Gość cara1610 Napisano Styczeń 20, 2013 jesteśmy razem pół roku. Czyli właściwie nic choć patrząc na intensywność momentami wydaje mi się, że kilka lat. prowadziliśmy dosyć swobodne żywoty aż jakoś na siebie wpadliśmy. On jest po 30 nigdy nie był w długim związku, praktycznie wszytsko co dla mnie było normalne w relacji facet kobieta dla niego było nowe. Batalie stoczyliśmy (stoczyłam?) zeby przyznał przed sobą że coś do mnie czuje, ze chce spróbować, że mnie kocha. jak tylko posuwał się krok na przód, robił pięć w tył, raniąc mowiąc okropne rzeczy. Że woli chudsze, że bałagan, że pies, że wszystko. Ja odchodziłam, mowiłam ze mam dosyć, po paru dniach wracała skruszony, mówiąc ze mu zależy ze się boi, ze nie umie, ze uczy sie ze cierpliwości... Z seksem też było pod górę. Był moment ze naprawde uwierzyłam ze jestem za gruba ze go nie podniecam. A nie jestem :) miałam dotychczas wspaniały seks i nadal rozmiar S. Doszło do tego że jestem pospinana, nie kochamy się zbyt często, zawsze zachowawczo. Cokolwiek chciałaby nowego, to jest to obrzydliwe, albo nasuwa mu myśli o moich byłych i ze to okropne ze jacyś inni byli, a już wgól ejak to swiadczy o mnie ze seks bez związku. wiem ze z tego opisu wygląda bigot hipokryta szowinista. NIe jest taki, bywa cudowny. Pomaga mi, pomieszkuje ze mną - sam mieszka jak student w grupowym mieszkaniu, nie ma prawa jazdy. Zarabia bardzo dobrze jest zaradny zorganizowany, a jednak coś jest nie tak. nie wiem czy jestem dla niego sliczna, czy mnie pragnie, bez względu na czas spedzony na przygotowaniach w zyciu nie usłyszałam ze pieknie wyglądam. Czuję wewnetrzny opór by mieszkac z nim, a z drugiej strony nie umiem życią w zwiazku nastolatków. Chce partnera miłosci i szcześcia. Czy to ja oczekuje zbyt wiele? Czy jemu po prostu zależy w jakiś kulawy minimalny sposób? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach