Co was najbardziej drażni w katolikach?

Mnie najbardziej ich fanatyzm. Jeszcze do niedawna chodzilam do kosciola, ale dostrzeglam... nie wiem, jak to nazwac... Nie chodzilam do kosciola nieodpowiednio ubrana, nie tez jakos przesadnie schludnie, ale na kazaniach zaczeto pouczac wiernych, iz do swietego miejsca powinno sie schludnie ubierac. Pytam wiec: do kosciola sie chodzi po ocene ludxi i ksiezy czy ubralam sie jak nalezy (czy wyrazam przez to szacunek) czy po to, by skupic sie na modlitwach i rozmyslaniu o Bogu? Smiesza mnie te cale spowiedzi, wywalanie swoich brudow ksiedzu. Co do ksiezy... Coraz glosniej jest o ksiezach majacych zony, dzieci. Czy to normalne? Tlumacza sie oni, ze to wierni za "slabo" sie modla o nich, dlatego szatan tak kusi. A ja uwazam, ze to zalezy od silnej woli. Ok, jestem ksiedzem, oddalem sie calkowicie Bogu i wiem, co mi wolno, a czego nie. Nie pojdziesz do kosciola raz, mochery truja: oo, szatan opetal. Moj przyklad: od poczatku tych wakscji nie bylam w kosciele, babcia jest na mnie smiertelnie obrazona. Mowila: mazz chodzic do kosciola i juz. Zafnego wytlumsczenia dlaczego. Rownie dobrze moge isc do kosciola i myslec te niecale 60 minut o niebieskich migdalach. Pozytku z czegos takiego nie ma. No ale bylam w kosciele, nie? Smieszy mnie rowniez modlenie sie. Dka mnie cos znaczy modlitwa ulozona przez samego siebie, swoimi slowami, a nie klepanie "formulek", nad ktorymi z czasem przestajemy myslec. Po prostu je mowimy. Malo tego, dlaczego ciagle musimy przrpraszac Boga i prosic o wybaczenie za to, ze jestesmy grzesznymi ludzmi? Nie jestem zadna anty-wierzaca, ale czasami, jak tak sobie to wszystko przemysle, zastanawiam sie: o co w tym valym cyrku chodzi? Wielokrotnie doswiadczylam obecnosci samego Boga i w Boga wierze, ale jak na razie zaczynam nienawidziec tego wczesniej wspomnianego cyrku koscielnego.