Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niepokorna__

jak to naprawić? pomóżcie, proszę!

Polecane posty

Witajcie. Mogłabym tu napisać całe swoje pochodzenie, ile mam lat, jaką mam sytuację życiową, ale to jest tu zbędne. Mogę za to napisać, że byłam z chłopakiem, pierwszym i tym jedynym (walka o jego uczucia trwała prawe 3 lata), równy rok. W rocznicę, nowy rok, jego matka, apodyktyczna kobieta, nieznosząca sprzeciwu, zabrała mi go. Na obiad. Więc powiedziałam, że jak wyjdzie, to może nie wracać - pod wpływem emocji. Nie sprzeciwiał się, potulnie zgarnął manatki i wyszedł. I się zaczęło. Wydzwanianie, pisanie setki smsów. Niejasna sytuacja się trochę rozjaśniła 5 stycznia - zadzwonił, powiedział, że nie jest na siłach się spotkać, ale nie chce się rozstawać i mamy oboje przemyśleć, jak to naprawić. A ja, durna, puściłam trochę jadu - powiedziałam, że nawet jak to się naprawi, to więcej do niego nie przyjdę - a on ma bardzo silne zasady życiowe, rodzina jest na 1 miejscu. Więc tego nie mógł przeboleć i tydzień później zaproponował mi przerwę. Na kilka dni odzyskaliśmy normalny kontakt, potem nagle zamilkł. Ja też milczałam, potem 30 stycznia napisałam mu życzenia imieninowe, za które nawet nie podziękował. Dzień później poszłam na trening, gdzie trenowałam, zanim nie zapadł na mnie wyrok operacji kolana... (pamiętam, że byliśmy po poważnej kłótni, gdzie rozstanie wisiało w powietrzu, a on wracał z uczelni na złamanie karku, żeby mnie za rękę trzymać podczas wizyty...). Powiedział, że do siebie wrócimy, że to tylko przerwa, że on się w ogóle nie chce rozstawać. Potem przez cały miesiąc nie było go na treningu. I się ani razu nie odezwał, ale mówił, że ta jego rana jest tak straszna, że on potrzebuje czasu. No i spoko, dostanie go, ale ja potrzebuję go przy sobie. Nawet jako przyjaciela, potrzebuję go widzieć, czasem się przytulić. 5 tygodni później zaszła w nim straszna zmiana. Przejechał koło mnie, jak zasuwałam piechotą na trening, to jak dotarłam, spóźniona (miał mnie wozić na treningi, jak zawsze kiedyś), na jego cześć warknęłam, żeby się do mnie nie odzywał. Potem powiedział, że mnie nie zauważył. Wymusiłam na nim, żeby ze mną porozmawiał, ogólnie zachowywałam się jak pierd... histeryczka, sama siebie nie poznawałam, grałam mu na uczuciach, płakałam, zadawałam durne pytania... no normalnie pieprznięta psychicznie. On zaczął mówić, że nie obiecał powrotu, że już się z tym po prostu pogodził, i że, uwaga, od 2 stycznia (!!) przestało mu zależeć... To dziwne w takim razie, skoro płakał razem ze mną 31, że nie chce się rozstawać i potrzebuje czasu... I chciał się mnie jak najszybciej z samochodu pozbyć. W ogóle by go nie obeszło, czym bym wróciła do domu (30 minut jazdy pociągiem) i czy w ogóle. Ale jednocześnie powiedział, że nadzieję na powrót zawsze można mieć, że jest pół na pół szansy na powrót. Wiem, że w grę nie wchodzi żadna inna dziewczyna, sama na niego 2 lata czekałam, bo przeżywał swoją miłostkę młodzieńczą. Powiedział, że postara się we mnie zakochać na nowo, i uśmiechnął się na moje stwierdzenie, że może historia zatoczy koło (wszystko się zaczęło od wożenia na treningi). Ale jak powiedziałam, że jeżeli on nie widzi w ogóle naszego powrotu, to niech ze mną zerwie, tu i teraz, a nie mnie męczy i karmi nadziejami. Nie powiedział, że ze mną zrywa, nie powiedział też, że mnie nie kocha. Szczerze, jak rozmawiałam na ten temat z mamą, to powiedziała, że wcale mu się nie dziwi, skoro tak się zachowywałam. I całe moje pytanie kręci się wokół tego : jak go odzyskać? Biorąc pod uwagę, że mamy po kilka minut dwa razy w tygodniu? To nie jest standardowa sytuacja, że zerwanie, że on nie kocha. Jest przerwa. Dla mnie bardzo bolesna, dla niego też. Widziałam w jego oczach, jak on ze sobą walczy. Nie chcę go przytłaczać, nie chcę robić z siebie wielkiego nieszczęścia. Chcę, żeby mnie na nowo pokochał. Bo wiem, że tak, jak on kochał (i może nadal kocha, nie można z dnia na dzień przestać kochać), nie kochał mnie nikt. I nikt nigdy nie będzie tak mocno i oddanie mnie kochał. Co mogę zrobić, jak to uratować? Bardzo się męczę w tej całej sytuacji... Moi rodzice są po rozwodzie, i mama mówi, że w dniach, jak ojciec jest normalny, kochany, nie robi afery, nie szuka spisków i nie gra na emocjach, to jej się serce ściska, że tak to się skończyło, a nie inaczej. Myślicie, że moją sytuację też można uratować? Czuję, że to jest ten jedyny, on mi to bardzo często mówił, teraz żałuję, że ja tak rzadko... Że tak rzadko mówiłam mu, że go będę kochała na zawsze, wiecznie. Co robić?? Jak uratować honor, gdzie przez 1 miesiąc po przerwie praktycznie upodliłam się do granic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"walka o jego uczucia trwała prawe 3 lata" ­ dalej nie czytam, bo już wiadomo, że tylko tobie na tym związku zależało. ­ zapomnij o nim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
