Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

exquisite

Kocham CIę, ale nie możemy być razem

Polecane posty

byliśmy ze sobą niemal 2 lata. mój facet jest zmuszony wyjechać z Polski na zawsze. miało to być dwa miesiące do pracy, ale ma zapewnioną pracę w Singapurze u rodziców na potem. ta sytuacja jest jego winą, bo zawalił studia i nie ma czego tu szukać praktycznie... a tam ma zapewnioną dobrą posadę. rozstajemy się... na początku to ja powiedziałam, że jak decyzja, to decyzja i nie będzie powrotów - zadecydował o końcu. uznał, że nie ma co się męczyć bezsensowną nadzieją i przedłużać cierpienia. potem zaczął się łamać, ale uparcie mówiłam, że ja nie uznaję i powrotów i nie po to pytałam 20 razy, "czy na pewno", by teraz jednak miał wrócić. powiedział, że jak jednak wyjdzie tak, że wróci do Polski, to się będzie o mnie starał. kiedy to ja zaczynam się łamać, on robi się uparty, zwłaszcza jak się okazało, że jego ostanie się w Singapurze jest praktycznie pewne. powiedział, że lepiej dla nas będzie jak w ogóle przestaniemy się kontaktować... przed i po rozstaniu równie uparcie twierdzi, że mnie kocha. a mimo to boi się spróbować to przetrwać. nie wierzy w to. ja miałam w tym swój udział, bo na pierwszą wieść o wyjeździe w ogóle zareagowałam niemal histerycznie twierdząc, że dla mnie to oznacza koniec, bo ja takiego związku na odległość nie chcę. ale... to tylko słowa. nie raz się na coś złoszczę dla samego "buntu", ale jak trzeba to jestem w stanie wiele wytrwać. wolałabym, by mnie zdradził, albo źle traktował - to by było łatwe, bo byłaby to osoba po prostu nie dla mnie. a tak? jak mam się z tym pogodzić? jak mam go nienawidzić, kiedy nie mam za co? nareszcie byłam z kimś szczęśliwa. to był "ktoś tylko mój"... oczywiście, że się kłóciliśmy. jak każda para... przetrwaliśmy dość ciężki okres, kiedy było ze mną źle. wspierał mnie i wytrwał to mimo, że bywałam okropna. jak miałabym teraz kiedykolwiek komuś zaufać? jemu ufałam najbardziej, a i tak to wszystko zawiódł, jeśli można to tak nazwać. naprawdę myślałam, że to "to"... z jednej strony, co, starać się? jak? z drugiej... czy w ogóle chcę być z kimś takim tak naprawdę? z kimś, kto w nas zwątpił, zwątpił przede wszystkim w moją siłę? chyba pozostaje mi się pogodzić z rozstaniem. jestem taka nieszczęśliwa. olałam zaradność faceta przy wyborze, a teraz to chyba każdego, jaki się trafi będę rozpatrywać pod każdym względem, a nie tylko "dobrze mi się z nim gada i fajnie spędza czas, to fajny koleś i nie widzi świata poza mną"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×