Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość siunia22

OPISZCIE JAK ODESZLI WASI BLISCY... FORUM POŚWIĘCONE DLA NASZYCH KOCHANYCH [*]

Polecane posty

Gość dziewczyna 22
fajny temat ale strasznie smut ja tez na początku omijałam tatę gdy leżał w łóżku taki nieporadny, on ciągle wyciągał do mnie ręce a ja się go chyba bałam.... :( dopiero potem wszystkiego się nauczyłam, musiałam przywyknąc do tego, że musze go przewinąć czy umyć.... po prostu musiałam.... to jest trudne.... i masz racje najgorsze było to spuszczanie trumny w dół.... oraz pożegnanie przy otwartej trumnie, przeraziłam się był twardy i zimny myślałam że nie dam rady dłużej :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewczyna 22
sory dziewczyna 22 to ja siunia 22

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zatyczka
Moja Mama zmarła 1 listopada, 7 lat temu:( Zmarła w domu, czuła że umiera i mówiła co się z nią dzieje...to trwało chwilę, nic się już nie dało zrobić, Tata kazał mi się uspokoić i dać Mamie w spokoju odejść...tak bardzo żałuje że nie poświęcałam Jej w tamtym okresie więcej czasu. Byłam jeszcze gówniarą i chyba tak naprawdę liczyłam na cud...do dziś nie umiem się pogodzić z tym że Jej już nie ma i nigdy nie będzie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewczyna 22
sami widzicie jak ważne jest uświadomienie innym, że czas szybko ucieka. ale prawda jest taka że jesteśmy mądrzy po szkodzie..... ja też.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zatyczka
Przed śmiercią leżała w szpitalu, a ja zamiast być tam z nią to chodziłam do kościoła po wpisy do bierzmowania, choć nie musiałam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to ja dopiszę się do was
choć to co napiszę nie będzie łatwe. Mój ojciec zmarł w wieku 56 lat, trzy lata temu. Zaczęło się od zawrotów i bóli głowy, poszedł do lekarza stwierdzili że to nadciśnienie, głowa dalej bolała, brał jakieś leki itd, dostał kołnierz nie wiadomo po co. Głowa go bolała przez jakieś 1,5 miesiąca ( mój ojciec alkoholi, akurat wtedy na ten czas przestał pić) po półtora miesiącu ponownie powrócił do nałogu, pił przez cztery dni, chował się w piwnicy itd, pewnego czwartku moja rodzinka miała z niego ubaw bo kazał sobie spisywać co robił przez ostatnie dni, testament pisał nic kompletnie nie pamiętał, wtedy zadzwonił do mnie z pytaniem co robił, czy brał ode mnie jakieś pieniądze, coś odpowiedziałam i jednocześnie powiedziała ojciec opanuj się zastanów się nad swoim życiem i przestań pić bo nie dożyjesz komunii mojej córki. Rozmowa się skończyła. Na drugi dzień znowu się narąbał i ponoć łaził po osiedlu i pytał się ludzi co robił gdzie był itd. W sobotę zadzwoniła mama do mnie i powiedziała że ojca zabrali do szpitala, poszłam do niej a ona do mnie że miał dilerkę alkoholową. Jednak to ni była dilerką tylko coś z mózgiem, zabrali go do szpitala, zoperowali i już się nie obudził. Śmierć mózgu. Był sztucznie podtrzymywany przy życiu (organy miały być przekazane dalej)wtedy pojechałam go ostatni raz zobaczyć, chciałam go zapamiętać trzeźwego, co prawda już go nie było, ale był trzeźwy, pojechałam się z nim pożegnać ponieważ przez ostatnie dwa miesiące z nim nie rozmawiałam, o tym że go boli głowa dowiadywaliśmy się od sąsiadów, bo nie chcieliśmy go znać. Był alkoholikiem i mimo iż miał rodzinę, odszedł sam, my nie wiedzieliśmy o jego chorobie przez ego alkoholizm. Przed śmiercią pił w piwnicy, chodził po osiedlu zasrany i zaszczany. Gdyby nie pił może by żył, może człowiek wcześniej by wezwał karetkę. Owszem został ból, ale zostały złe wspomnienia z życia i ogromne długi które ja i brat muszą spłacać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajny temat ale strasznie smut
