Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rumianektaki

Opowiadania

Polecane posty

Rumianektaki Piszę opowiadania i chciałabym usłyszeć opinie innych osób. Mam 16 lat, ale kiedy pisałam te opowiadania miałam 14/15. Dusza Megan zaginęła. Dowiedziałam się o tym od naszej wychowawczyni w piątek w czasie lekcji. Resztę godzin szkolnych spędziłam, nie mówiąc ani słowa. Czas się dłużył. Mijałam słupy informacyjne, ściany bloków i drzwi centrów handlowych. Gdzie nie spojrzałam, mogłam dostrzec plakaty ze starym, zrobionym trzy lata temu zdjęciem Megan. Moje oczy dobrze je znały. Widziały je wcześniej w jej paszporcie i w ramce no jej mahoniowym biurku. Ldąc, męczyła mnie masa pytań, spadających na moją głowę jak krople deszczu. Czy ja ją jeszcze zobaczę? Co ona teraz robi? Jak się czuje? Ostatnimi czasy wszystko wydawało mi się podejrzane. To pewnie przez te uprowadzenia w naszej miejscowości. Meg była piątą osobą, która nagle zniknęła z miasta. Zaginieni byli w różnym wieku, o przedostatnią osoba była czterdziestoletnia pani Lori. Spokojna kobieta. Głównie pamiętam ją z tego, jak w wiosenne i letnie popołudnia przesiadywało w ogrodzie na swym wiklinowym krześle, czytając grube, nieciekawie wyglądające książki. Kto by chciał ją porwać? Nawet nie była ładna, miała siwe włosy zazwyczaj związane w kucyk. Masywne szkła od okularów i granatowe oprawki przysłaniały jej stare, zmęczone oczy. Natomiast Megan była piękną, niebieskooką dziewczyną o kasztanowych, długich włosach. Ma wspomnienie o niej przeszły mnie dreszcze. Poczułam przeszywającą mnie bezradność, bo nie wiadomo jak bardzo bym chciała i jak bardzo bym się starała, nie potrafiłam jej pomóc- Pozostaje mi tylko wierzyć i mleć nadzieję, że ono jeszcze kiedyś stanie w moich drzwiach. Zmęczona weszłam do domu. Mama słała przy kuchence, a taty ani śladu. Zapewne jest w pracy. Zrzuciłam szkolny plecak na podłogę. -Abi, ty nic nie szanujesz! Przecież to zupełnie nowy plecak- rozszedł się głos mamy po mieszkaniu. Nie zamierzałam jej nic odpowiedzieć, nie czułam takiej potrzeby. Wchodząc do salonu, poczułam woń pieczonych ziemniaków. -Cześć. Taty jeszcze nie ma?- zapytałam, siadając na krześle. Mama nie raczyła nawet odwrócić się w moją stronę. -Nie wiem. Ale wiem, że znowu się spóźniłaś. Ile można wracać ze szkoły?- rzuciła poirytowana przez ramię. -Mamo. Przestań- skończyłam temat, który zmierzał tylko do kłótni. -Ile ci nałożyć ziemniaków?- spytała niedbale.- Nakryj do stołu. -Sama sobie nałożę- powiedziałam, podnosząc się. Rozłożyłam swoją ulubiona zastawę porcelanowych talerzy. Białych z polnymi kwiatami, takimi jak: czerwone maki i niebiesko-fioletowe chabry, a gdzieniegdzie przeplatane złociste kłosy zboża. Postawiłam do lego białe kubki, a mama dostawiła żaroodporny pojemnik z ziemniakami. -Cześć, już jestem!- doszedł mnie głos taty. Chwilę później lalo stanął uśmiechnięty w progu drzwi. -Witam moje dziewczyny- uśmiechnął się jeszcze szczerzej. Tradycyjnie podszedł do mamy i pocałował ją w policzek, a przechodząc klepnął mnie po ramieniu. Wszyscy usiedli przy stole, tata zaczął nam opowiadać o tym, jak było w pracy, a ja przekładałam widelec z jednej ręki do drugiej. Nagle tata zaniepokoił się moim znużeniem. -Abi, co się siało? Coś cię dręczy?