Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Jestzle

Mam białaczke,ale bedzie dobrze

Polecane posty

Gość Jestzle

Piszę tutaj bo nie jestem w stanie usiedziec na miejscu i koniecznie potrzebuję o tym z kimś porozmawiac.Mam 18 lat,klasa maturalna a tydzień temu okazało się że mam raka i to nie takiego zwykłego,ostrą białaczke limfoblastyczną.Prawde mówiąc już pogodziłam się z faktem,przeczytałam 1000 forów na ten temat,przejrzałam wszystkie artykuły,wiem co mnie czeka ale muszę się gdzieś anonimowo wygadac i poradzic byc może osób które już mają to za sobą albo są już doświadczone.Zaczeło się tak strasznie niewinnie,dokładnie pod koniec wakacji wróciłam z woodstocku z zapaleniem płuc i dobry cały sierpień próbowałam się z niego wyleczyc,więc zaczełam rok szkolny wkurzona że pół wakacji siedziałam w domu na antybiotyku.Ale coś było nie tak prawdę mówiąc od września wpadałam z jednej infekcji w drugą z jednego zapalenia w drugie,a nad obojczykiem pojawiły się 2 dziwne kulki do tego byłam strasznie osłabiona dlatego lekarz postanowił zrobic mi morfologie.2 dni później dostałam telefon od mojej mamy ze mam natychmiast się stawic do przychodni do lekarza bo wyniki są tragincze,lekarz zbadał mnie po raz 2 i spytał się o moje siniaki na brzuchu (nie chodziłam w tym roku na wf bo i tak nie dałam rady przez ciągłe chorowanie)po badaniu nie miał już wątpliwości,więc od razu skierował mnie na biopsje szpiku tydzień później już było pewne.Dostałam natychmiastowe skierowanie do szpitala i na drugi dzień przybyłam tam z gorączką i z bagażami.To jest dziwne ale pomimo tej całej paniki i tragizmu mojej rodziny jestem totalnie spokojna i wyluzowana,tzn pojutrze będę miała pierwszą chemie,a ja podchodzę do tego tak inaczej,moja mama płacze praktycznie cały czas a ja nic.Nie wiem czy jestem w szoku czy nie.Ale ludzie tutaj również chorzy na raka wszyscy są tacy spokojni.Czy coś jest ze mną nie tak?Czasami mam nawet takie dziwne myśli i wrażenie że nawet się cieszę z tego powodu..Jak człowiek może się cieszyc z ciężkiej choroby?Coś jest ze mną nie tak?ktoś tak miał?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nogadoga.
moze potrzebujesz zainteresowania swoja osoba,moze ciekawosc co bedzie dalej?trzymaj sie dziewczyno,jestes mloda i silna u ukrec chorobie leb.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nic ci nie poradzę 24
jedyne, co mogę, to życzyć ci, abyś była silna, i dziś pomodle się o twoje zdrowie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość :)))))))))
Nie bierz tej chemii - wyzdrowiejesz bez tego za parę tygodni. Ty już zdrowiejesz!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jestzle
Dziękuje wszystkim za ciepłe słowa,naprawdę wiele dla mnie znaczą :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość :)))))))))
Przeczytaj jednak artykuł z tego linka - http://www.germanska-nowa-medycyna.pl/archiw_germanska_nowa_medycyna/bialaczka.htm "Od wielu lat słyszy się z różnych środków masowego przekazu o wyciskających łzy z oczu historiach dzieci chorych na białaczkę. Jednocześnie nawołuje się do masowych typizacji szpiku kosnego. Niniejszy dokument ma za zadanie informowanie czym w rzeczywistości jest białaczka oraz dlaczego na białaczkę nie można umrzeć. Ludzie którzy rzekomo umierają na białaczkę są w rzeczywistości ofiarami chemoterapii i naświetlań. Osoby te umierają w wyniku zatruć chemicznych oraz szkód popromiennych."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość :)))))))))