żaba, właśnie, że doczytaj :) walczyłam o niego 3 lata, tzn walczyłam... to nie do końca dobrze powiedziane, ale starałam się być w jego pobliżu, a on przeżywał zdradę swojej poprzedniej dziewczyny..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj ! Moja rada to szczera rozmowa,ale taka na spokojnie bez krzyku histeryzowania bo to nic nie daje, a raczej pogarsza sprawę.W tedy każde z was niech się zastanowi i powie co było przyczyną waszej kłótni i przerwy, powiedzcie sobie co wam ley na sercu, co wam nie pasowało w waszym zwiazku. a wtedy jeżeli wam na sobie zależy dojdziecie do jakiego kompromisu na tym polega zwiazek na partnerstwie i ustępstwach oczywiście z dwóch stron. Ja miałam troszeczkę podobna sytuacje, ale bardziej zawiłą , mój facet tez potrzebował kiedyś przerwy, wtedy byłam na niego zła i nie rozumiałam tego dlaczego tak postępuje a nie inaczej bo dużo poświeciłam dla naszego związku .Moja rodzina sprzeciwiała się naszemu związkowi głownie mój ojciec i jego matka . Po tej przerwie , która trwała jakieś dwa miesiące spotkaliśmy się i wyjaśniliśmy wszystko na spokojnie i tak od 6 lat jestesmy już małżeństwem .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję za odpowiedź. Była między nami szczera rozmowa, w połowie stycznia. Najpierw mówił, że nie może przeżyć tego wyboru, który mu postawiłam, że albo ja, albo rodzina, a tak naprawdę chodziło o rocznicę albo obiad z rodzicami... Zabolało mnie to tym bardziej, że mieszka z nimi i obiadki ma codziennie :( Potem doszło, że zaczęliśmy się zachowywać jak stare małżeństwo, zabił mnie stwierdzeniem rutyny, uderzył w poczucie bezpieczeństwa... A nie umiem z nim rozmawiać, bo on chce na razie przerwy, chce być przyjaciółmi, a ja się boję, że im dłuższa ta przerwa będzie, tym trudniej będzie do siebie wrócić, dlatego nawet jeżdżę do innego miasta na treningi, z operacyjnym kolanem, żeby chociaż mieć go przy sobie te 3 godzin tygodniowo... też walczyłam, żeby tej przerwy nie było, ale on powiedział, że to jest dla niego zbyt mocna rana... A ja się męczę już prawie 3,5 miesiąca, żyć normalnie nie mogę, tylko chodzę i analizuję znaki... że przecież nie woziłby mnie na treningi, gdyby mu nie zależało... strasznie trudna ta sytuacja. Mogę na niego poczekać, tylko chcę, żeby mnie na nowo pokochał, żeby zobaczył mnie taką, jaką byłam dawniej. Myślisz, że to podziała?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i zapomniałam dodać, że on zawalił rok studiów, nie przyznał się rodzicom, za warunki płacił z własnej kieszeni i walczył przez cały luty, aż do 5 marca o zaliczenie sesji... No i powiedział, ze wciąż o mnie myśli, wspomina mnie i nosi moje zdjęcie w portfelu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie bądź zbyt nachalna i natarczywa bo to tez nic nie da, ale napisz dokładniej czego on nie może ci przeboleć . Przeszkadza Ci ze więcej czasu spędza ze swoja rodziną ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja prowadze i niech go
Rozczulil mnie ten potrfel i to twoje w nim zdjecie ,ale chyba najbardziej twoja glupota. :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dla mnie to jest cudowne, że jest taki rodzinny, naprawdę. Sama pochodzę z rozbitej rodziny bez żadnych fundamentów emocjonalnych. On mnie do siebie zapraszał na święta, na mikołajki, na kolacje rodzinne. A ja przychodziłam, mimo tego, że było mi momentami trudno, bo nie mogłam się dogadać z jego mamą. Zawsze mu mówiłam, że to dla mnie jest naprawdę fajne, że zazdroszczę mu rodziny, rozmów z rodzicami. Ja tego nie mam, mieszkam z mamą w innym mieście, ojca widuję raz w tygodniu, a jak widuję, to modlę się o jak najszybsze wywinięcie się z tego. Bywały sprzeczki, bo jestem osobą dosyć przestraszoną w kwestii rodzinnej, potrafiłam się rozpłakać u niego w pokoju bo jego matka powiedziała coś kąśliwego. Ale zawsze mu powtarzałam, żeby wybierał rodzinę. I chodzi o to, że on źle zrozumiał moje słowa, zakodował sobie w głowie, że kazałam mu wybierać między sobą a rodziną. I nie przebiłam mu do głowy, że to nie o to chodziło. Nie chcę być natarczywa i nachalna, właśnie się pytam, co mam robić, żeby to cudowne uczucie ratować? Nie chcę szukać partnera na podobieństwo mojego ojca...