to był Twój tata i ja nie potrafie sobie wyobrazić tego co przeżywasz... mi zmarł dziadek niby był dalszy ale jednak tak bardzo bliski... od ojca tyle nie dostałam co od dziadka .. u nas akurat nikt nie musial nic robic...pielegniarki wszystko robily, choc takie proste rzeczy jak przebranie go czy podmycie to zajmowali się tym jego dzieci - moja mama,wujek... Ja nie moglam na niego patrzec tam... jestem wstretna! chodzilam rzadko, ciagle plakalam i na tym sie konczyla wizyta...spal duzo wiec nie widzial...ale jak sie obudzil i byl swiadomy to przygladal mi sie, czasem usmiechnal,wyciagal rece...probowalam sie usmiechac, mam nadzieje ze dobrze mnie odebrał...chociaz tyle..bo nie potrafilam szczerze sie do niego usmiechnac,unikalam wzroku,dotyku...a przeciez go kochalam...dlaczego sie tak zachowalam?!!!! chcial chodzic ,a jak sie zmartwil gdy uslyszal,ze nie moze:( byl wtedy taki smutny..albo mial odruch jakby palil papierosa...to bylo troche smieszne bo cale zycie palil a tam nie mogl...i takie odruchy mial..albo jak krzyczal, ze chce kawy na pobudzenie-choc ledwo mowil. zostalo kilka fajnych wspomnien z tego okresu ale w zyciu bym sie nie spodziewała ze taki twardy facet odejdzie tak szybko...smial sie zawsze ze podpisal umowe z Bogiem na dlugie zycie...mial zyc 100 lat a nie 80.. ! i doslownie choroba ktora pojawila sie znikad miala blyskawiczny przebieg, tak jak u Twojego taty...to oczekiwanie na najgorsze...to bylo straszne ale teraz jest jeszcze gorzej,niz wtedy... Twoj tatus zmarl 17.10,a moja kuzynka 27.10,kolezanka zas 5.11..niby nic,ale daty takie bliskie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewczyna 22
jak nie musiałaś, no pewnie, że musiałaś po te wpisy chodzić, to był Twój obowiązek! nie miej do siebie żalu, nikt nie wie kiedy ten czas przyjdzie... tata zmarł w niedziele może dlatego miałam to "szczęście" z nim być! rodzice nie potrafią się gniewać na swoje dzieci, nasi pewnie na nas patrzą z góry i chcą byśmy byli silni

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewczyna 22
co do dat...... :( o mój Boże....... dla nas październik jest pechowym miesiącem.... :( zmarła moja ukochana babcia, zmarł mój straszy brat w wypadku samochodowym, zmarła moja najukochańsza ciociunia oraz mój tato... może to głupie ale nie nienawidzę października i bardzo się go boję.... Twój dziadek, skoro piszesz że był twardym facetem, na pewno zdawał sobie sprawę że to nie jest łatwe dla Was, mój tata też o tym wiedział.... :( masz rację, mój tato też miał różne odruchy z życia codziennego... :( widać było że nie mógl poradzić sobie z faktem, że nie ma już siły stać.... najgorsze było dla mnie i dla mojej mamy gdy na początku nie chciał się załatwiać w pieluchy, chciał na ubikacje, tata ważył 90kg, na koniec dopiero trochę schudł, musiałyśmy z mamą albo ja sama gdy mamy nie było, brać go do wuzka i zawozić i usadzać na ubikacje.... bardzo przy tym cierpiał, myślę że koćsi i mięśnie (które już zanikały) go bolały.... ciężko się o tym pisze.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zatyczka
