Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość DoNNAa

Zmarła mi babcia...co dalej?

Polecane posty

Gość DoNNAa

Miała duży wkład w moje wychowanie. Dzięki niej,w dużej części jestem kim jestem, Myślę, że ona m.in. ukształtowała mój charakter. Była bardzo chora, rak płuc i tak walczyła długo,prawie dwa lata. Do końca była świadoma, chociaż bolało bardzo. Nie chciała jednak zbytnio leków przeciwbólowych. Wiedziała, że umrze i wydawało się, że jest z tym pogodzona. Myśl o tym mam wrażenie, że znosiła lepiej niż rodzina. Była bardzo wierząca, codziennie sie modliła, ale miała też nadzieję, że wyzdrowieje. Na 2 tygodnie przed śmiercią chciała poznać modlitwę do jednego ze świętych, który ulecza wszystkich. Daliśmy jej ją, nie wiem czy ją odmówiła. W dniu śmierci rano powiedziała dziadkowi, że od nas odchodzi. On nie uwierzył. Pare godzin później faktycznie odeszła w szpitalu. Z relacji sąsiadki z pokoju wiem jednak, że babcia krzyczała "ratunku, pomocy" a nikt jej z tą pomocą nie przyszedł. LEkarze postanowili już ją zostawić. Następnie przyjechała rodzina i przy nich też już ostatkiem sił prosiła o ratunek i pomoc. To były jej ostatnie słowa. Za 15 minut zaczęła umierać. Zatem pytam skoro była z tym pogodzona to czemu w ostatnich chwilach chciała ratunku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
Pomoże mi ktoś to zrozumieć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgdalenelena2
mysle, ze tu na forum nie znajdziesz na to odpowiedzi. to bardzo przykre. postaraj sie porozmawiac albo z osobą duchową (ale taka naprawde z powołania), albo z kims, kto zajmuje sie doradztwem duchowym. współczuje Ci i ściskam mocno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
Czyli uważasz,że w ostatniej chwili mimo wiary i pogodzenia się z tym wszystkim człowiek i tak chce żeby go uratować?? To straszne..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgdalenelena2
Nie, mysle, ze Twoja babcia mogła być już pogodzona z tym, ze odchodzi. Te ostatnie słowa to moze tylko strach przed nieznanym, bo zdawała sobie sprawe z tego, ze odchodzi. Wiem, ze ludzie czuja śmierć. I jest tak, że rzeczywiscie gdy mowia, ze odejda (jak twoja babcia do dziadka), to tak jest. JEj słowa to mogła byc tylko forma lęku, bo wiedziala, ze juz odchodzi, ale nie znaczy to, ze nei była pogodzona ze smiercią jako taką. a co w ogole mowila o smierci wczesniej? godzila sie, ze umrze? byla na to "przygotowana"? czy mowila, ze sie boi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie wiem, czy jestes gotowa
żeby poznac odpowiedź na to pytanie:( Śmierć na raka płuc to jedna z bardziej bolesnych smierci. Myśle że stąd to błaganie o pomoc. Dziwię sie jednak, ze nie zadbaliście o odpowiednie znieczulenie babci w tym najgorszym momencie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
Powiem tak. Im bardziej się w to zagłębiam to się zastanawiam czy babcia przed nami nie odgrywała pewnej pozy. Nie wiem czy ona po prostu specjalnie nie mówiła nam pewnych rzeczy żebyśmy po jej smierci nie cierpieli. Mówiła zawsze, że wie ze umrze, ale co z tego, że my musimy zyć dalej, nie mozna sie zamartwiać. Przygotowywała się na tą smierć, mówiła jaka chce trumne ubranie itp. Rozmawiała o tym jak o czymś zupełenie normalnym, nie wygląda na bojącą się, zresztą nigdy się niczego nie bała. Chciała o tym mówic, ale nie kazdy z nas chciał jej słuchać. Ja słuchała, ale i tak za chwilę dodawałam, że przecież ona wyzdrowieje lub i tak jeszcze długo będzie żyć. Mówiłam by doczekała mojego ślubu, ale ona mówiła, że już nie doczeka. Wydawała się bardzo dzielna. Dziadek jednak, który siedział z nią cały czas, mówił że dużo płakała. JEdnak nie wiem czy z bólu czy z załamania i to mnie zastanawia. Ja nigdy chyba nie widziałam jej podłamanej lub płaczącej. Jeszcze na kilka dni przed smiercią gdy u niej byłam, mama jej opowiadała że dziadek się martwi i że dla niego to już koniec świata a ona zapytała "a nawet jakby to był koniec świata (tj jej smierć) to co z tego??". Wtedy ostatni raz z nią rozmawiałam, a własciwie ona na mnie bardzo patrzyła jakby chciała mnie zapamietać. Później gdy przyszłam to była już w trakcie umierania, na mnie już nie spojrzała, była spokojna i powoli przestawała oddychać, aż zmarła. Ale podobno przed tym bardzo wołała o pomoc, jak nie było nikogo z rodziny, a jak przyszli to już ostatkiem sił. To mnie przeraziło. To takie nie w jej stylu, w stylu jaki znam. Chyba, że ją bardzo bolało, ale wydaje mi się, ze chodziło o to,ze chce życ. Na 2 godziny przed smiercia jeszcze powiedziała wujowi żeby on nie przywoził dziadka bo dziadek się załamie, ale ten i tak po niego pojechał. W chwili smierci był z nia jej mąż, dzieci , ksiądz i ja, ale ja przyszłam dosłownie w ostatnich monmntach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko, większość ludzi kocha życie chociaż uparcie się do tego nie przynznaje. Jeżeli wokół ma się kochającą rodzinę tym bardziej trudno jest odchodzić w nieznane. Śmierć bardzo trudno jest oswoić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wasza babcia pokazała wam w ostatnich chwilach, że należy trzymać się życia i walczyć o nie, przestać słuchać głupkowatych etyków czy kleryków atakujących naukowców prowadzących badania nad nowymi lekami, DNA, komórkami macierzystymi, klonowaniem - te badania w przyszłości pozwolą powstrzymać śmierć. Zapamiętaj słowa swojej babci zanim znowu zagłosujesz na PIS lub LPR