W życiu człowieka wiele przeżytych różnorakich sytuacji i zdarzeń może doprowadzić do szokowego zranienia czy utraty własnej wartości. Stan taki można nazwać np: stanem szokowej utraty własnej wartości. Po przebyciu stanu szokowej utraty własnej wartości dochodzi do zmian w układzie kostnym i rozpoczyna się odwapnianie układu kostnego (osteoporoza). Medycyna konwencjonalna określa powyższy stan niesłusznie rakiem kości zwanym dalej sarkomem lub osteosarkomem. Jeżeli dotyczy ono układu z tzw. „czerwonym szpikiem kostnym", to szpik ten ogranicza produkcję krwi (leukopenia). W trakcie procesu „naprawy kości dochodzi do białaczki, ale tylko w tym przypadku, kiedy również i szpik kostny ulegt uszkodzeniu. W tym momencie, w którym dochodzi do rozwiązania konfliktu, szpik kostny rozpoczyna ponownie produkcję krwi. Na początku tego procesu, w celu wydalenia z organizmu, do krwi wtrącone zostają obumarłe komórki z fazy leukopenii. W wyniku masywnie rozpoczynającej się produkcji krwi, dochodzi na początku do ,,odrzutu" nie rozwiniętych w pełni (niedojrzałych) komórek krwi. Produkcja białych ciałek krwi (leukocytów) przybiera na prędkości, natomiast produkcja czerwonych ciałek krwi (erytrozytów) oraz płytek krwi (trombocytów) rozpoczyna się z opóźnieniem 3 do 6-ciu tygodni!!! Powyższe określa się jako przesunięcie erytrocytowe. W tym czasie dochodzi do zmian iIościowych pozostałych składników krwi, zauważa się cięgle zwiększającą się ilość białych ciałek krwi. Stan ten nie ma jednak nie wspólnego z degeneracją (zwyrodnieniem) krwi. Powyższe odchylenia od normalnego obrazu krwi są przez medycynę konwencjonalną zupełnie niesłusznie, określane jako rak krwi. W rzeczywistości białaczka to nic innego jak, co prawda czysto bolesny jednakże nieszkodliwy, objaw towarzyszący fazie zdrowienia po raku kości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o moj Boze
jestes naprawde dzielna, trzymam za ciebie kciuki, mam nadziej ,ze wszystko bedzie dobrze.duzo zdrowka i wytrwalosci ci zycze n Nowym Roku,pozytywne myslenie duzo daje, pracuje na oddziale onkologii, wiec wiem co mowie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jestzle
To jeżeli chemia i radioterapia jest szkodliwa to czemu ją podają?I czemu jest tak duży odstek ozdrowień?Nie mam możliwości odmówienia leczenia,nie jestem w stanie,dzisiaj znowu walczyłam z gorączką,mój organizm nie ma już siły ani żadnych zdrowych białych krwinek do walki przeciwko infekcjom.Moja onkolog powiedziała że czeka mnie około 15 bloków chemi i radioterapi a potem zobaczymy co będzie,nie znam się na medycynie alternatywnej,może zacznę o niej myślec kiedy naprawdę będę już zmęczona,narazie wyczekuje tej cholernej chemi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o moj Boze