- nie dowierzałam jego pytaniom, Megon zaginęła, a on się mnie pyta o takie rzeczy? -Nie widziałeś plakatów?- zapytałam. -Nie- odpowiedział, Jak mógł ich nie zauważyć? Przecież one są wszędzie. Rozumiem, że moja mama mogła ich nie widzieć, bo większość czasu spędza w domu, ale on, jako doradca mieszkaniowy? -Jak to ich nie widziałeś?- powiedziałam z pretensjami -Po prostu nie zwróciłem na nie uwagi- rzekł spokojnie. -0, jakich plakatach ona mówi?- wtrąciła mama. -Nie wiem. Właśnie dziecko, o czym ty mówisz?- oboje spojrzeli na mnie pytająco. -Megan zaginęła- spuściłam głowę na dół. Mama zaniemówiła, nastąpiła niezręczna cisza l po chwili tata postanowił ją przerwać. -Jak to zaginęła? -Normalnie. Tak samo jak te cztery osoby przed nią- próbowałam uspokoić drżący głos. -Jak długo jej nie ma? Może tylko gdzieś wyszła?- mama zdobyła się na pocieszenie, -Na pewno. Wyszła sobie na spacer no jakieś pięć dni!- wrzasnęłam. Emocje wzięły górę. Wybiegłam z kuchni do przedpokoju, ubrałam się i wyszłam z domu. Promienie słońca wdarły mi się głęboko w oczy, wiatr otulił moja twarz. Szłam do góry jedyną drogą, która prowadziła do miasta. Tak, więc znalazłam się wśród sklepów i centrów handlowych. Na jednym ze słupów rzucił mi się w oczy plakat z Megan, Podeszłam bliżej l przeczytałam uważnie słowo po słowie, aż w końcu doszłam do ważnej informacji „...Ostatni raz widziana była w bibliotece miejskiej... Dalej widniał adres biblioteki. Bez wahania ruszyłam do wskazanego miejsca. Po około pięciu minutach moim oczom ukazała się wielka, kamienna biblioteka. Po jej prawej stronie pięły się ku górze zarośla, okna byty ogromne z ozdobnie wyrzeźbionymi parapetami jednak najwspanialsze były drzwi. Duże, potężne, drewniane drzwi z wieloma ozdobami na kształt wywijasów i winorośli, a z obu stron wrót majestatycznie stały przecudne kolumny, przed którymi umiejscowione były rzeźby lwów. Biblioteka robiła niesamowite wrażenie. Poczułam lekki strach, gdyż ogrom budowli mnie przerażał. Dookoła budynku nie było żywej duszy. Nie było już słychać śpiewu ptaków, które do tej pory mi towarzyszyły. Zacisnęłam w dłoni wywiniętą to góry klamkę, po czym całym ciężarem swojego ciała przycisnęłam ją i popchnęłam drzwi, zawiasy zaskrzypiały. Zobaczyłam schody, prowadzące ku górze. Powoli zaczęłam zmierzać do ich końca. Nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać, gdy stopnie się skończą. To, co tam dostrzegłam, wcale mnie nie zadziwiło. Zwykłe regały pełne książek. Po prawej stronie za biurkiem siedziała bibliotekarka. Wyglądała na około trzydzieści lat, miała rozpuszczone, blond włosy lekko spięte klamrą z tyłu głowy, jednak reszta spoczywała spokojnie na jej ramionach. Podniosła głowę i spostrzegłam jej wielkie, błękitne oczy, na polikach i nosie miała rozsypane piegi. Zaczęłam się rozglądać po wnętrzu biblioteki. No ścianach wisiały portrety najwybitniejszych pisarzy, a także tych niszowych, o którym wcześniej nie słyszałam. -Mogę w czymś pomóc?