Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Kobita której już zabrakło sił

Potrzebuję opinii silnych Kobiet

Polecane posty

Nie mamy chyba zaległego tematu. Taka Sę napisała o swojej sytuacji tyle ile mogła a ja powiedziałem na ten temat tyle ile mogłem. Teraz mogę jedynie czekać jak się sprawa skończy. Nie Taka Sę? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka Sę
Dziś kolejna próba. Coraz bardziej widzę, że życie to ładna szkoła pokory.. Hej, Kobito

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka Sę
Widzisz, problem polega na tym, że po kilku latach milczenia naprawdę trudno jest otworzyć usta. Dochodzą do tego pewne brudy dnia codziennego, które płoszą w Tobie resztki odwagi. To naprawdę paskudna sprawa, ale mam ciągle nadzieję. Możecie trzymać kciuki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka Sę
Co do życia w pojedynkę, lub w parze, to nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi czy recepty, ale masz rację w tym, co piszesz o punkcie pośrednim. Skrajności zawsze prędzej czy później kończą się źle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja trzymam za Ciebie kciuki każdego dnia. :) Dlatego pytam kiedy tylko nadarzy się okazja. Wierzę, że przyjdzie czas kiedy zapytam po raz kolejny a Ty odpiszesz - "Tak! Udało się! Jest mi teraz tak lekko, że musieli mnie przywiązać do kaloryfera żebym nie odleciała!" :D Nie ma jednoznacznej odpowiedzi - to prawda. Gdyby taka odpowiedz istniała to każdy byłby szczęśliwy i pewnie nie byłby sam. Nie twierdzę też, że mam racje. To jest jedynie mój punkt widzenia. Jeżeli ktoś ma lepszą teorie - chętnie wysłucham. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka Sę
Ja też mam nadzieję że tak będzie. Kurcze, w sumie dlaczego lek bywa tak paraliżujący ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że każdy boi się czegoś innego i na każdego strach działa trochę inaczej. Tu chyba też nie da się udzielić jasnej odpowiedzi... a skoro tak, to nie ma też proste recepty na to jak sobie ze strachem radzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka Sę
Może gdybyśmy wiedzieli że inni też się boją i jak bardzo się boją, byłoby nam łatwiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pewnie! A jak było w szkole? Przed jakaś ważną klasówką ludzie zbierali się w małe grupki i nadawali jak to się strasznie boją i niczego się nie nauczyli. Od razu się człowiekowi robiło raźniej, że nie jest sam. ;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobra zabieram się za analizę samej siebie. :D Najpierw popadanie w skrajności i cena jaką się za to płaci. Jak już wspominałam nie lubie robić rzeczy na pół gwizdka i jak już coś zaczynam to robię to tak długo aż będzie perfekcyjne (oczywiście na moją miarę). Tak też bylo z moim życiem prywatnym. Gdy zrozumiałam że żaden wielbiciel nie stoi u drzwi z bukietem czerwonych róż uznałam że nie ma na co czekać tylko nauczyć się żyć z pisanym mi takim stanem cywilnym. Wzięłam się do roboty. Każda rzecz która mi się przydarzała w życiu stanowiła wyzwanie i wiedziałam że to kolejny schodek na który muszę wejść. Nauczyłam się sama radzić, załatwiać wszystko. Nie dzwonić do nikogo z byle problemem, nie latać po znajomych i się nie żalić jaaaaaaaaaka to ja bidulka bo mnie nikt nie wspiera. Sama naprawiałam różne rzeczy w domu. Jak nie potrafiłam sobie z czymś poradzić to brałam instrukcję do rąk i tak długo czytałam, tak długo walczyłam z czymś aż rozwiązałam problem. Z czasem nauczyłam się tak żyć. Wiedziałam że jak zdarzy sie dzień kiedy ma się wszystkiego dosyć, to muszę sama usiąć, pomyśleć nad rozwiązaniem i że nie ma co lamentować. Zrozumiałam że nie jestem z tych które co pare minut łapią za komórkę i opowiadają przeżyte minuty swojemu facetowi, że nie jestem z tych które muszą zdawać relację ze wszystkiego co się działo. Znam takie kobiety które ciągle wiszą na facecie, skarżą się jaki to świat jest zły a one takie księżniczki muszą istnieć w tym świecie. Wzięło się to może stąd że nikt się nade mną nie litował nigdy. Życie mnie zahartowało. Jak coś się dzieje niedobrego to nie myślę w pierwszym odruchu KTO mi może pomóc i do kogo zadzwonić tylko CO mogę zrobić by problem rozwiązać. Cena jaką się za to płaci jest taka że coraz mniej osób uczestniczy aktywnie w życiu człowieka bo z czasem przestajesz ich prosić o pomoc, o wszystko. Następuje izolacja. Samowystarczalność. Zaczęłam obserwować ludzi. Widziałam że niektórzy są "przesadnie" niezaradni albo leniwi i wolą zrzucić ciężar działania na kogoś. Wiedziałam że taka nigdy nie będę ale mogę chociaż trochę wpuścić ludzi w swoje życie i może mi pomogą a ja im. Po latach teraz widzę że wiele było sygnałów od koleżanek, znajomych że tęsknią w jakiś tam sposób. "Dlaczego