Confused_mk 0 Napisano Luty 4, 2013 Zacznę od początku: Ponad rok temu byłam z mężczyzną, którego wcześniej znałam 5 lat, była to jednak tylko znajomość przez telefon. Po tych 5 latach zdecydowaliśmy się spotkać. Od razu się w sobie zakochaliśmy. Postanowiliśmy być ze sobą. Na początku było miodzio, pomimo tego że nie mieliśmy dla siebie czasu, ja studiowałam, on miał 3-zmianową pracę, w dodatku byliśmy z innych miast, które niby nie leżą daleko od siebie, ale on nie miał prawa jazdy, a dojazdy do mojego miasta były bardzo ciężkie. Toteż spotykaliśmy się rzadko. Za każdym razem kiedy wyjeżdżał ryczałam jak bóbr. Kiedy Go nie było tęskniłam niemiłosiernie... Brakowało mi go, czułam, że nie chcę takiej relacji. Zaczęłam nowy rok akademicki. Poznałam nowych ludzi, w tym Jego (nazwijmy go Tomasz). Tomasz był szorstki, bronił się bardzo przez ludźmi, był zdystansowany. Jednak w miarę czasu coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy, zwierzałam mu się kiedy pokłóciłam się z Moim. Po jakimś czasie zauważyłam, że Tomasz jest we mnie zakochany, chciał się odsunąć w cień, bo nie chciał rozbijać mojego związku i cierpieć. Zaczęłam analizować i postanowiłam, że nie mogę być dalej z Moim skoro zakochałam się w Tomaszu. Nie chcąc czekać miesiąca aż Mój w końcu znajdzie dla mnie czas na jeden dzień w weekendzie zadzwoniłam, wyjaśniłam mu wszystko, że nie chcę tak dłużej żyć i że musimy się rozstać (ale dalej coś do niego czułam). Stało się, rozstaliśmy się. To co mnie zabolało to to, że nawet się nie pofatygował, żeby zawalczyć, przyjechać, pogadać... Bardzo cierpiałam, płakałam dniami i nocami, ciężko mi było z tą sytuacją, a Tomasz to obserwował. W końcu zdołałam sobie z tym poradzić. Było minęło. Zaczęłam szczęśliwy związek z Tomaszem. Było nam razem cudownie, jednak co jakiś czas łapałam się na myślach o Moim. Nie były to intensywne myśli, ale jednak. Szczególnie wtedy kiedy coś mi o Nim przypominało. Pech chciał, że moja uczelnia przeniosła się do miasta, w którym Mój pracował. Więc po jakichś 2 miesiącach napisałam do Niego z pytaniem czy nie chce się spotkać, szczególnie, że mieliśmy jeszcze swoje rzeczy, więc mogliśmy je sobie zwrócić. Oczywiście wszystko działo się za wiedzą i niechętną zgodą Tomasza. Kiedy spotkałam się z Moim coś drgnęło, uczucie odżyło. Widziałam, że ja Mu też nie jestem obojętna... Długo rozmawialiśmy. Później spotkaliśmy się jeszcze raz. Wiedziałam, że nie będę funkcjonować tak jak dotychczas szczególnie, że mieszkałam z Tomaszem, a on obserwował moje inne niż dotychczas zachowanie i czuł, że coś jest nie tak. Podjęłam decyzję, że zrywam z Tomaszem. Byłam przekonana, że Go nie kocham, że Mój jest tym kogo chce. Tak więc jestem teraz w miejscu , gdzie od ponad miesiąca jestem znowu z Moim, a na uczelni i w Akademiku spotykam Tomasza. Odkąd zerwałam z Tomaszem wahałam się pomiędzy nimi dwoma, kogo kocham, z kim chcę być, nie byłam pewna swoich decyzji i uczuć. Sytuacja zaczęła się powtarzać - Mój nie ma dla mnie czasu, jest wiecznie zapracowany. I tak jak przez cały ten czas, byłam przekonana, że kocham ich obydwu tak teraz wiem, że może i tak jest, ale na pewno nie chcę być z Moim. Nie pasujemy do siebie, czegoś mi w nim brakuje, czegoś mi nie daje. Moje pytanie do Was jest takie: jak z nim zerwać, żeby nie złamać mu serca dostatecznie? Wiem, że on świata beze mnie nie widzi. Kolejne rozstanie będzie dla niego ciosem. Nie wiem czy będę chciała rozmawiać z Tomaszem, czuję, że nie mogę mu tego robić, otrząsnął się już z naszego rozstania, mimo że dalej widzę, że mnie kocha i zrobiłby dla mnie wszystko. Wiem, że to z Tomaszem chcę być, że to dla niego chcę się budzić co dzień. Ale... Boję się, że Mój zostanie między nami. Tak więc na początek chcę się uporać z Moim. Chcę mieć to za sobą, mimo że wiem jaką cenę za to przypłacę... Jeśli mamy być z Tomaszem razem to prędzej czy później będziemy. Proszę o pomoc... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach