Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rycerz Starej Republiki

Niektórzy są po prostu skazani na samotność

Polecane posty

Mam 24 lata, w życiu podobało mi się kilka dziewczyn. Właściwie nie wiem czemu to napisałem i czy ktoś to przeczyta. Ale skoro już to zrobiłem, niech będzie. - Pierwszą poznałem gdy miałem jakieś 15 lat. Ona miała tyle samo i kilka miesięcy wcześniej zaczęła "chodzić" z kilka lat starszym chłopakiem. Facet był typem maczo, widział w niej tylko jej kasę i ciało, zdradzał na okrągło, źle traktował itp. Wiele łez przez niego wypłakała, ale zawsze do niego wracała. Podobała mi się, bo była dobrą i wrażliwą dziewczyną (choć na pierwszy rzut oka takiego wrażenia mogła nie sprawiać), która akceptacji szukała i znajdywała u niewłaściwych osób. Była z nim jeszcze przez ładnych kilka lat, w końcu przejrzała na oczy i go rzuciła (lub on ją, rozstali się ostatecznie w każdym razie). Ale było to już na tyle późno, że wszystkie moje uczucia wygasły. - Druga: mam jakieś 17 lat, ona też. Pierwsze wrażenie: znam tę dziewczynę przez całe moje życie. Mogłem przegadać z nią pół nocy i dalej mi było mało. Śliczna dziewczyna, bardzo inteligentna i zdolna, ale przede wszystkim dobra, potrafiąca wydobyć dobro z drugiego człowieka. Każdy kto był w jej pobliżu czuł się jak ktoś naprawdę wyjątkowy. Była wolna i dawała mi nawet znaki, że chciałaby się ze mną umówić, co do tego nie mam wątpliwości (a wiele razy próbowałem sobie później wmówić, że wcale tych sygnałów nie wysyłała. na próżno). Zacząłem jednak dostrzegać że nie jest z mojej ligi, żę interesują się nią faceci ( w różnym wieku), z którymi ja nie mogę się nawet równać. Jej to zainteresowanie bardzo schlebiało. Odpuściłem ją i zrobiłem wszystko, żeby sama nie czuła potrzeby kontaktu ze mną. Skutecznie. - Trzecia: moja koleżanka, a potem przyjaciółka. Nigdy nie uważałem jej za atrakcyjną (do czasu), ale miała fajną osobowość. Znaliśmy się już od jakiegoś czasu, ale zbliżyliśmy się do siebie dopiero w okolicach pomaturalnych. Długie codzienne rozmowy o życiu, planach itp. W końcu ja zacząłem się w niej zakochiwać. Chciałem czegoś więcej, ona nie, więc zerwałem tę znajomość. Potem ona wielokrotnie próbowała ją odnowić (ale na stopie przyjaźni właśnie), ale byłem nieugięty, czego nie żałuję. - Obecna: nawet jeśli miałbym u niej szansę, to i tak dzieli nas jakieś 200 km. Jest śliczna (wg mnie), choć z niezrozumiałych dla mnie względów nie cieszy się aż takim powodzeniem. Staram się o niej nie myśleć, bo i tak pewnie nic z tego nie wyjdzie, a ja będę potem cierpieć. Dziękuję za uwagę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czasem się zdarza, że niewłaściwie definiujemy problem. Wg mnie powinieneś nazwać ten wątek "Niektórzy po prostu SAMI skazują się na samotność". I wszystko byloby jasne. Do przeszłości nie ma co wracać. Jeszcze tylko ta obecna dziewczyna sie liczy. No ale jak brak ci odwagi... Hmmm, ja tam wolę żałować, że coś zrobiłam, niż że cegoś nie zrobiłam. Ale też rozumiem obawy. Decyzji za ciebie nikt nie podejmie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×