Gość w zawieszeniu Napisano Maj 28, 2012 Witam. Nie wiem czego szukam . Pomocy? porady? wysłuchania? Może ktoś był w podobnej sytuacji i może podzielić się swoimi spostrzeżeniami? 12 lat razem - kiedyś pewnie miłość , potem długie lata życia obok siebie : każdy swój komputer, każdy swoich znajomych , każdy swoje życie . Zbiór wspólny: córka 11 lat , wspólny dom . Kilka zdań dziennie wspólnie zamienionych podczas robienia kawy w kuchni. Na pewno szacunek, przyjaźń. Bez przytulania w czasie dnia, bez poświęcania uwagi , bez troski - czułam się jak rzecz- fajnie że jest : załatwi , zrobi zakupy, posprząta , ogarnie dom i wszystko co potrzeba- tak się czułam- sama ze wszystkim na głowie bez jakiegokolwiek wsparcia. Mąż jest dobrym człowiekiem - nie pije , nie bije - ale czy to wystarczy? W ubiegłym roku pojechałam za granicę, poznałam kogoś. Potem jeszcze kilka razy spotkaliśmy się - wspólne tematy , wreszcie poczułam się naprawdę kochana , piękna, pożądana, ktoś się o mnie troszczył, pytał jak się czuję , czy w czymś pomóc. Po kilku miesiącach spotkań, sms, maili, rozmów telefonicznych podjęłam decyzję : wyjeżdżam . Zostawiłam instrukcję obsługi domu , przygotowałam psychicznie dziecko , zadbałam o to , żeby poradzili sobie beze mnie . I wyjechałam . Tam - było pięknie ... ale już na trzeci dzień przeszłam załamanie - płakałam cały dzień bo dotarło do mnie poczucie straty swoich miejsc , do których jestem przywiązana od tak długiego czasu , rodziny która mnie potępiła... i najważniejsze: dziecka , też męża . Oddałabym w tamtej chwili wszystko żeby z powrotem być w domu . Przepłakałam dwa dni , po czym został we mnie smutek i żal - ogromna tęsknota .... i postanowiłam wrócić pomimo tego, że F. nie był mi obojętny. Pomimo tego, że był wspaniały, troskliwy , opiekuńczy , wyrozumiały i wiem, że mnie kocha. Wróciłam po 16 dniach . Mąż przywitał mnie jak przyjaciel : "dobrze, że wróciłaś" . Wiem, ile wycierpiał , dużo rozmawiamy , stara się , przejął część obowiązków w domu. Ale na samej przyjaźni chyba nie da się kontynuować małżeństwa. Wiem, ze F. tam na mnie czeka - nie zatrzymywał mnie , bo wie że nie ma prawa walczyć o mnie kiedy w grę wchodzi dziecko. To są moje wybory i moje decyzje. Tylko ze ja nie wiem czego chcę. Byłam tam - nie cieszyło mnie nic bo tęskniłam za tym co tutaj. Jestem tu- nic mnie nie cieszy bo tęsknię za tym co tam . Całkowite odrętwienie , zamrożone głęboko uczucia i emocje. Nic nie czuję do nikogo i niczego tutaj. Wybieram się do psychoterapeuty - z mężem. Zdajemy sobie oboje sprawę, ze to nie jest terapia szansy - tylko terapia prawdy. Wiem, że mąż chce ze mną być . Nie wiem, czy faktycznie kocha, czy to z przyzwyczajenia, czy z wygodnictwa czy dlatego że docenił co raz stracił. Nie wiem tego. Ale po 12 latach życia jak z współlokatorem ja już nie potrafię wykrzesać z siebie miłości. No i chyba mam nadal w sercu kogoś innego . Skomplikowane to wszystko . Nie potrafię sobie z tym poradzić. Miał ktoś taką sytuację? Może pomóc? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach