Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość JohnyUno1

Porada w sprawie dziewczyny

Polecane posty

Gość JohnyUno1

Cześć wszystkim, piszę do was z prośbą o poradę: Mam 22 lata, moja dziewczyna jest młodsza ode mnie. Ona jest moją pierwszą dziewczyną, ja jej 3-4 chłopakiem. Przy czym każdy jej związek był z tego co mówi krótkotrwały, w sensie nie dłużej niż miesiąc. Znamy się dziewięć miesięcy, jesteśmy ze sobą prawie osiem. Z początku może nie widziałem jej jako przyszłą partnerkę, stąd też moje zachowanie było trochę obojętne w stosunku do niej. Ale jakoś tak wyszło, że zostaliśmy parą. Wiadomo: na początku wszystko fajnie, w porządku, ale okres zauroczenia minął i wyszło jaki kto jest naprawdę. Z początku była (i w sumie nadal jest) bardzo zazdrosna, między innymi o to, że spotykałem się często z moim kolegą ze studiów, że mu pomagałem w nauce, itp. Spędzaliśmy wtedy ze sobą bardzo dużo czasu, aż w końcu przyszły wakacje ja wróciłem do siebie do domu, tam też pracowałem. Ona też pracowała, w sumie spotkaliśmy się kilka razy. Zauważyłem już w trakcie wspólnych wakacji, że jest nazwijmy to: leniwa. Chodzi mi o to, że marudzi mi w kółko, jak wcześnie wstaję, że ją budzę, itp. Przeżyliśmy też wspólnie nasz pierwszy raz. Zaczęły się studia ponownie i powoli pojawiają się schody: najpierw zaczęło się od tego, że chciała, abym zmienił grupy ćwiczeniowe, bo jest w nich moja dobra koleżanka. Potem zasugerowała, że na swoje najbliższe urodziny chciała by, abym się jej oświadczył. Jakoś wytłumaczyłem jej, że jest to póki co bez sensu. Dni mijały, czasem się sprzeczaliśmy o byle pierdoły. Ja starałem się po kilka razy wytłumaczyć jej coś, a ona dalej drążyła ten temat. W efekcie w przypływie gniewu podnosiłem znacznie głos na nią. Kilka razy przez to płakała, że na nią krzyczę. Starałem się poprawić i jakoś mi to stopniowo się udawało. Wiem, że mam trudny charakter i jest momentami bardzo uparty, ale próbuję to zmienić. Spędziliśmy wspólnie sylwestra, było bardzo miło. Ostatnio się posprzeczaliśmy niby to o pierdoły, tzn.: ja dostałem zaproszenie od kolegów na wspólne wyjście na piwo. Zgodziła się, abym sam poszedł. A potem z tego powodu była awantura. Dotyczyła ona również tego, że nie chcę jej pomagać przy uczeniu się do egzaminów. Tłumaczyłem jej, że ja też mam naukę, że mam swoje rzeczy, żeby sama się uczyła, co ona zinterpretowała jako mój egoizm. Niby to moje życie i poukładam je sobie jak chcę, ale moja mama uważa, że to nie jest dziewczyna dla mnie. Mówi, że ona chce mieć na własność, że ciągle jest na zasadzie „ja i nie ma w naszym związku „mnie. Trochę jest może w tym prawdy. Mówi, że jest ona bardzo agresywna i chce mieć mnie na własność. Sprowadza się to do ciągłych telefonów (nawet kilka dziennie): co robisz, gdzie jesteś, a z kim, a dlaczego, itd. Sam nawet uważam, że jest to momentami męczące. Każdy taki telefon to średnio kwadrans i więcej rozmowy. Ponadto zawsze jak jadę do domu, to standardowe pytanie jest: kiedy wrócisz i dlaczego dopiero wtedy, że tak długo nie będziemy się widzieć. Mam momentami wrażenie, że to jest problem dla niej, że jeżdżę do domu. Żeby nie było, że ja ją krytykuję, to ma ona też dobre strony. Potwierdzają to nawet jej znajomi, którzy mówią, że trafiła mi się fajna dziewczyna. Jest bardzo opiekuńcza, bardzo mnie kocha. I tu też jest (chyba) problem: ona jest strasznie zapatrzona we mnie, bardzo się jej podobam. Raz mimochodem powiedziała, że jak mnie zobaczyła, to wiedziała, że chce ze mną przeżyć swój pierwszy raz, bo bardzo się jej podobam. Nie jest tak, że ja ją mam gdzieś, bo staram się, pomagam jej, słucham ją. Ciągle marudzi, że ma dużo nauki, że coś tam, że tamto. Mi też się zdarza (w sumie rzadko), ale jakoś potrafię coś z tym zrobić. Nasz seks niby jest fajny, ale to głównie ja się muszę w nim starać. Ją ciągle boli, ma dość. Momentami mam wrażenie, że spotykamy się tylko dla seksu. Inną problematyczną kwestią, że nie chcę po nią przyjeżdżać (mieszkamy w różnych częściach miasta). Ma prawie bezpośrednie połączenie do mnie, ale dla niej wciąż jest problemem to, że musi jeździć autobusami w czasie, gdy ja mam samochód. No dobrze, ale paliwo też kosztuje. A czas jaki potrzebny mi jest na przejazd w obie strony jest taki sam, jak ona do mnie jedzie. Wszystko chce ciągle robić razem, wszystko jest wspólne. A gdzie jest może czas dla mnie? Mimo wszystko ja już powoli nie mam sił na to wszystko, powoli mnie to przerasta. Czuję, że się wypalam. Wiem, że muszę z nią porozmawiać na ten temat. Ale nie wiem czy dalej jest po co trwać w tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JohnyUno1
Dodam może jeszcze taką kwestię: Uważam się za bardzo zaradną osobę, która potrafi wszystko rozwiązać sama. Natomiast ona ma pewne istotne dla mnie braki: nie potrafi za bardzo gotować, co jest dla mnie poważną przeszkodą. Nie wyobrażam sobie, że całe życie będę stał w kuchni i gotował - to raczej na tym nie polega.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×