bo te terapie pomimo tego ze wyniszczaja organizm niszcza komorki rakowe, musisz maksymalniwe wzmocnic organizm przed rozpoczeciem terapii,wtedy bedzie mniej skutkow ubocznych.w trakcie terapii bardzo spada odpornosc i nawet male przeziebienie moze byc niebezpieczne.w warszawie jest klinika medycyny chinskiej w ktorej ,z tego co slyszalam ,lecza raka metodami naturalnymi.efekty sa rozne ale sprobowac warto:)jeszcze raz duuuuuuuuzo zdrowka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość :)))))))))
Ale gorączka to pozytywny objaw zdrowienia! W naszej współczesnej medycynie jest ciągła walka z organizmem i naturą. Walka przy pomocy broni masowego rażenia - chemia i promieniowanie. Jak masz trochę czasu to polecam Ci film wprowadzający w prosty sposób do poznania swojego organizmu - jak on naprawdę działa w zgodzie z naturą. http://www.youtube.com/watch?v=KQwaVNQY2Hg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Piotr12345
Skontaktuj się z prof. Hołowieckim z Katowic lub jego córka. To są najlepsi specjaliści od tej choroby w całej Europie. Wiem, co mówię. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lk
Nie słuchaj osób, które mówią, że bez leczenia można wyleczyć się z raka. To bzdury i utopia. Wiara w wyzdrowienie jest potrzebna ale leczenie też trzeba przyjmować. Ja też byłam chora na raka, miałam chemię i naświetlania, jest to wszystko do przeżycia. Na pewno nie masz komfortu życia pod czas leczenia, chemia jest bardzo dokuczliwa. Dziewczyno kochana bądź dzielna, słuchaj lekarzy oni chcą dobrze. Powodzenia i zdrowiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Piotr12345
Powiedz jeszcze jakie masz w tej chwili WBC? Powiedz czy masz rodzeństwo? - przy ALL potrzebny jest przeszczep bez dwóch zdań. Podaj mi maila to jutro coś jeszcze Ci dopiszę użytecznego!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o moj Boze
:))))))) czy to chodzi o diete 5 przemian ? mozna prowadzic leczenie matodami naturalnymi jednoczesnie majac chemie czy radio.to sa naturalne metody wiec nie kloca sie z innymi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość To nie leczenie tylko tortury
Opis "leczenia" dziecka chorego na białaczkę: http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101101/POWIAT/391786443 Z pamiętnika pani Jolanty z pobytu w klinice 5.10.04 (13. dzień) Kupiłam zeszyt, jest 13. dzień naszego pobytu w szpitalu, myśli mi się kłębią w głowie, nieraz nawet nie wiem, co mam myśleć. Są takie chwile, kiedy jestem tak załamana, że nie mam ochoty na nic. Jednak jedna myśl mnie podtrzymuje na duchu, aby wrócić szczęśliwie z Damiankiem do domu, aby był zdrowy, żeby wszystko było jak kiedyś. Ja, Jasiu, Damian i Malwinka razem. 9.10.04 (17. dzień) Znowu rano. Damianek dobrze się czuje, ale jest trochę blady. Dzisiaj nie ma już antybiotyków, biega po korytarzu. Ja sobie siedzę i chce mi się płakać, tak tęsknię za Malwinką i wszystkimi, ale co? Muszę wytrzymać dla synka, żeby był zdrowy i żebyśmy szczęśliwi byli i weseli. Jest 23.01 siedzę sobie na kozetce i gra telewizor, a ja nie umiem się pozbierać, modlę się i chce mi się wyć. Czemu to się wreszcie nie skończy, czemu nie jedziemy szczęśliwi do domu. Zdrowi. 