- dobiegł mnie miły głos. Odwróciłam się w stronę blond pracownicy. -Nie, dziękuję- byłam zdezorientowana-Albo tak. Czy widziała tu pani z pięć dni temu wysoką brązowowłosą dziewczynę? -Możliwe. Przychodzi tu dużo osób- poinformowała mnie kobieta. Jej odpowiedź była chyba sprzeczna z prawdą, tu nie ma ani jednej osoby. -Niech pani się skupi. Prawdopodobnie miała taką dużą, czerwoną torbę z rysunkiem magnetofonu. Proszę sobie przypomnieć- poprosiłam błagalnie. Bibliotekarka nie wydawała się być zainteresowano moją sprawą, jej wyraz twarzy prawie, że się nie zmieniał. Nagle ją olśniło. -Ach, tak. Chyba wiem, o kogo chodzi. Dziewczyna szukała czegoś w dziale historii- odpowiedziała obojętnie, zakładając okulary. -Czy ona stąd wychodziła?- dopytywałam. -Czemu miałaby nie wychodzić?- wzruszyła ramionami. Nienawidzę jak ktoś odpowiada mi pytaniem na pytanie. Zauważyłam, że nie wyciągnę z niej więcej informacji, więc ruszyłam w stronę regałów z książkami historycznymi. Gdy doszłam, rzuciła mi się od razu w oczy książka z bardzo intrygującym tytułem „Wyjście jest tutaj". Miała grubą, żółtą okładkę i mieściła z trzysta stron. Przeczytałam opis zamieszczony na jej tyle i przyznam, że się pogubiłam. Opis książki mówił o jakiejś wspaniałej baśni, napisanej przez Elizabeth Foster, a przecież znajdywałam się w dziale historii. Wzięłam masywną księgę w rękę i powędrowałam do bibliotekarki, która właśnie na mnie patrzyła. Nie spuszczała ze mnie wzroku, a jej oczy były takie złowieszcze. Przeraziłam się. Momentalnie mnie sparaliżowała. -Wiem- wyszeptała- Zanieś książkę do działu baśni. Jest on tam, na końcu- obróciła głowę w lewo, wskazując mi kierunek. Przeszył mnie lęk. Czy to jakaś psychopatka? Czy to ona porywa? Co zrobi ze mną? Mijając kolejno regały i portrety, nagle stanęłam jak wryta. Obok działu baśni wisiał obraz bibliotekarki we własnej osobie. Pod nim widniał dopisek „Elizabeth Foster, jedna z najmłodszych i najbardziej utalentowanych pisarek. Mówi sama, że jej książki zawierają duszę i żyją własnym życiem." Z tego można wywnioskować, że to bibliotekarka jest autorka książki w żółtej okładce. W jednym momencie stanęło mi serce, na ramieniu poczułam czyjąś dłoń, a na karku czyjś niespokojny oddech. -Pomóż mi- poprosiło cicho. -Ale jak?- poczułam niepewność. -Wróć stamtąd, a książka będzie skończona- odebrała mi ją z rąk i otworzyła na pięćdziesiątej stronie, która była zakończona trzema kropkami. Resztę stron przewróciła szybko w palcach. Były zupełnie puste. Nagle dłonie zamknęły księgę i spoiły strony razem. Oddech odszedł, bibliotekarka zniknęła w mroku regałów, a ja zostałam sama między nimi. Wokół zrobiło się czarno, moje ciało otulił chłód. Czy z Megan stało się to samo? Upadłam. Przede mną były ciemne zasłony, ostrożnie je rozsunęłam, a moim oczom ukazał się zupełnie inny świat. Różnobarwne rośliny, czyste niebo z wysoko osadzonym słońcem i tęczą. Zachwyciły mnie, latające nade mną ptaki ze skrzydłami motyli, a także jednorożce, gryfy i kilkoro ludzi. To było wspaniałe. Coś zakłóciło moje fascynacje. -Abi! Co ty tu robisz?- odezwał się głos za mną. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. To była Megan.