Nie musiałam, bo akurat te konkretnie nie były potrzebne, ale ja chciałam mieć wszystkie... Pamiętam jak któregoś wieczoru Tata wrócił od Mamy ze szpitala i powiedział że jest źle, nie musiał nic więcej dodawać, bo każdy z nas wiedział co to znaczy...zamknęłam się w pokoju i płakałam...po śmierci Mamy każda noc kończyła się płaczem, przez pierwsze 4 lata w ogóle nie umiałam o Niej mówić nie zalewając się przy tym łzami, każdy kto w mojej obecności o Niej wspominał, powodował że miałam łzy w oczach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewczyna 22
zatyczka.... to tak samo jak ja..... gdy sie dowiedziałam, że tata nie wyzdrowieje i że to rak, też zamknęłam się w pokoju i płakałam nie chciałam żeby mam mnie widziała.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zatyczka
Dziewczyna masz 22 lata? Moja Mama zachorowała na raka gdy ja miałam 7 lat, wtedy wygrała, ale po 8 latach dostała nawrotu, gdyby od razu lekarze posłuchali Ją to może do dziś by żyła...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość osierocona
Witajcie, dołączę i ja. Gdy tak czytam wasze posty, łza kręci się w oku, bo dobrze wiem co to znaczy stracić bliskich. Śmierci mojego taty nie pamiętam zbyt dobrze, byłam dzieckiem. pamiętam tylko urywki z pogrzebu i płacz mamy. Potem życie tylko z nią. Az do 1 listopada 2008 r. Mimo, że nie mieszkałam już z mamą , byłam u niej na noc, bo miała zapalenie oskrzeli i chciałam się nią opiekować. Rano wstałam, podeszłam dać mamie antybiotyk , mama połknęła i mówi do mnie : ja chce jeszcze spać. Przykryłam ją kołdrą i wróciłam do kuchni przygotowywać śniadanie. Ale coś mnie tknęło. W pokoju było bardzo cicho , nie słyszałam pokasływania ani niczego innego. Poszłam do niej, ale ona na mnie juz nie reagowała, sprawdziłam puls, bardzo bardzo słaby, z ust wydobywało się tylko takie charczenie. przyjechało pogotowie, jeden zespół ratowniczy , potem drugi, bo jeden nie dawał sobie rady z intubacją. odratowali ją i trafiła na OIOM, żyła jeszcze potem 34 dni. Miała rozległy udar mózgu, w wyniku czego jedna strona ciała była sparaliżowana. Długo była w śpiączce, gdy się wybudziła , nie reagowała na światło na otoczenie, na nic. Z czasem wykonywała polecenia lekarzy np , że ma unieść palec , ale bardzo rzadko. Cały czas pod respiratorem. Tylko raz uścisneła moją dłoń. Lekarze od początku nie pozostawiali mi złudzeń, że nie wyjdzie z tego. Nie pozwolili jej zabrać do domu. Tego co przeżyłam przez ten miesiąc, gdy leżała w agonii, a zmarła 5.grudnia 2008 r nie da się porównać z niczym. patrzyłam na jej cierpienie i nie mogłam nic zrobić. Byłam w takim stanie, że prosiłam ją by sie nie męczyła i odeszła. W ostatnich dniach nie mialam już nawet łez. Byl moment, że przyszłam ja odwiedzić i jak weszłam na sale tak szybko wyszłam , bo myslałam, że jej tam nie ma. Tak bardzo zmieniła ją choroba. Nikomu nie zyczę, by musiał opłakiwać bliskich. To największa tragedia w moim zyciu, a miałam tylko ją. Dobrze ze mam męża, który mnie wspierał, bo nie wiem, jak dalabym radę.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smierc dziadka