10.10.04 (18. dzień) Na śniadanie Damianek zjadł płatki. Na obiad zjadł zupkę pomidorową. Na mieście kupiłam jemu krem czekoladowy i mleko, zjadł cały z bułką, cieszę się. Bardzo boi się chirurga, zresztą ja też wolałabym, żebym to ja musiała tam iść, a nie on. Wyrwałabym sobie serce, żeby tylko był zdrowy, ale doprowadzę do tego, żeby był zdrowy i wrócimy do domu. Do kochanej mojej córeczki Malwisi i wszystkich w domu. 11.10.04 (19. dzień) Wstaliśmy o 6.30 trochę poleżeliśmy razem, teraz Damianek ogląda bajkę. Ja siedzę i myślę, jak to będzie. Boję się dzisiaj tego chirurga, ale wszystko trzeba przetrwać, tak mi szkoda mojego synka, że tyle musi wycierpieć. 14.10.04 (22. dzień) U dentysty nie było najgorzej. Troszkę płakał przy znieczuleniu, dostał trzy znieczulenia, wyrwali mu cztery ząbki. Został jeszcze jeden mleczny, ale zdrowy i nie muszą wyrywać. Jest 13.00 Damianek teraz gra w grę. Ma 37,8 st. C. 15.10.04 (23. dzień) Diagnoza już jest - ma anemię aplastyczną. Jestem pewna, a wręcz mam takie coś w duszy, że po tych lekach, co mówiła dochtór, wszystko wróci do normy i mój syn, i ja będziemy jechać do domu i na tym się skończy. Bardzo, bardzo modlę się i proszę o to Boga. 16.10.04 (24. dzień) Rano temperatura 37,5 st. C, potem antybiotyk. Zasnęłam, wstałam o 7.43, ubrałam się, włączyłam telewizor. Damianek ogląda bajkę. Będzie miał podaną krew i ja idę zdać krew dla mojego synka. Później mamy porozmawiać z panią dochtór, serce mi wali jak oszalałe, co to będzie, ale przyrzekłam, że będę silna i muszę wszystko przetrwać. Byliśmy w krwiodawstwie po krew i płytki, zdałam 450 ml krwi i dostałam 7 czekolad, michałki, bilety tramwajowe i Damianek dał siostrze i p. dochtór po jednej. 17.10.04 (25. dzień) Rano Damianek musiał mieć zmianę wenflonu. Siostra dwa razy go kłuła, ale nie dała rady, byłam tak bezsilna, że aż płakałam. Potem leżał w łóżku i bardzo płakał, że nie da się kłuć, ale starałam się jemu przetłumaczyć, że jak będzie panikował, to mnie wyproszą i będą go trzymać i zrobią to "na chama. Potem Damianek poprosił, żeby jemu wkuła się inna pielęgniarka, która zrobiła to bardzo dobrze. Teraz 10.57 Damianek ma gorączkę 38,2. Dostał przeciwgorączkowy o 16.00 i cały czas leżał w łóżku. Dopiero obudził się o 18.50 i trochę pomagał siostrom w zabiegowym, a ja smażyłam frytki. Zjadł bardzo dużo i znowu płakał, że się boi kłucia. A ja co? Bezsilność. Wyprułabym swoje żyły i dała dla mojego synka, ale tak nie można. Muszę być silna, tak jak obiecałam mamusi i Jasiowi. Bardzo boję się tego tygodnia i jak on zniesie ten lek, co będzie dalej i kiedy to się skończy. Tu w szpitalu można zwariować, widzisz tylko ból, rozpacz i czujesz ogromną bezsilność, że nie możesz pomóc własnemu dziecku, tylko patrzysz na to. 21.10.04 (29. dzień) Straszny ranek. O 4.00 Damianek obudził się cały zakrwawiony, z buzi leciała mu krew, miał gorączkę 38,5 st. C. Pilnowałam go i śniło mi się, że jestem bardzo szczęśliwa, ale kiedy? Potem pobieranie krwi, lekarze, wypryski i ciągle leciała mu krew z dziury po zębie. Potem dostał antybiotyk i płytki, i trochę lepiej się poczuł, ale zrobił siku i leciała mu krew z siusiaka. Mogę tylko na to patrzeć. I ciągły krzyk Damiana "mamo, bo tak go boli. Dzisiaj jedziemy na "erkę, oddział wzmożonej kontroli. Przeniesienie na oddział intensywnej terapii, paskudne samopoczucie, sala ogromna, pełna aparatur i brak anteny do telewizora i w ogóle. Samopoczucie mieliśmy bardzo paskudne. Cisza, spokój, tylko jęki drugiego dziecka było słychać. 