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To była Megan. Ta moja brązowowłosa Megan. Bez chwili zastanowienia rzuciłam się na nią, otulając ją ramionami. -Meg! Nic ci nie jest? Co się w ogóle stało?- stanęłam z nią twarzą w twarz. -Spokojnie. Nic mi nie jest- uśmiechnęła się. -To la bibliotekarka, tak?- spojrzałam jej prosto w oczy, łapiąc ją dłońmi za barki. -Nie! Abi, to nie ona. Ja sama chciałam- zaprzeczyła. Myślałam, że gdy ją znajdę, będzie kompletnie zrozpaczona, zagubiona. Tymczasem ona promieniała radością. Meg uwolniła się z uścisku moich rąk. -Co sama chciałaś?- patrzyłam na nią bez zrozumienia. -Słuchaj, ja chciałam się tu znaleźć. Nie widzisz, jak tu jest wspaniale? Dużo lepiej niż na Ziemi- wytłumaczyła mi ze spokojem w głosie. -Wróć do nas. Tęskniłam- poprosiłam ją. -To ty zastań tu- zaproponowała. -Nie mogę, to niemożliwe. Ta cała jest nienormalna- zdenerwowałam się. -To nie tak. Zapewne już poznałaś Elizabeth Foster. Poznałaś?- zapytała dla pewności. -Tak. Jest dziwna- stwierdziłam, przewracając oczami. -Nie. Ona chce tylko dokończyć swoją książkę. Puste strony są przeznaczone na przygodę, którą napisze osoba, będąc w tym świecie. Ja miałam ją napisać sobą, lecz wolałam zostać tu, tak Jak moi poprzednicy. Książka dobiegnie końca dopiero, gdy główny bohater wróci na Ziemię, ale najpierw musi spędzić tu trochę czasu- wytłumaczyła mi. Teraz pojęłam wszystko. Elizabeth widziała we mnie nadzieję, a więc nie mogę jej zawieźć. Czułam się potrzebna. Spędziłam w „Baśni" około trzech tygodni, gdy trzysetna strona dobiegła końca, znalazłam się z powrotem no Ziemi. Czasami jeszcze wspominam dni z „Baśni". Wspomnienia przyprawiają mnie o słone łzy i tęsknotę za ważna dla mnie osobą, przyjaciółką Megan. To smutne, kiedy otacza cię zwykła rzeczywistość, a jedyne, co możesz zrobić to rozmarzyć się i zapomnieć o codzienności. Pamiętam jak siedziałam z Meg na wielkim liściu jakiegoś rozłożystego drzewa i opowiadałyśmy sobie czasy szkolny. Kiedy zgłodniałyśmy, podeszłyśmy do jasnozielonego krzewu i zarwałyśmy soczysty, fioletowy owoc smakiem podobny do kiwi? Teraz siedząc tak z zamkniętymi oczami, myślę ile wspomnienia nam doją. Sprawiają, że kąciki naszych ust lekko się unoszą, po czym rozweselają, bądź rozdrapują dawne rany. To zależy od tego, jacy jesteśmy i jak postępujemy. Księga „Wyjście jest tutaj" zdobyła sławę, jednak o jej „prawdziwej pisarce" było cicho. Doszłam do wniosku, że dopóki sam czegoś nie przeżyjesz, nie będziesz potrafił przekazać tego wiarygodnie, l nigdy nie zapomnę, że książka musi mieć duszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A oto i drugie opowiadanie. Bardziej dla dzieci. Jak przez lupę Od pewnego czasu wraz z moją przyjaciółką Alą staramy się zrzucić kilka kilogramów. Oczywiście nie sądzę, że jestem gruba, ale czy wy widzieliście te modelki ze Stanów Zjednoczonych? Są po prostu przepiękne. Zaczynają się wakacje, więc to idealny czas na schudnięcie. Pływanie w morzu, spacery i mniej się je!. To musi się udać. Tego wieczoru zasnęłam jak zawsze w miarę szybko. Nagle obudził mnie potężny huk. Z przerażeniem zerwałam się. Zobaczyłam, że całkiem niedaleko idzie jakiś wielki, po prostu olbrzymi stwór. Nie widziałam