Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość angel_00000

paradoks - im jestem starsza, tym mniej gotowa na ślub

Polecane posty

Gość angel_00000

Będąc z moim poprzednim chłopakiem wydawało mi się, ze to na całe życie, na zawsze miłość, wierność itd itp. I wydawało się, że chcę ślubu a tak naprawdę nie miałam pojęcia ani świadomości co to oznacza... Na szczęście do ślubu nie doszło, bo i tak po 4 latach związku wszystko się rozsypało... Teraz ... mam chłopaka z którym jestem niecałe 3 lata. Na początku znajomości - euforia... Zakochanie itd. Czułam, że spotkałam kogoś z kim mogłabym przeżyć resztę życia, ale ... no właśnie... ALE. Im dalej, im jestem starsza, oraz kiedy obserwuje znajomych, rodzinę, tym bardziej dociera do mnie tak naprawdę co to znaczy wziąć z kimś ślub. I jestem przerażona... Boję się... bo patrząc na pary wokół, na małżeństwa z np. 20-letnim stażem ... to mało par jest tak naprawdę szczęśliwych. Mało kto potrafi się nadal kochać, doceniać, wspierać. Nie wiem czy to czasy są takie, że życie to walka o pieniądze i wszystko inne schodzi na dalszy plan, ale fakt jest taki, że ja takiego małżeństwa nie chce. A prawda jest taka, że chyba każdy biorąc ślub - kocha (lub przynajmniej tak mu się wydaje), wierzy, że będzie szczęśliwy, więc ja się pytam - gdzie jest ta miłość po tych kilkunastu latach? Kocham mojego chłopaka, jest mi z nim dobrze. Wiadomo, że są kłótnie i nieporozumienia, że wkurza mnie czasem jak nikt, ale kocham. I chcę z nim być, a jednocześnie tak strasznie się boję być za 10-20 lat nieszczęśliwą, niedocenioną, zakompleksioną żoną żyjącą OBOK męża, bez głębszej nici porozumienia, z którym łączą mnie tylko wspólne rachunki i dzieci. Kropka. Czy Wy biorąc ślub, nie macie takich myśli? Biorąc pod uwagę, że w Polsce 1/3 małżeństw się rozpada a kolejna 1/3 to fikcja, czyli życie OBOK siebie a nie razem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale gdzie problem???
Gdzie widzisz problem???? Przecież jak przyjdzie wam się rozstać to się rozstaniecie ze ślubem czy bez.... (tylko kwestia rozwodu, ale jak rozstajecie się w zgodzie to formalność) Ślubu w dzisiejszych czasach NIE MUSISZ brać żeby żyć z facetem. Kiedyś było to społecznie niedopuszczalne....dziś każdy żyje jak chce. Jeśli już mieszkasz z facetem to właściwie ślub niczego nie zmieni...nie masz przekonania, nie bierz i oszczędź wszystkim przykrości na przyszłość

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość angel_00000
Problem widzę w straconych latach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale gdzie problem???
ale straconych w jakis sposob?jak się rozwiedziesz to to nie są stracone lata? weź daj spokój...z cyklu chciałaby a się boi. Ciotki i sąsiadki ci nagadały,że cię chłop w lata wpędza? To za niego wyjdź, potem zawsze możesz się rozwieść i nikt ci w twarz nie będzie pluł ze stara panna....załamująca postawa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poweselna
Chyba na tym cała sztuka polega, by dużo rozmawiać ze sobą o swoich potrzebach i starać się zawsze, nie tylko na pierwszych randkach :) Ja wyszłam za mąż pełna spokoju i pewności co do wspólnego życia, wierzę, że będzie dobrze i staram się, by tak było.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Angel, chyba każdy się tego boi :) Przecież ludzie się zmieniają, może nie zawsze bardzo drastycznie, ale większość tych, których IQ ma więcej niż 1 cyfrę, jednak w jakiś sposób ewoluuje ;) Najgorsze co można zrobić moim zdaniem, to liczyć że "jakoś to będzie", a nie liczyć na siebie. Ludzie wierzą w jakiś magiczne daty, liczby, miesiące z "r" w nazwie, niebieskie podwiązki czy pożyczone kolczyki, a zapominają,że bez wzajemnego szacunku i dobrej woli niczego nie da się zbudować. Małżeństwo, rodzina, to trudne, ale i piękne zadanie. Widzę to po rodzicach, dziadkach, ciotkach. Pewnie, że się kłócą. Ale jakoś tak szczęśliwie się w mojej rodzinie układa, że każde małżeństwo opiera się na wzajemnym szacunku do siebie. Kiedy przeminęły te motyle w brzuchu i radość z każdego wspólnie kupionego kubka do herbaty, pozostała miłość :) Spokojna, cierpliwa i wyrozumiała (umiarkowanie :P), dojrzała. Jest takie ładne powiedzenie - chcesz, żeby inni Cię szanowali, szanuj sam siebie. I inne - nie czyń drugiemu, co Tobie nie miłe. Sądzę, że są to dwie fundamentalne zasady, na których powinny opierać się wszystkie relacje międzyludzkie. W tym małżeńskie. Z tym, że czasem i tej dobrej woli, i dojrzałości braknie jednej ze stron.. Wtedy należy walczyć. O miłość, o małżeństwo, wedle przyrzeczenie "i cię nie opuszczę.." Ludzie zrobili się wygodni, kłopoty, problemy omijają zamiast pokonywać, i mamy falę rozwodów, nieszczęśliwych dzieci z rozbitych rodzin.. Ale się rozpisałam :) Wychodzę za mąż za rok, ciągle się zastanawiam jak to będzie, ale staram się po prostu zbyt wiele nie planować, nie oczekiwać. Najważniejsze są mocne fundamenty, a takowe sądzę mamy z moim narzeczonym :) I umiejętność dostosowania się do drugiej osoby, sztuka kompromisu i .. wydaje mi się, takie zwyczajne lubienie się nawzajem:) Bo można kogoś kochać, i go nie lubić. Naprawdę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×