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spróbuj jeszcze raz z nim porozmawiać i o twoich problemach w kwestii rodzinnej on nigdy nie był w takiej sytuacji więc może nie ma co się dziwić że ciebie nie zrozumiał, ale ty tez musisz przezwyciężyć ten strach, a słowami jego matki się nie przejmuj moja teściowa tez czasami ma rożne uwagi dość kąśliwe, ale ja to olewam (matka zawsze będzie zazdrosna o syna )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rozmawialiśmy na ten temat wielokrotnie, zawsze było gadanie pt "ona ma takie specyficzne poczucie humoru", poza tym ten problem został już praktycznie zażegnany, bo zawsze jak prosił, żebym do niego przyjechała czy przyszła, zawsze to robiłam. Myślę, że po moim zachowaniu w czwartek, żadna rozmowa nie ma sensu. Na razie muszę odbudować po części chociaż jego zaufanie. Poza tym to nic nie da, on sobie wtłukł do głowy, że jest rana i że trzeba to przeżyć maksymalnie dołująco. Myślisz, że jak zobaczy mnie taką, jaką widział mnie kiedyś, uśmiechniętą, lekko niepewną, to coś się zmieni?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślę że tak, a na pewno o wiele lepsze to niż ma Ciebie widzieć smutną .Daj sobie trochę na luz wiem, że to trudne, ale może potrzebujecie takiej rozłąki, abyście zrozumieli jak bardzo wam na sobie zależy. Czas pokaże wtedy, czy tylko Tobie tak bardzo zależy na waszym zwiazku , czy jemu też. Pamiętaj jednak,że oboje musicie coś z siebie dać nie tylko ty. I nie czuj się wszystkiemu winna, bo zawsze wina leży po obu stronach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej :) Dzisiaj miał mnie zawieźć na trening. Nie uzgodniliśmy, gdzie się mamy spotkać, więc poszłam tam, gdzie jemu łatwiej mnie odebrać. Nie było go. Moja pierwsza reakcja : wypiął się na mnie i pojechał sam. No kur... Ale opanowałam się, zadzwoniłam i się okazało, że on nadłożył drogi, żeby mnie z pociągu odebrać tak, żebym to ja mniej chodziła! Więc śmieszna sytuacja wyszła. Co do samego przebywania ze sobą - było miło. Przywitałam się, bez żadnego tulenia czy całusów w policzki, wsiadłam, i gadaliśmy, jak tam mu studia idą, jak egzaminy, co tam ogólnie słychać. Nie nawiązałam do żadnej naszej poprzedniej rozmowy, po prostu zwykła rozmowa dwóch znajomych. Byłam uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona, nie gapiłam się w okno i nie burczałam na niego. Mieliśmy jedną butelkę wody, wspólną, jak zawsze, bo on zawsze zapomina brać z domu :P Na treningu pomagał mi robić ćwiczenie (stanie na rękach z obrotem... poległam i się nogami zakryłam, nie polecam), na początku nieufnie spoglądał w moim kierunku, a pod koniec cały czas się patrzył i rozmawialiśmy. Nie ćwiczył ze mną w parze, ćwiczył z inną dziewczyną, bo oboje są na podobnym poziomie. Było ukłucie zazdrości, ale nie dałam po sobie poznać. Potem się dowiedziałam, że tamta dziewczyna ma chłopaka i "mojego" traktuje jako worek treningowy z kośćmi w zestawie. Ogółem pokazałam mu odrobinę, że się o niego troszczę - a to spytałam, jak kolano, jak źle upadł, czy wszystko w porządku. Ale nie biegałam za nim z plastrami, o nie :P Jak wracaliśmy to się nawet rozśpiewał w aucie, opowiadał mi jakieś historyjki ze studiów i odwiózł pod sam peron. Chwilkę dosłownie posiedzieliśmy w samochodzie, ja podziękowałam za podwiezienie mnie, ustaliliśmy, że to jest miejsce, skąd będzie mnie zabierał i wyszłam. Nie wymuszałam żadnych czułości, nic. Pewnie teraz ma zagwozdkę, co we mnie wstąpiło, że taka naturalna byłam. Stara miłość nie rdzewieje, a gdy nie rozmawiam z nim o tym, co było, on się czuje komfortowo. Może, jak się ociepli, to gdzieś wyskoczymy, do kina, na spacer. Kurka, musi być dobrze ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×