jego twarzy, ale posturę miał typowo ludzką. Wyglądało jakby się gdzieś spieszył, bo po chwili zaczął przyspieszać. Dookoła mnie zdążyłam dostrzec jeszcze kilka takich olbrzymów. Nawet mała dziewczynka trzymająca za rękaw swoją mamę, była znacznie większa ode mnie. Pod dłońmi nie czułam już aksamitu mojej pościeli. Po chwili zaczęłam zadawać sobie wiele pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Gdzie ja jestem? Co tu robię? Czemu tu jestem i jak tu się znalazłam? Zaniepokojona rozejrzałam się dookoła.. Prawie jak zwykły świat, tylko jakiś powiększony. Budynki, ludzie, chodniki, jednak nie zauważyłam żadnych pojazdów, nie było fabryk i grupek młodzieży. Ludzie ubrani byli całkiem normalnie. Stałam obok czegoś podobnego do krawężnika. Usłyszałam czyjś głos za sobą. - Kim jesteś?- Przestraszyłam się, serce zaczęło mi walić jak szalone. Powoli odwróciłam się w stronę rozmówcy. Agnieszka, a ty?- głupia, po co zadawałam to pytanie, przecież doskonale widziałam, że przede mną stoi paskudny, szary szczur. -Jestem szczurem- wykonał śmieszny gest układając łapką wąsy. Przymrużył oczy. Skąd przybyłaś?- zaciekawił się moją osobą. Podszedł do mnie czujnym krokiem i zaczął obwąchiwać. Złapał moją rękę. Niezgrabnie ją wyrwałam z jego uścisku. -Co robisz? Zostaw!- rozzłościł mnie swoją nachalnością. -Przepraszam dziwna istotko, a więc skąd pochodzisz?- znacznie się odsunął, wpatrywał się we mnie jak w obrazek. -Jestem z z Polski- rzuciłam mu swój uśmiech. Co? Gdzie to jest? Czy to jest jakieś nowe królestwo?- dopytywał. -Nie! Skądże, to -Ach tak! Już wiem! Jesteś wróżką!- stwierdził uradowany, klaszcząc w łapki. -Nie, nie jestem!- szczerze zaczęły irytować mnie jego pytania i odpowiedzi na nie. -A więc może elfem jesteś?- przymrużył oczy. Nie czułam już tego niepokoju, co na początku. Wręcz przeciwnie, byłam odważniejsza. Nie mogłam tylko zrozumieć czemu rozmawiam ze szczurem. -Nie!- odkrzyknęłam oburzona. -Krasnoludkiem?- zapytał cichym głosem jakby wystraszył się mojego wybuchu złości. -Nie, nie jestem ani wróżką, ani elfem, ani krasnoludkiem. Jestem po prostu człowiekiem!- machnęłam rękoma ze złości i przytupnęłam. -Kim? Widać było, że zdziwiła go moja odpowiedź. -Człowiekiem- powtórzyłam. -Kto to, bądź, co to?- podrapał się pazurkami po głowie. -No człowiek, ludzie. O! To na przykład ja- starałam się wytłumaczyć, jak najlepiej umiałam. Przysiadłam na krawężniku. -Ach ludzie I tak nie wiem- usiadł koło mnie. Poczułam się niekomfortowo. -Przecież pełno tu ich jest. O tam, jeden idzie!- wskazałam mu palcem idącą kobietę. -A to nie. To olbrzymy- uświadomił mi, robiąc przy tym śmieszną minę. -Opowiedz mi o nich- byłam ich strasznie ciekawa. Złożyłam ręce, przygotowując się na opowieść. -Lepiej jak sama ich poznasz, wskakuj- wskazał głową, abym usiadła na jego grzbiet. Tak zrobiłam, po czym ruszyliśmy przed siebie. Droga była usypana z piasku. Na naszej trasie napotkaliśmy kilka przeszkód takich jak patyki, czy kałuże. Dotarliśmy do miasta. Zauważyłam ogromny targ. Stragany, owoce, warzywa, odzież, stare meble i przedmioty codziennego użytku, a nawet konie były na sprzedaż. Ludzi, a raczej olbrzymów było pełno. Zafascynowana stałam na środku, patrząc dookoła. -Uważaj!