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
Ale przed tym wszystkim ona wielokrotnie mówiła mamie, że chce już umrzeć, bo się bardzo męczy. Tylko własnie nie rozumiem co stało się w ostatniej chwili, że zaczęła prosic o pomoc. Tłumaczyłam sobie, że chciała zaczekać, aż wszyscy przyjadą i dopiero potem spokojnie umrzeć. Gdy wszedł dziadek z wujkiem i babcia zawołała ostatni raz pomocy poszli po lekarkę i ta włączyła jej jakiś lek, ale jednoczesnie powiedziała do pielegniarki "zsotawmy już ją tak". Spojrzała jeszcze na dziadka, wujka i mamę, która za chwile przyszła a potem zaczęła patrzeć w sufit. Była już spokojna i oddychała coraz wolniej. Potem wpadł ksiądz i ja. Już na nas nie spojrzała, ksiądz zaczął modlitwy i za jakiś czas babcia zmarła. Widziałam jeszcze jej ostatnie oddechy. Jednak przez to, że wiem, że wołała o pomoc, nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
bibbizzo współczuję. A na co chorowała? W jakim wieku była?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
na raka kości z przerzutami, a wczesiej piersi i narządów rodnych ale to nie ma znaczenia dziś, zmarła, a ja nie mogę nawet wyjść z pracy czuję się z tym jak bura suka ale Ty pisz, krzycz, płacz jak masz taka potrzebę ja ostatnio jestem na tyle zdrętwiała, ze tylko patrzę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgdalenelena2
autorko, jak juz ktos wczesniej napisal- dlaczego nie zadbaliscie wczesniej o odpowiednie znieczulenie? tylko dopiero kilka ostatnich minut? przeciez twoja babcia mogla bardzo cierpiec/ dusic sie. rak płuc to bolesna choroba i bolesna smierc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bylam przy smierci
Dwóch bliskich osób,obie umierały na raka.Żadna nie wołała o pomoc,raczej już wcześniej chciały umrzec,mówiły o tym,umierały po cichu,bardzo spokojnie.Jedna z nich była głęboko wierząca,druga nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
agonia rakowa wymaga maksymalnego znieczulenia, nawet kosztem utraty przytomności, to prawda

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po co to analizujesz
to bez sensu u osób umierających zmienia się psychika, to wynika z metabolizmu mózgu, ciało po woli wyłącza organy lekarze pewnie podali leki by spokojnie umierała i by ten proces się nei przedłużał ciesz się że do końca była przytomna, mój teść umierał na raka płuc dwa dni, był pobudzony, majaczył, co chwilę chciał zmieniać miejsce z kanapy na fotel i z powrotem, palił papierosy których nie miał to było straszne, bał się ciemnosći, nocy, bał się że umrze w nocy z opowieści rodziny wiem że podobnie umierał inny krewny chory na raka płuc ciesz się że babcia była świadoma

