Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nie_ogarniam_umysłem

udawał przyjaciela?

Polecane posty

Gość nie_ogarniam_umysłem

Witam i od razu na wstępie zaznaczam, że piszę tutaj, bo nie potrafię sama znaleźć wytłumaczenia dla sytuacji, w której się znalazłam. Może ktoś na forum miał podobne doświadczenia i wesprze dobrą radą. Dwa lata temu poznałam O. Złapaliśmy wspólny język, ale nie spodziewałam się, że ta znajomość w ogóle się przedłuży, bo akurat przypadkowe spotkanie, znajomy ówczesnego chłopaka. Ale... znalazł mnie na portalu społecznościowym. Zaczęliśmy niezobowiązująco rozmawiać. O wszystkim i niczym. Aż się dziwiłam, że tak dobrze może mi się rozmawiać z facetem, bo z reguły trafiałam na małomównych, a tu taki gaduła. I tak nam się toczyła ta znajomość - wiadomo, trochę luźniej w pracy to pogadamy, nic zobowiązującego. Zaproponował spotkanie, ale też bez jakichkolwiek podtekstów. Spotkaliśmy się, rozmawiało się tak samo dobrze - nie wiem, czy dlatego że nie czułam presji, że o coś w tym chodzi. Była między nami jakaś zwykła sympatia, ja akurat byłam po rozstaniu, nie czułam potrzeby tym bardziej z kumplem byłego. Nie było też z jego strony żadnych sygnałów, tylko rozmowy, raz częściej, raz rzadziej. Nasze życia toczyły się sobie, a my sobie tak umilaliśmy czas nawzajem. próbowaliśmy się potem jeszcze spotkać, ale ciągle coś wypadało. Ale rozmawialiśmy dalej. Na początku tego roku przestałam korzystać z tego portalu, kontakt się przez to urwał, było kilka smsów ale jakoś wygasło. Po jakichś trzech miesiącach odezwałam się do niego. Ucieszył się jakby to był dzień dziecka. I zaczęliśmy rozmawiać jakbyśmy przestali dzień wcześniej. Jakoś częściej. Przeszliśmy na spotkania. Nie jakieś częste, jako kumple. Raz na dwa tygodnie. A to kino, a to spacer... Gadaliśmy w kółko. Znajomość przybrała na intensywności, zaczęłam się zastanawiać jakby to było z nim być. Miałam poczucie, że to człowiek na którym mogę polegać. Słowny, uczciwy, szczery. Pewnie że miał swoje problemy, ja miałam swoje. Ale jakoś czułam że nam obojgu zależy na tej znajomości. Podczas zakrapianego spotkania powiedział że mnie kocha. Że już od dawna, że bardzo się starał nie naciskać, żeby nie zepsuć. Ja poczułam że latam... i wystarczył tydzień, bym poczuła że coś jest nie tak... po tygodniu zaczęło się, że zmęczony, że chory, wiecznie coś mu wypadało - proponował spotkania i odwoływał. Od razu powiem - gdyby to był obcy człowiek, wiedziałabym, co to oznacza. Ale przecież znam tego człowieka nie od dziś, nigdy tak nie było, coś jest nie tak. Próbowałam rozmawiać, pytać, może naciskałam za mocno - ale ufałam mu jak kumplowi, uznałam że nie muszę udawać, bo on wie jaka jestem. Zapewniał, że to zbieg okoliczności, że on naprawdę kocha. Po czym pojawiły się u niego problemy prywatne. Nie będę pisać jakie, grunt że miał bardzo stresujący czas i skupiał się na rozwiązaniu tego problemu. Z początku nie chciał mi powiedzieć, ale przyznał się o co chodzi. Więc czekałam licząc że jak już się ułoży, to będzie jak dawniej. Ale okazało się inaczej. Spotkaliśmy się, niby było ok, poza tym że źle się czuł. Dzień później już było coś nie tak... nie chciał rozmawiać, był zły, nie wiem z jakiego powodu... na tyle na ile zdążyłam go poznać, wiedziałam że nie lubił mówić o tym co go boli. Minęło kilka dni, odezwał się, w trakcie rozmowy zorientowałam się że dalej jest coś nie tak... spytałam - i powiedział. Ze to jednak nie to, ze on nie wie dlaczego, ale zamiast chcieć bardziej, chce mniej, że się zmusza. Że mi nie wytłumaczy bo sam nie wie. Czy jest tu ktoś kto mi wyjaśni po prostu, jak można budować tak długo relację opartą na koleżeństwie, by w moment, w porównaniu z całą resztą czasu, stwierdzić, że to nie to? Czy to naprawdę nie TO? Czy od początku nie chodziło o uczciwą relację?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość erereqwzt
poalu sie przekonujesz ze afcet to swinia!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
to już wiem, myślałam że ten jest inny, a okazał się jeszcze gorszy... inni nie mamili mnie miłością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
