Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość jakdlugomozna

paranoja?

Polecane posty

Gość jakdlugomozna

Studiowałam medycynę razem z moim chłopakiem. Na II roku zaszłam z nim w ciążę - pobraliśmy się, zamieszkaliśmy u jego rodziców - dali nam w prezencie ślubnym mieszkanie, które obiecali kupić jak skończymy studia. Do tego czasu mieliśmy mieszkać z nimi - jego rodzice są lekarzami i bardzo im zalezało byśmy zakończyli naukę więc bardzo nam pomagali na każdej płaszczyźnie. Sielanka, naprawdę. Tylko że tuż przed rozpoczęciem IV roku mojego męża zabili - wracał z garażu, został napadnięty i pobity ze skutkiem śmiertelnym. To był koszmar - nie byłam w stanie funkcjonować. Wzięłam dziekankęale po powrocie na uczelnię nie dawałam rady - nie mogłam skupić się na nauce, każda aula przypomionała mi jego, nawet kontakty z przyjaciółmi z roku były bolesne. Rzuciłam naukę. Brak mi było determinacji i siły. Rodzice nie zaakceptowali tego, bo pochodzę z biednej, robotniczej rodziny - wszyscy mieli nadzieję, że coś osiągnę... Teściowie również nie ukrywali niezadowolenia ale jakoś bardziej zaakceptowali moją decyzję. Kupili mi i synkowi mieszkanie tak jak obiecali mi i Tomkowi kiedyś... :( ... Dziś mój syn ma prawie 7 lat, wychowuję go sama a co noc płaczę do poduszki, nie mogę się wciąż pogodzić z tym jak wygląda moje życie. Miałam być traumatologiem, miałam mieć wspaniałego męża i jeszcze dwójkę dzieci, mieliśmy w przyszłości wybudowac piekny domek z wielkim ogródkiem... jestem pomocą administracyjną w biurze rachunkowym, jestem sama i bezpomocy teściów nie potrafiłabym utrzymać siebie i dziecka. Żyję jak w amoku. Znajomi z roku juz są lekarzami, odbywaja staże, budują swoją przyszłość a ja? Nie potrafie się wziąć w garść i zaakceptować swojego życia. Teściowa jest psychiatrą i uważa, że to już paranoja. Pisze tutaj, bo czasem lepiej wygadać się obcym ludziom. dziewczyny, czy ja jestem normalna? Czy teściowa może ma rację?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bardzo Ci współczuje! Nie rozumię Twojej Tesciowej dlaczego Twoje zachowanie Ją dziwi czy to ze oplakujesz swojego Męża co noc jest czymś złym? Musial być wspanialym człowiekiem ,a Ty bardzo go kochasz mimo upływu tylu lat... Ciekawa jestem jakby Ona sie czuła jak np.rok po smierci męża znalazłabyś sobie nastepnego i bawiła byś sie na maxxa czy wtedy tez by mówiła ze to to paranoja:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sdakjhdkash
nie wiem czy paranoja ale normalne to to nie jest na pewno. Weź się w garść choc nie wiem czy juz nie za późno... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Salamandraaa
Ja nie jestem psychiatrą ani psychologiem, ale moim zdaniem Ty nie możesz / nie umiesz przejść przez okres żałoby. Żeby żyć dalej musisz pogodzić się z tym co zaszło. Czasu nie cofniesz. Masz dla kogo żyć, jesteś młoda. Ktoś musi Ci to uświadomić bo (jakkolwiek to zabrzmi) nie warto tracić życia na rozpaczanie bo nie jesteśmy wieczni. Było minęło. Twój mąż napewno chciałby żebyś była szczęśliwa. Rozpaczą nie przywrócisz go do życia a zaszkodzisz tylko sobie i dziecku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jakdlugomozna
Teściowie dziwnie przeżyli śmierć syna. Sa bardzo wykształceni - ona z psychiatrii ma I specjalizację, on wzięty onkolog, profesor. Sa sztywni i zasadniczy. Teść na pogrzebie łzy nie uronił, teściowa jakoś dziwnie tą śmierć sobie wytłumaczyła i to, że trzeba żyć dalej. A to było ich jedyne dziecko. Dla nich nie jest naturalne to, że ja się tak poddałam. On był cudowny, kochającym, czuły i opiekuńczy - inny niż oni. Mielibyśmy być szczęśliwi. Chciał robić specjalizację z chirurgii. Ja nie mam przyjaciół ani znajomych, nie mam nikogo. Wstydze się siebie i swojego życia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Salamandraaa
Wiesz, ale to że oni tak przeszli tę żałobę wcale nie świadczy o tym, że są sztywni, nie mają uczuć itd. Twój mąż część tych cech napewno wyniósł z domu. Każdy ze stratą ukochanych osób radzi sobie jak potrafi. Jedne matki zanoszą się płaczem, popadają w depresję a inne 'biorą to na chłodno".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jakdlugomozna
Ja nawwet nie wyglądam na swój wiek - wyglądam na 10 lat starszą. Jestem zniszczona, zaniedbana, brak w moich oczach tego blasku, który zawsze miałam. Żyję tylko dla synka - jestem takim robocikiem, który pomaga mu trochę w życiu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Salamandraaa
Nie masz lekko, ale Twoje dziecko ma jeszcze gorzej. Napewno czuje, że jeteś jak to ujęłaś robocikiem. Musisz się otrząsnąć innej rady nie ma. Musisz zmienić całe swoje myślenie. Może skorzystaj z porady psychologa, ale kogoś całkowicie obcego. To zawsze pomaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poszukaj pomocy terapeuty. Nie masz wsparcia w rodzinie i znajomych. Samemu bardzo ciężko się pozbierać. Bardzo Ci współczuję...Nie potrafię nawet wyobrazić sobie przez co przeszłaś...Myślę, że da się to naprawić, ale potrzebujesz pomocy. Działasz i dla siebie i dla swojego dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dcrmp
Tobie to taki mocny kopniak by się przydał, niszczac siebie niszczysz dzieciaka, myslisz ze on slepy nic nie widzi ?dzieci widza więcej niz ci się wydaje wiec wez sie w garsc,zapomniec nie zapomnisz,ale ból się złagodzi, wiem co mówię z własnego doswiadczenia,Mnie do zycia córka obudziła a własciwie jej wzrok przestraszony, zaszczuty bez cienia usmiechu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×