Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ona. taka ona. młoda.

Rodzice: Masz wyjść za mąż!

Polecane posty

Gość ona. taka ona. młoda.

Jak w temacie. Rodzice chcą abym wyszła za mąż. I koniec. On jest pierwszym moim chłopakiem na poważnie. Ja 20 lat on 22. W marcu zaczęliśmy chodzić (po długiej znajomości), a już od maja zaczęliśmy codziennie ze sobą przebywac i spać większosc u niego razem. Moi rodzice twierdzą, że jak on chce ze mną być non stop (naprawdę widujemy się codziennie, żyjemy już jako para) to mamy się "hajtnąć" i wyprowadzić a on mnie utrzymywać.A ja nie wiem co robić. My planujemy ślub, ale po moich studiach (za półtora roku) a zamieszkać w osobnym mieszkaniu jak zacznę znowu pracować (miałam półroczną przerwę). I co? Nie mam nic do gadania. oni chcą i cały czas trują, że głupi jesteśmy i w ogóle. Do mojego rodzeństwa tak nie, ale do mnie tak się zachowują. Nie wiem czy nie chcą już na mnie dawac żadnej kasy czy chcą mnie urchornić przed plotkami. ja nie chce teraz wychodzić za mąż i nie mieć pracy, nie mieć gdzie mieszkać, ani nic. I mam wyjścia: Albo wyjść za mąż i nic nie mieć, albo się wyprowadzić do niego teraz na stałe i próbować coś odłożyć albo wynając coś i znowu nie mieć na życie, bo mój kkochany nie zarabia bardzo dużo (najniższa krajowa). Co nie zrobię to moi rodzice nie będa zadowoleni. Dodam, że nigdy tak nie uważali, mówili mi abym spróbowała i dopiero ślub a teraz im się odmieniło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona. taka ona. młoda.
Podnoszę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Angelissa
decyzja o ślubie jest tylko i wyłącznie Twoja, jak zrobisz coś wbrew sobie samej to będziesz żałować. Polecam http://toster.pl :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
po pierwsze to jestescie zbyt krotko parą zeby brac slub, i do tego jestescie za młodzi,rób tak jak ty myslisz a nie tak jak mysla rodzice bo to nie jest ich zycie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Damski Krawiec
Widocznie starz pragną szybko zostać dziadkami! A co im żałować, jak sami chcą? Ślub na Wielkanoc, a dzidziusia róbcie już tej nocy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona. taka ona. młoda.
Odkąd pamiętam byłam nerwowa, tzn. szybko wpadałam w złość, co za tym często szło rozładowywałam ją na najbliższych (głównie na matce, bo mieszkałam tylko z nią) krzycząc i rzucając czym popadnie. Nie stanowiło to jednak wtedy aż takiego dla mnie problemu. W lipcu po powrocie z Anglii wynajęłam pierwsze mieszkanie z chłopakiem. Wcześniej też kłóciliśmy się często, potrafiłam go potraktować jak psa czy wyzwać, ale pod koniec sierpnia doszło do prawdziwej furii, pokłóciliśmy się w środku nocy o to że wrócił lekko wstawiony do domu, wpadłam w szał, obiłam mu całą twarz, gryzłam i drapałam po całym ciele, on próbował mnie obezwładnić, ale nie dało się. Nie wiem skąd biorę w sobie tyle siły podczas takich ataków. Jeszcze tej samej nocy przyjechała do nas policja, nasi rodzice, moja przyjaciółka. Tej samej też nocy on się wyprowadził a po tygodniu wrócił do Anglii. Mieszkałam tam sama przez kolejne 2 miesiące pogrążona w głębokiej depresji, prawie nie wychodziłam z domu. Mama zabrała mnie do psychologa, bo wiedziała że taki problem trzeba leczyć. Ja kompletnie się w takich chwilach nie kontroluję. Skończyło się na jednej wizycie, pan psycholog był bardzo miły, ale jakoś nie przekonał mnie szczególnie do siebie, tzn. nie wierzyłam że potrafi mi pomóc, poza tym jedna wizyta kosztowała 100zł, nie było mnie na to stać. Mijały miesiące, przeprowadziłam się do innego mieszkania znalazłam dwoje współlokatorów, dziewczyne i chłopaka, znaleźliśmy się wszyscy przez ogłoszenie. Po dwóch tygodniach kompletnie zauroczyłam się nowym współlokatorem, z wzajemnością zresztą. Jesteśmy teraz razem prawie 4 miesiące. Jest nam wspaniale kiedy jest zgoda między nami,pokochałam tego faceta. Miałam nadzieję że moja agresja sama z siebie mi przeszła, bywały między nami kłótnie i jakieś krzyki, ale to raczej przez to że oboje mamy ciężkie charaktery ( ja skorpion, on byk- trudne połączenie) poza tym chłopak jest z mojego rocznika. Jakiś czas temu znowu strasznie się pokłóciliśmy (o otwarte okno cheesygrin ), i znowu wpadłam w szał; kopałam w drzwi, krzyczałam prowokowałam go do kłótni, aż w końcu uderzyłam, podczas kiedy on spokojnie siedział i się nie odzywał. W końcu opadłam na podłogę, rozpłakałam się i opowiedziałam o swoich problemach ze złością o psych. itd. On powiedział że mi pomoże i jakoś sobie z tym poradzimy. Przez chwilę był spokój. Aż dwa dni temu kolejny napad agresji. Znowu kłotnia o jakąś błahostkę, dobrze że współlokatorki nie było na noc w domu. Znowu go uderzyłam, wyszłam z domu a on w tym czasie spakował część swoich rzeczy i pojechał do domu siostry, po kilku godzinach rozmawiałam z nią i pojechałam do niego, porozmawialiśmy, on mówił że chce odpocząć bo już ma dość. Tamtej nocy wrócił jednak do domu ze mną, kiedy zobaczyłam że zabrał połowę swoich rzeczy znowu wpadłam w furię; rzucałam czym popadnie, szarpałam go, wrzeszczałam, kopałam i zrobiłam jeden wielki delikatnie mówiąc ***. On stał przerażony złapał mnie mocno i tak trzymał żebym się uspokoiła, usiadł na łóżko ze mną i mocno ściskał i uspokajał, a ja się cała trzęsłam, miałam jakieś dgawki i twarz cłą zalaną łzami, i głośno płakałam. Po jakimś czasie usnęliśmy. Po tym zdarzeniu wczoraj rano wstałam do pracy i przepłakałam pół dnia, dopadł mnie totalny dół (trzyma do tej chwili) wieczorem on wrócił ze mną do domu i powiedział że inaczej na to teraz patrzy, że to jest choroba którą trzeba jakoś wyleczyć, że on nigdzie nie odejdzie, że będzie przy mnie bo mnie kocha, i razem sobie z tym damy radę. Bardzo mi pomaga ta świadomość że mogę na niego liczyć, rozmawiałam też wczoraj z jego siostrą (ona jest już dorosła ma swoją rodzinę i doświadczenie) powiedziała żebym poszła do psychologa, że oni mi pomogą itd. Mimo to jednak od wczoraj chodzę jak zbity pies, wracałam z pracy taksówką dzisiaj do pracy też przyjechałam taksówką, po prostu nie mam ochoty patrzeć na ludzi czy z kimkolwiek rozmawiać, mam ochotę zaszyć się w swoim łóżku i z niego nie wychodzić. Czuję jeden wielki wstyd i płakać mi się chce za każdym razem kiedy pomyślę jak bardzo zraniłam osobę którą kocham? Nie jestem złym człowiekiem, mama od dziecka wpajała mi dobre zasady, niewiem skąd to się bierze? Może to dziedziczne; mój ojciec był dosyć agresywnym alkoholikiem, na szczęscie mama się rozwiodła jak byłam mała, i słabo go pamiętam? Nie mam pojęcia jak sobei z tym poradzić, dopiero teraz dotarło do mnie jakie to może przynosić zagrożenie? A gdybym miała w ręku nóż? Napewno w tamtej chwili nie wahałabym się go użyć. Po prostu kompletnie nie potrafię w takich chwilach zapanować nad sobą, jakbym była w jakimś amoku, opętana. Zapomniałam wspomnieć, że zwykle kiedy coś mnie dręczy sięgam po alkohol. Nie jestem raczej od niego uzależniona, tak mi się wydaje, nie upijam się nigdy do nieprzytomności, po prostu kiedy wzbiera we mnie złość albo mam kłopot z którym ciężko mi jest sobie poradzić, zwykle piję jakieś wino/piwo/wódkę cokolwiek jest pod ręką. Boję się sowjej własnej agresji, nie chę ranić sowich bliskich, drugi dzień mam ochotę ciągle płakać. Czy powinnam iść do psychologa czy psychoterapeuty, jaka to różnica? Nie stać mnei raczej na prywatne wizyty, słyszałam o tym że można iść do państwowego psych. ze skierowaniem. Gdzie mogę dostać takie skierowanie? Mieszkam w Gdyni może ktoś mi poradzić co robić? Jak szybko czegoś ze sobą nie zrobie, to albo zje mnie depresja, albo po kilku dniach spokoju znowu dostanę furii z byle powodu, a to mnie przeraża, jestem wtedy po prostu niebezpieczna. Nie chcę stracić człowieka którego kocham, chcę żyć jak normalny człowiek, bez strachu przed swoim drugim obliczem. Proszę niech mi ktoś jakoś pomoże, poradzi frown