- popchnął mnie szczur. Przed moimi oczyma ujrzałam wielki but. Jego właściciel nawet mnie nie zauważył. Zgniótłby mnie jak robaka. -Hej! Co ty sobie myślisz? Że jak jesteś ogromny to możesz wszystko?- napięłam się i stając prawie na czubkach palców, zaczęłam się wydzierać i wściekać. -Cicho. Nie warto i tak cię nie słyszy- szczur złapał mnie łapką za ramię tak, że poczułam jego pazurki na karku. -Eh, te olbrzymy są okropne, nawet nie patrzą pod nogi- byłam oburzona tym faktem. -Szczurze, pokaż mi ich miasto- poprosiłam. I tak też było. Zwinnie wskoczyłam na jego grzbiet. Żeby nie spaść, lekko trzymałam się futerka na jego szyi. Czułam się przy nim zupełnie bezpieczna, jednak z obawą spoglądałam jak wkraczamy w jakąś cudną aleję. Na środku stała nieduża fontanna tryskająca wodą. Na jej murach siedziały barwne ptaki, a czubek zdobiła rzeźba małego aniołka. Ten widok mnie zachwycił. Kazałam szczurowi się na chwile zatrzymać, abym mogła się napawać tym obrazem. -Szczurze, jak masz na imię?- zapytałam, patrząc wciąż na ptaki. -Jestem po prostu Szczur. Nikt mi nigdy nie nadał imienia- nie powiedział tego z obojętnością. W jego oku zakręciła się łezka. -Ja ci mogę nadać imię- zaproponowałam lekko uśmiechnięta. Byłam trochę zmieszana sytuacją. Nie wiedziałam czy powinnam się uśmiechnąć, czy też pozostać w powadze. -Naprawdę? Proszę, daj mi imię- dostrzegłam na jego mordce nutkę szczęścia. A więc od dziś drogi szczurze będziesz nosił imię Sebion- imię na poczekaniu, ale spodobało mi się. -Sebion- powtórzył do siebie szczur, patrząc w niebo. Polubiłam go. Ucieszyłam się na myśl, że się rozweselił. -Pewnie jesteś już głodna. Zabiorę cie gdzieś- powiedział i ruszył -Gdzie?- zapytałam odruchowo. -Zobaczysz- nie chciał powiedzieć gdzie idziemy. Nie mówiłam już nic, tylko wdychałam świeże powietrze. Świat olbrzymów był piękny. Soczyście zielone trawy, błękitne niebo i nagle w oddali dostrzegłam ogród pełen kwiatów. Miały przeróżne kolory. Pięły się ku górze do słońca. Po chwili znaleźliśmy się między nimi. -To tu- oznajmił Sebion. Szedł w stronę wielkiego, czerwonego tulipana, a ja podążałam za nim. -Po co tam idziemy?- spojrzałam na niego- to chyba najwyższy czas, żebym się dowiedziała. -Mieszka tam pani Liza- odpowiedział z uśmiechem na pyszczku. -Kto?- dopytywałam. -Pani Liza to pszczoła. Bardzo miła pszczoła- szczur i pszczoła? Nie rozumiem. -Po co do niej idziemy?- zaniepokoiłam się. Boję się owadów i się ich brzydzę, a jeśli mnie użądli? -Da nam miodu- zatarł łapki. -Miodu? Uwielbiam miód- ucieszyłam się na tę wiadomość. -To dobrze się składa, bo ja też. Pani Lizo!- krzyknął szczur. Po chwili z kwiatu tulipana wyleciała pszczoła. Nieduża, ale okrągła. Uchyliła nam tulipana, żebyśmy weszli. -Witaj szczurze! Z kim przybywasz- po minucie latania nad naszymi głowami, stanęła przed nami. -To Agnieszka, jest człowiekiem i nadała mi imię- powiedział to tak, jakby pochwalił się mną. -Ach, miło mi- przytuliła mnie owłosionym ciałkiem.- Wchodźcie- zaprosiła nas. Była miła, ale nieco się jej brzydziłam. Była w końcu owadem! -Ja nie wejdę- oświadczył szczur.