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
Słuchajcie moja babcia była cały czas podłączona do maski tlenowej i leków reanimacyjnych. Nie wiem czy było tam znieczulenie, ale pewnie też, w końcu to szpital. do tego dostawała zastrzyki, przyjmowała proszki, które cały czas jej przynosili. W domu miała morfinę, ale odmawiała jej przyjmowania, widocznie chciała być cały czas świadoma, przyjmowała chyba ketonal. Jednak myślę, że w szpitalu na pewno dawali jej leki przeciwbólowe, chociaż pewności nie mam bo ona była cały czas świadoma. Wiem, że w ostatnie dni było jej bardzo niewygodnie i cały czas chciała by ktoś przy niej był, bo chciała zmieniać pozycję, a w tym trzeba było jej pomagać. Moja mama była tam codziennie, po dwa razy po kilka godzin, wujek też i on nawet o 2 w nocy potrafił zajrzeć i pielegniarki mówiły, ze je kontroluje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po co to analizujesz
to że śmierć w raku płuc jest bolesna to mit chory nie umiera dusząc się najczęściej umiera się gdy na wskutek raka pojawiają się przerzuty w mózgu, one powodują mikroudary i w pewnym momencie po prostu mózg może wyłączyć funkce życiowe: bicie serca, oddychanie, następuje utrata świadomości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgdalenelena2
autorko, mysle, ze najwazniejsze, ze babcia byla do konca swiadoma i co najwzaniejsze umierala w gronie/ obecnosci bliskich jej osob. Wiem, ze to zadne pocieszenie pewnie dla ciebie, ale ja uwazam, ze to bardzo wazne. bo bez wzgledu na to, co znaczyly jej ostatnie słowa, miala swidomosc, ze nie jest sama i na pewno było jej łatwiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po co to analizujesz
nie sądzę by w szpitalu podtrzymywali jej funkcje życiowe wiedząc że jest umierająca co najwyżej mogli podawać środki przeciwbólowe i uspokajające

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgdalenelena2
"to że śmierć w raku płuc jest bolesna to mit chory nie umiera dusząc się" - mysle, ze to nie czas i miejsce na takie analizy. ale jesli juz to babcia mojej przyjaciolki zmarła własnie w skutej tej choroby i wiem jak wygladały jej ostatnie chwile. ale moze ze wzgledu na autorke tematu darujmy sobie juz dyskusje na ten temat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po co to analizujesz
pielęgniarki i lekarze bezbłędnie potrafią rozpoznać nadchodzące objawy śmierci powoli ustaje praca wątroby, nerek, pojawia się niewydolność krążenia, stąd obrzeki kończyn wyłączenie pracy nerek powoduje zatrucie metabolitami: mocznikiem, stąd majaki, niepokój lub śpiączka nie ma co rozwodzić się nad śmiercią, każdy z nas umrze tak jak rodzinmy się samotni tak i samotni odchodzimy to naturalna kolej rzeczy jak zmiana pory roku jesteśmy materią która krąży i dzięki której istnieją inne organizmy żywe wyobraź sobie że Twoja babcia stanie się częścią pięknego motyla lub rozkwitającego kwiata

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
moja babcia miała byc przewieziona do hospicjum i jak wujek podał im nazwy leków to w hospicjum powiedzieli, że są to leki reanimacyjne i jak babcię odłączą to jesli ona nawet przeżyje transport do hospicjum to potem i tak szybko umrze. A może właśnie lekarze sami ją odłaczyli jak nikogo nie było? Ech, nie chcę o tym myśleć Chodzi o to, że miesiąc przed smiercią babcia miała zawał serca i jako bezpośrednią przyczynę zgonu ma wpisanie niewydolność krążeniowo- oddechową i włąsnie na to leżała w szpitalu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DoNNAa
A to co teraz dzieje się z moją babcią, to tego nie wie nikt. Jedni jak ty wierzą w energię, inni w duszę, a jeszcze inni w nic. Ja osobiście mam też swoje teorie, ale nie chcę o tym dyskutować,. bo to temat rzeka, który do niczego nie prowadzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgdalenelena2
"rozkwitającego kwiata" chyba raczej "kwiatu"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po co to analizujesz
ciesz się że już nie cierpi o wiele trudniejsze jest życie w strachu przed bólem niż samo odchodzenie wyobraź sobie jak ciepriała ze strachu gdy poznała diagnozę-wyrok cierpiała zanim pojawiał sie fizyczny ból mój teść też żył z rakiem półtora roku, to była agonia, był lekarzem i aż za dobrze wiedział co go czeka cierpiał psychicznie, wolał brać psychotropy by nie myśleć, przesypiać całe dnie, noce, wolał się upijać śmierć była dla nich wyzowleniem od bólu i strachu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgdalenelena2
autorko, nie smuc sie. jak pisałam, jestem przekonana, ze twoja babcia umierała w spokoju, majac przy sobie najblizszych. sama pisalas, ze dbaliscie o nia, ciagle ktos przy niej byl. i to jest najwazniejsze. wiem co przezywasz. mnie tez przyszło usłyszec od pradziadka "bede umieral" ..i zmarł w ciągu kilku minut. mysle, ze w tych ostatnich chwilach ludzie sa pogodzeni z tym, co ma sie wydarzyc. nie zadreczaj sie, mysl o babci ciepło. wierze, ze w jakis sposob osoby nam bliskie/zmarłe są z nami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×