Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Ooonaaa___26

Kryzys czy droga donikąd?

Polecane posty

Gość Ooonaaa___26

Mój mąż uważa, że nie powinniśmy ze sobą rozmawiać. Rozmowy są jałowe i nie prowadzą do niczego, co więcej to strata czasu. Próbowałam już się z nim kłócić, powtarzając, ze mi zależy. Próbowałam go olewać i nic od niego nie wymagać. Próbowałam nawet robić wszystko za niego. Próbowałam wielu rzeczy, ale każda prowadzi do tego, że jeśli chcę żeby w moim domu było spokojnie, muszę sama prać i sprzątać (tu się żyje! to nie będzie wszystko lśniło co dzień!) a także sama zajmować się psem, który przed ślubem był jego ulubionym czworonogiem, a po ślubie stał się obowiązkiem, który jest tylko mój, bo to przecież mój pies. Do tego wszystkiego jestem w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Początek szóstego miesiąca a ja ciągle pracuje bo muszę. Ledwo wyrabiamy z kasą, jesteśmy finansowo na dnie, co na pewno zaognia sytuację. On sprząta i zmywa... ale wszystko "jutro". Tak więc kiedy chce mieć czysto i nie robić tego sama, muszę poczekać do jutra, wtedy MOŻE to zrobi. Nie mówiąc już o czułości, trosce i zainteresowaniu dzieckiem, którego po prostu nie ma. "On się cieszy", mówi jego przyjaciel... ale dlaczego on o tym wie, a ja tego nie widzę? A ja? Ja już nie narzekam, już się nie kłócę (wcześniej robiłam to notorycznie, bo nie widziałam innej drogi), teraz milczę i tylko raz na miesiąc wybucha wojna, którą zaczyna mój płacz. Wojna, które trwa dwie godziny, w której proszę, żebyśmy zrobili coś żeby znów być bliżej siebie, żeby się kochać. Wojna która kończy się tym, że dowiaduje się, że mąż i żona to nie przyjaciele. Więc kto? Obcy ludzie z wspólnym dzieckiem? Myślałam o tym, żeby pójść do jakiejś poradni, ale to w ogóle nie wchodzi w grę. On nie będzie rozmawiał o naszych problemach z obcymi ludźmi. Musimy radzić sobie sami. Więc jak sobie radzić, jeśli mamy jak najmniej rozmawiać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Krótko - rozwiedź się ,bo takie zycie nie ma sensu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ooonaaa___26
Nawet rok nie minął, odkąd przysięgaliśmy sobie, że będziemy razem do śmierci. ...jakie to wszystko jest żałośnie smutne. Najbardziej winie siebie, jak mogłam zignorować w nim te cechy, które widziałam przed ślubem a które wydawały mi się możliwe do zmiany? Teraz okazują się murem nie do przeskoczenia. "On nie będzie się zmieniał, bo on nie jest zabawką, którą mogę dopasować jak mi się podoba do swoich potrzeb".......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i jesteś opiarą wiary w to ,że faceta można zmienić :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiem cos o tych klotniach bo tez to mam jak chce zeby cos zrobil to pozniej zaraz itd wiec musze robic wszystko sama a jak sie odzywam to sie czepiam przynajmniej raz w tyg wybucha klotnia nieraz nawet o pierdoly ale tz sie nie mozemy dopasowac do konca przed slubem tez swietnie sie dogadywalismy mamy teraz 2 letniego synka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ooonaaa___26
Aniołek i co z tym robisz? Robisz coś czy nic? Żyjesz tak czy wywalczyłaś coś? Jak to zrobiłaś? Co z tym robić? Czy się tak da żyć po ślubie? My nawet nie uprawiamy seksu. Od co najmniej trzech miesięcy. Wszystko idzie w kierunku najbardziej h**owym z możliwych a jego zdaniem wszystko jest w porządku. Będziemy się co dzień mijać, aż urodzę i pojawi się dziecko, którego mijać się już nie da. Domyślam się, że wszystkie obowiązki spadną na mnie. A jeśli tak będzie po porodzie, to jak można myśleć o dalszym życiu? Matko, prędzej go zabije niż pozwolę krzywdzić jeszcze nasze dziecko swoją obojętnością. ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×