On cię nie mamił - omamiłaś się sama. Chłopak po prostu się mocno zauroczył i - jak wielu przed nim i wielu po nim, pomylił miłość z zakochaniem. Nawet na starych wyjadaczy to trafia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
ale to chyba mimo wszystko dziwne, że tak długo się starał zdobyć zaufanie, uczucie, a tak szybko mu przeszło?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość idiotkadopotęgii
chyba jestem w bardzo podobnej sytuacji :-O znajdź mój topik ja CI nie poradzę nic poza tym żebyś dała sobie spokój, szkoda czasu :-( ja też straciłam 2 lata

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przyjacielem nie był nigdy
i wcale nie musiał go udawać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
" ale to chyba mimo wszystko dziwne, że tak długo się starał zdobyć zaufanie, uczucie, a tak szybko mu przeszło?" Nie dorabiaj ideologii :) Ani się nie starał, ani nie próbował. Po prostu był.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
czytałam, tylko u mnie było inaczej. To nie ja o niego zabiegałam. Początkowo znajomość rozwijała się całkiem naturalnie i luźno, w ogóle nie postrzegałam jej jako szansy na cokolwiek głębszego, nie analizowałam tej relacji. Po prostu dwójka ludzi sobie umila czas na rozmowie z osobą, z którą fajnie się rozmawia o wszystkim i o niczym. W tym roku jakoś zaczęliśmy się częściej spotykać, ale dalej na stopie koleżeńskiej. Miałam w międzyczasie krótki związek z Panem bumerangiem, ale widząc jak traktuje mnie kolega (z szacunkiem, nie olewa, widać że zależy mu na kontakcie) wiedziałam że nie mogę dalej ciągnąć tej relacji z wielokrotnym byłym, bo widziałam na własne oczy jak mogę być traktowana. Zaczęłam przyglądać się temu mojemu "przyjacielowi bliżej" - zaczęłam czuć, że gdybym mu pozwoliła, by mnie uszczęśliwił. Nie byłam oczywiście w stu procentach pewna, ale podejrzewałam, że może mu zależeć. I wtedy powiedział że mnie kocha, że zostanę jego żoną, żebym mu tylko pozwoliła, a uczyni mnie szczęśliwą. I możemy powiedzieć że tu się szczęście skończyło. Bo już tydzień później zaczęły się obietnice bez pokrycia, których nie mogłam pojąć (bo w końcu go znam, nigdy tak nie robił, musi być jakiś powód, przecież to jest O. - najlepszy facet jakiego znam, on jest inny); próbowałam lekko, mocniej, były pretensje, tłumaczenia, zapewnienia; a potem kolejne kłopoty, złe humory, narastające napięcie... i powiedział że to nie to - od wyznania do finału 1,5 m-ca. Nie za szybko po takich podchodach?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość idiotkadopotęgii
Damscenka kiedyś mi tak doradziłas a dziś już wiem, ze to był błąd :-( Kobieto. Zależy ci na tym, prawda? To mu to okaż. Pokaż. Daj to odczuć. Dałam :-( i będę tego żąłowac do końća życia, bo straciłam szacunek dla siebie :-( TO FACET POWINIEN SIĘ STARAĆ O KOBIETĘ! dopiero jak kobieta jest pewna w 100% uczuć faceta moze zacząć robic kroki jako pierwsza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość idiotkadopotęgii
not o chyba njie czytałaś, bo ja też nie zabiegałam :-O tylko po czasie ok roku dawałam mu odczuć , z ejest dla mnie kimś waznym mówiac np.że się stęskniłam za nim, ze mu ufam... to chyba nei ejst zabieganie o faceta tylko dyskretne otwieranie furtki...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
Damascenka - mogłabyś rozwinąć? Co masz na myśli mówiąc po prostu był?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
Mój też po przejściach, wiem, że z kompleksami - moim zdaniem wdrukowywał je sobie bez sensu, ale taki jest ludzki umysł, że nie przekona cię nikt, musisz to zrobić sam. Powiedział , że kochał już jakiś czas, że bardzo się starał tego nie zepsuć, nie chciał za szybko, więc był obok i powoli przekonywał mnie do siebie. Że ile to razy nie siedział i się nie zastanawiał co ma napisać, czy w ogóle cokolwiek. Tak mi powiedział. No nie wymyśliłam tego sobie. I chwilę później mu przeszło? Zaczęło się wieczne - co ty we mnie widzisz? Jak ty możesz mnie kochać? Przecież ja jestem - i tu różne epitety określające go po prostu mianem GORSZY. Gdzie sens, gdzie logika?