wczoraj wieczorem na dworcu widziałam jak jakiś człowiek próbował odgryźć sobie

...penisa! siedział pod ścianą i gryzł go do krwi, a nasienie ciekło mu po brodzie i koszuli:o mężczyzna młody, widać, że bogaty, dobrze ubrany- garniak, wypastowane lakierki, pewnie biznesmen albo prawnik... serio, i on siedział na tej zimnej posadzce z rozpiętym rozporkiem, pochylony, i gryzł swojego członka, aż mu krew leciała... paskudny widok:o podeszłam i mówię mu, żeby przestał:o zaproponowałam nawet, że ja się nim zajmę w inny sposób, za darmo... i wiecie co? odburknął chamsko, że kobiety to kurwy, i łypnął na mnie takim wzrokiem, że aż mi się niemiło zrobiło:( podejrzewam, że musiał być bardzo naćpany, skoro w ogóle nie czuł, że sobie przegryza, c'nie ? a jak wracałam z powrotem tą trasą, to kikut wisiał mu już na strzępkach, a on klęczał i majtał nim, wykręcał we wszystkie strony chcąc oderwać do końca:o jak przechodziłam obok, to jeszcze machnął nim w moją stronę i opryskał mi krwią kurtkę:( do tego cytował jakieś łacińskie formułki, że życie jest iluzją, że nic nie jest takie, na jakie wygląda etc. zdaje się, platon to był... albo sokrates. ja pierrdolę co za chorzy ludzie na tym świecie żyją:o