Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość anyx

"alkoholowy" problem.

Polecane posty

Gość anyx

Witam, po 5 latach w końcu odważyłam się opublikować moją dziwną historię. Staram się rozwiązywać sama swoje problemy i zazwyczaj nie proszę o pomoc tudzież porady, ale w tym przypadku już mam dość i muszę "wylać" to chociaż na klawiaturę. Dokładniej chodzi mi o problem mój i mojego kolegi(znamy się od podstawówki), całe życie na tym samym osiedlu, wiemy o sobie prawie wszystko. Jesteśmy ze sobą w dziwny sposób związani, coś jakby przyzwyczajenie. Od pięciu, pieprzonych lat między nami, po alkoholu(tylko i wyłącznie po alkoholu) dochodzi do intrygujących sytuacji. Na początku była zwykła namiętność, fascynacja. Więc nie przyciągałam do tego większej uwagi. Na trzeźwo zazwyczaj się unikaliśmy. Ale dokładnie rok temu, wybuchło coś we mnie, definitywnie zazdrość. Zobaczyłam go z inną kobietą, nie czułam się gorsza od niej, zwyczajnie zapragnęłam być na jej miejscu. Ale nie chciałam mu niczego psuć. Zaczęłam go unikać nawet na wspólnych imprezach, byleby nie doszło do kolejnej namiętnej chwili. Aż w końcu i ja sobie kogoś znalazłam. Dowiedział się o tym dość niedawno. I chyba w nim coś pękło. Wyznał mi pewnego wieczoru(oczywiście w stanie nieważkości), że myśli o mnie częściej niż mi się wydaje, że nie może uwierzyć, że mnie stracił, że wiele razy był o mnie zazdrosny(i wtedy przypomniałam sobie o bójce jego i mojego drugiego znajomego, do tej pory nikt nie chciał powiedzieć mi "o co poszło", łącząc te fakty trochę mi zaświtało). Odrzuciłam go tego wieczoru, chociaż również wyznałam mu, że byłam o niego zazdrosna i czasem o nim myślałam, ale zarzekłam się, że to minęło. No i ostatniego weekendu doszło właśnie do sytuacji, która nie pozwala mi normalnie funkcjonować. "Przypadkiem" doszło do tego, że oboje musieliśmy wracać 5km do domu, jak to się teraz mówi "z kapcia". Przez całą drogę zachowywaliśmy się jak para, najszczęśliwsza para pod słońcem, bynajmniej ja to tak odczuwam. Przytulał mnie najmocniej jak potrafi, całował, wąchał mi włosy, droczył się ze mną, wpatrywał we mnie, śmialiśmy się, narzekaliśmy na kilometry. Powiedział nawet, że nie zapomni tego dnia. Odprowadził mnie pod klatkę, właściwie DO, bo weszliśmy się ogrzać. Pocałował na pożegnanie milcząc, osmutniał nawet, i poszedł. Od tamtej pory nie mam z nim kontaktu. Żadnego. Czy to właśnie jest miłość? Czy zwariowałam zwyczajnie? Jestem za stara na takie "akcje". Dodam, że nie zasmakowaliśmy wspólnego seksu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anyx
No i przepraszam, że tak to jest napisane na opak. Jest 6:00, nie spałam zupełnie nic, a ta sytuacja wyjada mi resztki mózgu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przelot_em
To nie jest problem alkoholowy, Ty masz coś nie tak z głową. :D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zinnka
Nie sluchaj ich...jestes po prostu zakochana! To cudowny stan ducha, tyle fajny, co meczacy, czego teraz wlasnie doswiadczasz. Gorzej jednak jezeli chodzi o niego. Takie sytuacje, jakie opisujesz, zdarzaja sie tylko wtedy, gdy jest po alkoholu. Prawde mowiac, na twoim miejscu bylabym ostrozna i nie wyciagala z jego zachowania zbyt daleko idacych wnioskow. Bo prawie kazdy facet po alkoholu sie 'klei". To nie jest dobra wyjsciowa dla zwiazku. Piszesz, ze nie jestescie smarkaci. Wiec wez sprawy w swoje rece i wyjasnij jak dorosla. Zapros faceta na kawe (bez alkoholu!!!) i pogadaj z nim otwarcie. To jedyne wyjscie, aby wyjasnic, na czym tak naprawde polega wasza znajomosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×