nie dzwonisz, zapomniałaś o mnie?, umówimy się na babskie plotki?, dlaczego tak milczysz?" A ja bałam się jakiejś głębszej bliższej znajomości bo wydawało mi się że komuś "zabieram" czas. Z drugiej strony takie babskie plotki jakoś nigdy mnie nie pociągaly. Mówię wprost: od czasu do czasu owszem ale jeżeli częściej to ja uciekam. Męczą mnie rozmowy o niczym. Męczy mnie obgadywanie. Uciekam wtedy dosłownie. Co do obarczania innych swoimi problemami to jeszcze powiem że.... znam to tak bardzo że aż strach. Poprostu nigdy nie chciałam przyjąć postawy królewny która tylko jest na tym świecie i nic nie robi a inni mają jej przynosić podnóżek pod stopy. Nie chcę taka być. Otwartość. Nie jestem zamknięta tak bardzo jak ten kolega. Gdy kogoś znam już dłużej i mu ufam to jestem otwarta tak że widać moje serce przez skórę, żebra i to wszystko co tam w środku mam. Ale to dopiero z czasem. Tak jak mówiłam MUSZĘ czuć w środku że jednak kogoś chcę bo inaczej ta moja praca nad sobą prostą drogą doprowadzi mnie do stanu poprzedniego i znów zacznę myśleć że moje życie to droga samotnego czlowieka i nie mogę marudzić tylko się tym cieszyć. Co do tej otwartości jeszcze. Jak niby mam się otworzyć na ludzi jak ilość ludzi w moim życiu = constans. Przecież nie wyjdę na miasto z tabliczką na której pisze: "szukam męża" :D Złoty środek. Wiesz Gość tak myśle nieskromnie że jednak mam sprawy, rzeczy które mnie ciekawią, jakieś tam pasje itd. Rozwijam się mówiąc w skrócie. Nie wiem co jeszcze mam robić. Teraz odpowiedź na pytanie co się stało że doszłam do wniosku że jest mi pisane życie w samotności. Wszystko się zaczęło we wczesnej młodości. Dziewczyny zaczęły randkować a mnie przeraziła monotematyczność. One tylko jednym (pewnie to zgodne z naturą) a ja byłam ciekawa świata! Chciałam wiedzieć dlaczego tak a nie tak, poczuć, zrozumieć, odkryć, przemyśleć. Chciałam wiedzieć dlaczego kręgowce mają szkielet osiowy i co to znaczy. Kto to był Fryderyk Haendel i co jest grane z tą teorią względności Einsteina. Nie potrafiłam o nikogo zabiegać więc stwierdziłam że z czasem jakiś królewicz i tak się zjawi a ja go zauważę. Jednak wiem że by kogoś spotkać to trzeba temu jakoś pomóc. A ja nie robiłam NIC. Nie chcę, nie potrafię, nie lubię. Wiem (z przeszłości) że faceci mnie lubią (lubili). Teraz nie mam kontaktu z płcią przeciwną. Uznałam że jak mam kogoś spotkać to spotkam i jak będzie mi coś pisane to on mi spadnie chociażby na moje buty. :D Wtedy go zauważę. Z drugiej strony wiem że nigdzie nie chodzę, nie nawiązuję nowych znajomości W OGÓLE. To jak mam kogoś spotkać? NIJAK! Nie spotkam. Przecież nie położy mi się na ulicy a ja akurat pojadę, zatrzymam się i powiem: ooooooo nareszcie jesteś. To ja. To Ty. Dobrze że Cię nie rozjechałam. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Haha! Chyba o to chodzi prawda? Jak można robić coś ze sobą i własnym życiem nie wiedząc co tak naprawdę leży nam na sercu? Rozumiejąc samego siebie można skuteczniej kontrolować własne poczynania, a co za tym idzie swoje życie. Kiedy już wiemy dlaczego jesteśmy tacy jacy jesteśmy, możemy sami sobie wystawić receptę na szczęśliwe życie. Tak przynajmniej uważam. Podam pewien przykład. Dzwoni koleżanka. Mówi, że chce się spotkać i pogadać. Dobra. Umawiamy się i w końcu widzimy. Najpierw gadka o tzw. pogodzie a potem słyszę - "Słuchaj... mam problem. Zdradziłam swojego faceta." Mówi jak do tego doszło i pyta co ma z tym zrobić. "Czy powinnam mu powiedzieć? A jak mnie zostawi? Może nie mówić? Ale dręczą mnie wyrzuty sumienia. A co z tym chłopakiem z którym to zrobiłam? On wydzwania i nie daje mi spokoju. Boję się, że może wygadać." I wiesz co? W 9 przypadkach na 10 ludzie zastanawiają się jak poradzić sobie z konsekwencjami własnych decyzji. W tej kwestii szukają pomocy. Wiesz jak rzadko ktoś zastanawia się DLACZEGO zachował się tak w danej sytuacji? A w tym właśnie pytaniu często leży odpowiedz. Wiem, że przykład jest skrajny ale chciałem żeby było jasne o czym mówię. Zamiast myśleć co z tym dalej zrobić warto się zatrzymać i zastanowić się - "No dobra... ale dlaczego ja właściwie coś takiego zrobiłam?" Nic się nie dzieje bez przyczyny. Dlaczego Cię tak dręczę. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak_sobie_czytam
Dobry wieczór :) Gościu - tylko ja nie chciałabym pisać tutaj. Mogę porozmawiać mailowo ? Gdybyś zechciał, to: napisznamaila@interia.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmm... dobrze. Napiszę. Jestem zaintrygowany. ;) Tam miało być: "Dlatego Cię tak dręczę." Wybacz ale mało spałem zeszłej nocy. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ni ja ni ty
koorwa jestem z koorwy synem krocej jest powiedzieć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×