Mnie zmarł dziadek, ale minęło już 10 lat. Ja sama wtedy miałam 10. Chyba tego tak nie odczułam wtedy, a dziś też już bez emocji do tego podchodzę. Jednak to była jedyna osoba, która zmarła u nas w rodzinie. Nikt od tamtej pory nie umarł czy to bliska osoba, czy daleka. Czas płynie i uświadamian sobie, że ludzie żyjący ze mną są coraz starsi.. babcia 87 lat, druga 76 i dziadek 79.. Może nie powinnam, ale bardzo często myślę co będzie jak to się stanie. Te myśli od jakiegoś czasu chodzą mi ciągle po głowie. Dziadek który zmarł miał 70 lat. Zawsze był gruby ok 110kg, a kiedy zmarł ważył zaledwie 70 kg. Bałam się go, bo przed smiercią coś mu z psychiką sie stalo dlatego go nie odwiedzalam, ale wiem, ze dla mojej rodziny bylo to trudne, a ja teraz boje sie smierci moich najblizszych. Nie przezylam tego tak naprawde nigdy. I z przerazeniem patrze jak mijaja kolejne lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajny temat ale strasznie smut
tez pazdziernika nie lubie...i listopada...znalam jeszcze kilka osob zmarlych w tych miesiacach,ale nie bylismy sobie bliscy..znajoma ze szkoly ktora sie zaczadzila,sasiadka ktora sie utopila...kilka jeszcze osob byloby gdybym pomyslala..masz racje ze ciezko sie o tym pisze,ale osobiscie to wole sie wygadac i wysluchac kogos niz dusic to w sobie-zwariowac idzie:( dziadek sobie ''wybral''taka date do zapamietania jak babcia.On zmarl w ostatnim dniu wakacji,babcia w pierwszym dniu ferii.. teoretycznie jestem wierzaca osoba ale po ludzku nie umiem Bogu wybaczyc ze to zrobil...tak predko i niespodziewanie;( Nie wiem czy dziadek byl swiadomy, ciagle spal,albo patrzyl w sufit... czasem choc nie odzywal sie, nasluchiwal..jak ktos mowil po jego prawej stronie to odwracal sie w tamta strone.bywalo ze nie rozpoznawał nas.. dopytywał kto kim jest albo opowiadał jakies dziwne historie...kiedys do kuzynki zaczal krzyczec ze ktos mu laske ukradł..albo ze pieniadze mu zniknely..albo do znajomej ze ktos jego mieszkanie sprzedal i nie ma gdzie mieszkac.. z takim przejeciem opowiadal..ale to kilka dni mial takich,poza tym bylo ok. na krotko przed smiercia mowil mi np ze zmarla babcia stoi obok mnie..albo ze do niego przychodzi jak nikogo nie ma..albo jakis znajomy z ktorym na ryby jezdzil-pozniej jak sie dowiedzialam nie zyl od kilku miesiecy a dziadek o tym nie mogl wiedziec... w nocy przedpogrzebowej kuzynka ktora z nim mieszkala w ostatnich miesiacach mowila ze najpierw byl huk w kuchni,a jak z niej wrocila mimo ze nic nie spadlo, to w pokoju zaczely otwierac sie szafki,bujac fotel... nigdy u niej w pokoju nic nie chciał, nie szukał ,ale wierzę ze to mogl byc on, bo podobnie bylo po smierci babci.zapalanie sie swiatel,otwieranie szafek,szuranie,cienie na scianie..mowilam mu ze kiedys jak umrze to zeby nie straszyl i teraz faktycznie nic sie tam nie dzieje,tylko ta 1 noc. mialas moze cos takiego? a w domu Twoj tatus byl?czy w hospicjum? moj dziadek tez byl taki pulpecik,zawsze na niego tak mowilam,a potem schudl do rozmiaru mlodego chlopaka...godzine po smierci bylam tam w tej poczekalni co klada nieboszczyka...robil sie coraz bardziej sztywny,zimny...ale mialam nadzieje ze sie obudzi:( co chwile mialam wrazenie jakby oddychal,potem jakby ruszyl reka..ale to tylko takie wrazenie,jak na pogrzebie...bo to nie realne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajny temat ale strasznie smut