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"idiotkadopotęgii Damscenka kiedyś mi tak doradziłas a dziś już wiem, ze to był błąd" A od czego masz WŁASNY MÓZG? Umiesz myśleć, czy za każdym razem musisz pytać innych o to, co masz robić? Dżizas, zażalenia kieruj do siebie a nie do mnie :-o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"FACET POWINIEN SIĘ STARAĆ O KOBIETĘ! dopiero jak kobieta jest pewna w 100% uczuć faceta moze zacząć robic kroki jako pierwsza" Hahaha, dawno nie czytałam takich bzdur! Hahaha, normalnie na żywca z "Bravo" wycięte :D NIKT NIGDY NIE MOŻE BYĆ W 100% PEWNYM UCZUĆ DRUGIEGO CZŁOWIEKA! Człowiek to tylko człowiek. To wzajemna praca, nawet na początku - znajomości, związku. To wzajemne dbanie o relacje, o atmosferę. Dziecko, lepiej odrób lekcje albo zrób siusiu, zmów paciorek i idź spać. Ale dzięki za poprawę humoru :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"nie_ogarniam_umysłem Damascenka - mogłabyś rozwinąć? Co masz na myśli mówiąc po prostu był?" Po prostu był, jak każdy znajomy czy kumpel. Odnoszę wrażenie, ze potrzebowałaś u boku kogoś, komu mogłaś się wygadać, komu mogłaś zaufać. Ot tak, po prostu. Każdy może się pomylić, kochana. Uznaj to za kolejne życiowe doświadczenie, będzie ci lżej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
to nie były moje słowa, nie wiem, czy piszesz do mnie, czy wciąż do autorki kilku postów wyżej... ale widzę, że nie owijasz w bawełnę, więc za rozwinięcie swojej opinii byłabym wdzięczna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
Dzięki, uprzedziłaś mnie... Ja to wiem, zgadzam się z tym, tak było przynajmniej na początku, później te relacje się zmieniały... ale to on pierwszy wyznał co czuje, ile się do tego zbierał... naprawdę uważasz, że to normalne, żeby tak po prostu przeszło z dnia na dzień?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"A od czego masz WŁASNY MÓZG? Umiesz myśleć, czy za każdym razem musisz pytać innych o to, co masz robić?" "Hahaha, dawno nie czytałam takich bzdur!" "Dziecko, lepiej odrób lekcje albo zrób siusiu, zmów paciorek i idź spać." Damascenka, takie traktowanie innych cię dowartościowuje ? Masz jakieś kompleksy ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
bo teraz czuję się oszukana - o ile ja budowałam tę relację jako włąśnie koleżeńską, przyjacielską i w konsekwencji związek, o tyle czuję że z drugiej strony to była próba podboju, strasznie długa, ale jak widać wytrwały, gol i do widzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zauroczenie, zakochanie właśnie tak przemijają. Z dnia na dzień. Poczytaj wątki innych piszących na Kaffe. Nie sądzę, by był nieuczciwy. Raczej niedojrzały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, placku. Cholernie lubię tak traktować innych i leczę tym kompleksy. Odpowiedziałam na pytanie, teraz mi nie przeszkadzaj, ok? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dwa lata na podbój? Myślisz, ze "napalony facet" miałby siłę tak długo walczyć i zabiegać? Tym bardziej, że wasza znajomość przez długi okres czasu opierała się na zwykłym koleżeństwie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
to akurat prawda, jest niedojrzały. A raczej wie o tym, i wiele razy mówił, że chciałby, by jego życie było poukładane, dorosłe... tyle że mu się nie chciało go zmieniać. Liczył, że samo się zmieni - któregoś dnia się obudzi i będzie miał żonę, dziecko, pieniądze. Nawet mówił - wcześniej myślałam że żartował, ale okazało się że jednak kalkulował taką opcję, bo próbował - że musi zrobić dziecko, bo jak będzie dziecko to zmienić się będzie TRZEBA. Szuka prostych rozwiązań. Mam wrażenie, że myślał, że ja rozwiążę jego problemy - nagle będzie różowo. Okazało się że nie zmieniło się w zasadzie nic. Wiec uznał, że to zły kierunek. Myślałam, że to dobrze o nim świadczy - to że widzi swoje życie, widzi że potrzebuje zmian... nie zwracałam jednak w ogóle uwagi na to, że on nie ma motywacji by te postanowienia zrealizować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
