Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość pytanie dnia, może nawet tygod

mieliście kiedyś tak, że zwątpiliście w Boga?

Polecane posty

Przepraszam, nie chciałam Cię urazić. Na tym forum jest już tyle przysłowiowego "jojczenia" i "narzekania", że po prostu....głowa mała. Siedzą tylko i narzekają jak to im źle...Ktoś kto naprawdę przeżył piekło czasem tak reaguje. Powiem Ci tak - każdy problem kiedyś się skończy. Ja miałam taki problem z babcią. Nie chodziła, Leżała na łóżku. Porobiły się odleżyny. Ciało gniło na naszych oczach. Nie poznawała domowników. Krzyczała po nocach. Widziała rzeczy, których nie było. Wyzywała, rzucała jedzeniem, smarowała ściany własnym kałem. Mówiła, że ją trujemy. To co się działo to był koszmar... ŻYWY TRUP - ZOMBIE. To nie trwało rok - tylko prawie 10 lat. Nie BYŁO osoby, która pomogłaby. NIKT !! Mój Ojciec UCIEKŁ. Zostałyśmy z matką same. Potem babcia zmarła - a my zostałyśmy z rozszarpanymi nerwami, skończone nerwowo. Ktoś kto czegoś takiego nie przeżył, nie wie od czym mówię. Można by zapytać czemu Bóg nam nie pomógł ?? Nie wiem. Może Jego pomoc polegała na tym, że żadna z nas nie chwyciła za sznur. Że jakoś przez ten HORROR przeszłyśmy. Dałyśmy radę. Ja Boga bym w to nie mieszała. Po prostu tak musi być...Podobno w życiu każdego człowieka muszą być lata obfite i chude.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nigdy w Boga nie uwierzyłam, więc nie bardzo wiem jak to jest zwątpić, ale wydaje mi się, że powinnaś się skupić na powodach dla których wątpisz (jakieś problemy?), a nie samej wierze bądź jej braku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pytanie dnia, może nawet tygod
my mamy oparcie w moich rodzicach, tzn. chcą rozmawiać, chcieliby znaleźć rozwiązanie, tylko w tym przypadku to raczej niemożliwe, dzisiaj tata dzwonił, mówił, musimy znaleźć jakieś rozwiązanie, trzeba coś pomyśleć itd. popłakałam się, dorosła baba, ale tak, żeby nie wiedział, że łzy mi lecą bo wiem, że jeszcze bardziej by się martwił, boję się, że wykończę moich rodziców tym wszystkim ale oni nie są jednymi z tych co to nie chcą widzieć problemów, sami pytają itd. Rodzice męża nam nie pomogą choć mogliby przynajmniej troche, ale oni nie z tych ludzi niestety. Mąż nie wiem kiedy wróci dzisiaj, pewnie bardzo późno, siedzę w domu na dodatek dziecko nam zachorowało więc nieszczęścia chodzą trójkami już chyba :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pytanie dnia, może nawet tygod
miłośniczko ja przepraszam, że się uniosłam, po prostu zrobiło mi się przykro jak przeczytałam ale faktem jest, że nie napisałam dokładnie o co chodzi i stąd to nieporozumienie, wolę nie pisać dokładnie, w każdym razie jak pisałam, staramy się, robimy co możemy a konkretnie mąż wychodzi ze skóry. Ja jak mogę to też, żeby pojechać na urlop w tym roku, głównie chodziło mi o to, żeby dziecko zobaczyło coś więcej niż codzienność i żeby mąż odpoczął po pracy dorabiałam, często po nocach siedziałam, żeby dorobić i móc pojechać. A teraz ... ja się po prostu boję. Może to jakiś etap, może potem wezmę się w garść, może nie, nie wiem. Mam jeszcze troche nadziei, że to pierwsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nigdytaknie miałam
Mam dwoje dzieci,troje straciłam...nigdy nie zwątpiłam w Boga i Jego Milość;jakiś czas temu zdałam sobie sprawę,że mój mąż jest alkoholikiem...nie zwątpiłam w Boga i Jego Miłość;;od kilku lat-w okresie zimowym mamy straszne problemy z kasą...ale jak widać wciąż żyjemy.wierzę,modlę się i działam;a wcale nie jestem ortodoksyjną katoliczką-bo takich znam i daaaaleko mi do Nich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miłośniczko_starożytność
Nie ma sprawy. Ja nie z tych co się gniewają. Żyjecie oboje z mężem w stresie. Póki co jesteście jak w spirali - gra się toczy, a Wy jesteście jej częścią, macie swoje role więc je gracie. Gorzej kiedy to się skończy. Owszem będzie to ulga. Ale wtedy wszystkie nerwy puszczą. Cały ten stres da o sobie znać. Po śmierci babci - mama chodziła jakby uszło z niej zycie, spała po 36 godzin, ja miała ataki lękowe, zrywałam się w nocy, "dusiłam" się. Musiało minąć z półtora roku zanim wszystko wróciło do normy. Chociaż chyba jeszcze dzisiaj nie jest wszystko jest ok...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszyscy szczesliwi sa
co to znaczy iortodoksyjna katoliczka wiem ze to sa zydzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yhm, po bierzmowaniu zwątpiłam na dobre. Trwa to do dzisiaj. Cieszcie się wątpiący, bo macie szansę się z tego wyrwać (z religii).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×