- Jestem za ciężki. Trzymał łodygę tulipana nachyloną, tak abym mogła wejść. Złapałam się jednego z płatków kwiatka i próbowałam się podciągnąć, aby dostać się do wnętrza kwiatu. -Miodu chcecie?- zapytała, jakby znała odpowiedź. Kiwnęliśmy głowami, potwierdzając. -No to poczekajcie, polecę po niego do mojej kryjówki- pani Liza odleciała. Zostałam sama ze szczurem Sebionem. Nagle puścił on łodygę, kryjąc się za dużym kamieniem. Zdążył jeszcze krzyknąć. -Uważaj, olbrzym! Dostrzegłam tylko zbliżającą się wielką dłoń dziecka. -Tato, tato! Zerwałam ten ładny kwiatek-usłyszałam dziewczęcy głosik. Strasznie mną trzęsło, więc złapałam się pręcika w tulipanie. Gdy dziewczynka się zatrzymała, odchyliłam jeden z płatków kwiatu. Bardzo się bałam. Nie wiedziałam, co się ze mną stanie praz gdzie jestem. -Racja Aido, jest piękny- zgodził się z nią większy olbrzym. Nie słuchałam dłużej ich rozmowy, nie wyglądałam na zewnątrz. Pomyślałam o pani Lizie i o tym, że dziewczynka imieniem Aida pozbawiła ją domu. A szczur? Co ja bez niego pocznę? Byłam, mu wdzięczna za wszystko. Moje rozmyślania skończyły się, kiedy weszliśmy do mieszkania. Przez szparę między płatkami widziałam jak Aida wlewa wodę do glinianego wazonika. Był śliczny. Fioletowo-zielony. Dziewczynka wzięła mnie ze sobą do swojego pokoju. Postawiła wazon i rzuciła kwiat na stolik, wtedy wypadłam. -Aa- Aida wyglądała na zmieszaną. Gdyby była człowiekiem dałabym jej 9 lat. Była prześliczna. Uczesane w dwa warkocze jasne włosy sięgające do piersi, odsłaniały jej błękitne oczy. Ubrana była w białą sukienkę w czerwone kwiaty. Wyglądała jak aniołek. Spoglądała na mnie z niepokojem. -Kim jesteś?- nabrała odwagi. -Jestem człowiekiem. Mam na imię Agnieszka- poniosłam się. Musiałam prawie, że krzyczeć, że by mogła mnie usłyszeć. -Jesteś taka maleńka. Mogę ci mówić Tulino?- zapytała. -Ale czemu tak?- zdziwiłam się. -Bo wypadłam z tulipana- uśmiechnęła się. Oczywiście pozwoliłam jej tak na siebie mówić, opowiedziałam jej o swojej historii ze szczurem i pszczołą. Podekscytowała się jak dowiedziała się, że rozmawiałam ze zwierzętami. Było jej jednak również troszeczkę przykro z powodu domu pani Lizy. Po chwili Aida zapytała czy może się ze mną pobawić, zgodziłam się. Wzięła mnie na swoją dłoń. Potem szczotką do włosów dla swojej lalki rozczesała moje włosy, a później związała mi je w

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
koński ogon. Zaczęło robić się ciemno. Na kolację dostałam kilka okruchów chleba i kawałeczek sera. Dziewczynka zrobiła mi posłanie z dużej paczki po zapałkach, a poduszkę z wacika higienicznego. Zgasiłyśmy światło i położyłyśmy się. -Dobranoc Tulinko- powiedziała cichym głosem, odwracając się na drugi bok. -Dobranoc- szepnęłam wyczerpana dzisiejszym dniem. Zanim zasnęłam rozmyślałam nad szczurem Sebionem, Pszczoła Lizą i nad uśmiechem małej olbrzymki Aidy. Czy już na zawsze będę tutaj? Zasnęłam. Obudziłam się rano w swoim łóżku bez kołdry. Poduszka leżała na środku pokoju. A więc to był tylko sen. To było chyba przesłanie, że jeśli przesadzę z odchudzaniem to będę miała pod górkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×