22.10.04 (30. dzień) Wiadomość - wracamy na oddział do sali nr 9, w której leży 7-letni chłopiec. Damianek ma nerwy, że nie leży z Damianem T. Cały dzień był smutny. Przyjechał Jasiu, razem graliśmy w karty, byliśmy na zakupach. Czasami dobrze jest podzielić rozpacz na dwoje. 26.10.04 (34. dzień) Pani dochtór mówiła, że mamy rewelacyjne wyniki i kazała, żebyśmy wyszli na dwór. Byliśmy w sklepie, Damianek pojeździł na samochodzikach, potem pooglądaliśmy zabawki. Bardzo się boję, żeby nie miał gorączki, bo znowu będą antybiotyki i znowu wszystko od nowa. Jak mu mierzę temperaturę, to aż mnie serce boli odczytać, ale przecież wszystko dla jego zdrowia. Robiliśmy dzisiaj kwiaty z suchych liści - piękna rzecz. Dzięki Bogu, Damianek nie miał gorączki. 28.10.04 (36. dzień) Od 16.30 miał temperaturę 37,6. Potem podniosła się na 38 st. C, potem na 38,2 st. C. Dostał coś przeciwbólowego, teraz leży i ogląda bajkę "Pszczółka Maja. Ja całymi dniami siedzę, siedzę i myślę, kiedy to się skończy. Jest 20.00 Damianek dostaje krew, jest wesoły, bawi się zabawkami i mi też w tej chwili poprawił się humor. 30.10.04 (38. dzień) Wieczór 18.00. Damianek ma 38,2 st. C, mówiłam p. dochtór. Przyszli i zmienili mu leki, pobrali krew na posiew, mocz i wymaz z nosa. A oprócz tego ma jeszcze zapalenie żyły w łokciu i smaruję go kremem z orzecha. Moja córeczka dała Damianowi żabkę, która kumka, bardzo się ucieszył. 1.11.04 (40. dzień) Panika. Jak zwykle gorączka 38,2 st. C, znowu dostał lek. Już mi się niedobrze robi, jak widzę tę gorączkę. 2.10.04 (41. dzień) Znowu ranek, antybiotyk, ciężka noc. Damian teraz leży i ma kroplówkę. I przyszła do niego pani nauczycielka. Uczy się, bardzo mu się nie chce. Chcieliśmy iść do fryzjera, ale plany się pomieszały, bo Damian dostał lek na grzyba. Na sześć godzin, z pompą. Bardzo się przestraszyłam, bo lekarka nic mnie nie uprzedziła. Myślę, że to przed leczeniem. Jutro się spytam, dzisiaj muszę przemyśleć. Boję się przyszłości. Cały czas macam go, sprawdzam nogi, czy nie ma gorączki. 4.11.04 (43. dzień) Rozpłakałam się, jak moja córeczka płakała do telefonu. Tak bardzo tęsknię za nią. To już tak długo. 6.11.04 (45. dzień) Jasiu prawie siłą wygonił mnie do fryzjera. Kupiłam też Damianowi termometr, który piszczy jak skończy pomiar, bo miałam wyrzuty sumienia, że tak kilka razy dziennie męczę go termometrem. 15.11.04 (53. dzień) Damianek jest podłączony pod ten lek. Już leci mu trzy godziny i oby tak dalej. Żeby przyjął go w swoim szpiku i żebyśmy byli szczęśliwi ponad wszystko. Proszę Boga i wszystkich świętych, aby szpik kostny zaczął normalnie pracować i wreszcie wszystko wróciło do normy i zdrowia. Martwię się córeczką, jak pójdzie jej borowanie ząbka (oby spokojnie). Damiankowi dzisiaj wypadł ząb mleczny. 