi nie można było lub nie chciano zapanować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JakiTakiMan
polacy i ukraińcy wyrzynali się wzajemnie od początku XVII wieku - polskie pany rżnęły masowo ukraińskich rezunów w czasie ekspedycji karnych. Co się dziwić, że Ukraińcy nas - wbrew sentymentalnym bajeczkom kresowiaków - nienawidzili.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JakiTakiMan
To nie przypadek, że najgłośniejszym demistyfikatorem polskiego mitu Kresów jest francuski historyk prof. Daniel Beauvois. I nie znalazł on naśladowców wśród polskich kolegów. Mimo 20 lat wolności prowadzenia badań naukowych wśród monografii Kresów wciąż dominuje w nich nurt nostalgiczno-heroiczno-mitotwórczy. Odważne i próbujące spojrzeć obustronnie np. na historię polsko-ukraińską prace Grzegorza Motyki są raczej wyjątkiem. I podobnie jest w odniesieniu do stosunków polsko-litewskich czy polsko-białoruskich. Im więcej mija czasu od śmierci twórcy "Kultury" paryskiej Jerzego Giedroycia, tym bardziej widać, ile osób przyjęło jego idee powierzchownie, bo taka była moda. "Kultura" konsekwentnie wskazywała, jak wyzwolić się z mitu Kresów i wyleczyć z polonocentrycznego spojrzenia na sąsiadów ze Wschodu, ich historię, kulturę, tożsamość, język. Swoistym antygiedroyciem stał się od jakiegoś czasu w Polsce nieformalny duszpasterz środowisk kresowych, ormiańskokatolicki ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. "Bij Żyda! Rżnij Lacha! Takie okrzyki rozlegają się na ulicach Lwowa" - to próbka jego języka. "Polacy na Ukrainie poddawani są straszliwej presji banderowców. Nie można poświęcić ich na pastwę banderowszczyzny rozwijającej się w Galicji wschodniej i na Wołyniu". Te słowa brzmią jak sygnał, by wsiadać na koń i walczyć z antypolskością na Kresach. Zgadzam się, że niedawne uhonorowanie lidera ukraińskich nacjonalistów z lat 30. i 40. Stepana Bandery przez Juszczenkę jest problemem w stosunkach polsko-ukraińskich, a jeszcze bardziej dla samej Ukrainy. Ale można występować przeciwko temu w zupełnie inny sposób niż robi to ks. Isakowicz i jego zwolennicy. Kulturalny, życzliwy, bez agresji i niesprawiedliwych uogólnień, próbujący zrozumieć, a przynajmniej poznać, racje drugiej strony. Natomiast język części polskich kresowiaków wpisuje się w wyższościowy, nienawistny ton wobec mniejszości z lat 30. poprzedniego wieku. Łatwo podchwytują go tabloidy i media publiczne, przede wszystkim TVP 3, które z dziwnych powodów upodobało sobie ks. Isakowicza jako głównego komentatora spraw ukraińskich. To pokazuje, jak łatwo z pozoru niewinny mit Kresów może uruchomić lawinę agresji, oskarżeń, nienawiści. Ks. Isakowicz wyraża swoje antyukraińskie żale w sposób skrajny, nieżyczliwy, w dodatku przeważnie oparty na kłamstwie lub manipulacji. - Ten język można uznać za mowę nienawiści - mówił w zeszłym roku podczas seminarium o stosunkach polsko-ukraińskich Tadeusz A. Olszański, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. We Lwowie nikt nie wzywa do bicia Polaków czy Żydów. Tamtejsi Polacy nie są poddani żadnej "banderowskiej presji". Ks. Isakowicz używa wobec Ukrainy stereotypów i kalek rodem z najczarniejszych lat PRL.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×