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Damski Krawiec
Słuchaj Młoda! To co napisałaś powyżej to gotowiec - wydrukuj sobie i wręcz jak najszybciej PSYCHIATRZE na najbliższej wizycie. Dlaczego? Bo tylko psychiatra ma prawo zapisywać silne leki, a bez farmakoterapii - nie dasz rady, więc odpuść sobie "terapię kanapową". Ty masz problem który wymaga szybkiego podjęcia leczenia. Wygląda to jak silna psychoza dwubiegunowa. Wiem coś na ten temat, bo w kręgu bliskich znajomych miałem dziewczynę która też kilka lat szamotała się między euforią a depresją, tracąc po drodze dwóch facetów, mimo że w odróżnieniu od ciebie nie była fizycznie agresywna. Jej historia może być dla ciebie wskazówką, bo od kilku lat obywa się bez leków stabilizujących nastroje, dzięki temu, że została żoną i matką. Nie obyło się bez kłopotów (jedno poronienie) ale teraz jest przeszczęśliwą mamusią kilkumiesięcznego, zdrowego bobasa. Więc z tym szybkim wydawaniem za mąż jest coś na rzeczy. Aha! W przychodni na korytarzu na kolorowym plakacie z tłumkiem absolutni "normalnie" wyglądających ludzi przeczytałem, że co czwarty z nas ma lub będzie miał kłopoty psychiczne". Czzyli 25%! Nie jesteś sama ze swoimi problemami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×