Wyzysk? Co zrobilibyście na moim miejscu?

Jestem zatrudniona w pewnej firmie odzieżowej. Zatrudniona to zbyt wiele powiedziane. Mam umowe zlecenie wg której nie zajmuje stanowiska które zajmuje, lecz wykonuje pewne prace za które mam jednorazowo zapłaconą kwotę wręcz śmieszną (ok 50 zł na rekę/mc). Reszta wypłaca jest jakby na lewo, po to, by pracodawca nie musiał płacić większych podatków. Widzę jaki jest grafik i wiem, że mam najwięcej godzin spośród wszystkich pracowników, a zarabiam najmniej, bo cała reszta ma normalną umowę o pracę. Dostają podstawę większą niż to co ja dostaję a do tego mają premie, o której ja mogę pomarzyć. W dodatku nikt nie liczy się z wcześniej ustalonym grafikiem, poprzednie dwa tygodnie miałam wręcz zawalone godzinami i usłyszałam, że będę mieć w tym tygodniu mniej godzin, miałam mieć trochę wolnego i nawet miałam to wpisane w grafik, niestety już zmniejszono mi to wolne o połowę i znowu mam godzin w tym tygodniu najwięcej ze wszystkich. Do tego liczne nadgodziny, telefony w wolny weekend (który zdarza się rzaadko, w sobote i niedziele pracujemy normalnie) żebym następnego dnia przyszła wcześniej, została dłużej itp itd Miesięcznie nie wychodzi mi nawet najniższa krajowa, a godzin mam w tygodniu ostatnio więcej niż 45. Chciałabym bardzo zrezygnować, ale boję się, że nie uda mi się czegoś znaleźć od razu (przed tą pracą byłam bezrobotna prawie pół roku), a pieniądze które zarabiam są bardzo potrzebne mojej mamie, bo jej pensja nie starcza na życie. I jestem w kropce. Co zrobilibyście na moim miejscu?

pierdolnął bym tą robotę

powinnas szukac lepszej pracy ale nie rzucaj na razie tej. Lepszy rydz niz nic. Nie rozumiem ludzi krozry narzekaja i nie staraja sie znalezc czegos lepszego? Czy lekarz ci zapisal w recepcie ze masz tam pracowac?

ja to mam pecha a potem? potrzebuje tej pracy niestety

bazienka i co mi to da oprócz tego, że mnie zwolnią? a ja bylam na hinduskim slubie szukam od pierwszego dnia odkąd tam pracuje i jak dotąd znaleźć nie mogę, a tutaj już nie daje rady

up

złożyła skargę do PIPu. Pracowałam 5 lat w jednej firmie, 3 lata na zlecenie, w tym czasie łączyłam jeszcze pracę ze studiami, zajęcia od 8 do 14, a potem od 15 do 22 praca, i tak na odwrót, raz rano praca a po południu studia, oczywiście KAŻDY KAZDY weekend cały w pracy, potem studia skończyłam, dostałam etat, zaszłam w ciążę (a macie!) i oczywiście umowy nie przedłużali, mimo, że naprawdę byłam jednym z najlepszych pracowników:) Nie ma się co żyłować! Trzymaj się i naślij na skurwielstwo ten PIP!

o to że pracodawca nie wypisał mi świadectwa pracy, i inne takie, to PiP nic mu nie zrobił i na tym się skończyło

no dobrze, ale co mi da ta skarga do PIPu? Mi naprawdę nie zależy na jakiś zemstach, nie jestem mściwa. Co mi to da oprócz tego, że stracę pracę i prawdopodobnie znów będę na bezrobociu kilka miesięcy jak nie dłużej?