dziewczyny,skad ja to znam... wszystko wypisz,wymaluj jak u mnie...wczesniej nie bylam w stanie zrozumiec czyjegos cierpienia,szczegolnie gdy bliski umieral w szpitalu,hospicjum czy tez w domu z powodu choroby.. babcia w domu zmarla w ciagu zaledwie chwili pewnie,miala zawał,ale taki spokoj bil z jej twarzy ze sadze iz nic nie czula wtedy... kuzynka w wypadku - bylam mlodsza i nie bardzo rozumialam co to smierc ale wiedzialam ze jest gdzies na chmurkach i ze czuwa.. do tej pory przed waznymi wydarzeniami mi sie sni - nawet miesiac przed smiercia dziadka mi sie snila i powiedziala ze umrę zanim skoncze X lat. Cały czas chodzilam struta,poszlam w koncu do wrozki i powiedziala ze odejdzie ktos bliski, umrze jakas czesc mnie... faktycznie, tydzien po smierci dziadka mialam urodziny i wtedy skonczylam X lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a moja mama zmarla gdy mialam 8 lat, jechała z kościola, miała wypadek samochodowy, a miałam jechac wtedy z nią. Nawet juz nie pamiętam jak wyglądala.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajny temat ale strasznie smut
podnoszę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość majka253
Bardzo ciężko jest po stracie bliskich, ja nie umiem o tym pisać już chyba łatwiej mi rozmawiać. Często też myślę o dacie śmierci czy da się to przewidzieć. Ostatnio widziałam takie testy do ustalania daty śmierci, nigdy bum się nie zdecydowała żeby to zrobić ale ostatni widziałam taki artykuł http://sites.google.com/site/news048/ i stało sie to dla mnie bardzo zastanawiające. A co Wy myślicie na ten temat?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moja mamusia
pojechała na grzyby. Szła na stację kolejową. Niestety przechodząc przez ulicę potrącił ją samochód. Żyła jeszcze 10 godzin. Choć tak na prawdę to nie dałbym głowy czy faktycznie jeszcze żyła po prostu po 10 godzinach odłączyli ją od respiratora. Pozostał głęboki ból...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dexter
W zeszłym roku dzień przed Wigilią zmarła moja mama. Miesiąc wcześniej zdiagnozowano u niej raka wątroby (nigdy nie piła, prowadziła aktywny tryb życia). Lekarze wciąż dawali nam (i jej) nadzieję na poprawę. Dzisiaj nie wiem, czy nie chcieli pozbawiać nas złudzeń, czy chodziło o kasę? Najpierw zaproponowali operację, potem okazało się że nowotwór jest zbyt zaawansowany- chcieli zastosować terapię wysuszania. Dwa dni przed wyznaczonym zabiegiem mama straciła pamięć i ciągle mdlała. Feralnego dnia ojciec zadzwonił o trzeciej w nocy żeby przyjechać do szpitala. Odzyskała przytomność, ale wiedzieliśmy że prawdopodobnie widzimy się po raz ostatni. Pamiętam, że ucałowała mnie w czoło zażartowała, że musi być z nią naprawdę źle skoro syn zerwał się bladym świtem i przyjechał do mamuśki (widziała że lubię pospać). Na odchodne rzuciła: Bądź szczęśliwy i niech ludzie Ci wybaczą. Pożegnanie było bardzo ciche, rozkleiła się dopiero gdy przywieźliśmy najmłodszą siostrę (jest między nami 24 lata różnicy). Mała miała niespełna rok, przestraszyła się i nie poznała mamy (którą choroba strasznie zmieniła), wyrywała się a mama płacząc tuliła ją resztkami sił. Nigdy nie zdołam wymazać tego z pamięci. Trzy lata temu odszedł mój najlepszy kumpel. Mieliśmy jechać na dyskotekę moim autem, ale akurat tego samego dnia padła mi pompa. Zadzwoniłem, że nici z wyjazdu ale ten wymyślił że pojedziemy motorem. Zaczął padać deszcz, jechał ścigaczem z dużą prędkością. Rozbił się dwa domy ode mnie. Nie dojechał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość autorko jestes beznadziejna
nie wspolczuje ci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajny temat ale strasznie smut
Ty wyżej to chyba powinnaś sie leczyć temat jest świetny,każdy rozumie drugiego człowieka, bo sam to przeżył.. nie trzeba pisać że współczujemy bo wiadomo że tak jest,wystarczy wysłuchanie , i już jest jakieś wsparcie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przynosze pechaa
17lat temu zmarla moja babcia. Pojechala na dzialke po kwiaty na urodziny mojego taty, a ja zostalam z dziadkiem w domu (mialam wtedy 6 lat), Babcia zmarla na atak serca na dzialce w wieku 57 lat. Do dzis pamietam wszystko z tego dnia i mysle, ze gdyby dziadek ze mna nie zostal to ona by zyla. Tydzien temu odszedl wlasnie ten moj dziadek. Byl juz w ZOLu i lekarze mowili ze jego serce jest juz bardzo slabe i nerki wysiadaja. Poszlam go odwiedzic. Myslalam, ze spi. Postalam kilka minut przy jego lozku i zauwazylam ze cos jest nie tak. Sprawdzilam puls i oddech i nie moglam ich wyczuc. Poszlam po pielegniarke i ona mi powiedziala ze pare minut temu dziadek odszedl i one wezwaly lekarza zeby stwierdzil zgon ale nie mogl odrazu przybyc bo wypadek byl i musial do niego pojechac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość siunia22
ja nie zwracam uwagi na bezdusznych ludzi, którzy się tu wypowiadają... nie potrzebuję współczucia. ja mam 22 lata.... tatuś zmarł w domu, w swoim pokoju, w swoim łóżku, nie chcieliśmy za żadne skarby go oddać do hospicjum, po prostu miał być do końca w domu.... podczas dwóch lat choroby taty nie rozmawialiśmy o śmierci, tata zawsze mówił, że lekarze sie pomylili, że on napewno nie jest chory!!! szczerze te dwa lata (nie licząc ostatnich 3 miesięcy) były cudne, choć tata był chory to nie myślało się o tym, ani za dużo nie rozmawiało, tato chodził na grzyby ze mną, szedł też na ryby, a co najlepsze :) sadził porzeczki, agresty, maliny i takie tam :) wydaje mi się że robił to z myślą, że zostawi coś po sobie... i fakt zostawił, bo mimo mrozów wczesna wiosną krzaczki obrosły w pyszne i piękne owoce :) jestem osobą wierzącą ale każdy kiedyś wątpi... to normalne... zwłaszcza gdy Bóg zabiera nam tak bliską osobą... ale jest wtedy reszta rodziny, w moim przypadku bardzo nas wspierali po śmierci tatusia. Jeśli chodzi o sny to tata śnił mi się bardzo często po pogrzebie, że wstaje z łóżka, że nagle zdrowieje, takie realistyczne sny, że jest to wręcz nie możliwe, czułam go, widziałam, słyszałam... czułat dotyk jego dłoni... :( zawsze budziłam się z płaczem, mój narzeczony nie raz musiał mnie bardzo uspokajać... :( tata gdy już leżał, ale był w miarę świadomy to nie raz był naprawdę rozrywkowy :) pstrykał mnie w ucho, gdy na niego nie zwracałam uwagi siędząc tuż obok :) albo ciągnął za włosy :) tak delikatnie... bardzo chciał żeby ktoś cały czas przy nim był, no i tak też musiało