Wiem, że trochę wyolbrzymiam - trochę jadu we mnie wciąż tkwi. Na samym początku czułam jego zainteresowanie, ale jako że nie szukałam adoratora a kumpla, utrzymywałam relację na pewnym poziomie, myślę że to zaakceptował, albo wyciszył się po prostu w zabiegach... dopiero w tym roku pozwoliłam się tej znajomości rozwinąć. Ja cieszyłam się tą jego sympatią - podbudowywała mnie ta relacja, bo poczułam że mogę być lubiana za bycie sobą przez mężczyznę - trochę płytkie? Dodawało mi to pewności siebie, to na pewno - ale uwielbiałam go jako człowieka, z obu stron był szacunek, chęć pogłębiania tej relacji, zrozumienie i zainteresowanie losem drugiej osoby - tak przynajmniej czułam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyno, kawał porządnej i normalnej baby z ciebie. Nie próbuj go zrozumieć - on sam siebie zapewne nie rozumie. Jest zbyt dziecinny, niedojrzały na TO, na poważny związek. Utrzymujecie jeszcze kontakt (nie doczytałam się tego).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
Ta normalna i porządna aż wycisnęła mi parę łez - dzięki, naprawdę. Akurat taka normalna może nie do końca - poobijana trochę bardziej niż bym chciała... liczyłam, że budując związek na fundamencie dłuższej znajomości, w której zdążyliśmy się lepiej poznać, od tej lepszej i gorszej strony, od strony dołków i górek - wreszcie przełamię pewien wzór, który mi przez ostatnie lata towarzyszył. Okazało się to jeszcze gorszym wyborem. Myślę, że nie chcąc go rozumieć i tak rozumiem go lepiej niż on sam. Nie mamy kontaktu... cała sprawa miała finał w piątek, mieliśmy się spotkać, ja prosiłam w zasadzie o spotkanie, żeby jakoś zamknąć ten etap po ludzku, twarzą w twarz. Niestety nie odezwał się do tej pory - a nie będę go zmuszać do tego, żeby pokazał jaja - sam powinien je zapuścić. Jeśli nie - to chyba nie ma o co prosić nawet... Teraz tylko po prostu próbuję oswoić się z myślą, że straciłam kogoś, kogo uważałam za przyjaciela, a przynajmniej za kogoś, kto tym przyjacielem miał wielkie szanse zostać. Bo dziś to wyjątkowo rzadkie, budować szczere relacje - z kimkolwiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytając twoje słowa tylko coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że bardzo wartościowa (mimo tych poobijań, a może właśnie dzięki nim) z ciebie osoba. Wiem, że cienko to zabrzmi, ale ciesz się raczej z tego, co się wydarzyło. Pomyśl, jak dalej mogłoby wyglądać twoje życie z typowym Piotrusiem Panem. To ty musiałabyś być tą mocniejszą stroną, tą z jajami i łbem na karku. Zarówno babą jak i facetem w związku. Szybko byś się zamęczyła i wypaliła. Kochałabyś mocno, szczerze, głęboko, wręcz esencjonalnie. Prawdziwie. A on? Co byś poradziła swojej przyjaciółce, gdyby miała taki problem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie_ogarniam_umysłem
To prawda, łatwiej spojrzeć na to z boku. Teraz myślę, że właśnie to mu imponowało, ta dojrzałość emocjonalna - że on się tym właśnie karmił, bo sam chciałby taki być, tylko to kosztuje trochę wysiłku, a i nikt mu za to w walucie nie zapłaci. Trafiłam na człowieka, który tonie w swoim niedojrzałym życiu, widzi bezsens postępowania jak dzieciak, ale nie chce mu się, po prostu nie chce mu się z tego wydostać, bo to wymaga poświęceń. Jest źle, ale wygodnie... Chyba chciał z moją pomocą się uratować - tylko okazało się, że to się nie da z dnia na dzień. A miał potencjał na fantastycznego faceta - tylko niestety bez motywacji. Muszę się z tym pogodzić, wiem, że na dłuższą metę to nie miałoby szansy - boli tylko to, że jak cofnę się o te wstrętne półtora miesiąca, to widzę zupełnie innego człowieka. Któremu zależało... jednak za mało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak najprawdopodobniej było - imponowałaś mu. I nagle się przestraszył, że sam będzie musiał taki się stać, chcąc dotrzymać ci kroku. A on chce się bawić w życie. Żyć nie chce, bo to praca. Ciągła nieustanna praca nad sobą, nad związkiem. Poradziłabym mu obejrzenie filmu "Thousand Words". Doceniłby (może) wagę tego, co mówi i znaczenie wyznania "kocham cię". Szkoda cię dla niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×