Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość Ms. JD

Miłość z Facebook'a

Polecane posty

Gość Ms. JD

Uprzedzając ataki i złośliwe uwagi- dzielę się swoją historią z czystej potrzeby wyrzucenia kłębiących się we mnie myśli. A może także po to, żeby zmusić inne dziewczyny do zastanowienia się nad priorytetami i wybieraniem tego, co ważne, przed tym, co pilne. Kwiecień ubiegłego roku. Studiuję za granicą. Zakładam na FB fanpage projektu-inicjatywy społecznej, którą chcę zrealizować już po powrocie do Polski. Pojawia się pierwszy 'lubiący'. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że facet, który jako pierwszy kliknął 'like' wywróci moje życie do góry nogami. Odzywa się na mój prywatny profil, pyta o pomysł, chwali, oferuje wsparcie i pomoc. Wiem, kim jest, bo łączy nas ta sama branża. Z tą różnicą, że ja jeszcze stoję po stronie studenckiej, on wykłada prawo na jednej z Polskich uczelni. Szukam o nim informacji w internecie. Gwiazda palestry, świetnie zapowiadający się naukowiec. On nie wie o mnie nic. Już pierwszego wieczora proponuje kawę po moim powrocie do Polski i proponuje kontynuację naszych 'fejsbukowych rozmów'. Zgadzam się bez wahania, bo imponuje mi ogromną wiedzą, błyskotliwością i otwartością. Przez następne 4 noce rozmawiamy do 4,5 rano. Opowiadamy o swoich zainteresowaniach, planach, problemach, znajomych, jednym słowem o tym, co dla nas ważne. Te rozmowy stają się dla mnie jak narkotyk. Zauważam, że nie myslę już o nim w kategoriach wirtualnego znajomego, ale kogoś ważnego, kto stał się nierozłączną częścią mojego życia. Po tygodniu z jego strony pada propozycja przylotu do mnie. Strach miesza się z ekscytacją. Ostatecznie staje na tym, że to ja za dwa tygodnie przylecę do Polski, przy okazji załatwiając swoje sprawy. Ten moment to była jakaś cezura w naszych relacjach. Stał się katalizatorem i wyzwalaczem naszej internetowej 'miłości'. Jakie to zabawne, zaczęłam się przywiązywać do faceta, którego nigdy nie widziałam na oczy, ale którego czułam niemal fizyczną obecność. Te dwa tygodnie były jak emocjonalna lawina. Dzień po dniu pozwalaliśmy sobie na coraz śmielsze deklaracje i plany na przyszłość. Ktoś pewnie nazwie mnie naiwną idiotką. ale z każdym dniem miałam coraz większą pewność, że ten internetowy 'grom z jasnego nieba' przerodzi się w coś fantastycznego. Może na całe życie. Dzień przed przylotem do Polski moja przyjaciółka ma ciężki wypadek samochodowy. Zostaję z jej rodziną w szpitalu, odwołuję lot do Polski. On zarzuca mnie falą oskarżeń, że nie traktuję go poważnie, że się nim bawię i zrywa kontakt. O ironio, nie przezywałam tak rozstań z żadnym z moich 'prawdziwych' poprzednich partnerów. Jestem w rozsypce, ale on jest głuchy na moje argumenty i tłumaczenia. Odzywa się po 3 tygodniach. Mówi, że też sobie z tym nie radzi i chce 'nam' dać jeszcze jedną szansę. Jestem już wtedy w Polsce, ale postanawiam się od razu nie godzić na spotkanie. Mija kolejny tydzień uczuciowego nieba. Już przestaję sobie wyobrażać moje życie bez niego. Zaczynam się nawet bać tego, z jaką intensywnością zakochałam się w kimś, kogo nie mogłam jeszcze zobaczyć, dotknąć, przytulić. Czuję z nim absolutną wspólnotę porozumienia. Chociaż ciągle nie mogę uwierzyć, że ja- zatwardziała racjonalistka, przyszła orlica Temidy-jak mówią o mnie znajomi- dała się ponieść tak nieracjonalnemu uczuciu. Dzień przed naszym spotkaniem pojawia się konieczność załatwienia sprawy na uczelni. Niestety tej z kategorii 'nie cierpiących zwłoki'. Wylatuję wieczorem z Polski, prosząc go o przesunięcie spotkania jeszcze o kilka dni. On wpada w szał. Pojawiają się oskarżenia o cynizm, instrumentalne traktowanie ludzi, niepoważne traktowanie. Przekreśla wszystkie moje marzenia, plany, emocje jednym kliknięciem:usuń z grona znajomych. Nie odpowiada na moje wiadomości, telefony, smsy. Jest głuchy na moje prośby. Próbuję walczyć o niego i o nas. Odzywa się po miesiącu. Z ostrzeżeniem, że jeśli nie dam mu spokoju to zamknie naszą relację 'prawnymi ścieżkami'. Z uczuciowego nieba zostałam strącona do piekła zapominania o nim. Wróciłam na stałe do Polski. Dziś łączy nas jedna uczelnia. Ciągle w relacji studentka-wykładowca. Mijam go czasami na korytarzu, na wydziałowych konferencjach i spotkaniach. Wie, że ja to JA. Nie mam odwagi do niego podejść i powiedzieć mu, że przez te kilka tygodni nie bawiłam się jego uczuciami, a naprawdę myślałam o nim w kategoriach kogoś na całe życie. Minął już rok od tego internetowego epizodu, a ja ciągle nie mogę 'wyrzucić' go z moich myśli. Boję się, że oddałam najważniejsze miejsce w serce komuś, kto nigdy nie będzie częścią mojego życia. Nieszczęśliwie łączy nas jedna branża, więc już do końca życia będę miała z nim jakiś tam kontakt. Wiem, że pewnego dnia pojawi się na wydziałowej imprezie z dziewczyną, kiedyś z żoną, dziećmi. A ja już zawsze będę się zastanawiać, co by było, gdybym wtedy nie przedłożyła spraw zawodowych i się z nim spotkała. Ktoś tam na górze okrutnie się nami zabawił, pozwalając nam się poznać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×