21.11.04 (59. dzień) Znowu dzień. Gdybym nie pisała zeszytu, to nie wiedziałabym, co to za dzień. Nie wiem nawet, który to już tydzień tu siedzimy. Dzisiaj jest ok, ale mnie przeraża ta ilość jego leków. 12 różnych i do tego kroplówki. Musimy czekać dwa tygodnie na rezultaty tego leku, ale ja mogłabym czekać jeszcze dłużej, żeby tylko Bóg Wszechmogący dał odrodzenie tego szpiku kostnego. 25.11.04 (63. dzień) Dzisiaj Damianek źle wygląda. Bolą go zęby, kręgosłup, głowa, brzuch. Nie chce chodzić. Ma katar, którego nie może wydmuchać. Czasami myślę, że już nie dam rady, ale co mam robić, żeby było dobrze? Tylko czekać i tęsknić do normalnego życia, do mojej córeczki i rodzinki. Dzisiaj ma przyjechać Otylia. Damianek ma zrobić laurkę i weźmie autograf od niej. 6.12.04 (74. dzień) Dwie godziny żeśmy czekali, potem zawołali mnie, weszłam i widzę synek zakrwawiony, blady, nos z opatrunkiem. Za co on tak cierpi, do kiedy? Wierzę, że kiedyś to się wreszcie od mojego synka odczepi. 10.12.04 (78. dzień) Teraz leży sobie i rozmawiamy o dziewczynach. Wiem, że bardzo mu się podoba Zuzia i Oliwa. Rozmawiamy o wszystkim i wszystkich. Zjadł kolację, teraz je cukierki i ciastka. Zaraz będziemy oglądać "Shreka. Bardzo fajnie się dzisiaj czuję, bo Damianek jest jakiś szczęśliwy, wesoły. W ciągu dnia nie ma podłączonej tej dużej kroplówki, tylko na noc. 16.12.04 (84. dzień) Znowu rano. Nienawidzę tej pory dnia. Jedno i to samo - wielki strach o wyniki. Mam takiego doła, że aż mnie serce boli. Wyłam dwie noce, nie mogę się opamiętać. Cała się trzęsę i boję się, boję się całego mojego życia. Czasami wydaje mi się, że coś pękło we mnie z chwilą choroby mojego synka. 17.12.04 (85. dzień) Szkoła pozbierała pieniądze. Jest to szok, a zarazem wdzięczność, że ktoś chce pomóc. Cały czas myślę, że co się dzieje, to straszliwy sen. Jestem bezradna do bólu. Wieczorami siadam na swoim łóżku polowym i patrzę na mojego synka. Co się z nim dzieje po tych sterydach i lekach. 19.12.04 (87. dzień) Damianek czuje się dobrze, bo się zakochał. Dał wczoraj Dominice róże, a dzisiaj kupił słonika w prezencie gwiazdkowym. Mój syn jest taki wyrozumiały, że czasami aż dech mi zapiera. Robi wszystko sam - płucze nos, czyści go, myje zęby i tak w kółko. 17.03.05 Dzień życia mojego synka. O 12.30 zostaje rozpoczęty proces podawania szpiku kostnego. Przyjęcie w jego organizmie może trwać dwa tygodnie, ale jestem pewna, że będzie dobrze. Damianek jest w ciężkim stanie, boli go pupa, ma zapalenie twarzy i nie ma sił nawet, aby się przekręcić. Oczy, twarz całe opuchnięte. Szpik leciał przez 12 godzin. Ten dzień jest najważniejszy w moim życiu, bo przesądza całe moje dalsze życie. Podawanie szpiku zakończyło się o 21.25. Teraz walka. To ostatni wpis. Damianek zmarł 16 maja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 8798798
widziałam ten film, kazdy normalny lekarz puka sie w czółko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Piotr12345
Drugi użyteczny kontakt to pani Urszula Jaworska, pomaga szukać niezależnie dawców do przeszczepu w przypadku braku zgodności w rodzinie. Gdzie będziesz poddawana chemioterapii?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Eeerrr...
Bardzo mi przykro z powodu zlych wiadomosci, ale musisz byc silna i optymistyczna, bo odpowiednie podejscie i nastawienie jest bardzo wazne. Przez prawie 4 lata pracowalam w UK w fundacji, ktora prowadzila bank dawcow szpiku kostnego i wiem sporo o bialaczce. Chemia to standardowe leczenie, po zakonczeniu ktorego lekarze podejma decyzje co dalej, ktora bedzie zalezala od tego jak Twoj organizm zareaguje na chemioterapie. Nie wiem ile masz lat, ale zakladam, ze jestes osoba mloda, co jest plusem, bo Twoj organizm jest silniejszy. W tej chwili wszystko, co mozesz zrobic to poddac sie leczeniu i miec nadzieje, ze wszystko bedzie ok, bo przeciez jest duzo ludzi, ktorzy przez to przeszli i maja sie swietnie. Wejdz na strone Fundacji Urszuli Jaworskiej (www.fundacjauj.pl) i poczytaj wiecej na ten temat. Glowa do gory! Czeka Cie dlugie leczenie, ale musisz wierzyc, ze wszystko bedzie dobrze. No i na Twoim miejscu "nakrzyczalabym" na mame i poprosila, zeby chociaz przy mnie nie plakala, bo to zapewne nie pomaga. Trzeba byc dobrej mysli. Trzymam kciuki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ewlirka
Jestzle, lecz się jak lekarze przykazują i nie słuchaj oszołomów wg których każdy lek to trucizna a raka trzeba leczyć okładami z kociego łajna i wąchaniem kwiatków. Trzymam kciuki za powodzenie terapii :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dagulekkkk
Powodzenia Kochanie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak Ci pomóc?
Kochana Autorko. Białaczka ostra rozwija się b. gwałtownie. najczęściej od wystapienia pierwszych objawów do wylądowania pacjenta w szpitalu (lub jego śmierci bez leczenia) mija 3-4 tygodnie. Ty piszesz że pierwsze objawy miałaś pod koniec sierpnia a pierwszą chemię będziesz mieć pod koniec grudnia...4 miesiace???!!! jak to możliwe? a co do meritum (zakładajac że jesteś dziwnym przypadkiem) to strasznie Ci współczuję. wydaje mi się ze póki co się tak nie przejmujesz bo jesteś w szoku. Podświadomie nie dopuszczasz do siebie tej informacji, to taki mechanizm obronny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak Ci pomóc?
Piotr12345 Ty tez byłeś chory? ile masz lat?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Piotr12345
Nie byłem i mam nadzieję, że nigdy nie będę, mój najlepszy kolega był i nie dał rady, potem 2 kolejne osoby były... jedna żyje do dzisiaj także bilans 1:2:(, ale wszystkie były dużo starsze, a im człowiek starszy, tym mniejsze szanse na wyleczenie w przypadku AML i ALL... Ale Jestzle jest bardzo młoda i ma bardzo duże szanse moim zdaniem, żeby wygrać, moze nawet bez przeszczepu. Nalezy tylko na wstepie pominąć wszystkie elementy, które są główną przyczyna niepowodzenia w leczeniu - podstawą jest dobry płyn przeciwgrzybiczny w trakcie brania chemii (poza antybiotykami podawanymi przez lekarzy) i odpowiednia pomoc ze strony rodziny jak będzie po 2 czy 3 fazie chemii. Jestzle wszystko będzie w porządku, trzymam za Ciebie kciuki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak Ci pomóc?
a ile te osoby miały lat? (jeśli mozna wiedzieć) mam nadzieję ze dziewczyna da radę choc białaczka to koszmar....smutna prawda jest taka że większość umiera ( bo ciężko znaleźć dawcę)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gfd
Dziewczyna wstrzeliła się w moment:) Pamiętacie tą akcje z Nergalem jak chorował? Masa ludzi się zarejestrowała jako dawcy. Może mama będzie mogła być dawcą, bądź ktoś z rodziny, a jak nie to dawców jest nieporównywalnie więcej niż było, także wszystko ok- ma dużo większe szansę na dawcę aniżeli ludzie 3-4 lata temu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak Ci pomóc?
niby tak, ale to ciągle za mało. czytałam gdzieś że tylko co drugi chory znajdzie dawce...czyli 50/50. jak kurva ruletka, na kogo padnie na tego bęc:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×