być... albo gdy mój kochany wujek, brat taty przyjeżdżał to mówił do niego śmieszne teksty, tak jak by był innym człowiekiem :) wszystko działo się na leżąco, tata już nie miał siły sam wstać przez ostatnie 2 miesiące.. powiem Wam szczerze, że śmierć taty mnie zmieniła, po pierwsze psychicznie, pierwszy raz widziałam jak ktoś umiera... a po drugie połowa mojego serca została pusta, ja wiecznie czekam.... czekam aż tato wróci, np. ze szpitala albo z ryb... ogromnie tęsknie... opowiem Wam jeszcze coś.... mamy pieska, mieszańca coś związanego z pinczerem, taki mały fajny. W dniu śmierci mojego taty od samego rana mój piesek leżał przy tacie na fotelu, nie ruszał się stamtąd... ani nie jadł nie pił nic... pilnował mojego taty, wąchał go, kładł główkę w stronę taty i mu się przyglądał... w chwili śmierci, piesek wskoczył do taty na łóżko i wtulił się pod jego rękę... :( niesamowite... jak pies kocha człowieka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość siunia22
podnoszę temat, jest on nam bardzo potrzebny!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezduszna to ty
jestes bo uogolniasz 🖐️ jestes bezuczuciowa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Luelle81
Moja babcia umarła 1 stycznia 2008 roku. Kilka dni wcześniej trafiła do szpitala bo źle się czuła i pojawiły się problemy z chodzeniem. W zasadzie każdego dnia była słabsza. Drugiego dnia nie miała nawet siły na zmianę pozycji w łóżku, choć była jeszcze rozmowna. Od trzeciego dnia uskarżała się na ból, nie chciała kontaktu i cały czas miała zamknięte oczy. Pojawiły się problemy z nieoddawaniem moczu. Nie pozwoliła nawet się trzymać za rękę bo to sprawiało jej ból. Mówiła by pozwolić jej umrzeć-takim dziwnym głosem z otchłani . Miała chwilowe zachcianki na ulubione potrawy. Po przeniesieniu na ojom umarła wieczorem w wysokiej gorączce. Zmarła z powodu zatrzymania pracy nerek i rozległego udaru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość u mnie będzie w czerwcu
trzy lata jak zmarł mój ojciec, a jak odszedł. Najpierw miał kłopoty z bardzo mocnym bólem głowy, wtedy jak go głowa bolała to przestał pić. Spokój był miesiąc, po miesiącu od mocnych bóli głowy upił się strasznie i wtedy się zaczęło, nic nie pamietał, poszedł sobie dalej pic do piwnicy, tam ponoć szczał i srał pod siebie, chodził po osiedlu i pytał się co robił wczoraj, potem zadzwonił do mnie pytając się co robił, czy pożyczał ode mnie kasę itd, mój bart z nim spisywał co robił przez ostatnie trzy dni, znowu sie napił, w nocy mama z bratem zauważyli że ma jakieś tam drgawki, pomyśleli że to dilerka alkoholowa, rano zadzwonili po pogotowie stwierdzając, że to nie dilerka, zabrali go-okazało się że to pajęczak w mózgu, potem operacja (nieudana) i śmierć. Umarł sam bez bliskich przez to, że był alkoholikiem. Kiedy leżał w szpitalu sztucznie podtrzymywany przy życiu (organy zostały oddane) pojechałam go zobaczyć ostatni raz trzeźwego i się pożegnać, mimo iż darzyłam go nienawiścią, że zniszczył nam życie. Nie pozostawił bólu po sobie choć płakałam, było mi przykro, ale krótko, bo zaraz potem okazało ile musimy za niego płacić, ile długów jego trzeba spłacić, płace do teraz i za to go nienawidzę, bo musiał brać kredyty na vódkę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×